| SIERPIEŃ 1994 Zycie po życiu naszych gwiazd
WETA
Wojciech
' Mialajkat
| się nie
napina
Indeks: 358061
Nr8
Tyrani,
cisi,
furiaci
tagotlmy?
lick HMolte?
YABBA- DABBA-Doo dd ta SUMmER!
KRAK WAG
EUZABETH PERK:NS ROSE ODONNELL
KANYE ATARI AT TALAGA AERO TO
= GONIDNEN oz AO ACz Akce oz KALEISNACwzACN ee TLEN „PYE
MKIRKELAGNO UA RURKA "rc:
1 SER BĘ == pAJECNR * „El [EIT AUNYASKŁAGI
i
BE ;
odwrotnie/, gdzie dla bojaźliwych nie ma za bardzo miejsca. Dystrybu-
tor musi być szybki jak Reeves w *Speed” i widzieć przyszłość jak Bud-
da, mieć refleks jak każda z *wystrzałowych dziewczyn”, znać wszyst-
kie sztuczki w każdej grze jak Maverick, mieć poczucie czarnego humo-
ru jak *gliniarz” Murphy i oczywiście powinien *kochać kłopoty”.
Prawdą jest, że w takich Stanach Zjednoczonych 40% wszystkich
wpływów ze sprzedaży kinowych biletów przypada na letnie miesiące.
Że właśnie w lecie premiera goni tam premierę, a o ich kolejności decy-
dują całe strategiczne sztaby. Ale reszta filmowego świata, np. Europa,
zapada raczej w podobny do naszego letni letarg. I coś w tym być musi.
Tak czy inaczej mamy więc dwa modele wakacji filmowych: amerykań-
ski i europejski. My jesteśmy tutaj jakby bliżej Europy... Nasi dystrybu-
torzy wyraźnie stawiają na polską złotą jesień.
Mimo wszystko jednak nasze filmowe wakacje trudno uznać za stra-
cone. Na ekrany trafia przecież kilka bardzo interesujących nowości.
nadarza się też dobra okazja odrobienia zaległości i obejrzenia tego, cze-
go się jeszcze nie zdążyło zobaczyć. A w końcu, gdy ktoś zaszyty w le-
śnych ostępach zatęskni nagle i w nieprzemożny sposób za ludźmi, ten
przedostawszy się przez dzikie knieje do najbliższego kina, może obej-
rzeć ten czy ów film i dwa, i nawet trzy razy. Nie ma bowiem lepszego
leku na samotność nad kino. lk.
w numerze
M WYDARZENIA
© Ludzie listy piszą — str. 4 Bomba na kołkach, czyli
SPEED — str. 18
© Nowego Batmana zagra
VAL KILMER - str. 5
GLINIARZ Z BEVERLY
HILLS 3 na karuzeli — str. 22
MAVERICK, największy
blagier na Dzikim Zacho-
dzie — str. 26
p—j
gg” „
=
k 7
6
h
©
© BRAD PITT fanem Stone-
sów — str. 12
Lato w mieście. Lato na wsi. Plaża w kinach. Premierowa, bo nowo-
ści filmowych w sierpniu jak na lekarstwo. Nasi dystrybutorzy — z pew-
nymi wyjątkami — wciąż jakby boją się gorących wakacji. Czy obawiają
się wyludnionych miejskich ulic, czy boją się dusznych, w większości
nie klimatyzowanych sal kinowych, czy też siły pewnch nawyków i
przyzwyczajeń? Trudno powiedzieć. Może boją się wszystkiego tego po
trochu... Nie znaczy to jednak przecież, ze nasi dystrybutorzy to grupka
nader bojaźliwa. Co to, to nie. Dystrybucja dzisiaj to sztuka interesu /i
Niebezpieczne, bo WY-
STRZAŁOWE DZIEW-
CZYNY -str. 34
© Na skróty przez Łagów -
str. 8 /87/
KOCHAM KŁOPOTY. A
kto nie kocha? — str. 30
© STONE według TARAN-
TINO dla dorosłych — 5
© KEN RUSSELL kręci w
Polsce — str. 7
© MICHELLE PFEIFFER
zagra Evitę Peron — str. 12
© Być idiotą to nie pudełko
pralinek — pisze Krzysztof
Kłopotowski — str. 14
EE LUDZIE
© WOJCIECH MALAJKAT
mówi, że się nie napina —
str. 41
© KEANU REEVES to de-
mon szybkości w życiu i na
planie — str. 44
© BERTOLUCCI - nieprzy-
padkowy podróżnik — str.
47
© NICK NOLTE zna wszyst-
kich — str. 52
© DOROTA SEGDA wyzna-
je, że nie jest już drżącym
kurczątkiem — str. 46
14
LX kaj
4 yn ;
64 7
_ i» ESA
© Piękne, ale nie tak?, czyli
Angielki w Hollywood —
str. 54
© KRZYSZTOF PIECZYŃ-
SKI z innej planety — str.
56
© Dynastia QUINNÓW -
str. 58
© JULIETTE LEWIS w por-
trecie na życzenie — str. 65
Joanne Whalley-Kilmer
Fot. DovglaskiKIGWIEJECE
EEE MAGAZYN
© MAREK KONDRAT na
giełdzie — str. 68
© Na tropie "Szczura”, czyli
droga przez biznes — str. 70
© Trzy kolory pustki? — str.
12
© Coś po francusku — str. 76
© Tyrani, cisi, furiaci: wielcy
reżyserzy na planie — str.80
© Nie bój się ducha — str. 84
© Dziennikarz pod presją —
str. 89
© Żyjesz tylko pięć razy —
str. 91
© Co robią, gdy nie grają: ży-
cie po życiu — str. 66
s «z
e
LUDZIE LISTY PISZĄ
KTO?
Jeśli dobrze zrozumiałam
sugestię notatki z nru 6, sta-
wiam "dramatyczne pytanie”,
kto dziś pisze w "Filmie", bo
przestałam sama. W domyśle:
odreagowuję, bo nie zapropo-
nowali. Przecież zapropono-
wali /o czym wiecie najlepiej/.
Więc, pardon, o co chodzi?
P.S. Pytanie *o co chodzi” nie
jest "dramatyczne", lecz reto-
ryczne i nie wymaga odpowie-
dzi na łamach. Bo jeszcze tro-
chę, a zrobi się nudno.
BOŻENA JANICKA
JESTEM
OBIEKTYWNA
1.../ już zdenerwowała mnie
ta bezsensowna polemika po-
między *Kinem” a "Filmem".
Spod kulturalnych acz ironicz-
nych słów redakcji "Filmu"
wyziera iąc eufemistycz-
nie, złość i j ze bezsilność
na konkretne i rzetelne zarzuty
przedstawione przez *Kino”
miesięcznikowi *Film”. Nikt
nie może zarzucić mi braku
obiektywizmu, ponieważ od
dawna czytam również "Film" i
moje spostrzeżenia są identycz-
Do nabycia
KATOWICE
*Krzyś
KRAKÓW
ne do tych przedstawionych w
artykule /”Kino” 2/94/ *Co się
stało z prasą filmową? Pstrokas,
czyli w krainie świętego ryn-
ku”. *Film" stał się masowym
czasopismem popularnym i nic
tego nie zmieni /.../
AGATA BIEŃ,
Przedbórz
TAK TRZYMAĆ
Odkryłam Wasze istnienie w
lutym tego roku i polubiwszy
Was od pierwszego czytania,
zaczęłam regularnie kupować
*Film" i czytać każdy numer od
deski do des mieszą mnie
zgryźliwe uwagi na Wasz temat
ze strony *Kina”. Jednocześnie
bowiem z lutowym numerem
*Filmu" kupiłam też *Kino”,
którego, notabene, byłam przed
laty stałą czytelniczką i do tej
pory mam okazały zbiór nume-
rów z siedemdziesiątych i
jeste:
ciekawi, a na ten przynajmniej
moment to mi całkowicie wy-
starcza. Kłaniam się więc i z
życzeniami powodzenia i trzy-
mania dotychczasowej linii, po-
zostaję stałą czytelniczką.
ANNA SIEMIŃSKA,
Warszawa
NOWY I
«Jubiler
SOSNOW
"Opal"
W ARSZAWA
WROCŁAW
*Kot w butach”
Wyłączny przedstawiciel na Polskę
Firma Yigal Ltd,
Al. Jerozolimskie 11/19/14 Warszawa
Tel./fax 621 81 24
ZA DUŻO
ZTWARDZIELI”
Jestem czytelniczką *Fil-
mu” od lat ponad dwudziestu
i niestrudzoną, choć leniwą
kinomanką, /.../ Mam wraże-
nie, że twórcy mojego, skąd-
inąd ulubionego pisma, nie
mogą ostatecznie podjąć de-
cyzji do kogo je skierować,
do ludzi myślących czy o
umysłowościach jedenasto-
latków, do których, bądź co
bądź, adresowana jest znako-
mita większość hollywoodz-
kiej produkcji./.../ A chociaż
zdjęcia i ploteczki podnieca-
ja moją babską wyobraźnię,
zasadniczo zależy mi na cie-
kawych artykułach i to raczej
o filmach ocenianych z róż-
nych punktów widzenia czy
o kinie jako zjawisku, niż o
gwiazdach i ich biografiach.
Może trudno w to uwierzyć,
ale są jeszcze ludzie, dla któ-
rych przyswojenie tekstu
dłuższego niż dwie strony
nie jest zadaniem ponad siły
i ja do tych ludzi należę/.../
Co natomiast jest mi trudno
przyjąć, to pewien klimat
lansowania, a nawet apoteo-
zy pewnego określonego ga-
tunku filmowego. /.../ Naj-
wyraźniej mam w sobie coś z
feministki, gdyż wydaje mi
się, że ostatnio *Film” prze-
sycony jest fascynacją *moc-
nym, męskim” kinem, jakiej
najwyraźniej ulegli jego
twórcy. Nie mam nic prze-
ciwko temu stylowi w kinie
lchoć, w przeciwieństwie do
redaktorów uważam, że to
moja prywatna sprawa, a zja-
wisko, którego kulminacyj-
nym punktem była premiera
*Psów 27, również wydaje
mi się ze wszechmiar intere-
sujące. Wygląda na to, że
polskie kino zachłysnęło się
odkryciem czystej, nie moty-
wowanej walką o jedynie
słuszną sprawę przemocy.
Nasi *chłopcy” wreszcie od-
kryli, że też potrafią być
*twardzielami”, a że zrobili
to późno, najwyraźniej pró-
bują dowieść swoim amery-
kańskim kolegom, że są o
niebo od nich lepsi. Cóż,
każdy w końcu ma swoje za-
bawki, a poza tym może jest
to jakaś faza, po której pol-
skie kino znormalnieje I ode-
tchnie po całej tej epoce mar-
tyrologii i moralnego niepo-
koju. Lecz patrząc na wrza-
wę, która wynosi to zjawisko
do rangi *sprawy narodo-
wej”, na śmiertelną powagę,
z jaką traktowane są kolejne
postromantyczne pozy, zasta-
nawiam się, czy normalność
jest w ogóle dla nas. I tym
bardziej mnie martwi owa
przesycona urzeczeniem ty-
mi pozami atmosfera, jaką
przesiąknięte jest ciągle je-
szcze obdarzone przeze mnie
kredytem zaufania pismo.
ANNA
GUMUT JERZEWSKA,
Łódź
P.S. Czy w zamian za tę
skromną polemikę mogliby-
ście dla mojej, niestety, zara-
żonej Waszym duchem córki,
zamieścić adresy korespon-
dencyjne Daniela Day-Lewi-
sa i Harveya Keitela?
DALEKIEGO
ZASIĘGU?
1../ Jestem fanem Państwa
pisma od niedawna, uważam
że jest rewelacyjne, ponieważ
na jego łamach więcej mają
do powiedzenia twórcy niż
krytycy. Sądzę, iż aktualnie
*Film” jest poza zasięgiem
konkurencji/.../
CZESŁAW TELATYCKI,
Łódź
DAJCIE SPOKÓJ
KIEŚLOWSKIEMU
1.../ Możecie mnie teraz za-
pytać, jak wytłumaczyć dużą
oglądalność filmów Kieślow-
skiego. To też bardzo proste.
Ja poszedłem do kina na jego
filmy, bo wiele się o nich
mówiło... A ja lubię mieć
swoje zdanie w rozmowie z
przyjaciółmi i znajomymi.
Nie wypowiadam się na te-
maty, których nie znam. A
filmy pana Kieślowskiego
znam... Myślę, że dlatego
właśnie = by wiedzieć, o
czym się mówi — pobiegli "do
kin studenci, licealiści, urzę-
dnicy. I jeszcze jedno, Pań-
stwo Dziennikarze. Jeśli re-
żyser Kieślowski nie chce z
Wami rozmawiać, nie proście
go o wywiady, nie piszcie o
nim, nie zapraszajcie go do
studia TV. Może w ten spo-
sób szybciej zapomnimy o
*bólu”, jaki nam sprawił za-
powiedzią wycofania się z
zawodu. Dajcie mu święty
spokój! Życzymy mu szczę-
ścia na nowej drodze ż; i
idźmy do kina na jakiś na-
prawdę ciekawy film.
ARTUR SZCZUKIEWICZ,
Kielce
WYDARZENIA
STONE i TARANTINO
(CHWILOWO) W KROPCE
Ukończono już zdjęcia do nowego
filmu Olivera Stone'a według scenariu-
sza Quentina Tarantino — "Natural Born
Killers”, Jest to znowu pastiszowa, peł-
na przemocy i specyficznego humoru
opowieść kryminalno-więzienna, w któ-
rej pobrzmiewają echa klasycznych *fil-
mów drogi”, takich jak "Bonnie i Cly-
de”. Nieliczni krytycy, którzy widzieli
już film, są pełni zachwytu, wychwala-
jąc film Stone'a jeszcze bardziej niż
*Pulp Fiction”. Entuzjazmu nie przeja-
wił jednak Richard Heffner, przewodni-
czący instytucji ustalającej bariery wie-
kowe dla oglądania filmów. Film dostał
kategorię "R”, co znacznie może ogra-
niczyć jego dystrybucję. Heffner stał na
czele Classification and Rating Admini-
stration ponad 20 lat. Teraz zamierza
poświęcić się pisaniu książek, pracy
wykładowcy na uniwersytecie oglą-
daniu filmów. 7o będzie oglą-
dać i nie martwić się o klasyfikację da-
nego filmu — mówi rozmarzony. Nato-
miast Stone będzie musiał zapewne zde-
cydować się na złagodzenie drastyczno-
ści, jeśli chce się dostać do większości
premierowych kin i uzyskać kategorię
*dozwolony od lat 17”.
BATMAN MŁODNIEJE
Val Kilmer
Fot. Michael Grec
Michael Keaton nie zagra Batmana.
Zastąpi go Val Kilmer. Ta informacja
zelektryzowała wszystkich. Dosłow-
nie na kilka tygodni przed rozpoczę-
ciem zdjęć do trzeciej części przygód
Batmana, Michael Keaton zrezygno-
wał z roli. Jako powód swojej decyzji
wyraził troskę o swój artystyczny roz-
wój. *Chcę grać różne role
w filmach różnych gatun-
ków” powiedział. Nieofi-
cjalnie mówi się, że zadecy-
dowały względy finansowe.
Keaton miał zażądać za Bat-
mana 10 milionów dolarów
i procent od przyszłych zy-
sków. *Warner Bros.” uzna-
ło to żądanie za zbyt wygó-
rowane. Keaton więc zrezy-
gnował, a jego miejsce zaj-
mie Val Kilmer, który zgo-
dził się zagrać nie tylko w
*Batman Forever” Joela
Schumachera, ale także w
każdym następnym filmie
cyklu, jeżeli taki powstanie.
Zmiana na stanowisku Bat-
mana pociągnęła za sobą
zmianę odtwórczyni głów-
nej roli kobiecej. Przewidy-
wana do niej Rene Russo
jest starsza od Kilmera. Producenci
gwałtownie szukają młodszej aktorki.
Tymczasem machina produkcyjna już
jest w ruchu. Dekoracje przygotowa-
ne, trwają ostatnie przeróbki kostiu-
mów /Kilmer jest nieco wyższy i tęż-
szy od Keatona/. Początek zdjęć 21
września w Nowym Jorku.
"Natural Born Killers":
Juliette Lewis
Ji Woody Harrelson
Jedna z najpoważniejszych brytyjskich
firm produkcyjnych *HandMade'" mająca na
swoim koncie 23 wyprodukowane
/m.in. *Mona Lisa”, *Ż
Corners”, "Bandyci czasu” i *Withnail and
I”/ zmieniła właściciela. Główne udziały w
firmie miał exBeatles, George Harrison.
*HandMade" została s na za 8,5 milio-
na dolarów, padła ofiarą kryzysu w brytyj-
skim przemyśle filmowym i dominacji Ame-
rykanów. Choć ostatnio film "Uciekające za-
konnice” /1990/ był międzynarodowym hi-
tem, nie uratowało to firmy, która zbyt wiele
zainwestowała w ambitne projekty.
Nabywcą "HandMade" jest kanadyjska
firma "Paragon", powiązana z kapitałem
amerykańskim. Prezes "Paragonu" oświad-
czył, że ma też poparcie kilku poważnych
banków i wkrótce wznowi działalność pro-
dukcyjną i dystrybucyjną, która po 1990 ro-
ku była praktycznie zamrożona. Obiecuje, że
postara się połączyć tradycje szanowanej za
jakość produkcji firmy z "bardziej ekspan-
sywnymi działaniami”. Pierwsze przedsię-
wzięcie — to wbrew tradycjom *HandMade"
— telewizyjny miniserial kanadyjsko-euro-
pejski. Planowane są też koprodukcje z
Francją. Pesymiści twierdzą, że *HandMa-
de” z firmy o niepowtarzalnym stylu prze-
kształci się w jeszcze jednego producenta
*telewizyjnej sieczki”.
KINO
PRZEZ
OKNO
SAMOCHODU
W Warszawie można
już oglądać filmy bez wy-
siadania z samochodu.
Pierwsze samochodowe
kino powstało na terenie
giełdy na Żeraniu przy ul.
Płochocińskiej. Dysponuje
scami parkingo-
wymi, wyposażone jest w
ekran o podstawie 15 me-
trów i nadajnik radiowy
który pozwala na odbiór
dźwięku przez samocho-
dowe radio. Kino zaina-
ugurowało działalność
przeglądem 19 filmów. 5 z
nich pokazanych będzie
na przedpremierowych
projekcjach Widzowie
obejrzeli j Cztery we-
sela i pogrzeb” oraz *Ko-
Czekają ich
y "Maveric-
„ "Speedu” i "Gliniarza
z Beverly Hills 3”. Cena
biletu wynosi 35 tysięcy
od osoby, wjazd jest bez-
płatny. Pomysłodawcami i
organizatorami kina są
Przedsiębiorstwo Trans-
portowe Żerań i spółka
cywilna Adyton.
DZIEWIĘCIU
GNIEWNYCH LUDZI
6 - wybitny
- b. dobry
- dobry
3 - przeciętny
- słaby
- zły
Trzy kolory: Czerwony
| =] Elżbieta Ciapara
Po wielu latach spędzonych poza Polską Jerzy Ant
czak /”Noce i dnie”, *Hrabina Cosel” i wiele znakomi:
tych przedstawień teatru TV/ reżyseruje dla TVP *Da-
mę Kameliową”. Tytułową rolę gra aktorka Starego
Teatru Anna Radwan, w postać Armanda wcielił się
Jan Frycz. Prudencją jest Anna Dymna, Julią Stanisła-
wa Celińska, rolę ojca Armanda gra Jerzy Kamas.
Zdjęcia zaczęły się w Krakowie w Teatrze im. Słowac-
kiego, którego architektura wzorowana była, jak wia-
domo, na gmachu Opery Paryskiej. Autorem zdjęć jest
Tomasz Dobrowolski, a scenografii Andrzej Przedwor-
ski. *Damę Kameliową” na zlecenie TVP realizuje
Scorpion.
<Pekosiński”
w Karlovych
Nagroda
dla
Ridana
Jury II Międzynarodo-
wego Festiwalu *Art Film
94" w Trenciańskich Te-
plicach na Słowacji, przy-
znało nagrodę za twórczą
indywidualność Jerzemu
Varach
"Przypadek Pekosiń-
skiego” Grzegorza Króli-
kiewicza otrzymał jedną z
nagród specjalnych na 29
Międzynarodowym Festi-
walu Filmowym w Karlo-
vych Varach. Drugą zdobył
czesko-francuski film Jana
cja Fau-
sta”, Grand Prix festiwalu
jury pod przewodnictwem
Branko Lustiga przyznało
hiszpańskiemu filmowi
*Mój rodzony brat” Maria-
no Barrosy. W konkursie
uczestniczyło 19 filmów.
ia Oleksiewicz
Andrzej Kołodyński
Jan Olszewski
Jerzy Płażewski
|| "Tomasz Jopkiewicz
Śmierć sa kromka chleba E
Tombstone
Angie
Naga Broń 33 1/3
Uwolnić orkę
Tala i małolata
Na zabójczej ziemi
ZEE)
(BH BE M
3[4]_|
NENMOBEEM
Świat Wayne'a 2
| B
PB
m
Ridanowi, autorowi filmu
Rychlik — kompo-
„ Podobną nagrodę
nał Peter Greena
*M jak męż
„ muzyka i Moz
zn .
Główną nagrodę "Złoty
Klucz” zdobył brytyjski
reżyser Tom Cairns za
*Alistar Fish”.
TELEWIZJA NA RYNKU
ierpnia odbędą się w Sopocie Targi Pro-
lawców Telewiz ch. D -
gach zaproszono 800 firm krajow:
produkcją, dystrybuć
dokumentalnych, animowanych
jnych i videoclipów. Zainteresowanie imprezą
potwierdziła już TVP SA, ośrodki region;
pokazy przyszło
montażu IDA oraz „EW wys
W dniach 20-.
ducentów i Nat
mujących
fabularnych,
mów telew
czas Targów odbędą
Podteatralna «Maska?
Tadeusza Huka
Coraz więcej krakowskich aktorów wkracza w świat
biznesu. Jan Nowicki ma firmę *Szu”, szyjącą eleganckie
ubrania, Tadeusz Huk od niedawna zaś własną kawiarnię
o nazwie *Maska” istniejącą w podziemiach muzealnej
części Starego Teatru. O powstającej tam kawiarni mó-
wiono w Krakowie z zainteresowaniem od dawna. Uro-
czystość otwarcia była więc wydarzeniem towarzyskim,
w którym uczestniczyli przedstawiciele śmietanki arty-
stycznej i kulturalnej aktorzy i reżyserzy zwią-
zani nie tylko ze Starym Teatrem /m.in. Anna Dymna,
Krzysztof Orzechowski, Jan Nowicki, Marta Meszaros,
Krzysztof Litwin, Tadeusz Kwinta, Krzysztof Jasiński i
Beata Rybotycka, Andrzej Sikorowski, Piotr Ferster/. Za-
chwyt gości wzbudził piękny wystrój wnętrza kawiarni.
Nie tylko jednak z tego powodu *Maska" cieszy się du-
żym wzięciem. Tadeusza Huka wspiera bowiem wspól-
nik, którym jest doświadczony krakowski restaurator,
Krzysztof Janarek. *Maska” jest już drugą obok *Cafe
Molier” kawiamią aktorską w Krakowie.
Tekst i zdj. WIESŁAW ADAMIK
W Sopocie pod patrona-
tem Rady Europy, Unesco,
Komitetu Organizacyjnego
Państw Nadbałtyckich Ars
Baltica oraz prezydium mia-
sta Sopotu odbył się "II Mię-
dzynarodowy Plener Filmo-
nadawaniem filmów
iali, progra-
i Polsat. Pod-
wego systemu
HD-
nego | w Polsce. Swój ud 5 rzędu
TVP — Wiesław Walend: Polsatu, Zygmunt
Solarz, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewi-
zji, Ryszard Bender oraz przewodniczący Stowarzyszenia
Niezależnych Producentów Telewizyjnych, Jan Dworak.
«Mięso” cenione Poprawiamy się
*Mięso" Piotra Szulki. _ Autorką zdjęcia
na stało się festiwalowym Ewy Kasprzyk
przebojem. Po sukcesie zamieszczonego
w Krakowie i laurach na
innych ważnych między-
narodowych imprezach,
otrzymało dwie nagrody:
główną w kategorii fil-
mów eksperymentalnych
oraz przyznaną przez
dziennikarzy na Festiwa-
lu Filmów Telewizyjnych
w Keszthely. W konkur-
sie pokazano 71 filmów z
14 krajów.
w poprzednim numerze
jest Małgorzata
Baranowska-Fogiel,
a w reportażu z Cannes
na jednym ze zdjęć
Bruce'owi Willisowi
towarzyszą wprawdzie
polskie dziewczyny,
ale nie miały one
nic wspólnego
z Filmem Polskim.
wy dla Młodych Twórców —
Sopot 1994 *W imprezie
zorganizowanej przez firmę
Afanasjeff Movie Art Pro-
ductions, uczestniczyły eki-
py z nowojorskiego Colum-
bia University, monachij-
skiej Hochschule fiir Fernse-
hen und Film, Dramatiska
Institut ze Sztokholmu, Aka-
demii Muzycznej z Wilna,
PWSTFiTV. Obowiązko-
wym zadaniem studentów
było nakręcenie jednominu-
towego filmu o problemach
ekologicznych Morza Bał-
tyckiego. Chętni mogli na-
kręcić także fabularny albo
dokumentalny film o samym
plenerze. O zdobywcy na-
grody prezydenta miasta So-
potu dla najlepszego filmu
Pleneru poinformujemy w
następnym numerze.
CO GRYZIE KINO?
Ten cokolwiek przewrotny tytuł nawiązuje nie
tylko do historii Gilberta Grape'a, która znalazła się
dzisiaj na dziewiątej pozycji, ale i do największej
średniej wpływów na I kopię. To także wyraz
pewnego niepokoju, który mnie trapi. W czerwcu
przeżyliśmy bowiem kolejny chudy okres. I nic
dziwnego, powiecie, przecież pogoda była
wyśmienita, a piłkarskie mistrzostwa świata, które
zdarzają się tylko raz na 4 lata, szalenie zajmujące.
Zgoda, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Na urlopy
wyjeżdżamy coraz rzadziej, a frekwencja przed
telewizorami też jakby mniejsza, odkąd nasi
futboliści zostają w kraju. A więc może by jednak do
kina? Tylko na co? Z wyjątkiem *Nagiej broni 33
1/3” /szóste otwarcie roku/ brak w ostatnim okresie
atrakcyjnych propozycji dla szerokiej publiczności.
Dystrybutorzy boją się ryzykować jakby niepomni
ubiegłorocznych sukcesów *Bodyguarda”,
_Niemorelnej propozycji” czy *Bez przebaczenia”, a
kilometrowych kolejek na "Szczęki" czy
jcie smoka” w minionym okresie.
Czy naprawdę istnieją powody do narzekania?
Przecież przy każdej okazji podkreślam, że jest coraz
lepiej. To prawda. Polacy uwielbiają bowiem film
Coraz częściej nie wystarcza im kaseta odtwarzana
na ekranie domowego pudełka. Dlaczego więc wi
tak rzadko wychodzą do kina? To temat na obszerną
rozprawę socjologiczną. Chciałbym jednak zwrócić
uwagę na wyniki sondażu CBOS-u na temat sposobu
spędzania weekendu przez mieszkańców naszego
kraju. Tylko 4% badanych zadeklarowało że chodzi
do kina lub teatru /zakładam, że teatr przegrywa tu z
kinem zdecydowanie/. Natomiast aż 31%
stwierdziło, że chcieliby w ten sposób spędzać wolny
czas. Osiem razy więcej osób pragnęłoby chodzić do
kina!!! Dlaczego więc nie chodzą? Nie mają czasu?
RUSSELL NAKRĘCI
W POLSCE FILM
W lipcu spędził
Pieniędzy? To prawdopodobnie główne przyczyny
139% respondentów pracuje w domu, a tylko 8%
chce to robić/.
Ale to nie tłumaczy wszystkiego. Niedawno
wróciłem z Brukseli, gdzie odwiedziłem m.in.
*Kinepolis”, największe kino na świecie /27 sal!/.
Było to w okresie największych upałów i mistrzostw
świata w piłce nożnej /Belgowie grali w finałach/.
Mimo to kina nie cierpiały na brak widzów. Ale
dystrybutorzy nie zrobili sobie wakacji — już na 22
lipca zapowiedziano premierę "The Flintstone
Wielosalowe kina oferują natomiast możliwość
nadrobienia zaległości nawet sprzed kilku miesięcy
w doskonałych warunkach: naprawdę duży ekran,
strategii położone na przedm ach milionowej
zaledwie Brukseli *Kinepolis" odwiedziło w
ubiegłym roku 3.300.000 widzów. A przecież w
centrum miasta znajdują się inne multiplexy
zapewniające jeszcze wyższy standard.
U nas w okresie dołka repertuarowego, skazani
jesteśmy na niewielką liczbę średnio atrakcyjnych
nowości. baza kinowa nie pozwala na
. W tej sytuacji dystrybutorzy nie chcą
. A przecież frekwencja w kinach rośnie.
zdecydowanie, a znudzeni video Polacy chcieliby
oglądać filmy na dużym ekranie osiem razy częściej.
Można na tym zrobić duży interes. Amerykanie
chyba to już zrozumieli. Czy zdążymy wskoczyć do
doskonały dźwięk i wygodne fotele. Dzięki takiej tego pociągu? ak.
Dystrybutor [Wpływy Średnia Widzowie | Liczba |Wplywy Widzowie | Liczby
|wyszł na | kopię kopii |od premiery od premiery |tyg. na
Tytuł ekranie
1. Naga broń 33 1/3 Irl 3,629,379 151,224 | 92,454 | 24 3,629,379 92,454 2
2. Na zabójczej ziemi Warner Bros | 1,783,860. 84,964 | 46,336 | 21 1,783,860 46,336 | 4
3. Uwolnić orkę Warner Bros |1,579,430. 68,671 | 53,988 | 23 3,384,045 | 111,78 6
4. Lista Schindlera Irl 1,567,710 130,643 | 39,119 | 12 34,565,936 | 778,989 [18
5. Trzy kolory: Czerwony | MAF 1,463,245 97,550 | 37,758 | 15 3,743,455 95314 | 6
6. Mr. Jones Syrena 1,362,595 85,162 | 34,178 | 16 1.362,595 34,178 4
1. Psy 2 Syrena 1,200,421 38,723 | 32315 |31 25,841,815 |632,588 |13
8. Filadelfia Syrena 1,037,575 69,172 | 29,268 | 15 1,162,160 | 184234 |10.
9. Co gryzie Gilberta Grape” | Arwision 1,015,905 169,318 | 24,449 6 1,015,905 24,449 | 4
10. Panna z mokrą głową MAF 922,540 16,878 | 32,582 | 12 5,879,170 | 198,464 [11
11. Zakonnica w przebraniu 2 | Syrena 550,141 22,006 |25 2,713]350. 13,927 r
12. Raport Pelikana Warner Bros. 545,680. 19,489 | 15,962 | 28 4,017,850 | 101,500 8
13. Ucieczka gangstera Vision 540,335 36,022 | 14454 | 15 1,563,335 39,454 6
14. Tombstone Imperial. 470,493 47,049 | 11,383 | 10 470.493 11,383 4
15. Robin Hood:
Faceci w rajtuzach Syrena 452,515 18,101 | 18,282 | 25 15,856,401 | 51 28
Polacy Konkurs: Poznański czerwiec 1956
w Hamburgu
W dniach 30 czerwca — 3
lipca odbył się w Hamburgu
kilka przegląd filmów polsk
ANALIZY ARCYDZ
dni w Polsce wybitny re-
żyser angielski - Ken
Russell. Jego pobyt zwią-
zany był z projektem no-
wego filmu, który zamie-
rza nakręcić w naszym
kraju. Scenariusz nosi ro-
boczy tytuł *Estrus” i po-
wstał na podstawie opo-
wiadania Gene'a Gutow-
skiego, który jest produ-
centem filmu. Zdjęcia
kręcone będą w Walewi-
cach i Janowie Podla-
skim. Ich rozpoczęcie
planowane jest na koniec
sierpnia.
ZŁOTA SERIA
FILMU FABULARNEGO
zegorza KRÓLIKI
lat pracy pedagogi
ale Reżyserii PWSFTviT
i kinematogra
organizowany przez Film
Konsulat RP w tym
i Z Kinos ze
iej. Pokaza-
cia Wodnika”
Jana Jakuba Kolskiego,
*Odjazd” i *Porę na czarow-
nice” Piotra Łazarkiewicza,
*Psy” Władysława Pasikow-
go. Imprezie towarzyszyła
wystawa polskiego plakatu
filmowego i promocja pol-
skich wydawnictw filmo-
wych. Publiczność składają-
ca się głównie z miejscowej
Polonii i raczej przypadko-
wych widzów niemieckich
szczególnie ciepło przyjęła
film Kolskiego. Po niektó-
rych projekcjach odbywały
się zaimprowizowane dys-
kusje z zaproszonymi twór-
cami: Piotrem Lenarem, au-
torem zdjęć do "Jańcia",
Piotrem Łazarkiewiczem i
jego operatorem z *Pory na
czarownice” Arturem Rein-
hardtem. Zainteresowanie
imprezą było, niestety, dość
mizerne, ale nic dziwnego,
skoro zorganizowano ją w
czas gorącej kanikuły.
M.W.
Fundacja Poznań 1956 ogłasza konkurs na film o wy-
darzeniach czerwca 1956 roku w Poznaniu. Pytanie kon-
kursowe brzmi: "Jak wyobraża
h niach czerwca 1956 roku w Poznaniu. Nadesłana praca
nie powinna przekraczać jednej strony maszynopisu.
najlepszych wybierze jury w składzi
Aziukiewicz, Piotr Barełkowski, Andrzej Górny i prze-
wodniczący — Andrzej Wajda, który objął też patronat
nad konkursem. Zwycięzca otrzyma 5 milionów zł, a pię-
ciu zdobywców wyróżnień po 2 miliony. Udział w kon-
kursie może wziąć każdy, kto do 15 sierpnia prześle swo-
ją pracę pod adresem TFP, Al. Niepodległości 35, 61-714
Poznań. s
obie film o wydarze-
; Marcin
Wszystko na sprzedaż?
Wajda, Kieślowski, Bugajski, Piwowarski, Piwowski,
Pasikowski Machulski, Hoffman. Ich filmy są najchętniej
kupowane przez zagranicznych dystrybutorów
Mówi Adam Laskowski,
dyrektor Filmu Polskiego
— Film Polski w świadomości ludzi z
branży to instytucja już niemłoda...
— Film Polski — Instytucja Filmowa istnieje
zaledwie od czerwca 1993 roku, powstał w
miejsce Filmu Polskiego, Spółki z 0.0., która
jest w likwidacji. Ja w Filmie Polskim pracu-
ję od listopada 1992 roku.
— Czym, poza nazwą, różnią się te dwie
instytucje - poprzednia i obecna?
— W poprzednim systemie produkcja i roz-
powszechnianie filmów było ściśle związane z
decyzjami polityczno-administracyjnymi. Te-
raz trzeba wpływać na decyzje niezależnych
inwestorów, usługodawców, koproducentów,
wreszcie widzów, a więc szukać szans na dal-
szą produkcję. Zakres działania Instytucji Fil-
mowej zwiększył się przede wszystkim o pro-
mocję możliwości usługowych polskiej kine-
matografii.
Wypełniamy też tradycyjne zadania, czyli
zajmujemy się eksportem polskich filmów za
granicę i popieraniem niekomercyjnych dzia-
łań polskiej kinematografii za granicą. Mam na
myśli udział w festiwalach czy przeglądach
polskich filmów.
- Jak ta promocja wygląda?
— Istotną jej część stanowi rzetelna i uaktu-
alniana informacja. W tym celu przygotowali-
śmy drugie wydanie *Film Production Guide”,
Są tu materiały informacyjne na najważniejsze
festiwale, takie jak w Cannes, Wenecji, Berli-
nie. Zamieszczamy reklamy i informacje w fa-
chowych pismach zagranicznych, inicjujemy
produkcyjne i promocyjne kontakty między-
narodowe. Przygotowaliśmy — przede wszyst-
kim z myślą o inwestorach amerykańskich —
kasetę video ukazującą możliwości kinemato-
grafii polskiej, zachęcającą do wykorzystania
naszej bazy, Na kasecie nagrane są fragmenty
wywiadu udzielonego przez Stevena Spielber-
ga, w którym reżyser "Listy Schindlera” pozy-
tywnie ocenia polskich filmowców.
Razem z muzycznymi firmami — warszaw-
ską Sound-Pol z siedzibą w Warszawie i lon-
dyńską Olympią — wydaliśmy cztery płyty
kompaktowe z polską muzyką filmową, skom-
ponowaną przez Wojciecha Kilara, Andrzeja
Korzyńskiego, Waldemara Kazaneckiego oraz
Tadeusza Bairda. Na druk czeka książka *An-
drzej Wajda — filmy” zawierająca komentarze
reżysera, z fotografiami i rysunkami oraz re-
cenzje i krytyki w kilku wersjach językowych.
- Wygląda na to, że szczególnym
przedmiotem zainteresowań promocyjnych
Filmu Polskiego są Stany Zjednoczone.
Rynek amerykański jest trudno dostępny dla
polskich filmów, natomiast — jak wykazują do-
świadczenia ostatnich lat — polska kinemato-
grafia może być z powodzeniem brana pod
uwagę jako usługodawca. Warunkiem podsta-
wowym jest współpraca z wyspecjalizowaną
8
agencją działającą w USA. Podczas najwięk-
szych targów świata — American Film Market
nawiązaliśmy kontakt, a następnie podpisali-
śmy kontrakt z Denis Dawidson Associates,
dużą agencją specjalizującą się w public rela-
tions, firma ta organizowała promocję m.in. ta-
kich filmów, jak *Malcolm X” i *Nagi in-
stynkt”. Jej przedstawiciele gościli w Polsce
latem 1993 roku. Jesienią tego samego roku
przyjechała do Polski grupa producentów z
Hollywood. W październiku 1993 roku otwo-
rzyliśmy Biuro Filmu Polskiego w Los Ange-
les. W lutym 1994 roku mieliśmy kolejną wi-
zytę producenta amerykańskiego, który zamie-
rza kręcić filmy w Polsce. Sukces *Listy
Schindlera” zrealizowanej w Krakowie zao-
wocował setkami informacji o Polsce, jej kine-
matografii, o samym Krakowie.
- Film Polski to instytucja państwowa.
Czy promując polskie kino, ograniczacie się
do jego sektora państwowego?
— Nie. Reprezentujemy całość polskiej kine-
matografii, dlatego oba sektory są równou-
prawnione. Popieramy zresztą nie tylko filmy
*rdzennie polskie”, ale także koprodukcje.
Współpracujemy w zakresie promocji z tele-
wizją państwową, a niektóre zamierzenia bę-
dziemy realizować wspólnie.
- A jak wygląda wasza obecna polityka
festiwalowa. Na ilu z nich Film Polski jest
obecny?
— W ubiegłym roku byliśmy obecni na 132
imprezach. Były to przeglądy filmowe, dni fil-
mu polskiego, festiwale. W tym najbardziej
prestiżowe; w Cannes, Berlinie, Wenecji, San
Sebastian. Na ważniejszych imprezach mamy
własne stoiska,
- A kto decyduje o tym, jaki film wyje-
dzie na festiwal?
— Producenci kierują filmy na poszczególne
festiwale. Natomiast ich wnioski o dofinanso-
wanie kosztów związanych z udziałem ocenia
Rada Programowa Filmu Polskiego.
— Jak chyba nikt w Polsce jest pan zorien-
towany, które z polskich filmów najchętniej
oglądają widzowie zagraniczni.
— Filmy, które się najlepiej sprzedają, to za-
równo klasyka, jak i filmy nowe. Do tej pierw-
szej należą od lat m.in. filmy Andrzeja Wajdy,
Krzysztofa Kieślowskiego, Andrzeja Hoffma-
na, Ryszarda Bugajskiego, Marka Piwowskie-
go. Z nowszych realizacji dobrze sprzedają się
takie filmy, jak *Psy” Władysława Pasikow-
skiego, "Kolejność uczuć” Radosława Piwo-
warskiego, "Uprowadzenie Agaty” Marka Pi-
wowskiego, *Szwadron” Juliusza Machulskie-
go, "Kuchnia Polska” Jacka Bromskiego.
- Kto jest naszym najlepszym kontrahen-
tem?
Bardzo atrakcyjny jest dla nas rynek nie-
miecki, włoski, kanadyjski, japoński, ale
wśród naszych stałych kontrahentów znajdują
się też Iran i Korea Południowa.
Rozmawiała EWA MAZIERSKA
Kim jesteśmy,
gdzie żyjemy?
Hasła tegorocznego
upalnego Lubuskiego
Lata Filmowego
na pewno
nie powstydziłby się
żaden, nawet
największy festiwal...
Niedziela była dniem polskim. Pierwszy
film tytułem jakby odpowiadał na pytanie za-
warte w haśle Lata: "Lepiej być piękną i boga-
tą”. Publiczności w kinie niewiele, film już
znany, co bardziej doświadczeni przybysze
sprawdzali raczej jakość usług noclegowych,
iżeli dążyli do kina *Świteź”, Tłoczno zrobi-
ło się natomiast na drugiej projekcji *Przypa-
dek Pekosińskiego” niby na ekranach
ale konia z rzędem temu, kto go mógł ostatnio
nawet po gdyńskiej nagrodzie/ obejrzeć; obe-
cność Królikiewicza zapowiadała starcie na
spotkaniu prasowym. *Dwa księżyce”: toku
nie ma, niedawna emisja telewizyjna zrobiła
swoje. Wieczorem w amfiteatrze otwarcie.
Oklaskami zostaje przywitany Jan Jakub Kol-
ski, natomiast gwizdami
głaś!
nie, mie
ze Wschodu: * -Rosyjskie
wackiego /ubiegłorocznego cat i”
na kłódkę” Łysenki. Białoruś i Ukrain;
dzi geograficznie, mentalnie — dwa
*Szczęściu” próba odpowiedzi na pytanie o
sens enia w warunkach degradacji ekono-
micznej, o granice ingerencji w życie jednostki;
w *Granicy” opowieść o jedynym rozwią;
jakie widzi przed sobą młody Ukrainiec —
ucieczce za granicę. Potem entuzjastycznie
przyjęty "Jańcio Wodnik”, z powagą — *Pora na
czarownice”, z zaskoczeniem spowodowanym
nowatorstwem odczytania — węgierski *Woy-
zeck” S; . W amfiteatrze — "Balanga", nie
tylko na ekranie, także wśród części popierają-
cej przemysł browarniczy młodej widowni.
Wtorek: "Zaginiony na Syberii” Mitty poka-
zuje świat łagrów, łotewska "Klatka" Epnersa
zaskakuje dziwnością formy; historia człowieka
więzionego przez... siebie samego?...brata? Za-
skakuje, ale i męczy powolną, statyczną narra-
cją. Szulkinowskie *Mięso” ściąga nadkomplet
widzów. Zapewnia to dobry odbiór *Krajowi
świata” Zmarz-Koczanowicz. Te dwa filmy
zresztą w sposobie opisu Polski jakoś się dopeł-
niają. Słowacki *Anioł miłosierdzia” Luthera:
przyzwoicie opowiedziana historia wojennego
uczucia między wdową po oficerze zmarłym w
burdelu a jeńcem o zdolnościach bioenergote-
rapeutycznych. Potem gruzińska *Kołysanka”
Nany Jenelidze. O tym filmie można powie-
dzieć tylko tyle: rzadko spotyka się w kinie taką
czystość obrazu, przesłania i narracji. W amfite-
atrze tłok. Na *Psy 2” zjechali widzowie ze
wszystkich okolicznych miejscowości. Triumf
frekwencyjny. Czy tylko brutalna sensacja jest
w stanie ściągi ąć dzisiaj widzów?
Środa na "dzień dobry” — kopniak psychicz-
ny. "Dzieci jeszcze gorszego boga”, niemiecki
film zrealizowany przez Turka — ofiarę thalido-
midu — mówiący o problemie niepełnospraw-
nych i kalekich. Ciężko patrzeć, ale przekonuje
uczciwość wypowiedzi. Ważny film. "Ziemia
niczyja” Jelesza /koprodukcja węgiersko-pol-
ska/ już takiego wrażenia nie robi. Może dlate-
go, że o holocauście opowiadano już lepiej,
sprawniej, bardziej przekonująco.
Kolej na Litwę; Vytautas Żalakevicius i jego
*Bestia wyszła z morza”, Dramat zdrady mał-
żeńskiej. Kino rzetelne, ale bez porywów; po
prostu dobre rzemiosło.
Jańcio Wodnik” Jana Jekuba Kolskiego
Fol. R. Sorak
ją się Niemcy. "Podróżny” Tschiede-
la intryguje kafkowską atmosferą sennego ko-
szmaru. Przypowieś o stacji kolejowej, z której
nie ma wyjścia, o świecie ciemnych korytarzy,
gdzie żyją Wszyscy ci, którzy boją si
Ten film wyróżnia się korzystnie spośród kina
pseudoproblemowego. Do tego ostatniego trze-
ba zaliczyć, niestety, *Lazarusa” Dzikiego,
gdzie wszystko spłaszczono. Problem dzieci
zmuszanych przez wojnę do zabijania nie poru-
sza w tej formie nikogo. "Lazarus" kładzie spać
nawet najwytrzymalszych.
Czwartek. W Łagowie pokazem, na który
czekano, były etiudy studenckie łódzkiej PW-
SFTVviT. Po tegorocznej projekcji pozostaje w
pamięci "Smród" Urbańskiego, "Hałda" Śwital-
skiego, "Rudi" Ewy Fedak i animowane: "Taki
pejzaż” Kamińskiego, *Co mi zrobisz” Mariana
Ogrodnika i *Splątanie" Sylwii Nowak. Uderza
nieporadność narracyjna niektórych etiud ope-
ratorskich, animacja natomiast jest taka, jaką
chciałoby się widzieć na co dzień — zwięzła,
sensowna, klarowna. Stara prawda — jeśli ma się
coś do powiedzenia, to pół sukcesu — jeśli nie,
to lepiej milczeć.
Za dużo do powiedzenia nia miał Litwin w
*] on powiedział żegnaj”.
Niemcy wypadają korzystnie. "Zawód neo-
nazista” Bonengela to dobra robota dokumen-
talna. Rejestracja działań i wypowiedzi Ewalda
Atthansa, neonazisty z przekonań i wyboru eko-
nomicznego.
Piątek. Dzień czeski. Przyzwoita komedia
*Koniec poetów w Czechach” i żenujący film
sensacyjny *Golizna na sprzedaż”. Pierwszy
jest kontynuacją losów bohaterów kasowych
komedii o życiu lekarza z zawodu, a poety z na-
tury; drugi — płaską kalką policyjno-gangster-
skich opowieści. Marny poziom reprezentuje
też jedyny tego dnia film polski: *Komedia
małżeńska” tandemu Załuski-Łepkowska. Ani
to zgrabne, ani zabawne. Choć w amfiteatrze re-
choty słychać.
Ciąg dalszy prezentacji węgierskich. "Świa-
tłoczuła historia” Pala potwierdza, że kino wę-
gierskie wychodzi z kryzysu. Widzi człowieka
z jego problemami współczesnymi, nie tylko
rozrachunki z historią.
O północy dodatkowy pokaz dokumentu pol-
skiego. "Kronika powstania w Getcie Warszaw-
skim według Marka Edelmana” wstrząsa, bo
uświadamia. jak mało wiemy o holocauście.
Sobota. Ostatni dzień pokazów.
W programie dwa razy Polska /"Tyl-
ko strach” Sass-Zdort i *Śmierć jak
kromka chleba” Kutza/, Rosja /prze-
piękny "Wiśniowy sad” Czernako-
wej/, Estonia /sensacyjna *Ognista
woda” Volmera/ i Węgry /fascynują-
ce "Dzieci żelaznego boga” Totha/.
Estończycy powtarzają błąd kina
czeskiego, mechanicznie przenosząc
wzorce amerykańskie na swój grunt.
Węgier Toth daje wizję świata niere-
alnego, poskładanego ze znanych
fragmentów; do końca nie wiemy, czy to kino
SF, czy opowie: sów minionych. Widz
błądzi, ale i jes scynowany. Dobra próba
stworzenia kina postmodernistycznego, jeśli ta-
kowe jest w ogóle możliwe. Można się gapić i
zastanawiać: skąd ja to tak naprawdę znam”...
Jeszcze raz mówią o swych problemach
Niemcy. Bezrobocie w kategoriach politycz-
no-ekonomicznych, czyli "Wiara, nadzieja, mi-
łość” Andreasa Voigta. Obserwacja losów mło-
dych ludzi ze wschodnich landów, którzy mają
już gorzką świadomość ceny zjednoczenia.
Wieczorem ogłoszenie werdyktu jury. Złote
Grono dla "Śmierci jak kromka chleba” Kazi-
mierza Kutza. Srebrne — dla Gruzji za *Koły-
sankę” Nany Jenelidze, dla Polski za "Jańcia
Wodnika” Jana Jakuba Kolskiego i "Przypadek
Pekosińskiego” Grzegorza Królikiewicza.. Wy-
różnienia dla Węgier — za *Światłoczułą histo-
rię” Pala i *Dzieci żelaznego boga” Totha. Na
widowni — oklaski. Stowarzyszenie Filmowców
swój dyplom za najlepszą premierę przyznaje
Kolskiemu /”Cudowne miejsce”/. Oklaski. Na-
groda im. Burskiego, przyznawana przez orga-
nizatorów LLF — dla *Jańcia Wodnika”. Ogólny
aplauz. Nagroda DKF KKF z Zielonej Góry —
dla gruzińskiej *Kołysanki”. Owacje.
DYSKUSJE
Jest taki zwyczaj w Łagowie, że następnego
dnia po projekcji spotykają się o godzinie jede-
nastej w kawiarni na zamku autorzy i publicz-
ność. Wymiana zdań na temat obejrzanych fil-
mów bywa burzliwa, czasami realizatorzy z0-
stają '*wdeptani” w glebę, czasami są oklaski-
wani. Każdy, kto siada w *Zamkowej” na ławie
z
ŁAGOW'94
twórców, musi liczyć się z możliwością krytyki
ostrej, bezkompromisowej, ale szczerej. Tu nie
ma taryfy ulgowej. Co najwyżej nie będą padać
pytania — a to bywa czasami gorsze od najo-
strzejszego ataku. Odczuł to na własnej skórze
Stefan Chasbijewicz, gdy wpierał w rozmów-
ców wartości, których nikt w jego filmie nie za-
uważył. Nie oszczędzano też innych. Kolski do-
wiedział się, że jego baśnie są czasem puste in-
telektualnie, Królikiewiczowi zarzucano niepo-
trzebne komplikowanie języka filmowego,
Łazarkiewiczowi i Wylężałkowi — powierz-
chowność spojrzenia i prześlizgiwanie się tylko
po poważnych problemach. Gorącej atmosfery
dyskusji odtworzyć się nie da, ale warto może
odnotować niektóre *złote myśli”;
Na skróty
Grzegorz Królikiewicz, oskarż:
wobec przedstawicieli byłego systemu, o:
czył wszem i wobec: "Jestem człowiekiem ser-
decznym” — co zostało przyjęte z należytym
zrozumieniem;
Łukasz Wylężałek, zdenerwowany odej-
ściem od filmu ronę rozważań socjologicz-
nych, powiedział: "Filmy są do oglądania, a nie
do gadania”;
Jan Jakub Kolski, pytany o znaczenie *Cu-
downego miejsca”, ujawnił: "Przyznam, że
wiem, o czym jest ten film”;
Piotr Szulkin, ripostując wypowiedź Andrze-
ja Wernera: "Poczucie humoru jest wstępem do
bójki”. Takiemu stwierdzeniu wszyscy zebrani
gromko przyklasnęli.
SEMINARIUM
STOWARZYSZENIA
FILMOWCÓW POLSKICH
Krzysztof Zanussi nie przyjechał; zastąpił go
Piotr Szulkin, prezentując w drugim dniu jako
referat tekst opublikowany już w *Polityce”. W
pierwszym dniu Tadeusz Lubelski i Waldemar
Chołodowski przedstawili swoją wizję współ-
czesnego kina polskiego i jego problemów,
ograniczając się jednak przede wszystkim do
opisu produkcji i jej klasyfikowania. Dzień dru-
gi zdominowała dyskusja nad modelem przy-
szłej kinematografii. Dwie koncepcje, Szulki-
nowska i Janusza Kijowskiego, z pozoru z!
ne ze sobą tonacją lamentu nad minioną świet-
nością, wyrażały odmienne podejście do spra-
wy. Szulkin opowiedział się za swobodą reżyse-
ra, któremu producent powinien dać środki na
realizację filmu; Kijowski — za systemem produ-
cenckim, w którym to producent jako dysponent
funduszy decydowałby o kształcie i końcowym
efekcie dzieła. Obaj jednakowo źle wyrażali się
o obowiązującym obecnie kształcie dotowania
produkcji, upatrując w tym przyczyn dzisiejsze-
go stanu polskiego kina. Przy opustoszałej pod
koniec dyskusji sali obaj przyznali jednak, że fil-
mowcy sami są winni, ponieważ nie byli w sta-
nie wyobrazić sobie skutków tak szybkich prze-
mian w kraju.
PieG
patrz też str. 87
WYDARZENIA 9 EE
PODWODNY ŚWIAT
[Waterworld/, prod. USA, reż.
Kevin Reynolds, wyk. Kevin Co-
stner.
Szefowi iversalu" zdemen-
towali plotki na temat wysokości
budżetu tego widowiska sf, któ-
rego produkcja rusza w sierpniu
na Haw. Niedyskretni
dziennikarze twierdzili bowiem,
że nowy film Costnera będzie
kosztował co najmniej 100 milio-
nów dolarów. *To n
powiedział na konferencji praso-
wej agent prasowy wytwórni —
"Ale prawdą jest, że film będzie
bardzo, bardzo drogi”.
Przedstawiamy
kolejną porcję
informacji o filmach,
które powstają
lub wkrótce powstaną.
PSZCZOŁA
[The Bee/, prod. USA, reż. John
Hughes.
Komedia o pojedynku pomiędzy
człowiekiem a pszczołą ma tylko
10 stron dialogów. Odpowiada-
jąc na pytania o obsadę, John
Hughes stwierdził enigmatycz-
ie: "Są tu dwie dobre role, jedną
zagra człowiek, drugą ła”.
ZDERZENIE
ICrash/, prod. USA, reż. David
Cronenberg.
EEEE | 0 WYDARZENIA
Twórca *Muchy” i "Nagiego
lunchu” pracuje nad adaptacją
powieści słynnego pisarza sf J.G.
Ballarda /'Imperium słońca”/.
DZIEWCZYNA MAFII
/The Mob Girl/, prod. USA, reż.
Frank Pugliese i Teresa Carpen-
ter wg książki Arlyn Brickman
*Mob Girl”.
Producentem filmu jest Nicolas
Pileggi, autor książki i scenariu-
sza "Chłopcy z ferajny”. Jest to
opowieść o dziewczynie zgwał-
conej przez grupę mafiosów, któ-
ra mszcząć się, wyszła za jedne-
go z nich, poznała mafijne me-
chanizmy i stała się policyjną
agentką, doprowadzając do ska-
zania wielu przestępców.
DZIKI BILL
Wild Bill/, reż. Walter Hill,
wyk. Jeff Bridges, Keith Carradi-
ne, Diane Lane, Christina Apple-
gate, Bruce Dern.
Trwają zdj do kolejnego we-
sternu w reżyserii Waltera Hilla
148 godzin”, "Geronimo"/. W
roli legendarnego rewolwerowca
*Wild” Billa Hickocka - Jeff
Bridges.
KREW I WINO
/Blood and Wine/, prod. USA,
reż. Bob Rafelson.
Reżyser "Pięciu łatwych utwo-
rów” zapowiada swój nowy film
jako "stylowy i nieco staroświec-
ki thriller”.
GAMERA
IGamera/, prod. Japonia, scen.
Kinji Fukasaka, Motomu Foruta,
reż. Kinji Fukasaka.
Po wskrzeszeniu "Godzilli" spe-
cjaliści od tanich i szybko zara-
biających potworów z wytwórni
*Toho” wskrzesili inne znane
straszydło — Gamerę.
KRYSTYNA,
CÓRKA LAVRANSA
/Kristin Lavransdatter/, prod. Nor-
wegia-Szwecja-Niemcy, reż. i
scen. według powieści Sigrid Und-
set — Liv Ullman, wyk. Elisabeth
Matheson, Bjór Skageskad, Sverre
Ankel Ousdal, Henny Moan.
Zrealizowana z wielkim roz-
machem, najdroższa produkcja
w dziejach norweskiej kinema-
tografii /7 milionów dolarów/,
adaptacja powieści laureatki na-
grody Nobla — Sigrid Undset.
Średniowieczną sagę reżyseruje
słynna bergmanowska aktorka —
Liv Ullman. Za kamerą inny
współpracownik Bergmana —
Sven Nykvist.
KAMYK I PINGWIN
[The Pebble and the Penguin/,
prod. Irlandia, reż. Don Bluth,
wyk. /głosy/ Martin Short, Jim Be-
lushi, Tim Curry, Annie Golden.
Niestrudzony klasyk animacji
Don Bluth kręci kolejną liryczną
opowieść o przygodach pewnego
roztropnego pingwina.
FUNNY BONES
/Funny Bones/, prod. Wielka
Brytania, scen. i reż. Peter Chel-
som, wyk. Oliver Platt, Lee
Evans, Jerry Lewis, Leslie Caron,
Oliver Reed.
Kolejna część tragikomicznej au-
Chelsoma /po-
i "Hear My
o dwóch bra-
yrkowych akro-
ns/, o starciu ich
zupełnie odmiennych osobowości.
THE MICHELLE APARTMENTS
[The Michelle Apartments/, prod.
Kanada, scen. Ross Weber, reż.
John Pozer, wyk. Henry Czerny,
Elizabeth Rubens, Daniel Kash.
Drugi film kanadyjskiego reżyse-
ra nagrodzonego w zeszłym roku
za festiwalu w Cannes nagrodą
Georgesa Sadoula za debiut "The
Grocer's Wife”. Alex /Czerny/,
poborca podatkowy, przybywa do
prowincjonalnego m by zba-
dać sprawę machinacji finanso-
wych pewnego koncernu che-
micznego. Jego miejsce w hotelu
jest zajęte. Przenosi się do hotelu
za miastem "The Michelle Apar-
taments”, gdzie jest świadkiem
dziwnych wydarzeń.
"Kristin Lavransdatter”
UWOLNIĆ ORKĘ 2
IFree Willy 2/, prod. USA, scen.
Carey Bleechman, Karen Jansen,
John Mattson, reż. Dwight Little,
wyk. Jason James Richter, Au-
gust Schellenberg, Michael Mad-
sen, Jayne Atkinson.
Dalszy ciąg opowieści o niezwy-
kłej przyjaźni chłopca i delfina.
JIMI: AN HISTORICAL
FANTASY INSPIRED
BY JIMI HENDRIX/OTHERS
Prod. USA, scen. Daniel Rivera,
Wayne Reece. reż. Daniel Rivera,
wyk. Edward Albert.
Zanim Jimi Hendrix doczeka się
solidnej hollywoodzkiej biografii
/myśli o niej Larrny Fishburne/
ma biografię "odjazdową”, gdzie
prawdę miesza się z wygłupem i
zmyśleniem.
*The Michelle Aparments”
KAWAFIS
IKavafis/, prod. Grecja, scen.
Giannis Smaragdis, reż. Damia-
nos Zarafis, wyk. Magia Limbe-
ropoulu, Vassilis Diamantopou-
los, Dimitris Katalifos.
Biografia jednego z najbardziej
znanych poetów greckich.
BĘKART
/A fattyu/, prod. Węj scen. wg
własnej i Miklos
Munkócsi, Breki, wyk.
Gyorgy Csćrhalmi, Daniel
Olbrychski, Ildikó Toth, Robert
Koltii.
Ekranizacja głośnej, znanej w
Polsce powieści o inteligentnym i
cynicznym robotniku prowadzą-
cym żywot półlumpa.
TWÓRCY „DUCHA” PRZEDSTAWIAJĄ
MICHAEL KEATON NICOLE KIDMAN
i
każda
cbwila
jest ważna
WO az cc”
ra o Zycie
ZSUKER BROTHER Ga <bżee
PIRACI
Z TERRORYSTAMI
Na konferencji brytyjskiej
organizacji antypirackiej
FACT /Federation Against
Copyright Theft/ Derek Wai-
tes szef sekcji detektywów
tej organizacji oświadczył,
że według oceny FACT w
Północnej Irlandii organiza-
cje terrorystyczne IRA i po-
krewne czerpią rocznie z ka-
setowego piractwa zyski rzę-
du 10 i pół miliona funtów
/16 mln dolarów/, które prze-
znaczają na działalność prze-
. FACT zapowia!
stępczej działalności” po-
przez parlamentarne lobby
ję propagandową
cą o złej jakości pirac-
COSTNER CZEKA NA HIT
Firma produk-
cyjna należąca do
Kevina Costnera
TIG Productions,
zakupiła prawa do
nakręcenia bio-
grafii kontrower-
syjnego irlandz-
kiego działacza
politycznego, Mi-
chaela Collinsa.
Costner chciałby
zagrać główną ro-
lę, wyprodukować
i wyreżyserować
film. "Myślę, że
przy takim wybu-
chowym politycz-
nym temacie potrafiłbym wyważyć racje” - mówi. Ale
ie będzie mógł *zbyt szybko zająć się tym
/”. Wiadomo dlaczego - Costner potrzebuje kaso-
wego hitu — dwa jego ostatnie filmy "Doskonały świat” i
LEW -
WŁADCA
DŻUNGLI?
Czy wielki przebój Wy-
twómni Disneya, który bije w
USA rekordy powodzenia —
animowany pełnometrażowy
*Król Lew” — jest oparty na
pomyśle całkowicie orygi-
nalnym? Dziennikarze do-
szukiwali się daleko posu-
niętych podobieństw do fa-
buły klasycznego filmu Di-
sneya "Bambi" i Kanie
ta” Williama
Twórcy filmu nie zaprzet
inspiracją był dla nich
zwłaszcza Disney. Ale podo-
bieństwo fabuły i charakteru
postaci bliskie plagiatu wy-
kryli spadkobiercy Osama
Tezuki,
kich kaset.
PITT fanem
STONESÓW
Po sukcesie swojego
ostatniego filmu *Reali-
ty Bites” reżyser Ben
Stiller przedstawił sze-
fom Universalu swój ko-
lejny projekt — na razie
bez tytułu. Jest to histo-
ria dwóch fanów zespołu
The Rolling Stones /jed-
nego zagra sam Stiller,
drugiego Brad Pitt/, któ-
rych marzenie o spotka-
i przemienia się
ję. Zdjęcia pod-
czas wielkiego tournóe
Stonesów po USA w tym
roku.
Brad Pitt
U
Sprzeczne wieści dochodzą z planu nowego filmu Je-
ana-Claude'a Van Damme'a "The Street Fighter”, re
żyserowanego przez Stevena De Souzę. Zdjęcia do tego
thrillera rozpoczęły się w czerwcu w studiach Queen-
sland w Australii i według doniesień prasy zostały spa-
raliżowane przez strajk australijskich kaskaderów, do-
magających się stawek zbliżonych do amerykańskich.
Według źródeł związkowych strajkuje stu kaskaderów.
Współproducent filmu, Grant Hill, twierdzi natomiast,
że było ich zatrudnionych tylko 24. Hill dodaje także,
że "ani jeden dzień zdjęciowy nie został stracony”. Ww
biurach prasowych w Los Angeles mówi
oficjalnym czasowym zawiesz
głosił groźne oświadczenie. kcja ta podważa sens
realizacji wysokobudżetowych filmów w Australii”.
*Wyatt Earp” trudno do tej kategorii zaliczyć.
pońskiego twórcy
komiksów, który w 1950 ro-
ku powołał do życia postać
*Władcy Dżungli”. W 1965 i
1989 powstały popularne te-
lewizyjne seriale animowane
na podstawie tego komiksu,
znane w 39 krajach, w tym
także w USA. Prezes Tezuka
Productions Takayaki Mat-
że fabuła *Kró-
Wyścig
po horror
o tym, że prezenter
brytyjskiej telewizji,
Muriel Gray, pisze
rewelacyjny horror
*The Trickster”, który jest
jego literackim debiutem,
dzo przypomina se
produkowaliśmy”.
nak dodał, że w dzienniku
twórcy NWiedcy dżungli”
zelektryzował hollywoodz-
kich producentów. Do agenta
Graya dobijają się przedsta-
wiciele Universalu, Paramo-
untu, Columbii i Foxa. Naj-
większe szanse ma słynny
producent Arthur Kopelson z
tóremu udało
przyczyniła się lektura
*Hamleta". "Długo zi -
no nam, że my w Japonii ko-
piujemy amerykaakie i cu-
e sły
go ysikać Japończycy nie
pierwsze rozdziały książki.
Zł
korzystną finansowo propo-
zamierzają wstępować na
drogę sądową. Dlaczego?
Być może dlatego, że Matsu-
taniemu złożyli wizytę
przedstawiciele Buena Visty
1 długo o czymś rozmawiali.
on Grayowi bardzo
ję, której szczegółów nie
ujawniono.
Woody Allen kończy pracę nad komedią *Bullets Over
Broadway”. Jest to pierwszy od 20 lat film, który realizuje na
zamówienie niezależnego producenta, Jeana Doumaniana, a
nie na zlecenie któregoś z wielkich studiów. Allen zabronił
samemu producentowi wstępu na plan i nie pokazał roboczej
wersji filmu. Doumanian nie martwił się tym: *Czy ktoś z
Tristara czy Oriona oglądał filmy Woody'ego przed ukoń-
czeniem? Nie”. Ale dystrybucją filmu ma się zająć firma
*Miramax" braci Weinsteinów. Harvey Weinstein zażądał
pokazania filmu, nie chcąc kupować *kota w worku”. Allen,
który zabronił wszelkiej akcji reklamowej podczas kręcenia,
zgodził się. Weinstein był zachwycony: "Ten film poruszył
mnie, jak od dawna żaden inny. To jest w 100 procentach ko-
media i myślę, że zrobiłem dobry interes" — oświadczył. W
filmie nie występuje sam Allen. Grają: John Cusack, Chazz
Palmintieri i Mary-Louise Parker oraz Bob Reiner. Premiera
przewidziana jest pod koniec roku. Weinstein jest dobrej my-
Śli: *Nawet jeśli będziemy chcieli jakichś zmian — a chyba
nie będzie to konieczne — sądzę, że potrafię dogadać się z
Woodym” — zapewnia.
KOCHAM CIĘ
JAK
IRLANDIĘ
Gabriel Byrne /'Ścieżka
strachu”/, który znany jest z
gorących uczuć do swej oj-
Gabriel Byrne
De Bont kusi
Schwarzeneggera
Po wielkim sukcesie
*Speed”, swego debiutanc-
kiego filmu, reżyser duń-
skiego pochodzenia Jan de
Bont podpisał dwuletni ko-
rzystny kontrakt z wytwór-
nią Foxa. De Bont przygo-
towuje obecnie thriller
*OQverkill". Po zapoznaniu
się ze scenariuszem niespo-
dziewanie zainteresowanie
główną rolą wyraził Arnold
egger. De Bont
jest zadowolo-
„ tej kandydatury, ale
prowadzone są dopiero
wstępne rozmowy na temat
obsady.
DALEJ
ZA
WIĘCEJ
Reżyser Robert Rodri-
guez uległ namowom
producentów z Columbii
i niedługo przystąpi do
pracy nad dalszym cią-
giem swojego rewela-
cyjnego debiutu, *czrnej
komedii” "El Mariachi”.
Budżet - 5 milionów do-
larów. Pierwsza część
kosztowała 70 tysię-
cy.Tytuł — *El Mariachi:
Corido Dos”. W roli
głównej zamiast Carlosa
Gallardo, gwiazda-Ma-
nuel Banderas.
czyzny — Irlandii, założył
własną firmę produkcyjną
Mirabilis, ściśle współpra-
cują z Miramaxem. Byrne
kończy pracę nad scenariu-
szem filmu *Blue Cocka-
too”, będącym adaptacją
powieści Irlandczyka Pa-
tricka McGratha *Hag-
gard's Disease”. Byrne ma
też zamiar zagrać główną
rolę w tej historii miłosnej
rozegranej w realiach Lon-
dynu A.D. 1940 r. Jedno-
cześnie Byrne pracuje nad
drugim scenariuszem —
*The Lark”. Film będzie
według słów Byrne'a, na-
wiązywać do estetyki *rea-
lizmu magicznego” i roz-
grywać się w "najbardziej
magicznym kraju” — Irlandii
roku 1960. Ten film też
chciałby Byrne reżysero-
wać. Niewykluczone, że po-
mimo swojego ostatnio czę-
sto deklarowanego obrzy-
dzenia dla hollywoodzkiego
kina, będzie musiał zagrać
w jakimś amerykańskim fil-
mie, by wesprzeć finansowo
swoje irlandzkie projekty.
oświadczono ofi
Śliwa prasa twierdzi
cierpieć na brak interesi
sie się do Tajlandii i Paryża
miast dobór partnera Van Damme
jalnie, ma zagra
he Oeste
„ Roger Moore. Zło-
i Bond musi
STONE
WYBRAŁ
MICHELLE
To już wiadomo na pew-
no. Po bardzo długim zasta-
nawianiu Oliver Stone zde-
cydował, że ranizacji
słynnego musicalu Andrew
Lloyd Webera o Evicie Pe-
ron rolę tytułową zagra osta-
tecznie Michelle Pfeiffe.
rzestano więc poszuki-
wania odpowiednich kandy-
datek wśród dziewcząt w Hi-
szpanii i w Ameryce Połu-
dniowej. Jednak co gwiazda,
to gwiazda.
DYLAN WRACA NA PLAN
Po zakończeniu Świato-
wego tournće, podczas któ-
rego gościliśmy go i w Pol-
sce, Bob Dylan ma zagrać
jedną z głównych ról w fil-
mie *A New York Minute”
w nie byle jakim towarzy-
stwie. Partnerować mu bę-
dą: Ellen Barkin i Dennis
Hopper, który prawdopo-
dobnie stanie także po dru-
giej stronie kamery. Zgoda
Dylana jest pewnym zasko-
czeniem, ponieważ — choć
znany jest jako miłośnik
filmu = to o doświadcze-
niach na planie wypowia-
dał się przeważnie z gory-
czą. Film, który wyreżyse-
rował — *Renaldo i Clara”
11978/, został bezlitośnie
schłostany przez krytykę,
zwłaszcza amerykańską,
jako niezwykle pretensjo-
nalny. Nawet udział w
świetnym westernie Sama
Peckinpaha *Patt Garrett i
Billy Kid” /1973/ Dylan
wspomina z niezadowole-
niem ze względu na kon-
flikt z Jerrym Fieldingiem,
autorem ilustracji muzycz-
nej, który nie chciał przy-
stać na koncepcje Dylana,
współkompozytora ścieżki
dźwiękowej. A już o "Ser-
cach w ogniu” /1987/,
gdzie zagrał starzejącego
się gwiazdora rocka, Dylan
w ogóle woli nie wspomi-
nać. Film zrobił bowiem
zupełną klapę. Podobno do
powrotu na ekran przeko-
nał Dylana jego stary kum-
pel, Dennis Hopper, który
powierzył mu już w 1989
roku zabawny epizod w
*Iskierce".
(4-10.07.1994) według "New York Timesa”
1. Forrest Gump
[Paramount
2. Król Lew
[Buena Vista
3. Speed/Fox
4. Blown Away/MGM
5. The Shadow/Universal
6. Kocham kłopoty
[Buena Vista
7. Wolf/Columbia
8. Baby”s Day OQut/Fox
9. Wyatt Earp
[Warner Brothers
10. The Flintstones
[Universal
(w mln $)
Liczba tyg.
na ekranie
premiery
Tonya Harding, amer
ska łyżwiarka, która podej
była o zorganizowanie
chu na swą (nia
va w roli zmy-
ki w thrillerze
która przez przy-
chodzi w posiadanie
pieniędzy na
Jest to dla Harding filmowy de-
biut, jeśli nie liczyć udziału w
-porno filmiku video, na-
onym przez jej byłego mę-
ża Jeffa Gillooly. Debiutantem
reżyser Śean Dash, któ-
ry zapewnia, że wcale nie cho-
dzi, o *wykorzystanie dawnego
skandalu, ale o odkrycie nowe-
go talentu”.
Moda na kobiece bohaterki
trwa. Lori Petty zagra główną
rolę w "Tank Girl” /Dziewc:
na — czołg filmie reżysero!
nym przez Rachel Talalay. Jest
to ekranizacja populamego ko-
miksu o przywódczyni gangu
w brutalnym świecie przyszło-
ści roku 2033. W rolach łajda-
ków: Malcolm McDowell i ra-
T. Miramay szykuje
filmów o innej boha-
terce komiksów, Modesty Blai-
se, a szef Columbii, Mark Can-
ton, zapowiada zakup praw do
postaci lalki Barbie.
WYDARZENIA 13 EEEE
kontra Ryan
Julia Roberts i Meg Ryan
stoczą najprawdopodobniej
aktorski pojedynek w filmie
*The Women”, ekranizacji
broadwayowskiego przeboju
z 1936 roku = sztuki Clare
Boothe Luce. W 1939 roku
ekranizował ją George Cukor,
a główne role zagrały wtedy
Joan Crawford i Norma Shea-
rer. W 1956 David Miller
przeniósł sztukę na ekran je-
szcze raz pod tytułem *Oppo-
site Sex” z June Allison i Joan
Collins. W tej opowieści o
uczuciowych kłopotach grupy
przyjaciółek w przeciwień-
stwie do oryginału, wystąpili
również mężczyźni. Podobnie
będzie i w nowym filmie, któ-
ry ma reżyserować Diane En-
glish, scenarzystka i produ-
centka serialu *Murphy
Brown”. Tłem dla popisu pań
będą: Wesley Snipes, Patrick
Swayze i John Leguizamo.
nieba spada białe piórko, wiruje w
powietrzu, błąka się między samo-
chodami i ludźmi, aż w końcu opada
tuż przy brudnych snikersach męż-
czyzny na ławce przystanku auto-
busowego. Wybraniec losu trzyma się prosto
w kremowym, lnianym garniturze, kraciastej,
niebieskiej koszuli zapiętej pod szyję, z bom-
bonierką przewiązaną wstążką na kolanach.
*Życie jest jak pudełko czekoladek; nigdy nie
wiadomo, co się dostanie”, powtarza siedzącej
obok kobiecie mądrość zasłyszaną od matki.
W oryginale słowa te brzmiały "Być idiotą
to nie jest pudełko pralinek”. Jednak scena-
riusz filmu *Forrest Gump” /premiera 6 lip-
ca/, który napisał Eric Roth, łagodzi ton
cierpkiej powieści Winstona Grooma pod tym
samym tytułem. Tytułowy bohater ma współ-
czynnik inteligencji IQ 75 i jest tak głupi, że
nie odczuwa zażenowania z powodu swej
głupoty. Tom Hanks stwarza z tego materiału
przejmującą postać świętego prostaczka, któ-
ry staje się świadkiem amerykańskiej historii
ostatnich 40 lat.
W kinie amerykańskim pojawiła się ostat-
nio fala filmów o ludziach ociężałych na
umyśle. Jest to rezultat trwającego od lat 60.
przypływu tolerancji dla tzw. innych, o któ-
rych nie wypada już powiedzieć, że są nie-
normalni. Powstało wówczas przekonanie, że
niegroźne osoby chore czy tylko niepełno-
sprawne umysłowo należy wypuszczać ze
"The Shadow”: Penelope Ann Miller i Alec Baldwin
Fot. Sygma/Free
szpitali i pozwalać im żyć samodzielnie. Wa-
riat stał się sąsiadem, o którym się powiada,
że jest "sprawny inaczej”. Zjawisko to zau-
ważyło Hollywood. *Lot nad kukułczym
gniazdem” Milośa Formana był najbardziej
dobitnym protestem przeciwko represji ze
strony zadufanych psychiatrów, którym się
wydaje, że wiedzą, co jest normą. Natomiast
*Rain Man” Barry Lewinsona to najbardziej
głośny przypadek z ostatniej produkcji, który
głosi tolerancję dla nienormalnych. Publicz-
ność testowa oglądająca ten film przed pre-
mierą w kinach, protestowała przeciwko za-
kończeniu, w którym postać grana przez Du-
stina Hoffmana wracała do domu opieki. Na-
leżała się jej wolność.
Jeszcze jako dziecko Forrest Gump był nie
tylko głupcem, ale również musiał nosić na
nogach wzmacniające protezy, żeby w ogóle
chodzić. Jednak kochająca matka /Sally Field/
wpaja mu od najmłodszych lat, by dawał z
siebie jak najwięcej i polegał tylko na sobie. I
rzeczywiście. W momencie dziecinnego stre-
su, kiedy musi uciekać przed złośliwymi kole-
gami, Forrest odkrywa w sobie siłę wewnętrz-
ną. A potem — zostaje kolejno krajowym mi-
strzem footbolu, bohaterem wojny wietnam-
skiej, światowym mistrzem ping-ponga i
znakomitym biznesmanem, który nawet trafia
na okładkę prestiżowego magazynu *Fortu-
ne”, choć współczynnik inteligencji Gumpa
nie wzrasta ani trochę. Jako amerykański bo-
hater przyjmowany jest też
w Białym Domu przez
trzech prezydentów: Kenne-
dy'ego, Johnsona i Nixona,
których rozbraja naiwnością.
Po wypiciu za dużej ilości
napojów chłodzących, For-
rest ściskając dłoń Kenne-
dy'ego mówi mu, że musi
natychmiast oddać mocz. Na
zachętę Johnsona, by poka-
zał ranę z wojny wietnam-
skiej, obnaża przed kamera-
mi postrzelony pośladek.
Mimowolnie też doprowa-
dza do upadku Nixona, gdy
stanąwszy za zachętą prezy-
denta w hotelu Watergate,
zgłasza policji tajemnicze
włamanie, które zauważył
przez okno. Natomiast swą
karierę publiczną zaczyna
od tego, że jeszcze jako.
12-latek o kulach uczy ja-
kiegoś faceta o imieniu
Elvis Presley, jak poruszać
rytmicznie biodrami.
Spotkania Forresta z naj-
większymi sławami wyglą-
dają na ekranie tak, jakby rzeczywiście miały
miejsce. Dzięki technologii komputerowej po-
stać Toma Hanksa została wmontowana w au-
tentyczne zdjęcia filmowe z epoki. Prezydenci
mówią do naszego bohatera własnym głosem i
z ich słowami zgadzają się nawet ruchy warg.
Mistrzostwo w sztuczkach techniki osiąga
szczyt, kiedy dowódca Forresta i kombatant z
wojny wietnamskiej traci obie nogi. Gary Si-
nise porusza się na wózku inwalidzkim mając
kończyny odcięte poniżej kolan, spada z tego
wózka, skacze do wody, jest pełnym inwalidą.
To jeszcze lepsze niż dinozaury Spielberga!
"Forrest Gump”: Tom Hanks
Film wyreżyserował Robert Zemeckis,
który kocha sztuczki techniczne. Jak pokazał
w filmach *Kto wrobił królika Rogera”, *Po-
wrót do przyszłości” czy "Ze śmiercią jej do
twarzy”, gdzie Meryl Streep chodzi i mówi z
głową przekręconą do tyłu, potrafi on stwa-
rzać nową, cudowną rzeczywistość. Tym ra-
zem tak zafascynowały go możliwości firmy
Industrial Light and Magic, że ledwo upilno-
wał ciągłości narracji. Wyrafinowanie tech-
niczne sięga tu czasami wyuzdania. Na przy-
kład specjalny satelita śledził pozycję Słońca
i określał najlepsze oświetlenie zdjęć kręco-
nych na dworze. Dzięki temu krajobrazy
Ameryki zapierają dech w piersi pięknem,
rozmachem i właśnie fakturą wydobytą przez
światło.
Dla przybysza z Europy, groteskowa po-
stać Forresta Gumpa mieści się w tradycji
amerykańskiego ekscentryzmu, który czasem
graniczy z głupotą na skalę tego kontynentu.
Gdy Gumpa opuszcza nagle ukochana kobie-
ta, chodzi on pieszo od brzegu jednego ocea-
nu do drugiego, przez trzy lata, z przerwą tyl-
ko na sen, zyskując przy tym grono naśla-
dowców. Ludzie mówią, że jego niestrudzony
marsz daje im nadzieję, a tymczasem głupi
guru wymyśla po drodze popularny slogan na
zderzak samochodowy *shit happens” /g... się
przytrafia/ i wydruk uśmiechniętej twarzy na
Być idiotą
to nie jest
pudełko
pralinek
bawełnianą koszulkę. Jesteśmy w kręgu kul-
tury tak niewysokiej, jak współczynnik inteli-
gencji Forresta. Jest to jednak autoironiczna i
groteskowa opowieść o umysłowości ze
Środkowego Zachodu, która jako umysło-
wość "milczącej większości”, stanowi podob-
no rdzeń tego społeczeństwa.
Milcząca większość słuchała też namiętnie
serialu radiowego o "Cieniu", który szedł na
antenie od roku 1930 przez 24 lata. Przysło-
wiowe porzekadło z tego słuchowiska: *Kto
wie, jakie zło drzemie w sercach ludzkich?
Cień wie.”, osiągnęło taką popularność, jak
swego czasu w Polsce porzekadło porucznika
Klossa: "Bruner, nie ze mną te numery”. Po-
staci i wątki radiowego przeboju weszły do
scenariusza filmu "The Shadow” /premiera 1
lipca/, który napisał David Koepp /współau-
tor m.in. "Jurassic Park”/, a wyreżyserował
Russell Mulcahy.
Największym łajdakiem Tybetu nadzorują-
cym uprawę i handel opium jest Ying Ko,
Rzeźnik z Lhasa, zresztą Amerykanin /Alec
Baldwin/, Lecz oto mądry nauczyciel porywa
go do swego pałacu, rozpoznaje, jak cierpi je-
go dusza, i nakazuje mu powrót do Nowego
Jorku, by walczył ze złymi ludźmi i w ten spo-
sób pokonał zło we własnym sercu. Cranston,
przy okazji kuzyn nowojorskiego komisarza
policji, wraca ze zdolnością przekształcania się
w niewidoczną postać, która nie może
tylko ukryć swego cienia. Potrafi jednak
czytać w ludzkich umysłach, hipnotyzo-
wać na odległość i wprawiać w ruch
przedmioty, zwłaszcza niebezpieczne
noże, samą tylko siłą woli.
Pierwsza potyczka Cienia z mafią
wygląda banalnie wobec dalszych
przygód. Oto bowiem do Nowego Jor-
ku przybywa ostatni potomek Dżingis
Chana, który zamierza wznowić walkę
prapradziadka o władzę nad światem.
Shiwan Khan przysyła się w skrzyni z piękną
trumną do Amerykańskiego Muzeum Historii
Naturalnej. Ma te same zdolności, co Cień,
lecz serce okrutne. Za pomocą hipnozy pod-
porządkowuje sobie szlachetnego uczonego,
który w tajnym laboratorium rządowym pra-
cuje nad bombą atomową. Każe mu ustawić
zapalnik zegarowy i żąda wielomiliardowego
okupu, w przeciwnym razie Nowy Jork za-
mieni się w stertę zgliszczy. A losy świata
ważą się we wspaniałym gmachu, który jest
niewidoczny dla zwykłych ludzi.
Dreszcze tego filmu są już dawno zwie-
trzałe. Niespokojna fascynacja Azją i tzw.
żółte niebezpieczeństwo były modne do czasu
II wojny światowej, która okazała, że naj-
większe zagrożenie dla zachodniej cywiliza-
cji pochodzi od niej samej. Najazd Mongołów
na Manhattan stał się żartem z długą brodą,
przynajmniej do chwili, gdy kultura popular-
na nie użyje wątku zamachu na World Trade
Center, czyli muzułmańskich terrorystów
uzbrojonych dla lepszej zabawy w broń nu-
klearną.
Natomiast wykreowany w "The Shadow”
Nowy Jork lat trzydziestych, w panującym
wówczas stylu art deco, jest przepiękny. Au-
tor scenografii, Joseph Nemec III, stworzył
miasto nostalgiczne. Urządzenia techniki
tchną naiwnym optymizmem stanowiąc szczyt
osiągnięć "epoki pary i elektryczności”. Tajna
poczta pneumatyczna została tu doprowadzo-
na do absurdalnej konsekwencji, gdzie rury z
powietrzem pod ciśnieniem stają się równie
wszędobylskie, co dzisiaj kable telefoniczne.
Pierwociny telewizji z ekranem jako oko so-
wy budzą rozrzewnienie, nawet kulista i sre-
brzysta bomba atomowa ma więcej wdzięku
zabawki niż grozy broni ostatecznej.
Alec Baldwin w roli bonwiwanta i super-
mana ma właściwą proporcję dobrych i złych
skłonności, ale jest zanadto kluchowaty na
ciele i ociężały w ruchach do
roli mitycznego pogromcy zła.
Jego partnerka, Penelope Ann
Miller nosi wspaniałe suknie,
ale ma osobowość wieszaka na
ubrania. Najbardziej przeko-
nywający jest John Lone w ro-
li potomka Dżingis Chana,
choć w tej roli marzyłby się
Toshiro Mifune. Ramotka po-
pkultury w rodzaju *The Sha-
dow” mogłaby się obronić ja-
ko rzecz artystyczna, gdyby
stanowiła ironiczny popis
gwiazd, czyli zabawę w mito-
logię kina. Niestety, obsada
nie dorównuje poziomem sce-
nografii.
Byłby to bardzo dobry film,
gdyby był inteligentny i autoironiczny. Mul-
cahy jednak pokazał wcześniej w *Nieśmier-
telnym”, że ma trochę za dużo nabożeństwa
do tandety i również tutaj zanadto lęka się dy-
stansu wobec materiału. Zresztą, być może,
ma rację. W połowie wieczornego seansu la-
tynoska matka z miesięcznym dzieckiem w
nosidle spytała mnie o godzinę z troską, czy
nie nadeszła pora karmienia, gdy ojciec
dziecka kończył drugi kubeł popkornu. Mło-
dzież płci obojga z górnej części sali wyda-
wała od czasu do czasu okrzyki aprobaty —
nie wiadomo czy wobec akcji na ekranie, czy
tylko na widowni. Portier z latarką nie mógł
upilnować sali, na której zabłąkał się jakiś
krytyk filmowy spragniony subtelności.
KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI
WYDARZENIA 15H
- KEANU DENNIS SANDRA
- REEVES HOPPER BULLOCI
GODZĄ
OKI
MOGHÓJZ
TWENTIETH CENTURY. FOX przedstawia produkcję MARKA GORDONA film "SPEED" w rolach glównych KEANU REEVES DENNIS HOPPER
SANDRA BULLOGK JOE MORTON -JEFF DANIEŁS muzyka MARK MANCINA montaż JOHN WRIGHT scenografia JACKSON DeGOVIA
zdjęcia ANDRZEJ BARTKOWIAK kierownik produkcji AN BRYCE scenariusz.GRAHAM YOST produkcja MARK GORDON reżyseria JAN DeBONT
se W KINACH OD 26 SIERPNIA 24
PREMIERY
W sierpniu na ekrany kin
wchodzi 7 nowych filmów (tylko)
WYSTRZAŁOWE DZIEWCZYNY
IBad Girls/. USA, 1994. Reż. Jonathan Ka-
plan. Wyk. Madeleine Stowe, Andie MacDo-
well, Drew Barrymore, Mary Stuart Master-
son. 102 min. Syrena. Premiera 5 sierpnia.
Koniec XIX wieku na Dalekim Zachodzie.
Prostytutka zabija agresywnego klienta, mie-
szkańcy osady pragną dokonać samosądu, ko-
oonu stają w obronie morderczy-
ni. Cztery dziewczyny wyruszają w wędrówkę
do Teksasu, by podjąć oszczędności z banku i
kupić farmę.
GLINIARZ Z BEVERLY HILLS 3
/Beverly Hills Cop III/. USA, 1994. Reż. John
Landis. Wyk. Eddie Murphy, Judge Reinhold,
Theresa Randle. 104 min. ITI. Premiera 12
sierpnia.
Czarnoskóry policjant szuka morderców swe-
go partnera. Ślady prowadzą do lunaparku, je-
den z pracowników okazuje się głównym
podejrzanym. Policjant gromadzi dowody wi-
ny, jego wysiłki wywołują wrogą nieufność
przełożonych.
ŁZA KSIĘCIA CIEMNOŚCI
Polska-Estonia, 1992. Reż. Marek Piestrak.
Wyk. Hanna Dunowska, Tomasz Stockinger,
Juri Jarvet, 98 min. Silesia. Premiera na po-
czątku sierpnia.
Rok 1939. Piękna Polka przybywa do Estonii,
zaproszona przez miejscowego arystokratę.
Estoński policjant wpada na trop intrygi:
dziewczyna zna tajemnicę cudownego klejno-
tu, dzięki któremu można zdobyć władzę nad
światem.
MAVERICK
USA, 1994. Reż. Richard Donner. Wyk. Mel
Gibson, Jodie Foster, James Garner. 127 min.
Warner. Premiera 19 sierpnia.
Hazardzista wędruje przez Dziki Zachód, zdo-
bywa pieniądze grą w pokera. Na swej drodze
spotyka nieustannie piękną dziewczynę, która
także uwielbia hazard — oraz szeryfa, który
próbuje tamtych dwoje przyłapać na przestęp-
stwie. Moment kulminacyjny przychodzi, gdy
podczas turnieju spotykają się najlepsi poke-
rzyści Zachodu.
MAŁY BUDDA
ILittle Buddha/. Francja-Wielka Brytania,
1993, Reż. Bernardo Bertolucci. Wyk. Keanu
Reeves, Bridget Fonda, Chris Isaak. 140 min.
Solopan. Premiera 19 sierpnia.
Mnisi buddyjscy poszukują osoby, która mo-
głaby okazać się reinkarnacją ich przełożone-
go, zmarłego przed dziesięciu laty. Jednym z
kandydatów jest młody Amerykanin z Seattle.
Zostaje wraz z rodzicami zaproszony do kla-
sztoru u stóp Himalajów — i poddany próbom
identyfikacji.
SPEED —
NIEBEZPIECZNA SZYBKOŚĆ
ISpeed/. USA, 1994. Reż. Jan De Bont. Wyk.
Keanu Reeves, Sandra Bullock, Dannis Hoo-
per. 120 min. Syrena. Premiera 26 sierpnia.
Przestępca zakłada bombę w wieżowcu, żąda
okupu. W wypadku odmowy nastąpi eksplo-
zja, zginą ludzie uwięzieni w windzie. Potem
szantażysta montuje ładunek wybuchowy w
autobusie. Policjanci z brygady specjalnej
próbują zapobiec katastrofie i uwolnić pasaże-
rów.
GRA O ŻYCIE
IMy Life/, USA, 1993. Reż. Bruce Joel Rubin.
Wyk. Michael Keaton, Nicole Kidman, Haing
$. Ngor. 112 min. Vision. Premiera na przeło-
mie sierpnia i września.
Młode małżeństwo oczekuje dziecka, Przy-
padkowo wychodzi na jaw, że ojciec jest cho-
ry na raka i może umrzeć przed narodzinami
potomka. Mimo narastających cierpień — po-
stanawia nakręcić film video o sobie i swym
życiu, by pozostawić po sobie wspomnienie.
17
Bemaloc
na kółkach
Pierwsze sceny w windzie drapacza chmur
zapowiadają jeszcze jeden zręczny,
lecz banalny horrorek o bezradności ludzi
wobec zawodnej techniki.
Ale za chwilę następuje zk
i już do końca niespodzianka
goni niespodziankę.
W tempie zawrotnym.
Keanu Reeves m - A
kranowym sprawcą za-
mieszania jest niejaki
Howard Payne /Dennis
Hopper/. Psychopata
jak się patrzy. Malowniczy, sty-
lowy. Nie żaden rozhisteryzo-
wany desperat, ale *świr z kla-
są”, o skim spojrzeniu.
Payne jest mistrzem w konstruo-
waniu zdalnie sterowanych
bomb, działa rozważnie i konse-
kwentnie. Doznaje niemal roz-
koszy burząc przeciw innym po-
rządek świata techniki: robi to
dla okupu, dla poczucia władzy.
*|graszki” zaczyna od windy
lecz wkrótce znajduje sobie bar-
GH atrakcyjny | obiekt: pełen
pojazd RZECZY prędk
mil na godzinę, to umieszcze:
w nim ładunek eksploduje.
Payne, jak każdy hazardzista,
czerpie ogromną satysfakcję
przede wszystkim z samej roz-
grywki. Godnego siebie prze-
ciwnika znajduje w Jacku Tra-
vornie /Keanu Reeves/ z bryga-
dy antyterrorystycznej policji w
no brać Jacka zbyt serio. Spra-
wia wrażenie pełnego dobrych
intencji, lecz naiwnego policyj-
nego prymusa. Szybko jednak
j e nam zmienić opinię o
nim. Jack to superglina. Spraw-
ny jak cyrkowy akrobata,
odważny niczym frontowy he-
ros, czujny i przenikliwy. W do-
datku przystojny, dzięki czemu
może liczyć na wsparcie i
podziw uroczej pasażerki auto-
busu, (Sandra Bullock) która w
pewnym momencie mus
lą-
pić rannego kierowcę. Między | Sandra B Bullock i Keanu Reeves
zamachowcem a dzielnym stró-
żem prawa powstaje specyficzna więź. Mło-
dzieńcza Szlachetność i wyrafinowane Zło
spoglądają na siebie z zaciekawieniem. Dla
obu przeciwników to starcie ma wyjątkowy
charakter. Dlatego angażują w pojedynek
wszystkie siły. Akcja *Speedu” przypomina
dramaturgią sportowe widowisko. Sprawa
zwycięstwa ciągle się wal darzenia biegną
błyskawicznie nie pozwalając złapać tchu.
Stawką w tej walce jest nie tylko życie pasa-
żerów autobusu.
Producentom i autorom filmu zależało bar-
dzo, by rolę diabolicznego piromana zagrał
Dennis Hopper, ale ten początkowo był dale-
ki od entuzjazmu. Delikatnie mówiąc. *Są-
dziłem, że traktują mnie jak szafę grającą. Po
przeczytaniu scenariusza i kilku rozmowach
zmieniłem zdanie. Zobaczyłem, że chłopcy
szykują fantastyczną zabawę i nie mogłem im
sprawić zawodu. Poczułem się wręcz wyróż-
niony. Niech pisze, kto chce, że Hopper po-
a swoje ograne sztuczki, miny, gryma-
sy. Dla mnie całe to przedsięwzięcie było jak
20
ca kuracja. Takiej
ci i przyjemności z
lawno nie widziałem.
Co sądzę o Keanu Reevesie? Je-
stem bardzo wyczulony na fałsz
w ludzkich kontaktach, mimo że
właśnie mnie zarzucano często
pozerskie skłonności. Z Keanu
łatwo się porozumiewam. Jest
naturalny, bezpośredni. Ujął
mnie tym, że nie ma w nim ani
pychy młodego gwiazdora, ani
chytrej kokieterii. Nie próbował
mnie, "legendy Hollywoodu”,
całować po rękach, za co jestem
mu bardzo wdzięczny. Szanuje
innych, zna swoją wartość. Niby
normalka, tak zawsze powinno
być, ale wcale nie jest. Nie tylko
o nim mogę dobrze mówić. Tam
zebrała się gromadka niezłych
szajbusów. W najlepszym tego
słowa znaczeniu”.
Dennis Hopper i Jeff Daniels
Sandra Bullock |
*Czytając scena-
riusz nie mogłem
uwierzyć, że autor
Graham Yost, jest de-
biutantem” - mówił
producent filmu John
Gordon. *Ten tekst
był już namiastką ży-
wego kina. Atakował wyobraźnię, podsuwa-
jąc jej wyraziste, pełne napięcia obrazy. Po
lekturze czułem się jak widz wychodzący z
kina. I podobnie było z innymi. Tę pierwszą
wersję *Speedu” każdy z nas już *obejrzał”
we własnej wyobraźni. I zewsząd słychać
było zaskoczenie: skąd wziął się ten sukces.
I to w kategorii, która wymaga — jak po-
wszechnie się sądzi — rzemieślniczej, latami
zdobywanej perfekcji. Pomyślałem sobie
wówczas, że właśnie świeżość i energia
*zdobywcy” zadecydowały o walorach tego
scenariusza. My tu w Hollywood ulegamy
zbiorowym modom i koniunkturom, odru-
chowo podglądamy jedni drugich, zatracając
czasem otwartość i pomysłowość. Bez sta-
rych wyjadaczy kino nie mogłoby się obyć,
ale to wspaniale, gdy ktoś nowy może im
przytrzeć nosa”.
Nawet najlepszy scenariusz można jed-
nak zepsuć, więc z niezwykłą starannością
zabrano się do wyboru reżysera. Początko-
wo szefowie Twentieth Century Fox brali
pod uwagę jedynie nazwiska z pierwszej ligi
kina akcji. Dorobek reżysera miał być gwa-
rancją ostatecznego sukcesu. A jednak stało
się inaczej — temu filmowi musiała widać
towarzyszyć aura sensacji. Na czele ekipy
stanął bowiem... Jan De Bont, filmowiec ro-
dem z Holandii, bez żadnego doświadczenia
reżyserskiego, znany za to z sukcesów ope-
ratorskich w takich filmach jak "Polowanie
na Czerwony Październik”, *Zabójcza broń
3", "Czarny deszcz”, Uznano, że najważ-
niejsze będzie tu zbudowanie dramaturgii
dynamicznym obrazem i wykorzystanie wi-
dowiskowości tej historii. Dla De Bonta by-
ła to wyjątkowa, wymarzona szansa.”Nigdy
nie przypuszczałem, że dostanę do ręki tak
znakomity scenariusz. Szybko wszakże wy-
obraziłem sobie, że to może być początek i
zarazem koniec mojej reżyserskiej kariery.
Producenci uśmiechali się, przyjaźnie pokle-
pywali po ramieniu, ale ich spojrzenia
ostrzegały: chłopie, jak sobie nie pora-
dzisz... To się zaczęło stopniowo zmieniać
w trakcie zdjęć. Widziano, że powstaje coś,
czego Fox nie będzie się musiał wstydzić.
Po pewnym czasie przestałem odczuwać
ciski, myślałem o tym, by nie zaprzepaścić
możliwości, jakie stworzył mi Graham, ale
to już była kwestia ambicji, a nie obawa o
Bez starych wyjadaczy
kino nie mogłoby się obyć,
ale to wspaniale, gdy ktoś nowy
może im przytrzeć nosa.
własną skórę. Niezwykłość scenariusza Gra-
hama polega na tym, że odkrył on nową siłę
w popularnych i pozornie wyeksploatowa-
nych motywach. Cały pomysł ma swe źró-
dło w myśli, która wydaje się oczywista i
płaska jak płyta chodnikowa: kino akcji to
ruch, dosłownie i w sensie emocjonalnym.
Zmienność, różnorodność sytuacji, postaw,
emocji. Wszyscy to wiedzą i próbują tę
prawdę wykorzystać, ale podążają wytarty-
mi ścieżkami. Gdy opowiadałem o moim
filmie znajomym spoza środowiska — byli
zawiedzeni, że to takie banalne: ładunki wy-
buchowe, *dobry” goni *złego” itd. Po pre-
mierze przyszli do mnie z gratulacjami,
zdziwieni, że nie pochwaliłem się tak nie-
konwencjonalnym przedsięwzięciem”.
Dla De Bonta kluczową sprawą była
współpraca z autorem zdjęć. Znalazł ideal-
nego partnera w Andrzeju Bartkowiaku, pol-
skim emigrancie, który osiąga coraz wyższą
pozycję w Hollywood. Sceny w windzie, a
zwłaszcza "autobusowa epopeja” pełna mro-
żących krew w żyłach obrazów, musiały być
operatorskim majstersztykiem. Sądząc po
reakcji krytyki De Bont i Bartkowiak osią-
gnęli cel.
21
Najzabawniejszy
policjant Ameryki powrócił,
żeby raz jeszcze
zaprowadzić porządek
w Beverly Hills.
<oaęroj RAM
NFU
MABAOF THE YEA
r
est sprytny
rzucony drz
oknem.
1984 roku. Pierwotnie miał go zagrać Sylve-
ster Stallone, który jednak zrezygnował z roli,
pochłonięty całkowicie Rambo. Wtedy produ-
J
bowiem marzył o kinie akcji. Konieczne były
jednak zmiany w scenariuszu Daniela Petrie
Jr. — należało zrezygnować z powagi na rzecz
komizmu. Powodzenie pierwszego *"Gliniar:
z Beverly Hills”, eżyse: nego przez
Martina Bresta, przeszło wszelkie oczekiwa-
nia. Film okrzyknięto najbardziej kasową ko-
medią wszech czasów. Tajemni
legała na płynnym połączeniu sent
GLINIARZ Z BEVERLY HILLS 3
z wątkami czysto komediowymi oraz
wprowadzeniu nowego typu bohatera. Już nie
ironizujący, zmęczony życiem i swoim fachem
prywatny detektyw, nie zgor: ły, odarty ze
złudzeń, twardy gliniarz, ale wiecznie żartują-
/ postrzeleniec o zaraźliwie brzmiącym śmie-
chu, słynący z celnych ripost i całkowitego
braku manier. Humor *Gliniarza...” miał swoje
źródło przede tkim w zderzeniu nieo-
krzesanego policjanta z przedmieść Detroit z
luksusem i s Beverly
Hills. W okazało się przejęcie
przez Bresta i jego ekipę rytmu narracji vi-
deoclipów i wzbogacenie ścieżki dźwiękowej
o piosenki najpopularniejszych wykonawców
muzyki soul i rock. Mniej podobała się druga
Gliniarza z Beverly Hills” Tony'ego
Scotta ze scenariuszem Larry'ego Fergussona,
której zarzucano beznamiętne powielanie
sprawdzonych wzorców, a także niepotrzebne
złagodzenie charakteru Axela Foleya. Czy to
aby na pewno ten sam facet, którego oglądali-
śmy w pierwszym "Gliniarzu"? zastanawiał
się recenzent z "Variety". W tej sytuacji Eddie
Murphy wycofał się z przygotowywanej real
ji trzeciej części cyklu i dopiero niedawno
PREMIERY 23 MEEN
wytwórnia Paramount zdołała go ponownie do
niej przekonać.
Pomocny w tym okazał się scenariusz ce-
nionego w Hollywood Stevena E. de Souzy,
scenarzysty obu "Szklanych pułapek”, "48 go-
dzin Commando”, a ostatnio "The Flint-
stones”, Axel jest wreszcie taki, jaki powinien
być, uznał Murphy. DU który
ciągle musi waniom rzuca-
nym mu NZ ie jest niezwy-
kły, bo w jednej chwili potrafi być śmiertelnie
poważny, b; z potem z czegoś się zaśmie-
wać. Nowością jest to, że po raz pierwszy
Axel jest zakochany, choć w natłoku akcji
niewiele ma czasu na romantyczne uniesienia.
Tym razem walczy z gangiem, który swoich
przestępstw dokonuje na terenie popularnego
wesołego miasteczka. Sojusznika w walce ze
złem znajduje oczy! Je w detektywie z Be-
verly Hills, Billym Rosewoodzie, którego za-
grał, jak zwykle, Judge Reinhold, tak opisują-
cy swojego bohatera: Billy to jedyny policjant
w Kalifornii, który wierzy w Axela. Jest do
niego bardzo podobny: opiera się na instynk-
cie i chce robić to, co do niego należy. Najza-
bawniejsze było obserwowanie przemian, ja-
kie dokonały się w Billym od pierwszego "Gli-
Teraz Billy zafascynowany jest naj-
ymi technologiami wykorzysty-
wanymi olicję.
R się John Landis, który z Ed-
diem Murplym spotkał się już na planie *Nie-
oczekiwanej zmiany miejsc” i "Księcia w No-
wym Jorku”. Dla mnie "Gliniarz z Beverly
Hills 3” to kolejna przygoda Axela Foleya,
odcinek serialu, a nie sequel. Tak jak i pierw-
sza część, jest to komedia akcji, thriller z za-
skakującą zagadką, który jednocześnie jest za-
bawny — tłumaczył przed premierą Landis.
I 24
Cudowny
świat?
Rola Axela Foleya w "Gliniarzu z Beverly
Hills 3” wymagała ode mnie stuprocentowej
kondycji. Była największym wyzwaniem w mo-
jej karierze — wyznał po premierze Eddie Mur-
phy. Pół roku przed rozpoczęciem zdjęć Mur-
phy rozpoczął intensywny trening, przygoto-
wujący go do filmowych sekwencji walk i sa-
mochodowych pościgów. Ćwiczył kulturysty-
kę i boks, podnosił ciężary. Potem na planie
mógł popisywać się fizyczną tężyzną i spraw-
nością, których wymagały od niego kaskader-
skie popisy. Jedną z najtrudniejszych okazała
się scena na karuzeli. Ponieważ
zycie dzieci jest w niebezpieczeń-
stwie, Axel spieszy im na pomoc i
wspina się na szczyt karuzeli, któ-
ra przez cały czas jest w ruchu.
To była naprawdę trudna wspi-
naczka, ale jeszcze bardziej nie-
bezpieczne okazały się niektóre
sceny walk. Czasami cios był źle
zamarkowany i ktoś obrywał na-
prawdę — wspomina Murphy.
Większość scen filmu rozgry-
wa się na terenie lunaparku w Be-
verly Hills, tzw. Wonder World
czyli Świata Cudów. Taka lokali-
zacja to dla filmowego scenografa
prawdziwe wyzwanie. Jednak Mi-
chael Seymour, nominowany do
Oscara za niesamowitą scenogra-
fię w *Obcym — 8 pasażerze No-
stromo” Ridleya Scotta, bez trudu
z tym sobie poradził. Filmowy
Wonder World został wzniesiony
na terenie wesołego miasteczka w
Santa Clara w Kalifornii, należą
cego do wytwórni Paramount,
współproducenta *Gliniarza...”.
Seymour stworzył tu sieć
podziemnych i naziemnych tune-
Eddie Murphy
li, będących nie tylko atrakcją parku, ale i
śmiertelną pułapką. Można w nich spotkać
mechaniczne dinozaury. Są też tu krwiożerczy
obcy z kosmosu, którzy "atakują gości weso-
łego miasteczka w podziemnej stacji. Jest wre-
szcie potrójne koło diabelskie. Zdjęcia na nim
wymagały zachowania najdalej posuniętych
środków ostrożności.
Za efekty specjalne, których w *Glinia-
rzu...” nie brak, odpowiedzialny był Jon G.
Beyleu, który związany był z produkcją m.in.
drugiej i trzeciej części "Zabójczej broni” Ri-
charda Donnera i *Tango i Casha” Andrieja
Konczałowskiego.
Dla reżysera Johna Landisa kręcenie filmu
na terenie wesołego miasteczka było dodatko-
wą atrakcją. Dzięki temu mogłem kreować
świat iluzji, a następnie odstaniać tajniki jego
powstawania.
MEL JODIE
GIB5O N FOSTER
U Ę
zee (OUIERSKIEROOWE POONETONŚ: EL GSO DE FSK JE CARA
GARD DONNA "WAWAAKY” GRAMY CEE JAKIEJ CBUAN AA KO eż I WNYCA
" LUD zn (MI OWOGAO wy LWS lg ZONK) "E AANOY JENNY zwei A HUGO
<= WIA GOLA "> BIE z ALZĄAO DOWIE **r RCAAO DONE
k4 uteeków| [EE] EH al DRESS SM
NA EKRANACH OD 19 SIERPNIA
Na ten film kupisz tańsze bilety
"MAVERICK
azardziści
i karciarze.
SER Kto żyw spieszy
na parowiec
"Lauren Belle”,
żeby wziąć udział
w pokerowym turnieju.
Nie może w nim zabraknąć
i Breta Mavericka,
* najlepszego gracza
__ i największego blagiera
___ na Dzikim Zachodzie.
el Gibson zawsze marzył o we-
sternie. Długo jednak nie mógł
znaleźć odpowiedniego scena-
riusza, a przede wszystkim bo-
hatera, z którym mógłby się utożsamić. Aż
pewnego dnia trzy lata temu Bruce Davey, je-
go wspólnik i producent, przypomniał mu o
popularnym kiedyś telewizyjnym serialu we-
sternowym *Maverick”. Realizowany w la-
tach 1957-1962 przez ABC serial opowiadał
o perypetiach inteligentnego, pełnego uroku
pokerzysty, który nie stronił od kobiet i przy-
gód. Głównego bohatera grał James Garner,
który dzięki tej roli zyskał sobie ogromną po-
pularność.
Pomysł przeniesienia przygód Mavericka
na duży ekran od razu spodobał się Gibsono-
wi. Oglądałem serial w Australii, Miałem
wtedy pięć-sześć lat i byłem zachwycony fil-
mem. Gibson kupił prawa do *Mavericka” w
ramach swojej firmy "Icon Productions” i za-
pewnił sobie wsparcie *Warner Bros”. Napi-
sanie scenariusza zlecono Williamowi Gold-
manowi, który od czasów *Butcha Cas
dy'ego i Sundance'a Kida” uchodzi pe-
cjalistę od westernowych tematów. Gibson
chciał, żeby nowy scenariusz zawierał więcej
humoru i scen akcji, tak by *Maverick” stał
się westernem na wesoło. Myślałem o tym,
żeby Bret Maverick był nie tylko dobrze zna-
nym telewidzom graczem pijącym mleko i
unikającym rozwiązywania swoich proble-
mów przi zelaninę i walkę. Najzabawniej-
sze było pokazywanie tej szczypty szaleństwa
i histerii, która w nim drzemała.
Z gotowym scenariuszem w ręku Gibson
zaczął rozglądać się za odpowiednim reżyse-
rem. Jego pierwszym i jedynym kandydatem
był Richard Donner, z którym tak dobrze
współpracowało mu się przy filmach z serii
"Zabójcza broń”. Donner odniósł się z entu-
zjazmem do szansy wyreżyserowania we-
sternu, pierwszego w swojej karierze. Pomy-
ślałem, że z Melem będzie to niezapomniana
przygoda i tak się rzeczywiście stało. Do-
nner zaproponował zmiany w planowanej
obsadzie.
Kiedy okazało się, że Meg Ryan nie chce
zagrać pełnej wdzięku szulerki, Annabelle,
godnej przeciwniczki Mavericka, Mel Gibson
pomyślał o Kim Basinger. Donner nie chciał
Basinger, więc postanowił zaryzykować i rolę
powierzył Jodie Foster, która w Hollywood
uważana jest przede wszystkim za aktorkę
dramatyczną. Donner przekonywał niechęt-
nych temu wyborowi: Jodie potrafi być pełna
seksu i wdzięku, a do tego zabawna. Odrobi-
na charakteryzacji i bez trudu przekształca
się z tzw. dziewczyny z sąsiedztwa w pełnego
powabu wampa.
Foster już dawno chciała zagrać w kome-
dii, a scenariusz Goldmana z miejsca przy-
padł jej go gustu. Dostałam go w czwartek i w
czwartek go przeczytałam. W piątek oddzwo-
niłam, że przyjmuję rolę, a w sobotę już mie-
rzyłam kostiumy. "Maverick" w niczym nie
przypomina żadnego z filmów, w których do-
ty is zagrałam i prawdopodobnie to było
główną przyczyną, dla której tak mnie zainte-
resował. Naprawdę marzyłam o takiej kome-
dii, pełnej wdzięku, le. i dowcipu.
Maverick Gibsona jest postacią komedio-
wą. Ten facet bardziej martwi się o to, czy
28 I
nie pobrudzi sobie koszuli niż o to, czy go
powieszą — opowiada o nim Mel. W nieco in-
nej konwencji utrzymana jest postać współ-
towarzysza jego przygód, szeryfa Zane'a Co-
opera. Gibson chciał, żeby tę postać zagrał
Paul Newman. Donner zaproponował Jamesa
Garnera. Zżerała nas trema. Oto facet, który
wykreował Mavericka. Któż inny mógłby za-
grać tę rolę, ale Mavericka grał u nas Mel.
Zastanawialiśmy się więc z Melem, czy po-
winniśmy zwrócić się do Garnera? Na pewno
obrazi się na nas, więc wysłaliśmy mu scena-
riusz... a on nie tylko zgodził się, ale i wręcz
promieniał szczęściem. To właśnie Garner
nauczył Gibsona wielu pokerowych tricków,
dzięki którym Maverick pokonywał przy zie-
lonym stoliku największych szulerów na
Dzikim Zachodzie.
Miałem na planie trzy gwiazdy wspomina
Donner. To tak jakbym kręcił film z Bobem
Hope, Bingiem Crosbym i Dorothy Lamour.
Nasz "Maverick" to film drogi, to połącze-
nie magii i szaleństwa. Jest też zaskakujący
koniec w stylu "Gry pozorów”. To nie kolej-
ny brudny antywestern. Wszyscy są tu czy-
ści, sympatyczni i dobrze wyglądają. Jeżeli
wytwórnia nie zdecyduje się na ciąg dalszy,
to będzie oznaczać, że pracują w niej same
czuby.
Zdjęcia: WARNER HOME VIDEO
Richard
Donner
okazał się na planie tyranem.
Nie uznawał żadnych wykrętów
ani usprawiedliwień.
je
Mel Gibson * -
Wśród ekipy *Mavericka” krzykiem mody
były podkoszulki z dziesięcioma ulubionymi
powiedzonkami Donnera, które można było
stale słyszeć na planie. 10. to najpowolniejsza
ekipa, z jaką kiedykolwiek się zetknąłem, 9.
nie interesuje mnie twój życiorys, 8. czemu
gapisz się na zegarek, czyżbyś był producen-
tem? 7. Jimmy, dlaczego nie kręcimy? /pod
adresem producenta i pierwszego asystenta
Jima Van Wycka/, 6. kto w końcu tutaj rzą-
dzi?, 5. szybciej, żwawiej, nie macie już sił?,
4. kto nie jest jeszcze gotów? — żądam na-
zwisk, 3. skopię tyłek, 2. hip hip, hip hop, 1.
huh, huh, huh. A mimo to Donner był kocha-
ny przez wszystkich. Tego 57-letniego nobli-
wie wyglądającego pana energia wprost roz-
sadza. Każdego też potrafi zarazić entuzja-
zmem. A entuzjazm był ekipie bardzo po-
trzebny, zwłaszcza podczas uciążliwych zdjęć
na prerii w gorącym słońcu, z dala od ludz-
kich osad i źródeł wody.
Ekipa *Mavericka” odwiedziła góry Sierra,
północny Oregon, Wielki Kanion i rezerwat
Raz na
dyliżansie,
raz pod...
Indian Navajo w Arizonie. W górach Sierra
zdjęcia powstawały w okolicy Lone Pine i
Alabama Hills, gdzie nakręcono ponad 250
westernów począwszy od niemego "The Ro-
undup” z Fatty Arbucklem z 1920. To miej-
sce zachwyciło zwłaszcza Donnera. Kiedy
miejscowy przewodnik pokazał mi w skale ka-
wałek cementu i metalowej rury i powiedział,
że właśnie w tym miejscu zaczynał się most,
który przechodził Cary Grant w "Gunga
Din", moje serce zamarło. Po prostu musieli-
śmy tu kręcić. W Oregonie wybudowano ele-
gancki parowiec, który nazwano *Lauren
Belle” na cześć żony Donnera, Lauren Shu-
ler. Przez sześć tygodni każdego ranka ekipa i
aktorzy przepływali nim 30 mil w górę rzeki
Columbia, by znaleźć plenery bez linii wyso-
kiego napięcia i autostrad. 150 statystów
ubranych w kostiumy z epoki przechadzało
się po pokładach. podczas gdy aktorzy roz-
grywali kolejne partie pokera przed kamera-
mi. Każdego też dnia w porze lunchu do
*Lauren Belle” dobijała barka z suchym pro-
wiantem.
Za zgodą Zarządu Parków Narodowych
scenograf Tom Sanders wzniósł na terenie
parku narodowego w Lake Powell w Arizonie
westernowe miasteczko. Dotrzeć do niego
można było tylko motorówkami. Kiedy pew-
Jodie Foster
i Mel Gibson
nego dnia gwałtowna ulewa przemieniła
przybrzeżne piaski w gęste błoto nie do prze-
bycia, Mel Gibson wykorzystał dzień prze-
rwy na zorganizowanie wśród ekipy turnieju
pokerowego. On i Jodie Foster przegrali naj-
więcej.
W *Mavericku" nie zabrakło zapierających
dech w piersiach kaskaderskich wyczynów.
Mel Gibson nie zgadzał się na żadne zastęp-
stwa, Dla Donnera był to koszmar. Z Melem
to jest tak: kończysz ujęcie, robisz sobie prze-
rwę, a kiedy wracasz na plan dowiadujesz się,
że Mel robi to, co powinien zrobić za niego
kaskader. Masz wtedy chęć własnoręcznie go
zabić. Jedną z najbardziej ryzykownych scen
okazała się ucieczka dyliżansem. Zamysł Mica
Rodgersa, odpowiedzialnego za wszystkie sce-
ny z kaskaderami, był następujący: Musieli-
Śmy dodać nieco napięcia. Normalnie Mave-
rick powinien wyleźć z dyliżansu, wspiąć się
na dach i z niego skoczyć na konie. Maverick
nie idzie jednak na łatwiznę. Potyka się więc,
ześlizguje, wpada między koła, a dopiero po-
tem wspina się na dach. Nikt nigdy przedtem
tego nie dokonał. Oczywiście Donner nie po-
zwolił Gibsonowi na spróbowanie tego, Mel
musiał ustąpić i jego miejsce w dyliżansie za-
jął Rodgers. W przygotowaniu tej sceny po-
magał mu Terry Leonard, jeden z najsławniej-
szych kaskaderów w Hollywood, który dobrze
zna wszystkie niebezpieczeństwa skoków z
dyliżansu i konnych zaprzęgów. Podczas rea-
lizacji *Samotnego jeźdźca” dostał się pod ko-
pyta rozpędzonych koni, a koła dyliżansu
zmiażdżyły mu biodra. Leonard zaplanował
ujęcie w najdrobniejszym szczególe, tak że
Rodgers wykonał scenariu-
szowy zamysł bez najdrob-
niejszego nawet draśnięcia.
Dla Gibsona trudniejsze od
kaskaderskich wyczynów
okazały się karciane tricki.
Strasznie trudno jest manipu-
lować całą talią kart. Wolę
już rewolwery. Łatwiej się ni-
mi żongluje.
STO W JEDNYM
W poszukiwaniu dobrych pomysłów
|ywood coraz częściej sięga
po stare telewizyjne seriale.
"DENNIS ROZRABIAKA” Nicka Castle /1993/. In-
spiracją był komediowy serial familijny "Dennis
The Me '" o rodzinie Mitchellów, których kilku-
Dennis /w tej roli Jay North/ uwielbia
pakować się w kłopoty i dokuczać sędziwemu sąsia-
dowi, panu George'owi Wilsonowi, miłośnikowi
ptaków i zadbanych ogródków. Serial, wyproduko-
wany przez CBS, był z kolei zainspirowany komi-
ksem Hanka Ketchama. 146 odcinków zostało wye-
mitowanych od 4.10.1959 do 22.09.1963.
"DRAGNET" Toma Mankiewicza /1987/. Kolejna,
tym razem komediowa wersja jednego z najpopular-
niejszych seriali kryminalnych. Każdy z 64 odcin-
ków oparty był na prawdziwej sprawie. Głównym
bohaterem był sierżant Joe Friday /grany przez Jacka
Webba/ z odznaką nr. 714. Serial ten, emitowany
przez NBC od 16.12.1951 do 6.03.1959, a potem od
12.01.1967 do 10.09.1970, uważany jest za pierwo-
wzór realistycznych seriali policyjnych, "Kojaka" i
*Posterunku przy Hill Street”.
"THE FLINTSTONES” To oczywiście aktorska we-
rsja pierwszego serialu animowanego dla dorosłych,
*Między nami jaskiniowcami”, wyprodukow
dla ABC przez Williama Hannę i Josepha Barberę.
Przygody Freda i Wilmy Flintstonów oraz Barneya i
Betty Rubble nadawane były w amerykańskiej tele-
wizji od 30.09.1960 do 2.09.1966 w każdy piątek.
"MAVERICK" Richarda Donnera /1994/, Kinowa
wersja westernowego serialu o braciach Maverie
kach, dżentelmenach-pokerzystach, którzy ogrywali
każdego na Dzikim Zachodzie w latach 80. XIX
wieku. Breta grał James Garner /od 1960 Robert
Colberi/, Barta — Jack Kelly, a ich kuzyna z Anglii,
Beau Mavericka — Roger Moore. 124 godzinne od-
cinki były emitowane przez ABC od 22.09.1957 do
8.07.1962.
"RODZINA ADDAMSÓW" Barry'ego Sonnenfel-
da /1991/. "Rodzina Addamsów II" Barry'ego Son-
nenfelda /1993/. Przeróbka popularnego serialu ko-
mediowego "The Addams Family" o ekscentrycznej
rodzince: zamożnym adwokacie, Gomezie /John
Astin/, jego pięknej żonie, Monicii /Carolyn Jones/ i
ich dwójce dzieci. Scenariusz 64 odcinków powsta-
wał na motywach popularnego komiksu Charlesa
Addamsa, drukowanego na łamach "The New Yor:
kera”. Serial był nadawany przez ABC od
18.09.1964 do 2.09.1966.
"RODZINKA Z BEVERLY” Penelope Sphe
11993/. Kinowa wersja komediowego serialu *
Beverly Hillbillies” nadawanego przez CBS. Prz
gody rodziny Clampettów, prostaczków z prowincji,
którzy zajmują posiadłość na 518 Crestview Drive w
ekskluzywnym Beverly Hills. Głowa rodziny, Jed
IBuddy Ebsen/ ma sporo kłopotów z córeczką /Do-
nna Douglas/, teściową /Irćne Ryan/ i siostrzeńcem
[Max Baer/. Półgodzinne odcinki nadawane były w
środy od 26.09.1962 do 7.09.1971
"ŚCIGANY" Andrew Davisa /1993/. Przeróbka
rialu "Ścigany”. Dramatyczne przygody doktora Ri-
charda Kimble'a /David Janssen/ szukającego jednorę-
kiego mordercy swojej żony /Bill Raisch/ i tropionego
przez porucznika Philipa Gerarda /Barry Morse/. 120
godzinnych odcinków było nadawane przez ABC od
17.09.1963 do 29.08.1967 we wtorki. Finałowy obej-
rzała rekordowo wysoka liczba telewidzów /72%/.
Ten rekord został pobity dopiero przez "Dallas"
Mel Gibson i Graham Greene
zdobyć sensacyjną wiadomość.
kobieta. Para szalejących reporterów z Chi-
cago. Wobec siebie nawzajem są lodowato
uprzejmi i zjadliwie ironiczni. Można by po-
myś
prawdę,
Skąd my
no uwielbiało takie historie. Wymyśliło dla
nich nawet odpowiednie określenie — wojna
płci. Schemat był zawsze podobn
głównych bohaterów /mężczy
walczyła ze sobą do upadłego, nie szczędząc
sobie
śliwości, żeby w końcu paść sobie w ramio-
na. Wiadomo: kto się lubi, ten się czubi.
też jest i w przypadku Sabriny Peter-
son i Petera Bracketta z dwóch rywalizują-
cych ze sobą chicagowskich dzienników. Sa-
brina dopiero zaczyna swoją karierę.
WSZ przepowi
szłość. Jest przecież nie tylko bardzo ładna,
ale przede wszystkim błyskotliwa, inteligent-
na i pomysłowa. Brackett to dziennikarska
sława z własną kolumną w jednej z najwięk-
ych gazet w Stanach. Ma za sobą lata prak-
tyki, zna tysiące sztuczek i sposobów na
prześcignięcie konkurencji w pogoni za naj
większymi sensacjami. Sabrina i Brackett
spotykają się na miejscu tajemniczej
strofy kolejowej. Oboje rozpoczynają śledz
two na własną rękę, a ich drogi stale się
krzyżują, co rzecz jasna prowadzi do li
h spięć. Dopiero gdy zacznie zagrażać i
śmiertelne niebezpieczeństwo, zjednoc:
ły, a przy okazji odkryją, że nie potrafią bez
siebie ży
Na pomysł komediowej opowieści o pry
atno-służbowych stosunkach dwójki repo!
terów, utrzymanej w konwencji słynnej
"Dziewczyny Piętaszka” Howarda Hawksa z
1940, wpadło hollywoodzkie małżeństwo:
Nancy Meyers i Charles Shyer. To nie pierw-
sza ich wspólna komedia. Byli scenarzystami
i producentami m.in. "Szeregowego Benja-
mina” Howarda Zieffa z Goldie Hawn /za
scenariusz, do którego zostali nominowani
do Oscara/, *Baby Boom” z Diane Keaton i
ostatnio remake'u "Ojca narzeczonej”, które
wyreżyserował Shyer. Temat wyzwolonej,
potrafiącej o siebie zadbać kobiety nie jest
więc im obcy, ale teraz zamarzyła im się kl:
syczna "sophisticated comedy”, w której
mężczyzna i kobieta toczą nie kończ: się
pojedynek na spryt i inteligencję. Jak to
określił sam Shyer: taki ciągły sparring na
ekranie. Pisanie scenariusza "Kocham kłopo-
ty” Shyer i Meyers rozpoczęli w 1991, z
krótką przerwą na realizację "Ojca narzeczo-
nej” ze Stevem Martinem. Julia Roberts była ę
ich jedyną kandydatką do roli Sabriny. Od
(M 30 PREMIERY Julia Roberts, Nick Nolte 4
Zrobią wszystko,
żeby zdobyć
sensację
na pierwszą
stronę.
Nick Nolte
razu też pomyśleli o Nicku Nolte jako Pete-
rze Brackecie.
Roberts rola bardzo przypadła do
Spodobał mi się styl bycia Sabriny, ji
gencja i determinacja. Ale jes bardziej
przyciągało mnie tempo opowieści i cięte r
posty, których pełno było w scenariuszu.
Nolte zawsze marzył o komedii romantycz-
nej *w starym stylu”. Proponowano mi wiele
scenariuszy, ale dopiero "Kocham kłopoty"
miał odpowiednią intrygę i nastrój. Szykując
się do roli Nolte czytał książki o Benie
Hecht, legendarnym reporterze z Chicago.
Wiele cech jego charakteru Nolte przyswoił
Brackettowi. Chciałem, żeby był to facet,
który dla zdobycia tematu nie cofnie się
przed niczym. Kłamie, kradnie, nie ma skru-
pułów. Taki był Hecht i wspa-
niale zagrało to również w p.
padku mojego bohatera. Nolie
zaprosił także do swojego domu
reporterów z kilku dzienników
amerykańskich. To są dranie,
nie można im ufać - wyznał po
spotkaniu. Przygotowania do
roli Julii Roberts, która na plan
Kocham kłopoty” przyjechała
tuż po zakończeniu "Raportu
Pelikana”, były prostsze. Po
prostu ukradłam Denzelowi Wa-
shingtonowi jego notat|
Julia Roberts
Nick Nolte,
Julia Roberts
Zdjęcia do *Kocham kłopoty”
powstawały na terenie czterech
stanów, w ponad 100 różnych
miejscach. Ekipa stale podróżo-
wała, odwiedzając Wisconsin, Il-
linois. Nevadę i Kalifornię. Zdję-
cia rozpoczęły się 4 października
ubiegłego roku, a pierwszą zreali-
zowaną sceną było ujęcie Julii
Roberts w towarzystwie 500 roz-
gdakanych gęsi.
Na główne miejsce akcji Shyer
i Meyers wybrali Chicago ze
względu na jego malowniczą, po-
budzającą wyobraźnię architektu-
rę. Spodobał im się zwłaszcza
niesamowity budynek Uptown
Theater, wyglądający tak jakby
stale był nawiedzany przez duchy.
Zupełnie innych widoków dostar-
czyło ekstrawaganckie Las Vegas
Żadnych
tricków
na pustyni, w którym w ciągu trzech nocy
sfilmowano dramatyczną ucieczkę Julii Ro-
berts i Nicka Nolte przed filmowymi morder-
TWOŚWIEHCUC zez: (LUKI AOR
z MOJE /OWIBŁSKAL WERKE
zza(OIN JUAN0BO że LEĆ KB AK
UE KAKA > DAD AEK cr KE KI ze KIA
zMME ZaDAKUO sa KKS GAŁSSTA a KTAEAŚ za CAIESNA
cami. Jednak najwięcej emocji dostarczyły
zdjęcia w Los Angeles. Trwały właśnie przy-
gotowania do sceny wystawnego przyjęcia z
udziałem setek statystów w Muzeum Historii
Naturalnej, kiedy zatrzęsła się ziemia. Straty
w muzeum i wśród dekoracji powstałe w wy-
niku wstrząsu o sile 6.8. stopnia w skali
Richtera wstrzymały produkcję na tydzień.
Sporych trudności dostarczyła również reali-
zacja sceny pierwszego spotkania Sabriny i
Bracketta na miejscu kolejowej katastrofy.
Operator, John Lindley wymarzył sobie takie
ujęcie: noc, nad miejscem wypadku krążą he-
likoptery, zamieszanie, wszędzie kręcą się
członkowie ekip ratowniczych i nagle spo-
śród tego chaosu, wśród iskier ognia wyłania
się spokojnie piękna kobieta. Wszystko pięk-
nie, tylko gdzie w Kalifornii znaleźć frag-
ment torów, który można byłoby zamknąć i
wyłączyć z ruchu na kilka tygodni? Po inten-
sywnych poszukiwaniach wreszcie znalezio-
no to, co trzeba — prywatną kolej Short Line
Railroad w Fillmore, z pomocy której często
korzystają filmowcy. Wykolejenie tu pociągu
wymagało jednak zgody władz wojskowych i
służb ochrony środowiska.
Najważniejsze dekoracje zostały wybudo-
wane w Los Angeles, a wśród nich wnętrza
dwóch konkurujących ze sobą redakcji: "The
Chicago Chronicle”, której gwiazdą jest Pe-
ter Brackett i *Chicago Globe”, w którym
debiutuje Sabrina Peterson. Siedziba. *The
W KINACH OD WRZEŚNIA
Chicago Chronicle”, zgodnie z założeniami
scenariusza, miała robić imponujące wraże-
nie. Dekoracje zostały więc wzniesione w
pustym budynku o powierzchni 10 tysięcy
metrów kwadratowych, w którym kiedyś
przechowywała swój księgozbiór Biblioteka
Publiczna Los Angeles. *Chicago Globe”,
jako gazeta o mniejszym zasięgu, musiała
pomieścić się na powierzchni 3 tysięcy me-
trów kwadratowych w budynku, w którym
kiedyś był bank.
Choć *Kocham kłopoty” to przede wszy-
stkim romantyczna komedia, nie zabrakło w
niej również wątku sensacyjnego, co z kolei
wiązało się z koniecznością wprowadzenia
scen kaskaderskich. Shyer, jako reżyser fil-
mu, dążył do osiągnięcia efektu autentyzmu.
Żadnego błękitnego ekranu, żadnych tricków
wizualnych. To, co widzi widz, musi dziać się
naprawdę — oznajmił swojej ekipie, W rezul-
tacie, Julia Roberts, cierpiąca na lęk wysoko-
ści, i Nick Nolte znaleźli się na wąskim po-
moście na wysokości 18 metrów tuż nad
warstwą rozbitego szkła i uciekać przed ku-
lami po dachu 15-kondygnacyjnego budyn-
ku. Nick i Julia okazali ogromną odwagę go-
dząc się na udział w tych scenach. Chwilami
nawet czułam się winna, że coś takiego wy-
myśliliśmy. Ale z drugiej strony było to bar-
dzo ekscytujące. Niezapomniane doświad-
czenie dla nas wszystkich - opowiadała o
przygodach swoich aktorów Meyers.
Najpierw powstała nowela Alberta S.Ru-
dy'ego, Charlesa Fincha i Graya Fredericksona.
Tekst zainteresował kontrowersyjną reżyserkę,
która nakręciła m.in. komedię o
ki rap *CB 4” /1993/ i krwawe,
irowane przez film "Bonnie i Clyde”, wido-
o *Gunerazy" 11992/ z BÓ Barrymore.
żano o brutal-
pokazywanie kobiet z
wy — jako seks-zabawki — i zły smak. Davis po-
stanowiła w *Wystrzałowych dziewczynach”
Zażądała przeróbek w zbyt tradycyjnym na jej
gust scenari i obsadziła w jednej z głów-
nych ról czarnoskórą Cyndę Williams. Zapowia-
dała buńczucznie "pierwszy, prawdziwie kobie-
34 PREMIERY
NIEBEZPIECZNE *,
FAMENM
cy western”, co trochę mijało się z prawdą, po-
nieważ już wcześniej powstał niskobudżetowy
film "The Ballad of Little Jo” Mary Greenwald.
Jednak rosnące zainteresowanie odrodzonym
gatunkiem i zaniepokojenie daleko id i
zmianami w tekś jakich dokonała
spowodowało, że s
*Wystrzałowe d.
stiżową. Podwojono budżet, zaangażo
gwiazdy: Madeleine Stowe /Cody/, Mary Stuart
Masterson /Anita/, Andie MacDowell /Eileen/ i
Drew Barrymore /Lilly/ i zwolniono... Davis. Jej
miejsce zajął Jonathan Kaplan /”Oskarżona”,
*Obsesje namiętności”/ znany z efektownego,
dynamicznego stylu opowiadania i bardzo do-
brej współpracy z kobiecymi gwiazdami. Nowe
dyrektywy brzmiały: mniej feministycznej pro-
wypowiadał się o filmie z entuzjazmem. Z
wsze interesowały mnie postaci outsideró
jących gdzieś na marginesie "t ń
snu”. Tu miałem do czynienia z takimi posta-
ciami. Z drugiej yesterny to filmy moje-
a lat temu nakręc
ym złożyłem hołd gatunkowi
Wit Line Fever", choć opowiadał o kie-
ężarówek, w gruncie rzeczy powstał z
ducha westernu.
Walter Scott, hollywoodzki weteran, który
współpracował m.in. z Samem Peckinpahem
I"Pat Garrett i Billy Kid”, "Elita zabójców”/, a
jako kaskader zastępował Clinta Eastwooda w
|= a/
| 4 v/ | 4 WYSTRZAŁOWE DZIEWCZYNY
my a = 4 17 ,
SP
w /
Cody, Anita, Eileen
Aflilly to prostytutki
z saloonu w Echo City.
Ich praca nie jest łatwa.
Gdy jeden z klientów
okrutnie traktuje Anitę,
> Cody zabija go.
Grozi jej lynch.
Dziewczyny,
by uwolnić
4 przyjaciółkę,
przypasują
rewolwery.
LśĆn
Mary Stuart Masterson
niebezpiecznych scenach "Joseya Walesa — wy-
jętego spod prawa” i *Powi -
serem ekipy i szefem kaskaderów. Produceni
Lynda Obst powierzyła mu bardzo ważne zada-
nie: przez trzy tygodnie gwiazdy filmu przeby-
wały na specjalnym "kowbojskim obozie”. Do-
skonaliły tam jazdę konną, ćwiczyły technikę
upadku, strzelanie, rzucanie lassem, a nawet...
żucie prymki tytoniu.
Same zdjęcia przebiegały w dobrej atmosfe-
rze. Kaplan doskonale potrafił łagodzić napię-
cia między kobiecymi gwiazdami. Nigdy nie
krzyczał, ujmował ojcowską łagodnością. Było
to czasem potrzebne, bo zwłaszcza Drew Bar-
rymore słynie z wybuchowego temperamentu.
Jednak to nie ona, a Madeleine Stowe była
podobno najtrudniejsza we współpracy — za-
mknięta w sobie, izolowała się od reszty eki-
py. W wywiadach tłumaczyła to potrzebą
wczucia się w rolę. Postać Cody przypominała
mi postacie męskich antybokhaterów. Nie lubi
dziewcząt. Dla mnie samej było to trudne, po-
nieważ zawsze chcę być blisko z ludźmi, z któ-
rymi pracuję, a nawet zaprzyj. ię z ni-
mi. Ale tym razem zdecydowałam, że tak bę-
dzie lepiej dla mojej roli.
Kaplan mówi, że praca nad filmem sprawiła
mu dużo frajdy. Western to dla mnie przede
wszystkim mocne charaktery i nieustający ruch.
Charaktery kształtują się poprzez akcję. Mam
nadzieję, że jest tak i w przypadku "Wystrzało-
wych dziew de
36
Jest dobroduszny,
obdarzony ironicznym
humorem i podobno
odporny na pokusy sukcesu. Przez trzydzieści lat pracy w Hollywood
doznał bowiem wielu rozczarowań, które go zahartowały.
Jonathan Kaplan przyszedł na świat w 1947
roku w Paryżu. Jego ojciec, Sol Kaplan był zna-
nym kompozytorem muzyki filmowej, wpisa-
nym w latach 50. na "czarną li-
stę”. Na swoje nieszczęście lubił
Szostakowicza i Prokofiewa.
Podejrzewano więc, że ma tajne
dyrektywy 'emla, by zaatako-
wać i zmienić świat amerykański
go musicallu — wspomina dziś z
goryczą, ale i dystansem jego syn.
Matką Jonathana była Marta He-
flin, siostra słynnego aktora cha-
rakterystycznego Van Heflina /”15.10 do Yu-
my”/, znana m.in. z występów w filmach *Mona
Kane” i "All My Children”,
Karierę w showbiznesie zaczął Jonathan
dzięki przypadkowi. Gdy miał jedenaście lat,
Elia Kazan zaprosił jego matkę na próby broa-
dwayowskiej sztuki *The Dark at the Top of the
Stairs”. Nie zrobił tego bezinteresownie. Szalała
wtedy epidemia ospy i grająca ważną rolę The-
resa Wright zachorowała. Zastąpiła ją właśnie
Frances Van Heflin. Jonathan przy okazji zagrał
jej scenicznego syna. W szkole elementarnej i
średniej, a potem na uniwersytecie występował
w półamatorskich grupach teatralnych. Po dwóch
latach studiów na uniwersytecie w Chicago zo-
Jonathan Kaplan
stał usunięty z uczelni za udział w demonstra-
cjach przeciw wojnie w Wietnamie. W rezulta-
cie przeniósł się do nowojorskiej szkoły filmo-
wej, gdzie wykładał m.in. Martin
Scorsese. W 1970 roku Kaplan
dostał główną nagrodę na Natio-
nal Student Film Festiwal za film
*Stanley i Stanley”. Potem praco-
wał przez dwa lata jako montaży-
sta i oświetleniowiec. Współpra-
cował m.in. ze słynnym me-
aedżerem "Led Zeppelin” i orga-
nizatorem wielkich koncertów
rockowych Billem Grahamem.
Aż wreszcie jednego ranka /dokładnie o
czwartej/ zadzwonił telefon. Mówi Roger Cor-
man — odezwał się głos w słuchawce — chcę że-
byś przyleciał dziś wieczorem do Hollywood i
zrobił dla mnie film. Dobra, odwal się — skwito-
wał ten, jak myślał, żart Kaplan. Ale za chwilę
telefon zadzwonił ponownie: Młody człowieku,
mówi naprawdę Roger Corman. Kaplan zaczął
się wymawiać jakimiś zobowiązaniami. "Chcesz
reżyserować?” — spytał krótko słynny producent.
Chcę! — odparł po męsku Kaplan i wkrótce roz-
począł pracę u Cormana. Debiut — błaha ero-
tyczna komedyjka przeznaczona dla kin samo-
chodowych, *Night Call Nurses” /1972/, nie za-
Andie M Doweli,
Madeleine Stowe Drew Bdrrymore,
1
4
3
|
|
c.
EPE
wiodła oczekiwań producentów i przyniosła na-
leżyte zyski. Potem Kaplan reżyserował film,
który miał, jak na warunki Cormana, duży bu-
dżet /300 tys. dolarów/ — *The Slams” /1973/,
gangstersko-więzienny dramat z Jimem Brow-
nem. W brutalnym filmie detektywistycznym
*Truck Turner” /1974/ zagrał inny czarny gwia-
zdor - Isaac Hages.
A potem był pierwszy naprawdę znaczący
kasowy i prestiżowy sukces — *White Line Fe-
ver” /1975/, błyskotliwy film *szosowy” o mło-
„_ dym kierowcy ciężarówki /Jan-Michael Vincent/
walczącym z korupcją. Uznanie krytyki przy-
szło dopierb w 4 lata później. "Over the Edge”
11979/ z muzyką ojca reżysera — Sola Kaplana,
nie miało już w sobie nic z tandety. Była to
wstrząsająca kronika niebezpiecznego życia
grupy nastolatków z przedmieścia, których
jedynymi rozrywkami są przemoc, narkotyki
i seks. Podkreślano unikanie taniej sensacyj-
ności na rzecz rzetelnej psychologicznej ana-
lizy.
Od tej pory Kaplan awansował do reży-
serskiej pierwszej ligi. Umocnił swoją pozy-
cję widowiskiem sf — "Projekt X” /1987/.
Triumfem byli *Oskarżeni” /1988/ z rewela-
cyjną rolą Jodie Foster, nagrodzoną *Osca-
rem”. W tym i w kolejnych filmach widać
fascynację Kaplana problemem winy i kary,
wyrzutów sumienia i moralnych niebezpie-
czeństw związanych z życiem w amerykań-
skim społeczeństwie. Kaplan portretuje
przypadki na pozór marginalne, bohaterów.
czasem bardzo niezwykłych, ale to wyja-
skrawienie nigdy nie bywa rażące, zawsze
służy subtelnej analizie. Tak było w *Polu miło-
ści” /1990/ czy "Rodzinie zastępczej” /1989/, a
zwłaszcza w błyskotliwym thrillerze *Obsesje
namiętności” /1992/, gdzie Kaplan dał poruszają-
cy obraz frustracji ogarniającej społeczeństwo
nastawione wyłącznie na osiąganie sukcesu.
Współpracownicy reżysera mówią, że choć z
białą brodą i potężną sylwetką wygląda jak "Bóg
Ojciec”, nie ma w nim nic władczego. Przeciw-
nie - lubi słuchać sugestii innych, może nawet
zbyt często ulega ich zdaniu. Nie jestem wszech-
wiedzący — twierdzi — zawsze słucham pilnie, bo
słuchając innych można się mnóstwo nauczyć.
jl
Madeleine
Stowe
Mary
Stuart Masterson
Andie
MacDowell
Drew
Barrymore
<Wystrzałowe dziewczyny” robią to,
co przed nimi robili faceci,
ale dzięki temu, że robią właśnie one — cztery gwiazdy -
„ WYSTRZA
film jest wystrzałowy:
Roger Moore, Winston - Salem Journal
OWE
DZIEWCZYN
Trzymać się razem było ich jedyną szansą
EW BARRY!
ROBERT LOGGIA
scenografia
ONEY muzyka JERRY GOLDSMITH monuż JANE KURSON
itcia RALF BODE koprodukcja WILLIAM FAY
kierownik produkcji LYNDA OBST produkcja Albert $SRUDDY ANDRE E. MORGAN CHARLES
FINCH GRAY FREDERICKSON scenariusz KEN FRIEDMAN YOLANDE FINCH
reżyseria JONATHAN KAPLAN
„| W KINACH OD 5 SIERPNIA lą
RECENZJE
W jednej z
ycia C;
ta” Briana De Palmy tytułowy bohater, laty-
noski gangster Carlito Brigante /A1 Pacino/,
oświadcza wszem i wobec na sali sądowej, że
postanawia zerwać z przestępczym życiem,
które do tej pory prowadził. Już w tej scenie
obecny jest ton wyzwania i brawury — ton
który tak przyciągał i przyciąga do opowieści
o gangsterach. Bo Brigante ma styl, który po-
trafi magnetyzować. Przez chwilę jego niby
pokorną, a właściwie chełpliwą przemowę
można wziąć za rodzaj cynicznej manifesta-
cji: dzięki zręczności swego adwokata Klein-
felda /Sean Penn/ i niezręczności pracowni-
ków prokuratury używających nielegalnie
podsłuchu Carlito wyjdzie na wolność. Jego
kwieciste przemówienie w latynoskim, uczu-
ciowym stylu wydaje się zbyt teatralne, by
mogło być prawdziwe. Podejrzewamy, że
Carlito drwi z sędziów.
Ale okazuje s
Carlito rzeczywi
chce zerwać z przeszło-
ścią. Nadal jednak — jak
w sądzie — jego zacho-
wanie zdradza dumę i
poczucie wyższości nad
otoczeniem. Jest to
drażniące i fascynujące:
dla ludzi, którzy z Carli-
tem obcują i dla nas, wi-
dzów. Właśnie ten fason
pewnego siebie faceta,
patrzącego na wszyst-
kich z góry, z pewnego
rodzaju arystokratycz-
nym dystansem, jest
przyczyną sukcesów,
ale i klęski Carlita.
Rola Ala Pacino wy-
rasta z tradycji klasycz-
nego filmu gangster-
skiego z lat 30. i 40. Edward G. Robinson czy
James Cagney jako "wrogowie publiczni” hip-
notyzowali widownię pogardą swych boha
rów dla społecznych zasad. Pogardą wyra
cą się często właśnie poprzez wyzyw
brawurę. Filmowy
2 "
aj
n o gangsterze był zatem
snem o dzikiej wolności, o wolności od spo-
łecznych zobowiązań, snem pełnym upojenia.
Śmierć bohaterów, która przeważnie kończyła
film, nie była jednak sztucznym moralizują-
cym wtrętem. Okazywało się bowiem, że to
marzenie o dzikiej wolności prowadziło do
nieobliczalnych skutków: gangsterzy popadali
w rodzaj bezkrytycznego samouwielbienia,
mieli złudne wrażenie wszechmocy, jakie da-
wało im ciągłe używanie brutalnej siły. W
końcu trafiali na przeciwników, dla których
mniej ważny był gangsterski styl i zachłyśnię-
cie się niebezpieczną swobodą, a najistotniej-
sza stawała się skuteczność działania.
To poczucie złudnej mocy było zresztą
skażone złem. Skazując się na dumną, przy-
najmniej we własnym pojęciu, samotność,
38
filmowy gangster, by pot słuszność
obranej drogi, brnął w pułapkę czynów coraz
bardziej gwałtownych, skierowanych nie tyl-
ko przeciw społeczeństwu, ale i przeciwko
zasadom, które sam stwarzał i starał się wy-
znawać. Następowało bolesne przebudzenie.
Gangster z postaci nierealnej, mitycznej
przeistaczał się w zbankrutowanego, śmier-
telnego człowieka, którego Śmierć nie
uwznioślała, ale ukazywała jedynie pułapkę,
w jaką zabrnął.
"Życie Carlita”, opowieść o znużonym
gangsterze z roku 1975, spełnia na pozór
podobny schemat. Ale są znaczące różnice.
Brigante wie lepiej niż jego poprzednicy, że
przemoc i zło, którym hołdował, zaprowadzi-
ły go donikąd. Problemem jest to, że Carlito
nie potrafi i tak naprawdę nie chce zrezygno-
wać z owego dumnego stylu, bez którego za-
: Fason klęski
pewne byłby nikim. Jest zresztą w pewnym
sensie bardziej pyszny niż dawni filmowi
gangsterzy. Al Pacino — Brigante zawsze
ubrany z charakterystyczną elegancją, w nie-
odłącznych ciemnych okularach w czarnym
garniturze i skórzanym płaszczu, już na
pierwszy rzut oka chce się różnić zarówno od
zwyczajnych członków społeczeństwa, jak i
od *kolegów po fachu”. Pod pokładem senty-
mentalnego znużenia wyczuwamy w nim cią-
gle dumę graniczącą z pogardą. Carlito nie
potrafi patrzeć bez uczucia pobłażania na
świat zwykłych ludzi — zanegowałby w ten
sposób całe swoje dotychczasowe życie. Jego
naiwne marzenie o azylu na Bahamach jest w
gruncie rzeczy marzeniem o izolacji, o stwo-
rzeniu własnego Świata a nie o wtopieniu się
w społeczeństwo. Z drugiej strony z jeszcze
większą niechęcią patrzy na świat *niebez-
piecznych ulic”, w którym wyrósł i do które-
go ciągle należy. Zresztą reguły gangsterskie-
go honoru przestały tu praktycznie obowiązy-
wać. Czy Brigante jest zatem poszukiwaczem
ŻYCIE CARLITA
dobra? Należy przypuszczać, że tak. Ale to
poszukiwanie jest zarazem drażniącym wy-
zwaniem podszytym pogardą dla przestępcze-
go środowiska. Carlito chce się czuć lepszy
zarówno od swego otoczenia, jak i od Świata
normalnych ludzi, który bardzo dawno porzu-
cił. Dlatego starając się być dobry, zraża wła-
ściwie wszystkich.
Al Pacino okazał się idealnym odtwórcą ro-
li Carlita. Skrzętnie skrywana, a jednak wyzy-
wająca teatralność zachowania Brigante ciągle
daje o sobie znać. I Pacino, który często
/ostatnio chociażby w *Zapachu kobiety”/ po-
padał w manierę gry nieco zbyt *sz
teatralnej właśnie, tu świetnie pok;
głe uzależnienie Carlita od stylu, który przy-
jał. Właśnie ta nieustanna, cicha, wewnętrzna
walka Carlita z samym sobą, ze stylem, który
kocha i który przywiedzie go do klęski, jest w
filmie De Palmy bardzo poruszająca. Sprawia,
że Carlito przestaje być postacią jedynie kon-
wencjonalną, że jego los bardzo nas obchodzi.
Jego udręka staje się na-
szą udręką. Rozumiemy
wyniosłość Carlita, wła-
ściwie identyfikujemy się
z nią. Ale widzimy jed-
noc: jak wielką jest
ona słabością.
W ten sposób została
przełamana w "Życiu
Carlita” bariera pomię-
dzy konwencją a drama-
tem, który poza tę kon-
zdecydowanie
ża. Sen o gangste-
rze przestał być tylko
snem, z którego można
obudzić się niemal bez-
boleśnie. Ten sen boli.
Końcowa część filmu
jest nasycona trudnym do
zniesienia napięciem, a głównym jego źró-
dłem wcale nie jest błyskotliwość warsztatu
reżyserskiego De Palmy. De Palma skoncen-
trował się na Carlicie i ukazując drobiazgowo
jego coraz bardziej gorączkowe działania,
wywołuje wielkie zaangażowanie emocjonal-
ne widowni. Bo przecież nawet końcowa sce-
na na stacji kolejowej nie jest widowiskowym
popisem dla popisu. Brawura ostatecznej roz-
prawy na schodach ruchomych jest niejako
podsumowaniem stylu życia Carlita, jego
subtelną, obrazową metaforą. Strzelanina
trwa wśród zskoczonych, niemal obojętnych
ludzi. Ruchy Carlita nabierają niezwykłego
zdecydowania i gracji, choć jest przecież osa-
czony przez wrogów, jest w pułapce. Końcem
tego baletu jest śmierć. Carlito stoi znużony
walką, postarzały mężczyzna nagle pozba-
wiony swojej złudnej charyzmy, bezbronny.
Naprawdę samotny. Zwykłą samotnością, po-
zbawioną tej drażniącej wszystkich dumy.
Carlito — teraz jeden z nas.
TOMASZ JOPKIEWICZ
TWÓRCY JOBCECG” EENNETORAJ |
PRZEDSTAWIAJĄ
RZ M
ZE
WIĘZIENIE PRZYSZŁOŚCI. BEZ MURÓW I STRAŻY
"RAY LIOTTA e
„flow STUART WILSON | KEVINĘDILLON
ze > <ŻR |- ALLIED_ | =
SO Oze SZ _|FILMMAKBRS | Zk
Z ONG SEE) =
RECENZJE
Ten film można oceniać na dwa sposoby:
jako widowisko rozrywkowe i jako dzieło
sztuki. Ten drugi sposób może wydać się nie-
porozumieniem w odniesieniu do kina takie-
go jak "Speed" — ale czy istnieje ograniczenie
dla wyobraźni kinomana? Gdy rzecz się
podoba — a "Speed" spodoba się, nie ma oba-
wy — maniak filmu zaczyna gorączkowo my-
śleć nad tym, jak by tu znaleźć dodatkowe
uzasadnienie.
Ale kolejno, zacznijmy od widowiska. Ten
film oznacza chyba koniec drogi rozwojowej
pewnego modelu kina, które swą dramaturgię
opierało na formule "człowiek i mechani-
zmy”. Współczesny świat coraz bardziej pole-
ga na maszynach, urządzeniach. Ale wiemy,
że każdy mechanizm się psuje. Zgodnie z pra-
wem Murphy'ego psuje się zawsze wtedy,
gdy najbardziej zależy nam na tym, by funk-
cjonował. Filmowcy w
końcu to odkryli - i
wtedy się zaczęło. Po-
jawiają się coraz to no-
we filmy oparte na jed-
nym pomyśle: że jakiś
mechanizm przestanie
działać i ludzie się za-
biją. Albo odwrotnie:
że mechanizm podłożo-
nej bomby będzie dzia-
łał prawidłowo, że wy-
buch uszkodzi inne me-
chanizmy — i ludzie się
zabiją. Oczywiście sku-
teczność tej formuły
jest ograniczona, jej
atrakcyjność się zuży-
wa, "Szklana pułapka
27 musi być bardziej
wymyślna niż "Szklana
pułapka 1”. Pomysło-
wość ludzka jest
ogromna, ale istnieje
obawa, że kiedyś się wyczerpie.
*Speed" każe przypuszczać, że to się wła-
Śnie stało, Czy można wymyślić coś więcej?
Pomysłowość filmu polega — po pierwsze — na
tym, że mamy tu trzy etapy dramatu *czło-
wiek i mechanizmy”. Ktoś podkłada bombę,
ktoś inny próbuje ją rozbroić. Wyścig jest
dwustronny, bo ten pierwszy przeszkadza dru-
giemu, jak się tylko da, ten drugi bardzo się
stara, by wysiłki pierwszego zneutralizować.
Wyścig szarpie nerwy, ale istnieje obawa, że
jego atrakcyjność się wyczerpie, więc zastoso-
wano płodozmian: ktoś podkłada drugą bom-
bę. Wyścig zaczyna się od nowa, niby chodzi
0 to samo, ale jest to przecież inny wyścig,
bomba została zamontowana w innym miej-
scu, w grę wchodzą inne mechanizmy. Ten
drugi wypadek także może się znudzić, więc
będzie trzeci... Dramat podzielony na trzy ak-
ty, akt drugi jest najdłuższy.
Druga zaleta filmu polega na tym, że reali-
zatorzy konsekwentnie wnikają w dramat me-
40
chanizmów. Pokazują, na czym miałaby pole-
gać katastrofa — i co trzeba zrobić, by do niej
nie doszło. Pokazują konstrukcję stalową, na
której została podwieszona — awaryjnie — win-
da. Gdy konstrukcja zaczyna się giąć — wie-
my, że katastrofa się zbliża... Wreszcie zaleta
trzecia; pokazano mechanizmy, których awa-
ria bardzo dotkliwie przemawia do naszej wy-
obraźni czy naszych instynktów. Są ludzie,
którzy z drżeniem wchodzą do windy. Świa-
że pod ich stopami zieje otchłań, od
której oddzieleni są deską grubości półtora ca-
la, budzi w nich odruchową panikę. I otóż
właśnie tym ludziom pokazuje się, że ich oba-
wy były uzasadnione, że wystarczy jedno
szarpnięcie, a zawisną nogami nad przepaścią.
Czyli dramat mechanizmów został wykorzy-
stany w sposób tak pomysłowy, że lepiej już
nie można.
wę
No tak, ale jest to ciągle dramat mechani-
zmów. A formuła brzmi przecież "mechanizm
a człowiek”. Człowiek też tu musi być, w
przeciwnym razie co nas to wszystko obcho-
dzi? Ale w filmach takich jak *Speed” czło-
wiek jest właściwie elementem dekoracyjnym.
Można to określić inaczej: formuła *me-
chanizm a człowiek” jest w gruncie rzeczy
odmianą starej definicji Irzykowskiego: film
jest widzialnością obcowania człowieka z ma-
terią. Rzecz w tym, że to obcowanie winno
być dwukierunkowe: człowiek oddziałuje na
materię, materia oddziałuje na człowieka. W
filmach takich jak *Speed” jakoś tego nie wi-
dać. Keanu Reeves jako funkcjonariusz-piro-
technik wisi głową w dół nad przepaścią,
sprawdza połączenia drucików w urządze-
niach elektronicznych, zamienia drucik nie-
bieski na zielony etc. Maksymalne skupienie
uwagi, maksymalna precyzja. I cały ten stres
fizyczny i psychiczny spływa po nim, jak wo-
da po gęsi.
Wniosek: filmy takie jak *Speed” mówią
nam prawdę o mechanizmach, nie mówią
prawdy o ludziach. Wiadomo: istnieje po-
wszechne prawo ciążenia. Winda, która się
ie, zacznie spadać z szybkością jednostaj-
jeszoną, Wiadomo: zamiana przyci-
sku *plus” na przycisk *minus” zmieni obieg
prądu, może zapobiec eksplozji. Wiadomo:
autobus, który porusza się po zatłoczonym
mieście z szybkością 80 kilometrów na godzi-
nę, będzie się zderzać z innymi pojazdami.
Ale przecież są także inne prawa. Na przykład
takie: osoba, która prowadzi wypełniony tro-
tylem autobus, w jakimś momencie się zała-
mie - i zechce skorzystać z toalety.
W filmie "Speed" jest fizyka, nie ma psy-
chologii ani nawet fizjologii. To poważny za-
rzut, przykry dla kinomana. Jakże pogodzić
ulubiony film pokazuje
zafałszowany obraz świa-
ta? Na szczęście, istnieje
skuteczny kontrargument.
Może ta cała fi j
pretekstem. Może ów fi-
zykalnie prawdziwy
obraz świata został powo-
łany do życia tylko po to,
by ukazać prawdę głęb-
szą, poetycką.
I tak od fizyki przecho-
dzimy do metafizyki.
Film rozpoczyna się dłu-
gim ruchomym ujęciem.
Kamera zjeżdża w dół,
wzdłuż metalowych insta-
lacji. Trzeba czasu, by-
śmy się zorientowali, co
to jest: szyb windy. Ten
ruch pionowy trwa, aż
wreszcie zostaje ujawnione to, co kamera
chciała nam pokazać: geniusza zła, który za-
kłada bombę. Później, w tym samym akcie fil-
mu, wszystkie ruchy /kamery, przedmiotów,
ludzi/ mają na ogół ten sam kierunek: z góry
w dół. Sens ukryty w podtekstach: zło zstąpiło
z chmur.
Akt drugi: autobus nafaszerowany troty-
lem. Teraz ruch ma wymiar horyzontalny. Zło
zeszło na ziemię, szaleje po niej jak chce: z
jednej obwodnicy na drugą, z wiaduktu na
wiadukt; gdy chce, potrafi nawet frunąć. Ta
ruchliwość, bezkarność może tu coś znaczy.
W końcu jednak zło zostaje powściągnięte, do
katastrofy nie dochodzi. Co będzie dalej? To
proste: zło schodzi pod ziemię. Tam się ukry-
je. Trzeba je tam dopaść, zgnieść. Jeśli to dia-
beł, jeśli to wampir - najlepiej przebić mu ser-
ce. W ostatecznym razie — uciąć głowę.
Jest w tym wszystkim jakaś logika. Może
wynikająca ze zbiegu okoliczności, zgoda.
Ale przecież wszyscy podświadomie do tego
tęsknimy: by fizyka na ekranie w każdej
chwili umiała przekształcić się w metafizykę.
JAN OLSZEWSKI
Mówi
Wojciech
Malajkat
NIE NAPINAM SIĘ
— Czy już pan wie, jak odzyskać miłość
nastolatek utraconą na rzecz Cezarego Pa-
zury?
-0 to jestem spokojny, Mam opracowa-
ny pewien niezawodny plan, ale nie mogę go
przedwcześnie ujawnić.
— Nie będzie to chyba wizerunek twarde-
go mężczyzny?
- Dlaczego pan myśli, że nie. Spokojnie
mógłbym grać gangsterów o lirycznych du-
szach. Rozkochanych w poezji.
— A mówiąc serio — czas chyba na jakąś
zmianę w pana aktorstwie?
— Jakiś czas temu zatęskniłem do dojrzało-
ści i próbuję się zmieniać. Być może jakimś
przełomem był *Wujaszek Wania” w teatrze
Studio, w którym zagrałem Astrowa. Na
pewno nie ma mowy o żadnej gwałtownej
ucieczce od wizerunku trochę zagubionego.
okularnika.
- Czy ta zmiana wiąże się z pana wie-
kiem?” Trzydziestka” to koniec Świata
przedłużonej młodości?
— Wiek nie ma tu decydującego znaczenia.
Zsumowały się różne obserwacje i wrażenia,
Zawodowe i prywatne, lektury. Inna świado-
mość tego, co robię w *Wujaszku Wani” była
przygotowana przez życie. Może tak duże
znaczenie miało spotkanie z Nikitą Michałko-
wem w Petersburgu na planie "Pięknej nie-
znajomej”. Wcześniej ulegałem potrzebie
udowadniania wszystkim, że jestem świetny.
Widząc spokój Michałkowa i radość, jaką
czerpie z pracy, zacząłem patrzyć na aktor-
stwo od trochę innej strony. Myślę, że ostat-
nio bardziej zaczynam panować nad emocjami
i ciałem.
- Aco z *chorobliwą ambicją”, o której
sam pan kiedyś mówił?
— Ona nie oznaczała nigdy idiotycznej go-
nitwy za sukcesami. W ogóle to określenie
odnosi się właściwie do przeszłości, a poza
tym jest mylące. Ono dobrze oddawało sytua-
cję człowieka żyjącego — w swoim czasie —
między dużymi aspiracjami i nie mniejszymi
niepokojami.
— Pana pierwsze filmowe role w *Zadzie
wielkiego wieloryba” i *Stanie strachu”
nieźle komponowały się z teatralnymi. Te-
raz jest wyraźny*rozdźwięk między tym, co
pan gra w kinie i teatrze.
— Ja generalnie znacznie bardziej wolę sie-
bie w teatrze. Niestety, wygląda na to, że w
kinie mam już swoją przegródkę, do której
sięgają reżyserzy.
— Ale jest w tym i pana wina. Za często
grał pan sympatycznych młodzieńców.
— Niczego nie zagrałem lekkomyślnie albo
z powodu jakiejś życiowej presji, np. braku
pieniędzy. Jednak w kinie aktor ma znacznie
41
mniejsze możliwości zachowania kontroli nad
tym, co robi i jak niż w teatrze. Pracuje się
pośpiesznie, trudniej dostrzec niebezpieczeń-
stwo powielania się.
je uległ pan chęci podtrzymania zdo-
bytej popularności?
— Pewnie tak, choć może nie do końca zda-
wałem sobie z tego sprawę. Ale bywają też
wyjątkowe motywacje. Rolę Marka w
*Czterdziestolatku — 20 lat później” zagra-
łem z powodów emocjonalnych, mało dbając
42
oto, czy ona coś wnosi do mojego życia ak-
torskiego, czy nie. Wychowałem się na tym
serialu i gdy Jerzy Gruza zaproponował mi te-
raz występ, nie mogłem sobie odmówić takiej
frajdy.
— Jak pan sądzi, czy tak błyskotliwy po-
czątek w teatrze — role Hamleta i Konrada
w *Dziadach” - nie zaszkodziły panu? Ma-
jąc dwadzieścia dwa lata mógł pan ułec złu-
dzeniu, że łatwo zdobywa się tę górę?
- To w ogóle nie wchodziło w grę. Ja do-
piero wtedy przekonałem się, jak trudny jest
to zawód. Grając *Hamleta” byłem jeszcze
studentem. Chwilami czułem się jak człowiek,
który mimo lęku wysokości, ma zatańczyć na
linie nad przepaścią. Zadanie wykonałem, jed-
nak tego, co przeżyłem, nie jestem w stanie
opisać. Wiedziałem, jak wiele od tej roli zale-
ży. Tylko na *Hamleta" zostałem zaangażo-
wany przez Grzegorzewskiego, Gdyby nastą-
piła klęska, to pewnie do dziś rozpamiętywał-
bym straconą szansę w rodzinnym Mrągowie.
— Był pan tam pewnie gwiazdą licealnego
teatru.
— Występowałem w kabarecie, nawet z
pewnym powodzeniem, ale nigdy bym nie
przypuszczał, że to początek drogi do aktor-
stwa. Inigdy bym się nie zdecydował na
zdawanie, gdyby nie namowy nauczycielki
polskiego. Pomysł na aktorstwo oparty był
bardziej na jej nadziejach niż moich. Założy-
łem sobie, że będę zdawał tylko raz. Całkiem
serio myślałem wtedy, by zostać nauczycie-
lem geografii albo polskiego. Nauczycielem —
artystą.
— Ma pan w sobie coś z prymusa, a jed-
nocześnie kawalarza. Kiedyś mógłby pan
być postrachem nauczycieli.
— Byłem prymusem, a wśród kolegów nale-
żałem do tych, którzy mieli wpływ na język,
którym się posługiwaliśmy, możliwie jak naj-
mniej zrozumiały dla innych i na rodzaj po-
czucia humoru. Istniał naturalny podział za-
dań: jedni decydowali o sprawach sporto-
wych, inni mieli na głowie walki między
dzielnicami, ja byłem kulturałno-oświato-
wym. A po przyjeździe do Łodzi przeżyłem
szok. Po raz pierwszy odczułem kompleks
przybysza z małego miasteczka, Przerażało
mnie tempo życia, wielkomiejskie cwaniac-
two, hałas.
- Jako student próbował pan już znaleźć
jakiś pomysł *na samego siebie” w aktor-
stwie?
— I wtedy nie próbowałem, i teraz jestem
przeciwny sztucznemu kreowaniu siebie, na-
pinaniu się. Nie ma powodu, by zaprzątać so-
bie tym głowę.
- Myślałem o czymś, co wynika z prze-
czuć — albo jak dziś w pana przypadku - z
wiedzy na temat swoich możliwości. Dobrze
jest mieć świadomość, czego powinniśmy
unikać, a czego nie.
— Nie mam w głowie takich dziesięciu
przykazań na użytek swojego aktorstwa. Ale
może nie zdążyłem jeszcze poznać samego
siebie.
- Pomówmy o0 barierach, które
wydawały się nie do pokonania.
— Były oczywiście takie chwile jeszcze w
łódzkiej szkole, gdzie wszyscy uważali mnie
za człowieka, który łatwo daje sobie radę. Ak-
torstwa uczyłem się bez większych klopotów,
ale miałem poważniejszy problem. Zastana-
wiałem się czy jako człowiek nadaję się do te-
go zawodu. Czy jestem dostatecznie silną oso-
bowością, by przykuwać uwagę widzów. Czy
wystarczy mi wyobraźni, inwencji. Długo bra-
kowało mi przekonanania, że mam coś do po-
wiedzenia. Cudzym tekstem, ale od siebie. Ja
tego przekonania długo nie miałem. Później
zrozumiałem, jak wiele zależy ode mnie, od
gotowości do wewnętrznego doskonalenia sie-
bie. Przez lektury, poznawanie świata, kontak-
ty z ludźmi. To chyba najważniejsza prawda,
jaką poznałem w ciągu tych ośmiu lat od dy-
plomu.
- Wktórej z ról udało się panu powie-
dzieć właśnie coś ważnego dla siebie?
— Muszę znów wrócić do Astrowa. Cieszę
się, że mogłem zagrać wbrew schematowi za-
palonego ekologa, jak byśmy dzisiaj powie-
dzieli. Jego sens życia to moim zdaniem stara-
nie o to, by kochać i być kochanym. I to pró-
bowałem wyrazić. To pierwsza rola, która z0-
stała przeze mnie precyzyjnie skonstruowana.
Wcześniej zbyt wiele zależało od przypadku,
polegałem bardziej na intuicji.
- A kto był pana psychicznym sobowtó-
rem?
— Chyba Woody Allen w *Zagraj to je-
szcze raz, Sam”. Neurotyczny, pełen sprzecz-
ności, potykający się w życiu o drobiazgi. Ja
aż takim fajtłapą nigdy nie byłem, ale trakto-
wałem te role jak swoisty wentyl.
-W potocznej opinii aktorstwo to roz-
kołysana świadomość, wyni-
szczająca wirówka między po-
spolitością a metafizyką, No i al-
koholowe terapie. U pana tego
nie było?
- Anie widać po mnie, że nie?
Zabawne, że na samym starcie
bardzo niepokoiła mnie trochę in-
na, lecz równie demoniczna wizja.
Nasłuchałem się, że w środowisku
aktorskim dominuje podłość i
obłuda. Są fałszywe uśmiechy
na bankietach i codzienne intrygi.
Wszyscy się nawzajem nienawi-
dzą, każdy dybie na każdego, a na
ludzki odruch nie można liczyć.
W takim światku nie dałoby się
oczywiście żyć. Może jestem
szczęściarzem, ale do tej pory nic
złego mnie w tym *kłębowisku
żmij” nie spotkało. Wręcz prze-
ciwnie, a u siebie, w teatrze *Stu-
dio”, czuję się znakomicie.
-0 *Studiu” mówi pan za-
wsze z entuzjazmem. Nie jest to
wyidealizowany obraz?
— Uważam, że to niezwykłe
miejsce, które nawet aktorów występujących
gościnnie zaraża nastrojem niewymuszonej
familijności. Nam naprawdę jest dobrze ze so-
bą. Może dlatego, że nie ma w tym zespole lu-
dzi z kompleksami, obawiających się o swoją
przyszłość. Poza tym *Studio” od aktorów i
od widzów wymaga zgody na inną niż w tra-
dycyjnych teatrach
formę. To w sposób
naturalny tworzy pew-
ną więź.
- Na wypady do
Mrągowa zabiera
pan ze sobą pół ze-
społu.
— Robię to z preme-
dytacją, by pielęgno-
wać dobrą atmosferę
między nami. Jak pan
widzi, pracuję cały
czas na sukces teatru,
- Przez te osiem
lat pana życie rady-
kalnie się zmieniło.
Jak to na pana wpłynęło?
— Brat zwrócił mi kiedyś uwagę na to, że
odblokowałem się, zrzuciłem ochronny pance-
rzyk. Kiedyś dobrze się czułem tylko w towa-
rzystwie przyjaciół. Wobec innych byłem
skryty i trochę defensywny. Ja z kolei wiem,
że w tym, co najważniejsze, nie zmieniłem
się. Jestem z Mazur i zawsze cenić będę kon-
takt z przyrodą, prostotę i naturalność. A fil-
my takie jak "Piknik pod wiszącą skałą” i
Rozumiem
bezradność
człowieka,
który stoi da” wyrządzona
na skrzyżowaniu
w wielkim mieście
i nie wie, w jakim
kierunku
dalej pójść.
*Dwa księżyce” Barańskiego pozostaną *moi-
mi”. Zawsze dobrze będę rozumiał bezrad-
ność kogoś, kto staje na skrzyżowaniu w wiel-
kim mieście i nie wie, w jakim kierunku dalej
pójść.
— Jak to jest, że *chodzą” za panem ko-
miczne sytuacje, zwłaszcza gdy gra pan te
najpoważniejsze ro-
le. Hamlet to stłu-
czone okulary i
upadek w drodze na
pierwszą próbę.
Konrad to *krzyw-
Annie Chodakow-
skiej, która przez
pana wpadła za ku-
lisami na jakieś że-
lastwo. Podczas
przerwy w zdję-
ciach do *Stanu
strachu” przypiął
się pan kajdankami
do ogrodzenia.
Podejrzewam, że pan to wszystko wymyśla,
a w zanadrzu ma już scenariusz komedii?
— Nie mam takich talentów, ale gdyby któ-
ryś z kolegów szukał tematu, służę dokładny-
mi opisami licznych przygód. Ja te sytuacje
traktuję jako sygnał, by nie popadać w zbytnią
powagę.
Rozmawiał
KRZYSZTOF DEMIDOWICZ
Zdjęcia: KRZYSZTOF WELLMAN
LUDZIE 43H
KEANU należy dake
REEVES O PEOPOOE.
nia, co Johnny
Depp. River Phoenix i Kiefer
Sutherland. Ale o ile o nich mó-
wi się przede wszystkim w ka-
tegoriach aktorstwa, o tyle Kea-
nu nazywany jest głównie ido-
lem i gwiazdorem. Gwiazdo-
rem, bo to na niego stawiają
producenci w wyścigu po kasę.
Idolem, bo stał się dla wielu
swoich rówieśników wzorem
do naśladowania. Coraz rza-
dziej zdarza się to w kinie, ale
w przypadku Keanu Reevesa
magia ekranu wciąż działa.
Stąd ten staroświecko brzmiący
przydomek idola, który przesła-
nia jego aktorskie dokonania i
wpływa na mocno ironiczny
stosunek, jaki mają do niego
media. Ale Keanu dobrze czuje
się w roli młodzieżowego idola.
Żyje jak jego bohaterowie:
na luzie i wbrew obyczajowym
nakazom. Uwielbia szybką ja-
zdę na motorze, mimo że już
dwa razy uległ groźnym wy-
padkom, po których zostały mu
dwie duże blizny. Nie ma stałej
przyjaciółki, nie lubi stałych
związków. Czyta dużo, ale
książki dobiera na zasadzie
przypadku: od Philipa K. Dicka
do Fiodora Dostojewskiego, od
mitów greckich do Tomasza
Manna. Impulsywny i nieobli-
czalny, łatwo wybucha gnie-
wem. nnikarzy traktuje z
przymrużeniem oka, a oni mają
trudności z określeniem, gdzie
kończy się poza, a zaczyna
prawdziwy Keanu, który pod-
czas wywiadów przeskakuje od
myśli do myśli, bez ładu i skła
du, usiłując w kilku zdaniac
wyjaśnić swój stosunek do bud-
dyzmu, opowiedzieć o przygodach na pla-
nie i swoich poglądach na rolę kina we
„ Jest przez to ła-
twym celem dla żartów i kpin. Ale wy-
raźnie nic sobie z tego nie robi często
wręcz prowokuje SWO rozmówców.
żyje. Gra w kilku filmach rocz-
nie, wędrując z planu na plan, czasami na-
wet bez jednego dnia przerwy. Skończy-
łem "Na fali" o szóstej rano na Hawa-
jach, wsiadłem w samolot i już wieczorem
byłem w Oregonie, na planie "Mojego
własnego Idaho”. Trudno wytrzymać ta-
kie tempo, ale Keanu to podobno demon
szybkości. Tak przynajmniej twierdzą je-
go przyjaciele.
44
Zagniewany
romantyk.
Lubi popadać
w skrajności.
Oglądamy go
właśnie w
dwóch bardzo
różnych rolach
U Bertoluccie
księciem Sid
który sześć wiekóW
przed naszą erq wyrzekł się
świata i dziś jeśt znany
jako założyciel buddyzmu.
Za to w "Spóed"
gra klasycznego bohatera akcji.
Imię Keanu zawdzięcza ojcu-Hawaj-
czykowi. Urodził się 2 września 1964 w
Bejrucie, dorastał w Australii, Nowym
Jorku i Toronto, wychowywany po roz-
wodzie rodziców przez matkę z pocho-
dzenia Kanadyjkę. Ojczym Keanu zabie-
rał go często do teatru nie na przedstawie-
nia dla dzieci, ale na normalne wieczorne
spektakle. W ten sposób kilkuletni Keanu
po raz pierwszy usłyszał o Szekspirze,
Tennessee Williamsie i George'u Bernar-
dzie Shaw. Atmosfera teatru spodobała
mu się do tego stopnia, że postanowił zo-
stać aktorem. Dostał się na kurs aktorski
do Performing Arts High School, ale po
roku został skreślony z listy słuchaczy.
Jako powód podano brak dyscypliny i
brak zainteresowania nauką. Keanu tłu-
maczy to mniej dyplomatycznie: wymą-
drzałem się i robiłem z siebie durnia.
Pracował dorywczo w lodziarni i pizze-
rii, czekając na swoją szansę. W 1981 tra-
fiła mu się rola w serialu *Hangin" In”,
potem było jeszcze kilka filmów telewi-
zyjnych i reklama coca-coli. Pierwszy raz
na dużym ekranie pojawił się w 1986, w
"Flying" Paula Lyncha. Film był opowie-
ścią o młodej gimnastyczce granej przez
Olivię D'Abo, Keanu przypadła mało cie-
kawa rola drugoplanowa. Kiedy Peter
Markle kręcił w Kanadzie *Youngblo-
od”, szukał aktorów=hokeistów. Keanu
zgłosił się na zdjęcia próbne, przysiągł że
był szkolnym mistrzem i dostał kilkuna-
stosekundowy epizod. Trzeba było bardzo
uważać, żeby go wypatrzeć, ale tych
dwóch filmów wystarczyło,
żeby o przystojnego Keanu
upomniał się Hollywood.
NIECIEKAWY BUNT
Z początku miał mu do za-
proponowania tylko role
zbuntowanych nastolatków,
*ułatwiała” mu to jego nieco
mroczna uroda i chmurne
spojrzenie. Role podobne do
siebie i nie wychodzące poza
stereotypowe pojęcia o przy-
czynach i sposobach wy!
nia młodzieńczego buntu. Ke-
anu przyjmował je wszystkie
i grał ze sporym wdziękiem.
Sam był wów buntowa-
ny i uwielbiał szokować wy-
powiedziami typu nie jestem
pedałem, ale kto wie, nigdy
nic nie wiadomo. Właściwie
tylko pierwsza z ról buntow-
ników była warta zaintereso-
wania, ona też zwróciła na
Keanu uwagę.
*The River's Edge” Tima
Huntera /1987/, drapieżny
dramat społeczny o dusznej
atmosferze, opowiada podob-
no historię prawdziwą. W
małym miasteczku nastoletni
Tim Hunter zabił koleżankę.
Choć szczegóły morderstwa
szybko wychodzą na jaw, wo-
kół niej narasta zmowa mil-
czenia. Keanu zagrał tego,
który postanawia ją przełamać
i doprowadzić do ukarania
sprawcy. Staje w ten sposób
przed dylematem: co jest waż-
niejsze, solidarność grupowa
rawiedliwość, dla niego
ana z mianem zdrajcy.
Oszczędna, wręcz surowa gra
Keanu zwracała uwagę w fil-
mie Huntera, który nie unik-
nął niepotrzebnej egzaltacji.
Reevesem zachwyciła się Ka-
thryn Bigelow i pamiętała o
nim cztery lata potem przystę-
pując do realizacji "Na fali”.
Późniejsze role z galerii
młodych buntowników nie
k ciekawe. W "The Prince of
Pennsylvania” Rona Nyswanera romanso-
wał ze starszą od siebie kobietą i porywał
własnego ojca. W *Permanent Record”
Marisy Silver AW dociec przyczyn,
" Rona Howarda, prezentującym
różne punkty widzenia na ojcostwo i ro-
dzinę, był przysparzającym licznych kło-
potów wychowawczych nastolatkiem z
dziwaczną fryzurą i 16-letnią żoną. Etap
buntu zamyka w jego filmografii komedia
*Ciotka Julia i skryba”
11990/, ekranizacja powieści Mario Varga-
sa Llosy. Osadzona w latach 50., odkry-
wała tajniki powstawania pierwszych oper
mydlanych /jeszcze w radiu/ i stawiała py-
tania o związki życia i sztuki. Keanu gra
młodziutkiego Martina, próbującego
szczęścia w radiu, który zakochuje się w
swojej 36-letniej ciotce /a właściwie sio-
strze żony brata swojego ojca — jak sam
tłumaczy spoza kadru/. Ten związek nigdy
nie doczekałby się happy endu, gdyby nie
ingerencja autora słuchowisk, który wska-
że im drogę do szczęścia wiodącą poprzez
bunt przeciwko konwenansom i podjęcie
ryzyka życia poza tzw.
sem. Keanu ze swojego zadania aktorskie-
go wywiązał się znakomicie, ale chwilami
schodził na drugi plan na tle rewelacyjne-
go Petera Falka w roli pisarza.
DENERWUJĄC KRYTYKÓW
Rozgłos wśród nastoletniej publiczności
przyniosły mu dwie zupełnie zwariowane
komedie: *Bill and Ted's Excellent Ad-
venture” Stephena Hereka /1989/ i *Szalo-
na wyprawa Billa i Teda” Petera Hewitta
11991/, które amerykańskich krytyków do-
prowadzały do szewskiej pasji. Keanu za-
grał Teda, który razem z najlepszym
przyjacielem, dzięki zwykłej budce telefo-
nicznej, odbywa podróże w ie, a na-
wet odwiedza Niebo i Piekło. W:
utrzymane było w konwencji wielkiej
zgrywy z dużą dawką rocka.
Punktem zwrotnym w karierze Reevesa
okazał się thriller *Na fali” /1991/. Produ-
cenci chcieli mieć Matthew Brodericka,
Kathryn Bigelow uparła się przy Keanu
Reevesie i postawiła na swoim. Keanu za-
grał więc młodego agenta FBI, który ma
rozpracować szajkę napadającą na banki.
Trop prowadzi do grupki mężczyzn upra-
ających surfing, RDC ai jest
a od chwili,
coraz więk-
kiedy Johnny zaczyna uleg.
szej fascynacji osobowością Bodhiego i
odkrywa, że łączy ich ta sama, niepoha-
mowana potrzeba prowokowania losu, cią-
głego sprawdzania samych siebie. Od fa-
scynacji jest już tylko krok do akceptacji.
Johnny toczy wi lkę z samym sobą,
bo zło zakradło się już do jego duszy. Była
to pierwsza tak dojrzała kreacja w dorob-
ku Keanu, a jednocześnie zapowiedź kie-
runku jego artystycznego rozwoju. Zaczął
bowiem spi ować się w rolach skłó-
conych nie tyle z życiem i światem, co z
samym sobą.
Taki jest właśnie Scottie Favor z "Mo-
jego własnego Idaho" Gusa Van Santa
11991/, chłopak z zamożnego domu, który
ucieczki przed uczuciową pustką szuka na
ulicy, w prostytucji. Temat kontrowersyj-
ny, nic więc dziwnego, że wywołał ostrą
polemikę. W tym zgiełku omal nie
umknęło uwadze przesłanie filmu. Van
Sant, znajdując idealnych aktorów w Ree-
vesie i Riverze Phoenixie, pokusił
tylko o ie ci
KARE,
czesny Sia powie-
księcia Hala, znajdzie w sobie dość
siły, żeby odrzucić przeszłość, spróbować
innego życia i nauczyć się odpowiedzial-
ności.
Role w "Na fali” i *Moim własnym
Idaho” wyniosły go na szczyt. Coppola za-
prosił go na plan *Draculi", licząc że jego
nazwisko przyciągnie do kin nastoletnią
publiczność. Bertolucci uznał, że będzie
wymarzonym Buddą, a Keanu bardzo soli-
dnie przygotowywał się do tej roli, studiu-
jąc przede wszystkim buddyzm. Kenneth
Branagh udowodnił, że Reeves równie
świetnie czuje się w repertuarze Szekspi-
rowskim, powierzając mu rolę podstępne-
go Don Johna w *Wiele hałasu o nic”.
5 peed” sprawił, że o Keanu za-
biegają d zyscy. On sam marzy o za-
graniu Makbeta. Te wszystkie czary i
wiedźmy. To naprawdę robi wrażenie. Na
śl przechodzą mnie dreszcze.
ELŻBIETA CIAPARA
LUDZIE 45M
Fot. Paweł Gula
Mówi
Dorota Segda
— Pani zawodowe życie zaczęło się
wiosną?...
— ..siedem lat temu. Byłam studentką
trzeciego roku, kiedy w połowie kwietnia
zadzwonił do mnie Stanisław Radwan,
wówczas dyrektor Teatru Starego. Zapro-
ponował, żebym za dwa tygodnie, jako
Sonia, pojechała z zespołem grającym
*Zbrodnię i karę” w reżyserii Andrzeja
Wajdy do Izraela. To była bardzo szczę-
śliwa wiosna.
— I niezwykły debiut?
— Tak, spotykają mnie w życiu zdarze-
nia dość niezwykłe: od debiutu na profe-
sjonalnej scenie w Jerozolimie o północy,
do wywiadu i zdjęć w japońskim *Play-
boy'u” /portretów!/.
— Pani debiut filmowy też nie należy
do przeciętnych: trzy różne postaci w
nagrodzonym na wielu festiwalach wę-
gierskim filmie Ildiko Enyedi *Mój
wiek XX”. Jak do tego doszło?
— Reżyserka ponad pół roku szukała ak-
torki, która odpowiadałaby jej oczekiwa-
niom. Najpierw rozglądała się wśród
gwiazd, ponieważ miała sporo pieniędzy z
Zachodu. Zjeździła Francję, Niemcy,
Włochy. Wreszcie, za namową Jana No-
wickiego, przyjechała do Krakowa. Zoba-
czyła mnie jako Saszę w *Płatonowie” w
reżyserii Filipa Bajona — i zaangażowała
nawet bez zdjęć próbnych. Zaczęło się
szaleństwo: jednocześnie film, przedsta-
wienia dyplomowe, występy w teatrze.
Potem było mnóstwo festiwali, z Cannes
na czele, specjalna nagroda krytyków wę-
iwałam listy nawet ze Sta-
ż h, zawędrowali-
śmy z *Hamletem" Wajdy do Tokio, spo-
tkało mnie wiele wyrazów sympatii, bo
"Mój wiek XX” akurat wyświetlano w ki-
nach. Czyli znowu dopisało mi szczęście.
- I dalej pani nie opuszcza?
— Chcę wierzyć, że nie. Zależy zresztą,
jak kto szczęście pojmuje. Ja nigdy nie
musiałam walczyć o to, żeby przetrwać:
chwytać się byle czego, chałturzyć, wy-
stępować w niedobrych przedstawieniach.
A chyba nie ma w Polsce drugiej osoby w
moim wieku, mającej na koncie tyle ról
scenicznych — wśród nich Ofelię w *Ham-
lecie”, Pannę Młodą w *Weselu”, Mańkę
w *Ślubie”, Albertynkę w *Operetce",
księżniczkę Turandot... Mogłam więc
martwić się tylko o jedno: by być coraz
lepszą. A Teatr Stary rozwija młodego
człowieka. Tu się pracuje z najlepszymi.
Tu od początku czuje się pomoc, przyja-
zną dłoń starszych kolegów. Dla mnie to
wielkie szczęście.
— Rola Salomei w *Śnie srebrnym Sa-
lomei'* Słowackiego w reżyserii Jerzego
Jarockiego przyniosła pani nagrodę im.
Zelwerowicza za najlepszą kreację tea-
tralną sezonu. To ważny moment?
— Proszę pana, wcześniej dostałam na-
grodę im. Wyspiańskiego. Udzieliłam ma-
sy wywiadów... i to wszystko. Myślę jed-
nak, że znalazłam się w ważnym momen-
cie z innego powodu. Salomea zakończyła
okres, w którym grałam postacie siedem-
nastolatek. Zaczęto obsadzać mnie w ro-
lach kobiet nieco starszych, dojrzalszych.
— «Młode czołgi”, tak dziś mówi się o
młodych aktorach, którzy doskonale
umieją się sprzedać, prą do przodu,
spychając wszelkie przeszkody. Pani
zaliczyłaby siebie do tej grupy?
— Nie, to nie leży w mojej naturze. A
nawet gdybym bardzo chciała, Kraków
ogranicza podobne zapędy. I bardzo do-
brze. Tu się inaczej żyje, na co innego pa-
trzy. Co innego jest ważne.
- Czy za to, że raczej rzadko widuje-
my panią na ekranie, także *winę*” po-
nosi Kraków?
— W pewnym sensie
jesteśmy odcięci od fil-
mu. Wprawdzie Ania
Dymna czy Jan Nowicki
zrobili ich kilkadziesiąt,
ale y się zmieniły.
Dziś nikt już nie jest za-
interesowany w utarcz-
kach z dyrekcją teatru, z
repertuarem, w dowoże-
niu taksówkami z planu
na spektakl. Liczą się lu-
dzie pod ręką.
— Ale podobno chcieć
to móc.
— Tylko że nie wszyst-
ko od nas zależy. W dzień wręczenia mi
nagrody im. Zelwerowicza spotkałam się
z Juliuszem Machulskim. Zaproponował
mi jedną z głównych ról w przygotowy-
wanym filmie. I zaraz na początku powie-
*Od dawna się o panią dopytuję i
zę — nie zawracaj sobie głowy, ona
w Teatrze Starym, wszystko tam gra,
a su. Przecież gdyby była pani w
wie, nie schodziłaby pani z pla-
nu”.
— Zdarza się pani brać udział w zdję-
ciach próbnych?
— Raczej rzadko, I dzieje się coś takie-
go, że jeśli je wygrywam, to potem z róż-
nych przyczyn nie mogę wziąć udziału w
filmie.
— Lubi pani tego rodzaju rywaliza-
cję?
— Lubię konkurować. Jeśli reżyser za-
prosi kilka świetnych aktorek, bo sam nie
jest pewien, która okaże się lepsza, to ma
sens, do tego jestem pierwsza. Ale wciąż
pamiętam okropne spędy, jakie przeżywa-
łam będąc studentką. Upokarzające.
Wstać o czwartej rano, przesiedzieć pięć
godzin w pociągu, potem czekać w tłumie
podobnych do siebie drżących kurczątek,
by wreszcie dowiedzieć się, że jest po-
trzebna wysoka, gruba brunetka z czarny-
mi brwiami. Koszmar.
— Ostatnio oglądaliśmy panią w fil-
mie Barbary Sass **Tylko strach”. Rola
Bożeny, młodej alkoholiczki, od począt-
ku była przeznaczona dla pani?
— Nie wiem, podobnego pytania nie
śmiałam Basi Sass zadać. Długo wydawa-
ło mi się, że zdecydowanie odbiegam od
jej wzorców aktorstwa. Poznałyśmy się
przy realizacji telewizyjnego spektaklu
*Siostrzyczki”. A po kilku miesiącach do-
tarł do mnie scenariusz. To było prawdzi-
we wyzwanie. A praca z Basią — niesamo-
wite przeżycie.
— Dlaczego?
— Ona nie reżyseruje prowadząc za rę-
kę, ale współistnieje z aktorem, wręcz od-
dycha z nim na planie.
— Pani rola wymagała sporej dawki
psychicznego ekshibicjonizmu. Czy są
jakieś jego granice?
— Nie sposób ich wyznaczyć. Żeby wy-
dobyć właściwy ton, zawsze trzeba po-
grzebać w swojej wrażliwości, doświad-
czeniu. Do tej pory dokładnie pamiętam,
0 czym myślałam podczas realizacji nie-
których scen: dotyka-
łam największych dra-
matów, jakie mi się
zdarzały czy zdarzają.
Podobne drążenie sie-
bie bardzo dużo mnie
kosztuje.
- Czy to, że grała
pani z Anną Dymną,
koleżanką z teatru,
pomagało?
— Na pewno. Szcze-
gólnie w scenach, któ-
rych psychiczne kaska-
derstwo nie pozwalało
na ukrycie się w bez-
piecznym nawiasie wy-
obraźni. A odkryć się przed kimś dobrze
znanym jest łatwiej, niż przed osobą spo-
tykaną po raz pierwszy.
- Ale w filmie podobne spotkania są
nieuniknione. Onieśmielają panią?
— Parę dni temu poznałam Artura Żmi-
jewskiego... w łóżku /na planie/. Kogo by
to nie onieśmieliło? Nie wyobrażam sobie
istotnego kontaktu bez wcześniejszego
wzajemnego rozpoznania swojej wrażli-
wości, czy poczucia choćby zapachu skó-
ry. No, może w wyjątkowym wypadku.
— W filmie Barbary Sass została pani
pozbawiona urody. Nie obawiała się pa-
ni podobnego zabiegu?
— Podczas zdjęć w ogóle o tym nie my-
ślałam. Operator, Wiesław Zdort, zbrzy-
dzał mnie, ile sił. Panie charakteryzatorki
skrupulatnie dbały, żeby usta ani na chwi-
lę nie nabrały normalnego koloru. Dopie-
ro na premierze nieco się przeraziłam. Po-
wiedziałam do Basi: *Rany boskie, prze-
cież mnie już nikt nie zaangażuje do fil-
mu”. A ona odpowiedziała: *Zwariowa-
łaś? Dopiero teraz będą cię angażować”.
Czekam...
- A jaką rolę na-co dzień w pani ży-
ciu odgrywa fryzjer czy moda?
— Żadnej. Może jestem nietypową ak-
torką pod tym względem?
— Pod jakim jeszcze?
— Nienawidzę wszelkich głośnych i
gwarnych wydarzeń: premierowych ban-
kietów, festiwalowych gali. Owszem,
uwielbiam się bawić z przyjaciółmi i mogę
przez miesiąc nie przespać ani jednej nocy.
Ale jeśli jestem *na świeczniku”, wśród
tłumu obcych ludzi, czuję się strasznie.
Rozmawiał
MACIEJ MANIEWSKI
LUDZIE 47M
Bernardo Bertolucci
Urodził się w 1941 roku — za późno, żeby
brać udział w ruchu oporu czy choćby refor-
mować powojenne włoskie kino; za wcześnie,
by przyłączyć się do zbuntowanych nastolat-
ków z 1968 roku. Może dlatego został nonkon-
formistą — artystą osobnym, szukającym wła-
snego miejsca i nieufnym wobec wszelkich ar-
tystycznych i politycznych ideologii.
LU ZNAC
Nonkonformizm nie oznacza jednak ani
odrzucenia z góry tradycji, ani ślepoty w so-
tunku do wartości. Bertolucci interesował się
historią kina i był prawdziwym erudytą; znał
się na malarstwie, muzyce i literaturze, wydał
nawet tomik poezji *W poszukiwaniu taje-
mnicy”, nagrodzony prestiżową Premio Ope-
ra Prima. Świadectwem owego oczytania są
niemalże wszystkie jego filmy, pełne aluzji
do surrealistycznego malarstwa i poezji —
1T WIE
A
M8 domu
BERTOLUCCI |
W PODRÓŻY
prac Magritte'a i Bretona, światłocieniowego
malarstwa starych mistrzów holenderskich,
obrazów Francisa Bacona, ironicznych odwo-
łań do kina gatunków. Bertolucci inteligent-
nie korzystał też z psychoanalizy i na swój
sposób komentował wydarzenia historyczne i
polityczne, z ciekawością przyglądał się fa-
szyzmowi i marksizmowi.
Właściwie nie miał jednak ani mistrzów,
ani idoli. Pewien wpływ wywarł na niego tyl-
ko Pier Paolo Pasolini. Bertolucci poznał go,
gdy ten cieszył się sławą radykalnego p o
skrajnie lewicowych poglądach. Pasolini za-
proponował wkrótce dwudziestoletniemu
wówczas Bertolucciemu, by ten został jego
asystentem przy realizacji filmu *Włóczykij”.
Także debiut późniejszego reżysera *Ostat-
niego tanga w Paryżu” - *Kostucha” /La
commare secca, 1962/ oparty był na noweli,
napisanej przez Pasoliniego. Jego bohaterami
byli "ludzie zbędni”, biedni materialnie i du-
chowo, zagubieni we współczesnym Rzymie.
Już jednak w tym filmie Bertolucci pokazał,
że nie identyfikuje się z radykalnym świato-
poglądem swego przyjaciela. Po części dlate-
go, że ów światopogląd jest dla niego — czło-
wieka sytego i odzianego — zbyt maksymali-
styczny, po części dlatego, że nie przystaje on
— jego zdaniem — do kształtu współczesnego
Świata. Każdy kolejny film: "Przed rewolu-
cją” /Prima della revoluzione, 1964/, nowela
"Agonia" /Agonia, 1967/ z "Ewangelii 70”,
*Konformista” /Il conformista, 1970/, *Ostat-
nie tango w Paryżu” /L'ultimo tango a Parigi,
1972/ czy "Wiek XX” /Novecento, 1976/ po-
kazywał rzeczywistość coraz bardziej rozmy-
tą, mieniącą się dziesiątkami znaczeń, wymy-
kającą się racjonalnemu opisowi, nie mówiąc
już o sprawiedliwej ocenie.
Pod tym względem na szczególną uwagę
zasługują "Partner" /Partner, 1968/ i *Strate-
gia pająka” /Strategia del ragno, 1970/. "Part-
ner” to opowieść o nauczycielu gry aktor-
skiej, Jakubie, pracującym w Rzymskiej Aka-
demii Sztuk Dramatycznych, którego miejsce
powoli zaczyna zajmować jego sobowtór.
Profesor jest spokojnym konformistą, zacho-
wanie jego sobowtóra, instruującego studen-
tów, jak przygotować koktajl Mołotowa i pla-
nującego rewolucję, ociera się o szaleństwo.
W miarę rozwoju akcji widz traci rozeznanie,
czy jest dwóch Jakubów, czy może tylko je-
den o rozdwojonej osobowości — konformi-
sta, marzący o tym, by móc uderzyć pięścią w
stół lub rewolucjonista, przerażony efektami
swej pasji.
*Strategia pająka” to z kolei film o trudno-
Ści, a może także zbędności poszukiwania
prawdy. Jego bohater, Athos Magnani, przy-
bywa do miasteczka, leżącego w dolinie Pa-
Ostatnie tango w Paryżu”: Maria Schneider
du, by dowiedzieć się prawdy o okoliczno-
ściach śmierci swego ojca, działacza antyfa-
szystowskiego. Historia ojca okazuje się jed-
nak dużo bardziej skomplikowana niż przy-
puszczał. Im głębiej docieka, tym bardziej
gubi się w domysłach. Nie wie już czy ojciec
był bohaterem, czy zdrajcą, dlaczego został
zabity, kto go zabił i czy ten, kto to zrobił,
miał słuszność, kto posłużył się "strategią
pająka”.
Ów sceptycyzm wobec możliwości pozna-
nia prawdy zbliżył Bertolucciego do innego
wielkiego włoskiego reżysera — Michelangela
Antonioniego. "Partner" i "Strategia pająka”
to rozważanie niemalże tych samych kwestii,
które postawione zostały w filmach "Zawód
reporter” i "Powiększenie”.
POZA DOBREM I ZŁEM
Już realizując *Agonię" naraził się Berto-
lucci na zarzuty krytyków katolickich, do-
strzegających w niej kpinę z Ewangelii i
obrazę uczuć religijnych. *Ostatnie tango w
Paryżu” zaś wywołało prawdziwy skandal.
Ten krótki film był jednak dopiero począt-
kiem obrazoburczej drogi włoskiego twórcy.
We: gdy kino przestało budzić skrajne
emocje, jemu — prawdopodobnie mimo woli —
udało się wywoływać skandale. Największym
z nich było niewątpliwie *Ostatnie tango w
Paryżu”. U źródła tego skandalu tkwiły, jak
sądzę, dwie rzeczy. Jedna z nich to miłość i
seks, jakich w artystycznym kinie praktycznie
jeszcze nie było —
stosunek analny,
*pożeranie się ciał”;
gwałt, który prowa-
dzi do przyjemności
i czułość, która ob-
jawia się brutalno-
ścią. Druga rzecz to
zwątpienie w mo-
ralny porządek
świata. Bohaterowie
*Ostatniego tanga”,
mężczyzna i kobie-
ta, spotykający się
w pustym mieszka-
niu, odizolowani od
świata, znajdują się
niejako poza do-
brem i złem. W
pewnym sensie są
niewinni, ponieważ
nic ich nie łączy,
nie znają i nie chcą
znać swej przeszło-
Ści, niczego nie
oczekują, nie podej-
mują odpowiedzial-
ności i nie chcą kła-
mać. Ten stan nie-
winności jednak nie
trwa długo, niszczy
go podjęta przez
mężczyznę, ostatnia
próba przełamania
samotności, rozpo-
częcia życia od no-
wa. Próba ta kończy
się tragicznie.
Poza dobrem i
złem, bo w sztucz-
nym i zamkniętym
świecie sztuki, żyje
przez wiele lat także
diva operowa, boha-
terka *La luna”
IKsiężyc, 1979/.
Jednak iona w
pewnym momencie musi przekroczyć mury
dzielące ją od świata, zająć się dorastającym
synem — narkomanem, który nienawidzi jej za
to, że pozostawiła go samego i równocześnie
chorobliwie łaknie jej miłości. Przekraczanie
barier prowadzi do kazirodczej namiętności.
PODRÓŻNIK,
LECZ NIE TURYSTA
W jednej z pierwszych scen *Pod osłoną
nieba” /The Sheltering Sky, 1990/, adaptacji
słynnej powieści Paula Bowlesa, trójka Ame-
rykanów, którzy właśnie przyjechali do Afry-
ki, zastanawia się nad tym, po co tu przyje-
chali i ile potrwa ich pobyt. Jeden z nich, Po-
rt, wyjaśnia, na czym polega różnica między
turystą a podróżnikiem. Ten pierwszy, ledwo
znajdzie się w obcym sobie miejscu, już chce
wracać do domu. Podróżnik natomiast w ogó-
Wydaje się, że SO: o
*Ostatniego cesarza” jes
stą-podróżnikiem. Gdyby
dla których twórca ten porzucił Europę, czy
LUDZIE 49H
wręcz całą kulturę Zachodu i przeniósł się w
rejony nie znane większości widzów jego fil-
mów, trzeba by się odwołać do "Ostatniego
tanga w Paryżu”. Jego bohaterowie to ludzie
samotni, oderwani od swej kultury lub nie
artość /Amerykanin w Pary-
sty, zmarłego w Algierii w 1958
roku/; ludzie, jakby powiedziała Simone Weil,
*wykorzenieni”. Wydaje się, że dla takich jak
oni jedyną sz: odzyskania tożsamości czy
zapuszczenia nowych korzeni jest podróż.
"Orientalna trylogia” Bertolucciego —
*Ostatni cesarz” /L'ultimo imperatore, 1987/,
"Pod osłoną nieba” i "Little Buddha” /Mały
Budda, 1993/ dowodzi jednak, że podróż na
Wschód jest tylko szansą na nowe życie, nie
gwarantuje natomiast nikomu odrodzenia.
Bertolucci nie idealizuje Orientu, nie ma w
nim naiwności turysty, który ulega taniej mi-
tologii czy ograni ę do zachwytu nad
pięknymi widocz ięga w głąb, do
rysty i wierzy, że ważniejsze jest to, co łączy
niż to, co dzieli przedstawicieli różnych kul-
tur. Pod tym względem podobny jest do Jame-
sa Ivory'ego, sceptycznego badacza śladów
ludzi Zachodu w Indiach.
O ile w swych wcześniejszych filmach Ber-
tolucci pokazywał tragiczne skutki rozerwania
więzi z kulturą, z tradycją, z rodziną, o tyle w
*Ostatnim cesarzu” pokazuje dramat człowie-
ka, którego związki z kulturą, historią są na-
zbyt silne. Pu Yi, ostatni cesarz Chin, a póź-
niej, w czasach komunistycznych, więzień
obozu pracy dla zbrodniarzy wojennych w Fu-
shan jest marionetką w rękach kapryśnej hi-
storii, więźniem rytuałów, niezdolnym nawet,
by uświadomić sobie sens swego życia.
Dwojaki sens podróży najlepiej przedsta-
wiony został w *Pod osłoną nieba”. Kit i Port
wyjeżdżają z Nowego Jorku na Saharę praw-
dopodobnie po to, by uciec od nudy wielko-
miejskiego życia i uratować swe małżeństwo.
Czy cel ten osiągają? Trudno na to pytanie od-
"Ostatni cesarz”
powiedzieć. Dla Porta podróż okazuje się w
dosłownym sensie zabójcza - mężczyzna
umiera na tyfus.
ny, trafia do haremu, a ARE, wycieńczona,
do szpitala. Gdy w końcu zostaje z niego za-
brana przez przedstawicielkę ambasady, za-
chowuje się jak obłąkana — nie odzywa się,
nie gOcpOZNAJ ludzi, nie okazuje żadnych
ie jednak trudno oprzeć
pasywność, bezwolność
bierze się z tego, że Kit dotarła do kresu
podróży, na własny użytek sprawdziła cywili-
zacyjne mity i poznała swój los.
MAŁY BUDDA
Najbardziej optymistycznym filmem, nie
tylko spośród orientalnych filmów Bertoluc-
ciego, ale w całej jego karierze, jest chyba
*Mały Budda”. Tym razem podróż na
Wschód nie jest tylko kaprysem czy potrzebą
duszy, ale wręcz metafizyczną koniecznością.
Do królestwa Bhutanu wybierają się mie-
szkańcy amerykańskiego Seattle, małżonko-
wie Dean i Lisa Conrad oraz ich mały syn,
Jesse. Powodem podróży jest sprawdzenie,
czy Jesse jest nowym wcieleniem nauczyciela
Lamy Dorje. W tym samym czasie w Kath-
mandu i Indiach ujawnia się dwóch następ-
nych Lama Dorje /wśród nich jest jedna
dziewczynka/. Wszyscy oni podążają do bud-
dyjskiej świątyni w Bhutanie, gdzie ma za-
paść werdykt, kto z nich jest prawdziwym na-
uczycielem. Okazuje się, że jest nim każde z
dzieci.
*Mały Budda” pełen jest błyskotliwych
myśli, aluzji i przesłań. To jednak, które wy-
daje mi się najprostsze i najcenniejs
czy wiary, że w dwudziestowiecznym
nikt nie ma monopolu na duchowość, żć
każdym z nas pewnego dnia obudzić się może
*mały budda”. A jeśli już to się stanie, nie
więźmy go i nie uciszajmy. Pozwólmy mu
wyruszyć w podróż...
się wraż
EWA MAZIERSKA
"Mały Budda”: Keanu Reeves
Mówi
Jean-Louis Trintignant"
- Zrobił pan film z reżyserem, którego
nazwiska nawet pan nie znał...
— To prawda. Mieszkam na prowincji, poza
Paryżem. Mało znam ludzi kina, w ogóle ma-
ło zajmuję się kinem. Żyję raczej w środowi-
sku chłopskim. Lepiej więc znam
chłopów niż kino. Ale moja córka
powiedziała mi: Jeżeli Kieślowski
cię prosi, byś zagrał, nie potrzeba
czytać scenariusza, trzeba to zro-
bić.
-I tak było?
- Właśnie tak. Jak przeczyta-
łem scenariusz, byłem pod wraże-
niem. A potem, gdy już poznałem
człowieka, to byłem pełen entu-
zjazmu, naprawdę.
- Czym Kieślowski tak pana
ujął?
— Jest wspaniały. Jest dość
WADUDYWY, z rezerwą. To nie jest
troc ję taki jak ja. Ja jestem nie-
śmiały i też nie jestem w kontak-
tach z ludźmi zbyt serdeczny.
— Dla nas jest pan jednak ak-
torem-legendą. Głównie za
sprawą Leloucha.
— Rzeczywiście, po "Kobiecie i
mężczyźnie ałem się aktorem
znanym, choć nie byłem wtedy
już taki młody. Miałem w dorob-
ku udział w 24 filmach i 30 sztu-
kach teatralnych. Ale film Lelou-
cha odniósł sukces międzynarodo-
wy. Od tej pory zrobiłem z Lelou-
chem 5 filmów. Jednak ten pierw-
szy lubię najbardziej.
- A ŚKobieta i mężczyzna -
20 lat później”?
— Tak, to ostatni, który zrobiłem z Lelou-
chem, trochę gorszy od pierwszego, tak jak
każdy remake. To nieważne, nie wszystko
musi być udane.
- Chciałby pan znów z nim pracować?
- Z Lelouchem? Wolałbym zrobić coś z
Kieślowskim.
— Jak pan ocenia kino francuskie dzisiaj?
Odnajduje pan w nim swe nadzieje?
— To co jest ważne w kinie, to autorzy i re-
alizatorzy. Dlatego myślę, że kino francuskie
przeżywa teraz swój dobry okres. Na ostatnim
festiwalu w Cannes było ono reprezentowane
przez 3 wysokiej jakości filmy.
— Nie widzi pan więc kryzysu!
— Nie. Jest co prawda kryzys kin, kryzys
dystrybucji, ludzie chodzą do kina mniej niż
przedtem. Ale oglądają filmy w telewizji, na
kasetach. Interesują się więc kinem, nawet je-
śli zbyt często do kina nie zaglądają. Ale na-
prawdę nie ma kryzysu, nie wierzę w to. Mo-
że jestem optymistą.
- To chyba dobrze być optymistą!
= Pewnie.
- Więc pan, optymista, przyjeżdża na
zdjęcia do filmu *Czerwony”. Przyjeżdża i
spotyka reżysera-Polaka, operatora-Pola-
ka. Na planie ekipa mówiąca różnymi języ-
kami...
— Na planie przede wszystkim mówiono po
polsku, potem był angielski, trochę francu-
skiego. Ja nie mówię ani po polsku, ani po an-
gielsku, żałuję. Było trochę trudniej, ale nie
bardzo. To nie był problem. Któregoś dnia
spytałem Kieślowskiego, czy trudno jest pol-
skiemu reżyserowi kręcić film we Francji? On
odpowiedział: wie pan, co jest trudne? Usta-
wić kamerę. Znaleźć właściwe miejsce dla ka-
mery. Więc czy to jest po angielsku, czy po
francusku, czy po polsku nie ma znaczenia.
Główna trudność, to miejsce dla kamery. A on
umie je znaleźć.
— A Irćne Jacob? Jaka była? Nie jest de-
biutantką, już grała, ale jest jeszcze bardzo
młoda.
— Tak, grała wspaniale. Irćne przypomina
postać z filmu. Ona jest bardzo czysta, świe-
tlana, ciepła, otwarta i hojna. Gdyby nie była
tak prawdziwa, to rola byłaby nie do zniesie-
nia. Naprawdę, to ktoś, kogo się często nie
spotyka, mało jest takich ludzi. Ale Irćne Ja-
cob jest właśnie taka. Jak postać z filmu, ktoś
głęboko oddany, dobry i pełen blasku. Ona
naprawdę jest taka.
— Powróćmy na plan. Piotr Sobociński,
operator. To ważne dla aktora znaleźć po-
rozumienie z operatorem.
— On naprawdę zrobił na mnie wrażenie.
To młody człowiek, niesamowity. To jeden z
2-3 najlepszych operatorów, jakich znam.
%zęciłem dużo we Włoszech, tam jest wielu
dobrych operatorów, więcej niż we Francji.
Ale Piotr jest nadzwyczajny, oszałamiający.
To prawie niemożliwe, by tak młody człowiek
miał taką dojrzałość spojrzenia. To naprawdę
wielki operator, naprawdę.
— Pan wie, że jego ojciec też jest operato-
rem. Piotr rósł z kamerą.
— Tak, wiem, też wielki operator. Pozornie
nie miałem z Piotrem żadnego kontaktu. Cza-
sem mówił coś do mnie, nie rozumiałem tego,
ale były to przede wszystkim kontakty za po-
mocą wzroku, a nie słowa. Nie rozumiałem
tego, co on do mnie mówi, ale wszystko było
dla mnie jasne.
- W tym filmie był jeszcze kompozytor,
Zbigniew Preisner...
Fot. J.J, Bernier/Gamma
— Tak. Jego nie było na planie, poznałem
go później. To wielka osobowość.
- Muzyka się panu podobała?
— Tak, bardzo. Uwielbiam film *Niebie-
ski”, tam muzyka była bardzo ważna, może
bardziej niż w *Czerwonym”. Uwielbiam
Preisnera. Ależ wy macie wielkich muzyków
w Polsce. Był tam również jeszcze jeden fa-
cet, Polak, mieszka w Szwajcarii. Też Piotr,
który był fotosistą na planie, to wielki foto-
graf, Piotr Jaxa, Widziałem w Łodzi wystawę
jego fotosów z planu.
- Czy teraz wraca pan na wieś odpo-
cząć?
— Odpocząć może nie, ale nie mam żad-
nych projektów. Nie mam teraz ochoty kręcić
filmu. Chyba że pojawi się jakiś wspaniały
film, to go zrobię. Ale niekoniecznie. Nie bę-
dę się fatygował, nie lubię tego.
Rozmawiała
IRENA,STRZAŁKOWSKA
LUDZIE 51 EEEE
mniej kłóci się
z życiem i przeżywa
drugą aktorską młodość.
Rozmawia z nim Trip Gabriel z "Us"
Fot. Seul/Sygma/Free
- Dorastał pan w latach 50., na rolni-
| czym Południu, w rejonach, gdzie nie na-
| leży ujawniać swoich prawdziwych uczuć.
— To był twardy okfes. Szkoły kierowały
się wewnętrznym kodeksem. Mówiono nam
nawet, jak mamy się ubierać. Dyscyplina
była surowa. Trudno mi było poradzić so-
bie z mentalnością lat 50.
- Czy marzył pan o wyzwoleniu oby-
czajowym?
- Oczywiście. Wyjechałem z ro
stron w 1959 i jeździłem po kraju. Byłem
zbuntowanym dzieciakiem.
- Pana bunt przypadł więc na lata 60.?
- Na 50., 60., 70. i 80. Bunt leży w mojej
naturze.
- Był pan politycznym działaczem pod-
czas wojny wietnamskiej, prawda?.
- Każdy był wtedy działaczem politycz-
nym, bo każdy zdawał sobie sprawę, że nie
ma usprawiedliwienia dla tej wojny.
- Podobno był pan aresztowany za
sprzedawanie podrobionych kart mobili-
zacyjnych. O co chodziło? ,
- Sprzedawałem je w miasteczkach uni-
wersyteckich na środkowym zachodzie na
początku lat 60. W początkowym okresie
poboru do Wietnamu biurokrac a-
sznie naiwni. Nikomu nie przychodziło do
głowy, że ktoś może odmówić pójścia na
wojnę w imię interesów swojej ojczyzny.
Kiedy ludzie pokazywali podrobione karty
w swoich punktach poborowych, otrzymy-
wali odroczenie. Trochę to potrwało, zanim
zorientowali się w końcu, że karty są
podrabiane.
- Jak został pan złapany?
- Zaangażowało się w to FBI. Areszto-
wano mnie w Nebrasce. Wyznaczono 75 ty-
ięcy dolarów gi i skazano na 45 dni
ienia. Wyrok został zawieszony, a ja
dostałem kuratora na 5 lat, co oznaczało,
że uniemożliwiono mi udział w naprawdę
ważnych wydarzeniach lat 60.
nych
- Czy został pan powołany do wojska?
— Nie, byłem przecież przestępcą!
— Krążą opowieści, że przez pewien czas
mieszkał pan w meksykańskim burdelu.
— Krąży sporo opowieści o mnie i o bur-
delach.
- Sporo opowieści o burdelach?
- Tak. Ale niekoniecznie muszą mieć
one podłoże erotyczne. Burdele w Meksyk
to interesujące miejsca. Ale nie zamierzam
o nich opowiadać. Nie zostałoby to właści-
je odebrane.
- Dobrze, zmieńmy więc temat. Pod ko-
niec lat 70. grał pan nową rolę: gwiazdy
filmowej i traktował to pan bardzo do-
słownie. Jeździł pan na przykład z gan-
giem motocyklowym.
- To nieprawda. Znałem ludzi z gangów,
ale nigdy się z nimi nie zadawałem. Z
też morderców. Znam pisarz
rzy. Znam producentów filmowych. Znam
dziwki. Znam handlarzy narkotyków.
Znam prezydenta... O co panu chodzi?!
- Rozumiem, że w ten sposób chce pan
powiedzieć, że zna tych wszystkich ludzi,
bo było to potrzebne do budowania kolej-
nych ról. Sądziłem, że uczestniczenie w
szaleństwach leżało w pańskim stylu życia.
— Nie. Jeżeli już koniecznie chce pan po-
kusić się o scharakteryzowanie mojego ży-
cia, mo
że pan powied j ży
łem w świecie ji niż prawdziwym, po-
nieważ aktor korzysta z wyob. i
dzych doświad
czaj jest określ.
więc nie mógłbym twierdzić, że picie i hu-
lanki nie miały znaczenia dla mojej ewolu-
ji, bo byłoby to idioty
- Co więc wynikało z picia i balowa-
ICH
— Prawdopodobnie najwięcej w
uczyłem się odgrywając "głupca", Grając
tę rolę, biorąc udział w tych szaleństwach,
uczyłem się na błędach. Mówiąc "głupiec"
mam na myśli kogoś, kto jest głupi, ale
wam metafory.
coś dla si
ylko z chaosu mo
ie wynieś
- Dlaczego zdecydował się pan prze-
stać pić? .
- Bo czułem przesyt. Głównie o to cho-
dziło.
- Brzmi to jak uproszczenie.
- 1 o to chodzi: bo albo to jest proste, al-
bo nie możesz przestać pić.
- Naturę buntownika czuje się również
w pana rolach. Czy nikt nigdy nie próbo-
wał namówić pana na bardziej spokojną i
lukratywną karierę?
- Mój były prawni
Gary Hendler, któ-
ry stał na czele "Ti ar Pictures”, uwa-
żał, że powinienem grać w filmach komer-
cyjnych o dużym budżecie, żeby potem
móc grać, w czym zechcę. To potoczny styl
myślenia: kupić sobie przepustkę do war
wego kina. Ale nigdy w to nie wierzy-
Łagodny?
łem. Kiedy zaczynałem karierę, starałem
się być tam, gdzie działo się coś, co mnie
interesowało. Przepisywałem sztuki, w któ-
rych grałem, bo to pomagało mi w koncen-
tracji nad rolą i zrozumieniu, dlaczego au-
tor posłużył się tym, a nie inn
Interesował;
a nie to, c
n słowem.
y mnie scenariusze.
literatura,
jestem akurat w Nowym Jorku
czy Los Angeles. Nie zmieniłem się pod
tym względem do dziś. Nadal wędruję od
s iusza do scenariu: likt, kto dba o
karierę, nie zagrałby przecież w *Qi A”.
- Dlaczego nie?
— Podstawowe przykazanie, obowiązują
ce w tym przemyśle, brzmi: nie rób nicze-
go, co przemawia tylko do wąskiego grona
odbiorców. Ale uważam za absurdalne gra-
nie w nieskończ: aż do zanudze i
dza na śmierć, tego samego bohatera.
- A mimo to zagrał pan w dalszym cią-
gu "48 godzin”.
- Tak, bo jestem hipokrytą. Nie ma co
do tego wątpliwości.
- Jak długo przygotowuje się pan do
roli?
- Dwa-trzy miesi
*Przylądkiem Strachu”, gdzie grałem ad-
wokata, najpierw pojechałem do małomia-
steczkowego prawnika z
zachodniej Virginii
żem z nim przeanali
łem scenariusz. Potem po-
leciałem do Atlanty i za-
cząłem przedzierać się
przez stosy akt sądowych.
— Brzmi to strasznie
wykalkulowanie, zwła-
szcza w ustach aktora,
który zazwyczaj gra bo-
haterów na skraju sza-
leństwa, wymykających
się spod kontroli.
- I oto chodzi, Jest to
potrzebne, jeżeli chce się
wypaść na ekranie natu-
ralnie i spon
przed kam: j
"Trzeba więc wykombinować, jak gra
ądało to naturalnie. Jeżeli mam
wyglądać na kogoś, kto traci samokontrolę,
muszę znać tego przyczyny. Potrzeba cza-
su, żeby zrozumieć motywację za
swojego bohatera. Niektóre z pos
przykład bardzo opanowane. W j
sób można osiągnąć to opanowani
wystare jć po prostu przed kame
udawać spokój.
- Czemu nie? Pamięta pan, co Olivier
ra-
OWwa-
„ Wkońcu stanie
powiedział Dustinowi Hoffmanowi, kiedy
Hoffman pojawił się na planie "Maratoń-
czyka” po dwóch nie przespanych do-
bach, bo chciał wyglądać na skonanego.
Olivier powiedział mu: "chłopcze, a może
spróbowałbyś po prostu grać? - to znacz-
nie łatwiejsze”.
— Nie jestem przekonany, że Laurence
Olivier był wielkim aktorem fi
Ale wiem, że Dustin nim jest. Nie mam nie
przeciwko pospieraniu się na temat aktor-
stwa. Moja odpowiedź brzmi jednak - ak-
torzy muszą się przygotowywać do ról.
- Co pan, jako ojciec 7-letniego syna,
myśli o filmach w rodzaju "48 godzin”,
pełnych przemocy, a robionych z myślą
przede wszystkim o młodym widzu? Czy
nie obawia się pan o ich wpływ na dzie-
CH
mowym.
filmy akcji. Filmowy gatu-
nek, w ramach którego przemoc traci do-
słowność, staje się nieszkodliwa.
- Czy kiedykolwiek marzył pan albo
był przekonany, że zasłużył na Oscara za
którąś ze swoich ról?
- Dziwna sprawa z tymi Oscarami. Bar-
dzo długo uważałem, że nie są warte zacho-
du, ponieważ żaden aktor nie jest tak na-
prawdę lepszy od pozo-
Wszystko zależy
„ Oscar był dla
mnie zawsze kwintesen-
cją tego, co w Ameryce
najgor:
- Tego, co w Ameryce
najgorsze? Chyba pan
przesadza.
ry są tak stra-
dy polityczne. Był czas,
kiedy za punkt honoru
stawiałem sobie nieintere-
sowanie
- Czy nadal pan tak uważa?
- Moje nastawienie znacznie się zmieni-
ło. Nigdy nie byłem członkiem Ak
ale moj mój agent zapisali mnie do
niej bez mojej wiedzy. Mogę więc ter:
w Oscarowej gali i traktuję to
tylko jako uhonorowanie czyjejś dobrej
pracy. A nie tego, że ktoś jest lepszy od in-
nych. Pochodzę z lat 60., więc każda orga-
nizacja budzi moją nieufność. Ale muszę
przestać walczyć. Nie zmienię Akademii.
Mogę zmienić siebie. | jem już skłóco-
ny z życiem.
Ledru/Sygma/Free
demii,
az
LUDZIE 53 EEEE
Joanne Whalley-Kilmer
**Fot: Dana Fineman/Sygma/Free
54 LUDZIE
O ile angielscy
aktorzy,
jak choćby
Anthony Hopkins,
Liam Neeson
czy Daniel
Day-Lewis
dość łatwo
"zaszczepiają się”
w Hollywood
i pozostają tam
na dłużej,
o tyle
o angielskich
aktorkach
na ogół
ślad jakoś ginie.
Angielskie aktorki łączy z
Hollywoodem sprzeczne uczu-
cie miłości — nienawiści. A ten
jeden jedyny wyjątek, to oczy-
wiście Joan Collins, słynna Ale-
xis z "Dynastii". Przybyła do
Hollywood w 1955 roku i gra-
jąc w popularnych serialach,
zwłaszcza w "Dynastii", zdoby-
ła większą sławę i zarobiła wię-
cej pieniędzy niż mogła marzyć.
A teraz, syta popularności i for-
tuny, myśli o odwrocie. Skoń-
czyła się "Dynastia", gwiazda
zapowiedziała sprzedaż holly-
woodzkiej rezydencji i powrót
do Londynu. Najważniejsze są
dla mnie dzieci i rodzina —
oświadczyła ku ogólnemu zdu-
mieniu 61--letnia aktorka, a zło-
śliwi skomentowali: "Lepiej
późno niż nigdy”.
Świetną passę w Hollywood ma dziś Emma
Thompson. Ale wątpliwe, żeby — z własnej
k;
rów
bie sztu-
Kenem w naszej nowej
Mamy właśnie nową, wspaniałą kuch-
nię, z której się bardzo cieszę. Oczywiście, był
to kolejny żart, bowiem natychmiast potem za-
grała pełną temperamentu Beatrice w "Wiele
hałasu o nic” Branagha, nie mówiąc o *Okru-
chach dnia”, amerykańskim przeboju Ivo-
ry'ego i roli upartej pani mecenas w filmie
*W imię ojca” Jima Sheridana., Ale rzecz w
tym, że Emma Thompson wcale nie wybiera
się do Hollywood: owszem, chętni: ż
do LA w celu zainkasowania kolejnej nagro-
dy, ale na stałe? Co to, to nie! Jest realistką,
wie czego żąda Hollywood. Sama z upodoba-
niem powtarza dowcip z *Guardi; Podob-
no jestem ładna, ale nie w taki sposób ładna.
No cóż, nie należę do tych ślicznotek, których
uroda obezwładnia. Ale jakoś mi to nie prze-
Helena Bonham-Carter
Fot. Eddie Adan
ygma/Fr
-Emnjąfhompson by Karl Logerfeld
adza. Przytomna, inteligentna Emma wie,
że nigdzie nie będzie jej lepiej niż w kraju,
gdzie jest dopieszczana /niektórzy sądzą, że
ponad miarę/, gdzie wraz z Kenem Brana-
ghem stanowią - jak niegdyś Laurence Olivier
i Vivien Leigh — "pierwszą parę brytyjskiego
k To bardzo dowartościowuje i poprawia
samopoczucie.
W Hollywood jest kilka brytyjskich akto-
rek, które próbują przebić się na rynku. Ste-
phanie Beacham, Amanda Donhoe, Tracey
Ullman i Joanne Whalley-Kilmer, która stąpa
drogą Vivien Leigh — gra Scarlett O'Hara w
j i "Przeminęło z wiatrem”. Ale naj-
jsze z nich to Jane Seymour i Hellen
Mirren. Piękna Jane Seymour, zwana "English
Rose”, "angielską różą” pojawiła się w Holly-
wood w 1976 roku z 300 dolarami na koncie
i nazwiskiem, które było synonimem "dziew-
czyny Jamesa Bonda”. Przyjechałam do Holly
woodu, poniew zy powiedziano mi,
niestety nie w) k na z są-
siedztwa”, więc moje szanse w bi im fil-
mie były mizerne. Przecież trudno mi byto
wiecznie grywać w jakichś egzotycznyci
lach, jak Solitai z
czy perskiej księżi Sindbadzie”.
Ale Jane Seymour spisała się dzielnie;
dziś 44-letnia, ze znakiem jakości *TVQ”,
co mniej więcej znaczy "aktorka telewizyj-
na rozpoznawalna na ulicy, widzowie otwie-
rają telewizor na sam dźwięk jej nazwiska”,
zebrała fortunę obliczaną na 15 mln dolarów
lktórą będzie się musiała
podzielić ze swoim byłym mę-
żem/. Od niedawna ma własny
serial telewizyjny *Dr Quinn:
Medicine Woman”, przebój w
USA i, ostatnio, w Wielkiej
Brytanii. Nie wiem, czym to wy-
tłumaczyć, ale Amerykanie lu-
bią mnie bardziej niż Anglicy —
mówi z kokieterią, ale i cieniem
urazy Jane angielskiej prasie. Ja
też lubię tam być — dodaje — bo
jest to jedyne miej.
płacą mi godz.
cę. Powiet
trafisz zgubić swój angiel.
cent, nigdy nie prz. tanić
', Więc
iubiłari i teraz mogę robić
niemal wszystko to, co chcę.
Tak, Jane Seymour, Angielka w
stylu Hollywood — te wykreo-
wane w najdrobniejszym detalu
portrety, sceny rodzinne i miło-
sne, wywiady! — czuje się na
Zachodnim Wybrzeżu jak u sie-
bie w domu. Cóż, Jane Seym -
ur jest piękna w *taki właśnić
a więc przydatny w Hollywood,
sposób.
Zupełnie odwrotnie przedsta-
wia się sytuacja z Helen Mirren.
Jedna z najbardziej cenionych i
hołubionych aktorek Wielkiej
Brytanii jest w Hollywood nie-
mal bezrobotna! I nie bez po-
wodu nazywana jest "królową
na uchodźstwie”. W Londynie
— supergwiazda, w Hollywood
— tylko przyjaciółka reżysera
Taylora Hackforda /"Oficer i dżentel-
men”/. W Londynie była ustosunkowa-
ną przyjaciółką Liama Neesona, któ-
remu pomagała stawiać pierwsze
kroki w filmie - w Hollywood jest
tylko byłą girlfriend dzisiejszego
gwiazdora. Helen Mirren, wielo-
krotna laureatka BAFTY /Bry-
tyjskiej Akademii Filmowej i
TV/, ostatnio za rolę pani po-
rucznik w miniserialach "Pri-
me Suspect Ii II”, wciąż obe-
cna na brytyjskich ekranach,
w LA jest bezrobotna! Nawet
jej rola w kinowej wersji
*Prime Suspect”, realizowa-
na właśnie w Hollywood,
powierzona została in-
nej aktorce, Amery-
kance, ślicznej Jane
Tennison. Toteż
Helen Mirren
jest sfrustro-
a (3
wana: Z jednej strony — rozumiem, to Univer-
sal — płacą za rolę duże pieniądze. Ale z dru-
giej strony — jestem potwornie zirytowana! Ta-
larzają się angielskim aktorkom.
Tworzysz role, osiągasz ogromny sukces
Juliet Stevenson w "Śmierci komiwojażera
Londynie, a w Now) ym Jorku, w tej samej in-
się w jakiś sposób czuć okradziona, cz,
tak? Na pytanie, po co więc wciąż mieszka w
Hollywood, z krótkimi przerwami na Londyn,
odpowiada: Po pierwsze — jestem wciąż jes
zakochana. Więc dla Taylora. A po drugie, mi-
mo wszystko lubię Amerykę. Amerykę, nie Hol-
lywood — zaznacza.
Dlaczego tak się dzieje? Sprawa jest prosta:
Hollywood potrzebuje aktorek glamorous,
olśniewających, pięknych jak Michelle Pfeif-
fer czy Julia Roberts, a jeśli ji już sięga po cha-
rakterystyczne, ma także swoje — przepraszam
I choć hollywoodzkie sufrażystki
wciąż się awanturują, wciąż protestują prze-
ciwko męskiemu szowinizmowi w amerykań-
skim kinie, nic się nie zmienia. Jedyną nadzie-
ją może być w: powiększająca się rzesza
kobiet za kamerą — koleżanek Agnes Vardy,
Margarethe von Trotty, Pilar Miro, Jane Cam-
pion, Sally Potter czy Agnieszki Holland.
ELŻBIETA KRÓLIKOWSKA-AVIS
Co wybuchnie
we mnie jutro,
nie wiem.
Może
ą ludzie, którzy
Fot. Geddes
Grażyna Trela rozmawia
z Krzysztofem Pieczyńskim
— Kilka lat temu, kiedy zasypywany
byłeś propozycjami filmowymi, wyje-
chałeś nagle z Polski. Czy łatwo było to
wszystko zostawić?
— Tak i nie. Tak, ponieważ pragnąłem
czegoś nowego, a Ameryka była tym kra-
jem, którego filmy ukształtowały moje
dzieciństwo, więc mnie bardzo kusiła i
przerażała zarazem. Po ośmiu latach po-
bytu tutaj dalej mnie kusi i przeraża.
— Moim zdaniem pozostajesz jednak
symbolem pokolenia. Twoje losy, to ka-
wałek życia nas wszystkich, tych, któ-
rzy próbując znaleźć dla siebie normal-
ny świat, wyjeżdżali. Co ty znalazłeś w
Ameryce?
— Znalazłem naukę,
sprowadza się do tego, wiat doświad-
czany na zewnątrz nas jest w gruncie rze-
czy zwierciadłem tego, czym jesteśmy
wewnątrz siebie. Prawda ta jest bardzo
nieprzyjemna, s GEODE gdy żyjemy w
która w skrócie
prześ iadczen e świat jest nam coś
winien.
— Jak długo czekałeś na pierwsze, in-
teresujące cię zajęć
— Czternaście miesięcy. Po czternastu
miesiącach od przyjazdu do USA posz
dłem na pierwsze przesłuchanie i dosta-
łem rolę w teatrze niezwiąz-
kowym, tzn. bez wynagro-
dzenia. Następną rolę zagra-
łem już w zawodowym tea-
trze w "Polowaniu na karalu-
chy” Janusza Głowackiego.
Ameryka,
ach mega!
- czyli jeszcze słowo
o Krzysiu Pieczyńskim,
i nie tylko
Jakiś czas temu wybrałam się w podróż do
Ameryki. Wiedziałam, że zobaczę się tam z
kolegą ze studiów — Krzysztofem Pieczyń-
skim. Wróciły wspomnienia: nieżle podpo-
wiadał na zajęciach z chóru, a jego idolami
byli James Dean i Marlon Brando. Zagrał
kiedyś w polskiej telewizji czarny charakter
— pijaczka, który bił żonę. Stracił przez to
mieszkanie. Po prostu kobieta, u której miał
wynająć pokoje, powiedziała, że "takiego ty-
pa nie wpuści do swojego domu”. I Krzyś
został na ulicy ze swoją żoną Basią, student-
ką medycyny. Uważał tę przygodę za naj-
większy komplement pod adresem swojego
aktorstwa.
Pomyślałam, że lubię czasem wyjechać do
Stanów. Dobrze mi robi tamtejsza propagan-
da nagłego sukcesu, dzięki której każdy ma
wrażenie, że za chwilę przydarzy mu się coś
fantastycznego. Tak czekać można całe ży-
cie, ale niektórym podobno się udaje. Sama
już nie wiem, czy nie jest to lepsze niż budzić
t. Renata Pajchel
— Mówiłeś, że uwielbiasz film, a tu
grasz głównie w teatrze. Czy daje ci to
pełną satysfakcję?
— Nie. Moja miłość do filmu jest duża i
nie jest spełniona. Cieszę się jednak z te-
go, że nauczyłem się w Ameryce być ak-
torem teatralnym. To miłe, gdyż daje mi
poczucie pewnej wszechstronności, której
w Polsce jako bardzo młody aktor nie
zdążyłem jeszcze osiągnąć.
— No dobrze, ale co z filmem? Może
Chicago nie jest tutaj dobrym miej-
scem?
— Może nie jest. Jakiekolwiek Chicago
by jednak było, moje uczucie do tego
miasta wygasa i wyprowadzę się stąd.
Energia w Chicago zaczyna na mnie
działać usypiająco.
— A nie miałeś ochoty po prostu spa-
kować plecaka i spróbować sił w Los
Angeles?
— W tej chwili nic nie czuję do Los
Angeles, tak jakby nie istniało. Natomiast
dużo czuję do Nowego Jorku, więc może
tam...
— Zetknąłeś się jednak na planie fil-
mowym ze świetnym reżyserem — Ro-
landem Joffć. Jakie zrobił na tobie wra-
żenie?
— Nie lubię go.
— Jak oceniasz, z perspektywy czasu
i miejsca, role, które zagrałeś w pol-
skich filmach?
— Bardzo dobrze. Właś.
wie nie lubię tylko *Idol.
nie z powodu Felka, ale sie-
bie. Niepotrzebnie wszystko
skomplikowałem i po prostu
się gdzieś tam, gdzie "gwiazda
filmowa” może po znajomości
lz ekranu/ najwyżej kupić ser-
delki bez kolejki. Z takich rozmyślań wyrwał
mnie mój samolotowy sąsiad, wręczając mi
jakieś amerykańskie pismo z artykułem o
książce, która - mówiąc w wielkim upro-
szczeniu — uczy, jak popełnić samobójstwo.
Książka jest przeznaczona dla nieuleczalnie
chorych, którzy chcą skrócić sobie oczekiwa-
nie na śmierć. Hemlock Society z Oregonu
poleca m.in. zażycie dużej dawki pastylek
usypiających i zawiązanie plastykowego wor-
ka na głowie. Sąsiad zapewnił mnie, że wła-
śnie tego sposobu użył Jerzy Kosiński i na-
wet opisał to w swojej ostatniej książce.
Wreszcie przybyłam do Chicago, miasta
słynnego Al Capone'a. Na początek Krzyś
zabrał mnie do jego ulubionej knajpy, która
znajduje się w *czarnej” dzielnicy miasta. Po
słynnym gangsterze została tam tylko foto-
grafia stojąca na czarnym fortepianie. Byli-
śmy jedynymi gośćmi, więc siedząc przy ba-
rze próbowaliśmy wyobrazić sobie czasy pro-
hibicji znane nam dobrze z filmów. Należę
do typowych oglądaczy filmów amerykań-
skich, co znaczy, że spodziewam się po Ame-
ryce tylko tego, co zobaczę w filmie. Kiedy
więc tam jestem, to poddaję się magii tricków
filmowych i filmowej prawdy. Postanowiłam
rozejrzeć się, a może i przeżyć coś mocnego.
Odstawiliśmy samochód, bo podobno tak na-
prawdę niebezpiecznie jest w podziemiach
dokonałem złych wyborów. Bohater filmu
to człowiek mi odległy, obcy nawet same-
mu sobie. Zbyt pusty, żeby istnieć? My-
ślę, że straszne to ostatnie zdanie dla wie-
lu z nas, co?
— Czy miałbyś ochotę zagrać teraz w
jakimś filmie polskiego reżysera?
— Chętnie zagrałbym w polskim filmie.
Podzielił się tym, co wiem o życiu i za-
wodzie dzisiaj, po dziewięciu latach, któ-
re minęły od mojego ostatniego filmu w
Polsce.
— Co by cię interesowało?
— Właściwie interesuje mnie każdy ga-
tunek filmowy. Ważne jest, aby zrobić jak
najlepszy film. Taki, którego nie wstydzi
libyśmy się pokazać w Europie i na świe-
cie. Od kostiumu, poprzez komedię, film
psychologiczny do kryminału.
- Pisałeś kiedyś scenariusze, wier-
SZE...
— Piszę cały czas listy do kolegi w Kra-
kowie, aby było świadectwo mę-
czarni człowieka na innej planecie. Może
wrócę do czegoś, co napisałem wcześniej
w Polsce i znajdę partnerów w moich ró-
dla nas RAA Napi ałem kilka do-
brych wierszy w ciągu ostatnich lat. Ro-
bię to tylko wtedy, gdy słowa nieomal pi-
szą się same. Nie mam większych po-
trzeb.
— Czy wrócisz do nas?
ż wrócę na chwilę. Może zdarzy
5 nę dłużej.
Życie samo w sobie jest fascynujące.
Chcę być tylko jego partnerem.
subway'u. Nasze wyprawy, reżyserowane
przez Krzysztofa, kończyły się jednak niepo-
wodzeniem. W tym sensie, że nie natknęli-
śmy się nigdy na żadną strzelaninę i ścigają-
cych się w lśniących autach gangsterów. Je-
dyny akt przemocy zdarzył się tuż przed mo-
im powrotem do Polski, kiedy to do rowerzy-
sty, typowego amerykańskiego wysportowa-
nego chłopaka w czarnych, obcisłych
spodenkach podbiegł facet w garniturze,
uderzył go pięścią w twarz, zabrał rower i
szybko na nim odjechał. Zalany krwią chło-
pak leżał na ziemi, blokując przejazd znie-
cierpliwionym kierowcom. Nigdy nie słysza-
łam takiej liczby klaksonów równocześnie.
Zanim wyjechałam z Ameryki, wypytałam
Krzysia o wrażenia z planu filmu Rolanda
Joffć. Nie chciał jednak o tym opowiadać,
twierdząc że grał tam zbyt małą rolę i jego
kontakt był zbyt krótki, aby poznać tego czło-
wieka. Krzysztof słabo mówił wtedy po an-
gielsku i nie bardzo rozumiał się z ekipą fil-
mową. *Pamiętam, że wszyscy byli zdener-
wowani i ja też — powiedział. — To jedno
wielkie upokorzenie”.
W drodze powrotnej, w samolocie zauwa-
żyłam, że ktoś znów czyta ten artykuł, w
którym Derek Humphry, prezes Hemlock So-
ciety, rekomenduje swoją metodę uśmierca-
nia się. To najbardziej efektywny i wygodny
sposób zakończenia swojego życia. 110 pro-
cent skuteczności.
GRAŻYNA TRELA
LUDZIE 57 EEEE
Anthony Quinn zawsze miał dwuznaczny
stosunek do aktorstwa. Widywano go we
wzniosłym nastroju albo w stanie ekscytacji
graną rolą, ale często mówił o tym zawodzie
źle, sięgając do porównań, które trudno byłoby
powtórzyć. W chwilach wściekłości Latynosi
nie tłumią uczuć i nie kontrolują języka.
Synowie albo córki sławnych rodziców,
chcąc zaznaczyć niezależność, uciekają jak
najdalej od zainteresowań i profesji rodziców.
U Quinnów było odwrotnie. To wybór aktor-
stwa stał się znakiem buntu przeciwko projek-
tom ojca. On różnymi sposobami próbował
odwieść tę trójkę od aktorskich marzeń. Na
próżno. Fascynację zmieszaną z przekorą mógł
stłumić jedynie respekt dla "świętej tradycji”
nakazującej posłuszeństwo wobec woli ojca.
Tylko że tego respektu już dawno nie było.
Anthony Quinn przez wiele lat żył w złudze-
niu, że w jego rodzinie - mimo zmienionych
warunków — uda się zachować stary system
wartości. *Aktorska epidemia” wśród jego za-
merykanizowanych dzieci była dla Quinna
ostatecznym poże-
gnaniem ze światem,
który go ukształto-
wał.
DZIECKO
REWOLUCJI
Rodzice Anthony Quinna, Irlandczyk z
osiadłej w Meksyku rodziny i Meksykanka,
pobrali się podczas meksykańskiej rewolucji.
Ślubu udzielił im ksiądz spotkany w drodze
na front. *Miesiąc miodowy” przedłużył się
znacznie i był swoiście urozmaicony. Tony
dojrzewał już wprawdzie w Ameryce, ale w
otoczeniu nielegalnych meksykańskich imi-
grantów i czuł się Latynosem. Irlandzkie
dziedzictwo odczuwał wówczas dość przy-
kro, nazwisko Quinn prowokowało rówieśni-
ków, by nazywać go gringo.
Niezwykłość jego kariery polega na tym,
że to on, przybysz pełen antyamerykańskich
fobii dosłownie spełnił mityczny american
dream. Marzenie o awansie na sam szczyt: od
pucybuta do milionera. W czasach szkolnych
sytuacja rodziny zmuszała go do poszukiwa-
nia zarobkowych zajęć. Nie tylko czyścił bu-
ty, był także robotnikiem w cementowni i fa-
bryce materacy, pracował przy zbiorze owo-
ców, próbował zarabiać grą na saksofonie.
Ojciec, człek o niespokojnej naturze, nie
grzeszył entuzjazmem dla rodzinnych obo-
wiązków. Lubił znikać z domu na całe mie-
siące, ale to nie zagrażało oczywiście jego
pozycji w rodzinie. Wszak latynoska obycza-
jowość zapewnia mężczyznom sporą swobo-
dę. Wówczas późniejszy supergwiazdor je-
szcze nie przeczuwał u siebie talentu aktor-
skiego, ale nie brakowało mu fantazji i zu-
chwałości. Potrafił zwracać na siebie uwagę i
zjednywać sobie ludzi. Do prywatnej szkoły
aktorskiej trafił w anegdotycznych okoliczno-
ściach. Marzył o studiowaniu architektury i
wykorzystując pewne znajomości wywalczył
*audiencję” u wybitnego architekta, Frankli-
na Wrighta. Ten życzliwie ocenił jego ama-
torskie projekty, jednak przede wszystkim
zwrócił mu uwagę na wadę wymowy. Chło-
pak zaczął więc brać lekcje recytacji u Kathe-
rine Hamil, która prowadziła także szkołę ak-
58
torską. Nieźle oceniony po pierwszych rolach
w Gateway Players trafił do teatru Mae West,
*ordynarnie zmysłowej” sexbomby Hollywo-
odu. Niebawem miał wystąpić w roli, do któ-
rej wcześniej przygotowywał się jego idol,
John Barrymore! "Na trzy godziny przed po-
dniesieniem kurtyny byłem już w teatrze i
rozpaczliwie studiowałem zdjęcia Barrymo-
re'a. Ani rusz nie mogłem swojej irlandz-
ko-azjatyckiej facjaty porównać z wizerun-
kiem tego wielkiego aktora”. Po przedstawie-
niu zasypany został gratulacjami. Komple-
mentowała go Mae West, ale on czekał
przede wszystkim na rekację Barrymore'a.
*Mistrz był lapidarny. Zapytał tylko: sk....sy-
nu, ile masz lat”. Tę "recenzję” Quinn wspo-
mina do dziś najcieplej.
Fenomen czy
*kataryniarz” Qu-
inn to po prostu
Quinn. To swego
rodzaju charakte-
rystyka aktorska,
określenie emploi. Przeciwnicy aktora mó-
wią: zawsze taki sam, nigdy nie wyszedł po-
za stały repertuar chwytów aktorskich, nużą-
cy jak melodia z katarynki. Zwolennicy ripo-
stują - zawsze ten sam: instynkt dramatycz-
ny, wrażliwość, wyobraźnia. Ale nie taki
sam. Nawet jeśli jego role są wariacjami na
własny temat to jest to przywilej.
Nie należę do przysięgłych entuzjastów
Quinna, ale nie raz i nie dwa poddawałem się
jego niewyszukanej ekspresji. Bywa, że ge-
nialnie uzdolnieni aktorzy przez całe życie
rozmijają się ze *swoim” repertuarem. W
przypadku Quinna było dokładnie odwrotnie.
Kino wystawiło go najpierw na próbę cierpli-
wości, ale później ofiarowało role idealnie
zharmonizowane z jego wyglądem i psy-
chiczną aurą. Wyspecjalizował się w rolach
malowniczych po-
staci plebejskich,
albo wielkich, cha-
ryzmatycznych in-
dywidualności,
Zapowiedzią je-
go charaktery-
stycznego stylu ak-
torskiego była dru-
goplanowa nagro-
dzona Oscarem ro-
la Eufemia Zapaty
w *Viva Zapata”
Elii Kazana /1952/.
Wydawało się, że
następne lata przy-
niosą mu błyska-
wiczną karierę w
kinie amerykań-
skim, Na to musiał
jednak poczekać.
Szukając szansy w
Europie, trafił na
Federico Fellinie-
Rodzina Qvińinów
w komplecie
na stubie torei
Fot. Adolło Franzo
/Gamma
go. Spotkanie z nim dało mu już miejsce w hi-
storii kina, W *La Stradzie” /1954/ baśniowej
historii o sile miłości i potrzebie ofiary, odwo-
łującej się do plebejskich źródeł sztuki Quinn,
obsadzony został znakomicie. Jego Zampano
to metafora człowieczeństwa budzącego się w
prymitywnym, brutalnym siłaczu cyrkowym.
Nieobliczalna zmysłowość złagodzona naiw-
nością albo wewnętrznym ciepłem stała się
niebawem znakiem rozpoznawczym Quinna.
Rola Zorby w *Greku Zorbie” Michaela Ca-
coyannisa /1964/ zrosła się z jego nazwiskiem
i stylem aktorskim na zawsze. Jej echa odna-
leźć można w wielu innych, mniej lub bar-
dziej udanych filmach. *Przygotowała” ją na-
grodzona drugim Oscarem rola Paula Gaugui-
na w *Pasji życia” Vincente'a Minnellego
PATRIARCHY
11956/. Gdy wiek przydał szlachetności jego
*irlandzko-azteckiej facjacie” pojawiły się ro-
le przywódców, dumnych patriarchów i barw-
nych, czasem ekscentrycznych indywidualno-
ści. Był więc prorokiem Mahometem /Maho-
met — wysłannik Boga, 1975/ krzepkim pa-
triarchą Sanchezem, kierującym życiem wie-
lodzietnej rodziny /Sanchez i jego dzieci” Ha-
la Barletta, 1978/, walecznym Indianinem
I"Ostatni wojownik” Carola Reeda, 1971/, le-
gendarnym Arystotelesem Onassisem /”The
Greek Tycoon” Jacka Lee Thompsona/.
Ciągle utrzymuje świetną formę aktorską.
W *Odwecie” Tony'ego Scotta /1990/ w cha-
rakterystycznym dla siebie stylu zagrał szefa
mafii, który z rezygnacją obserwuje upadek
dawnych zasad i dokonuje zemsty na znacz-
nie młodszym, niewiernym przyjacielu, /w
"
ań
[i
tej roli Kevin Costner/. Gangsterem był także
*Mobsters” /1991/. Wcielił się w postać we-
terana tego "fachu", który wprowadza w ży-
cie nowicjusza.
PECHOWCY
CZY NIEUDACZNICY?
*Ojciec przeklął nas wprawdzie za aktor-
skie ciągoty, ale później zaczął pomagać.
Czasem tylko po to, aby mieć nad nami kon-
trolę. On do tej pory nie pogodził się z tym,
że chcemy wyzwolić się z jego nazbyt *czu-
łej” opieki”.
Francesco /31/, najzdolniejszy z trójki bra-
ci, zawsze najodważniej wypowiadał się na
temat ojca. "Podziwiam go jako aktora i wie-
w.
le zawdzięczam jako syn, ale irytowała mnie
często jego poza nauczyciela życia. Bo prze-
cież w jego życiu wiele było błędów, niekon-
sekwencji, uników. Z człowieka serdecznego
i pełnego fantazji przemieniał się w histery-
ka, oczekującego potwierdzenia swojej wy-
jątkowości. Trwonił nasze o nim wyobraże-
nie w bezsensownych romansach. Mógł być
ojcem idealnym, nie brak mu wrażliwości i
psychologicznej intuicji, jednak górę brał
często egoizm. Ale może to nieodłączny ele-
ment talentu”?
Ojciec nie pozostaje dłużny. Przygotowu-
jąc się do *Odwetu” powiedział: *Oni są bar-
dzo niedojrzali. Ja w ich wieku... mój Boże,
trudno nawet porównywać. Miałem już ka-
wał odpowiedzialnego życia za sobą. Wie-
Daniele, Anthony, Francesco i Lorenzo Quinnowie
Fot. Adolfo Franzo/Gamma
Anthony Quinn i jego obraz
ai Fr a
Ę
działem dokładnie, czego chcę, byłem Świa-
dom niebezpieczeństw i pułapek. A oni? Wy-
brali aktorstwo, bo uważają, że to łatwe. Nie
uczą się, nie obserwują ludzi, nie obchodzi
ich psychologia.
Takie konfrontacje poglądów nie znaczą
wcale, że między panami istnieje wrogość.
Minął czas tłumienia napięć, teraz mówią o
wzajemnych zarzutach zupełnie otwarcie.
Być może jednak ostre opinie ojca są słu-
szne. Młodzi Quinnowie nie mogą zaimpo-
nować sukcesami. Francesco zagrał kilka
niezłych ról w telewizji, m.in. życzliwie od-
notowaną rolę Marka Winicjusza w telewi-
zyjnej wersji *Quo Vadis” i wystąpił w *Plu-
tonie” /1987/ Olivera Stone'a. Świetna, suge-
stywnie, ale bez zbędnych ozdobników za-
grana postać *władcy” narkotykowego raju
w wietnamskiej dżungli pozwalała mu my-
śleć o szybkim awansie. Prorokowano, że bę-
dzie podążał za sławą ojca. Nastąpił jednak
regres. Po występach w *Indigo" i *Priceless
Beauty” /1989/ zniknął z dużych ekranów.
Wierzy, że tylko chwilowo. Najmłodszy z
braci, Lorenzo /27/, cichy faworyt ojca po
ukończeniu Actor's Studio Lee Strassberga
nieźle wystartował w serialu o Stradivariusie,
którego zagrał Quinn senior. Po kilku latach
stania w miejscu pozostaje jednym z setek
dobrze zapowiadających się przystojniaków.
*Qn miałby szansę zajść wysoko. Jest jednak
chimeryczny, łatwo się zraża krytyką”. Ty-
pem beztroskiego, pewnego siebie lekkodu-
cha jest Daniele /30/. Grywał małe role w se-
rialach — o to najłatwiej — z nadzieją, że
szybko zostanie odkryty przez duże wytwór-
nie. Skończyło się na czwartorzędnych epi-
zodach, takich jak ten w *Dziwce” Kena
Russella /1992/. Dziś marzy o karierze reży-
serskiej, co wydaje się jeszcze mniej praw-
dopodobne.
Przyszłość klanu Quinnów rysuje się czar-
no. Francesco, *rzecznik” drużyny, wyraźnie
zniecierpliwiony uszczypliwymi uwagami
prasy o możliwościach młodych Quinnów
powiedział: Mógłbym podać ogromną listę
wielkich postaci Hollywoodu, za które —
przed ukończeniem przez nich trzydziestki —
nikt nie dałby paru dolarów. Ojciec stał się
cenionym aktorem jeszcze później. Żałuję
czasem, że nie nazywam się Brown”.
SEWERYN WOLSKI
59
je. Zmienił jednak zdanie, kie-
ddie Murphy
uchodził za za-
twardziałego ka-
walera. Deklaro-
wał się jako prze-
ia małżeństwa,
jąc, że małżeństwo za-
się rozwodem i
obowiązkiem płacenia przez
mężczyznę horrendalnych ali-
mentów. Przy każdej okazji
powtarzał: Nigdy się nie oże-
nię. Małżeństwo polega na da-
waniu, a nie tylko na braniu.
A ja wyznaję pogląd: liczy się
tylko to, co ja mówię, a jeżeli
jej się to nie podoba, to droga
wolna. Może odejść, byle bez
połowy mojego majątku. Nie,
małżeństwo mnie nie intere:
dy poznał Nicole Mitchell.
Spotkali się w 1988 na
przyjęciu wydanym z okazji
wręczania nagród przez Natio-
nal Association for the Advan-
cement of Coloured People. Eddie Murphy po-
jawił się na nim w towarzystwie swoich kole-
gów z dzieciństwa, Nicole Mitchell przyszła
sama. *Ożenię się z tą dziewczyną i to już ju-
tro” zażartował Eddie tuż po poznaniu Nicole
Zajęło mu to jednak nieco więcej czasu.
Nicole, córka Angielki i czarnoskórego pi-
lota US Air Force, miała wówczas niespełna
20 lat i od dziesięciu lat była modelką. Jej
zdjęcia często pojawiały się na stronach *Vo-
gue” interesowanie ze strony gwia-
zdora schlebiało jej, ale daleka była od trace-
nia głowy, tym bardziej że z początku dla Ed-
diego była tylko jeszcze jedną pięknością, z
którą od czasu do czasu umawiał się na kola-
cję. Słynął wówczas w Hollywood z rozlicz-
nych romansów.
Urodzony 3 kwietnia 1961 w nowojorskim
Brooklynie, od najmłodszych lat wykazywał
talent do rozśmieszania innych. Po raz pierw-
szy wystąpił publicznie w wieku 15 lat. Szyb-
ko trafił do telewizji, stając się gwiazdą m.in.
popularnego programu rozrywkowego *Satur-
day Night Live” i zdobywając nagrodę Emmy.
W swoich żartach nie uznaje żadnych święto-
IEC
ści, parodiował więc biskupa Tutu, Stevie
Wondera, Michaela Jacksona i Elvisa Presle-
ya. Potem przyszły sukcesy na dużym ekranie:
*48 godzin” Waltera Hilla. *Książę w Nowym
Jorku” Johna Landisa, a przede wszystkim fil-
my zserii *Gliniarz z Beverly Hills”. Eddie
Murphy stał się jednym z najbogatszych czar-
noskórych gwiazdorów Ameryki. Chętnie ota-
czał się luksusem. Zamieszkał w wartym 3,5
miliona dolarów 22-pokojowym domu w Bub-
ble Hill w New Jersey z pokojami urządzony-
mi każdy w innym stylu i własnym studiem
nagraniowym, w którym co pewien czas Eddie
pracuje nad nowym albumem. Chętnie też ota-
czał się pięknymi kobietami. Jego na
łączono m.in. z Brigitte Nielsen, z
mansował na planie "Gliniarza z Beverly Hills
2", Whitney Houston i córką Presleya. Lorrain
Pearson z "Five Stars” wytoczyła mu proces o
niedotrzymanie małżeńskiej obietnicy, żądając
stosownego odszkodowania. Zabrakło jednak
dowodów na to, że Eddie chciał się z nią oże-
nić. Murphy słynął też ze swojej słabości do
ekranowych partnerek. Jedna z nich, Michele
Michael, która zagrała w jego reżyserskim de-
biucie "Harlem Ni-
ghts”, oskarżyła Ed-
diego o seksualne na-
pastowanie. Uważał,
że mu ulegnę tylko
dlatego, że jest słyn-
nym Eddiem Murphym
oznajmiła wzburzo!
Gwiazdor, co prawda,
skruchy nie okazał i
wszystkiego publicz-
nie się wyparł, ale po
cichu jego adwokaci
wpłacili na konto Mi-
chele pewną okrągłą
sumkę. Prasa chętnie
cytowała jego wypo-
wiedzi w stylu: lubię
tylko posłuszne mi ko-
biety, w związku part-
nerskim nie ma miej-
sca dla dwóch szefów,
odnotowując kolejne
Eddiego.
Najdłużej wytrzymał
u boku Lisy Figueroa,
z którą był nawet zaręczony — ale zaręczyny
zerwał w 1987 — i stewardesą Paulette McNee-
ley, z którą ma dwoje dzieci: córkę Ashlee i
syna Edwarda. Eddie nie zrezygnował z no-
ŻA
romanse
wych podbojów sercowych, spotykając się jed-
nocześnie z Nicole Mitchell.
Nicole nie sprzeciwiała się i nie była za-
zdrosna. Nie imponowała jej również sława
Eddiego. Zamiast pokazywać się u jego boku
na oficjalnych galach, wolała spędzać z nim
wieczory w domu na oglądaniu filmów z Elvi-
sem Presleyem. 18 listopada 1989 urodziła Ed-
©
diemu córeczkę, której nadano imię Bria. Bar-
dzo chciałem mieć dziecko z Nicole, ponieważ
jestem w niej zakochany — oświadczył Mur-
phy, dając dziewczynce swoje nazwisko, lecz
przez pierwszy rok jej życia zachowywał dy-
stans. Kupił dla Nicole i Brii dom nad jezio-
rem w Sacramento, był tam jednak rzadkim
gościem. Ale na drugie urodziny córeczki za-
ął się łamać. Ciągłe przyjęcia i przelotne ro-
manse zaczęły go nużyć, odkrył, że o wiele
bardziej odpowiada mu życie rodzinne. Mógł
godzinami bawić się z Brią i odpowiadać na
jej nie kończące się pytania o Michaela Jac-
ksona. Dla niej to on jest gwiazdą. Ja jestem
tylko Tatą. W kwietniu 1991 urodziło się dru-
gie dziecko Nicole i Eddiego, chłopczyk, któ-
rego nazwano Myles. Kilka miesięcy potem,
na Gwiazdkę 1991 Eddie przyleciał z New Jer-
sey, zaalarmowany wiadomością o przeziębie-
niu, na które niedomagała Bria. Kiedy dziew-
czynka zasnęła, Eddie poprosił Nicole o chwi-
lę rozmowy. Wziął mnie za rękę. Myślałam, że
ogląda moje paznokcie, ale on nagle wsunąt
mi na palec pierścionek z brylantem i powie-
dział: "pobierzmy się”. Byłam tak szczęśliwa,
że nie mogłam potem usnąć — wspomina tam-
ten wieczór Nicole.
Pobrali się w marcu 1992. Dokładnie o
20.13, w obecności 500 gości /wśród których
byli Bruce Willis, Prince i Bill Murray/ zebra-
ion
nych w Plaza Hotel na nowojorskim
Manhattanie, powiedzieli sobie "tak"
i wymienili się obrączkami. Ślubu
udzielił im wielebny Calvin Butts z
Abyssinian Baptist Church w Harle-
mie. Świadkiem Nicole była jej naj-
lepsza przyjaciółka, Tomiko Glass,
świadkiem Eddiego jego ojczym,
eks-policjant Vernon Lynch Senior,
a drużbami byli m.in. bracia Eddiego,
Vernon Lynch Junior i Charlie Mur-
phy. Panna młoda miała na sobie bia-
łą sukienkę wyszywaną perłami i dłu-
gi koronkowy welon. Pan młody
ubrał przepisowy czarny frak i zupeł-
nie nie przejmował się tym, że jego
oblubienica nie dość, że wyższa od
niego o dwa centymetry, to jeszcze
założyła pantofle na wysokim obca-
sie. Przyjęcie weselne rozpoczęli od
wspólnego tańca w rytm piosenki
*Cuteness” /Czarująca/, którą Eddie
skomponował specjalnie dla Nicole,
a która znalazła się na jego albumie
*Love's Allright". Zaraz potem Ed-
die i Nicole razem pokroili tort we-
selny wysoki na półtora metra, skła-
dający się z 9 warstw tworzących
trzy kondygnacje. Państwo młodzi
nie przyjmowali prezentów ślubnych,
zamiast tego prosząc o datki na Yeah Funda-
tion zajmującą się działalnością charytatywną
— Murphy założył ją w 1992 roku. Jedzenie,
którego goście weselni nie zjedli, zostało roz-
dane bezdomnym. Kwiaty rozwieziono po no-
wojorskich szpitalach. Przyjęcie weselne trwa-
ło do trzeciej nad ranem. Tuż po nim Eddie
przeniósł Nicole przez próg domu w New Jer-
sey.
Małżeństwo odmieniło Eddiego. Tak przy-
najmniej twierdzą jego przyjaciele jeszcze z
czasów dzieciństwa, z którymi Eddie utrzymu-
je bliski kontakt do dziś. Nicole pomogła Ed-
diemu dojść do ładu z samym sobą i jego sła-
wą — mówią. Potwierdza to sam Murphy. Mał-
żeństwo i ojcostwo sprawiły, że spoważniałem.
Mój romans z Nicole zaczął się jak romans z
książek, od spotkań przy kominku i picia s
pana, ale przerodził się w coś barc
wego i solidnego. Nicole była pierwszą i jedy-
ną kobietą, w której się zakochałem? Zapo-
mniał o romansach i zabawach do białego ra-
na. Odpowiada mu bardzo również rola ojca.
Marzy o powiększeniu rodziny. Jestem bardzo
zdyscyplinowanym i zorganizowanym ojcem.
Nicole jest inna. Prosi na przykład Brię "ko-
chanie, zjedz coś, pros Ja nie negocjuję z
córeczką. Kiedy skończy 18 lat, będzie mogła
robić, co zechce. Ale na razie ja jestem ojcem,
a ona moim dzieckiem.
LUDZIE 6! EEEE
ŻYCIE TOWARZYSKIE I UCZUCIOWE
PODEJRZANY
BOND
Hiszpańskie służby
podatkowe wzięły
pod lupę Seana Connery.
Oskarżenie jest poważne
— Connery'emu zarzuca
się udział pięć lat temu
w nielegalnie
przeprowadzonej
sprzedaży poprzez
fikcyjne firmy 741 akrów
ziemi w pobliżu
Marabelli, gdzie
uje się,
kcji skarb
ski stracił ponad
ra miliona dolarów.
Connery odpiera
wszystkie zarzuty,
a jego rzecznik prasowy
z naciskiem podkreś
że gwiazdor płaci
w terminie wszystkie
podatki i niczego
nie zataja w swoich
zeznaniach podatkowych.
Fot. East News Rex
William Shatner
kapitan Kirk ze *Star Trek”, po 20 latach małżeń-
stwa został wyrzucony z domu przez własną żonę.
Młodsza od męża o 17 lat pani Shatner chce rozwodu,
jako przyczynę podając "różnice nie do pogodzenia” i
potrzebę wyzwolenia się z cienia sławnego męża. Żąda
przy tym połowy 20-milionowego majątku Shatnera.
Zdruzgotany decyzją żony William zgadza się na
wszystko.
Nicholson
w obronie jeleni
Jack Nicholson
wykorzystał bostońską
premierę *Wolf
do propagowania akcji
ekologicznych. Razem
z Tedem Dansonem zbierał
datki na fundusz *Walden
Woods Projex go
jest współzałożycielem,
a który zajmuje się
ochroną lasów w Ameryce.
To nie pierwsza
ekologiczna akcja
Nicholsona. Znany jest
również z działań
w obronie zagrożonych
wyginięciem jeleni.
Czy
Kim Basinger
jest w ciąży?
To pytanie nurtuje
Hollywood. Bo jeżeli
nie, to dlaczego ostatnio
nosi tylko obszerne
rzeczy, dokładnie
ukrywające jej figurę?
Nawet na nowojorską
premierę "The Shadow”
przyjechała
w bardzo luźnej sukni
wieczorowej, troskliwie
podtrzymywana przez
Aleca Baldwina.
Unika też ostatnio
fotoreporterów. Chyba
więc jednak jest...
Pozostają jednak
tylko domysły,
bo sama zainteresowana
milczy jak głaz.
Kirstie nie chce być królową
Kirstie Alley odetchnęła z ulgą. Policja amerykańska
wreszcie aresztowała mężczyznę, który prześladował ją
obscenicznymi telefonami. Prześladowca
many podczas próby włamania do posiadło:
męża, Parkera Stevensona. Znaleziono przy nim butelkę
szampana i opakowanie prezerwatyw. Policja ukrywa je-
go tożsamość, nazywając go *
Wiadomo, że podczas
wstępnego przesłuchania *U” przyznał się do wszystkich
postawionych mu zarzutów, twierdząc że jest królem
świata, który chciałby,
62
by Kirstie była jego królową.
Jack Nicholson, Don Henley i Ted Danson
Fot. Angeli
tawiło się na
przyjęcie wydane przez Ri-
charda Gere w Grosvenor Ho-
use Hotel, dochód z którego
przeznaczono na wsparcie nie-
podległościowych dążeń Tybe-
tańczyków. Buddysta-Gere
znany jest ze swojego zaanga-
żowania w sprawy Tybetu. W
ubiegłym roku, wręczając
zaskoczył Akademię
q płomienną mową w
le organizatorzy Osc.
w tym roku postanowili trzy-
mać go z dala od sceny i mi-
krofonów. Na swoim przyjęciu
mógł za to mówić, co chciał
Nikt z zaproszonych gości,
wśród których był m.in. Sting,
nie protestował.
Jeszcze więcej gości przy-
było na przyjęcie "Hero" /Bo-
hater/ w Bel Air, zorganizowa-
ne w celu zwiększenia fundu-
szy Pediatrie Kids Aids Foun-
dation, zajmującej się pomocą
dzieciom zarażonym wirusem
HIV. Apel o wsparcie wzięli
sobie do serca m.in. Whoopi
Goldberg, Dustin Hoffman,
Christian Slater, trójka z "Be-
verly Hills 90210": Jenny
Garth, Luke Perry i Jason Pri-
stley oraz Danny De Vito, któ-
ry pojawił się z całą swoją ro-
dziną.
Joan Collins nie kryła
dumy słuchając komplemen-
tów kierowanych tym razem
nie pod jej adresem, ale pod
adresem jej syna, Sachy New-
leya. Sacha, utalentowany
podobno malarz, doczekał
właśnie pierwszej wystawy
swoich prac. Na jej otwarcie
klan Collinsów stawił się w
komplecie.
Billy Joel
rozwodzi się z Christie
Brinkley. Na koncerty w
Wiedniu przyjechał już w
towarzystwie swojej no-
wej miłości, młodej blon-
dynki, która nie chce
ujawnić nawet swojego
imienia.
Johnny Depp
larlon Brando
Oskarżona
Victoria Sellers,
córka Petera Sellersa
i Britt Ekland, trafiła
do aresztu w Los
Zimnokrwisty?
Po niewielkiej roli w
*Tombstone" Jason Prie-
stley znowu próbuje sił na
dużym ekranie, Tym ra-
zem zdecydował się na
czarną komedię *Cold Blo-
oded” /Zimnokrwista/, w
której zakochuje się w in-
struktorce aerobicu. Jak
wynika ze zdjęcia, taka fa-
scynacja do bezpiecznych
nie należy. W życiu pry-
watnym Jasona szykują się
zmiany. Znudziła mu się
kawalerska wolność, a mo-
że pozazdrościł Luke'owi
Perry'emu - postanowił
ożenić się z Christine Elise
i to jeszcze w tym roku.
Angeles. Jest oskarżona
o paserstwo rzeczy
ukradzionych z domów
w Beverly Hills
i stawianie oporu policji.
Razem z nią na proces
czeka jej 19-letni
narzeczony, Oscar
Lopez, któremu zarzuca
się 19 napadów z bronią
w ręku i morderstwo.
Adwokat Victorii zbiera
75 tysięcy dolarów
na jej kaucję. Victoria
ma wielu przyjaciół,
ale oni nie mają forsy.
Może więc potrwać, zanim
wydostanę ją zza kratek —
t. Angeli
powiedział ostatnio.
Kolejny rozwód?
Podobno Elizabeth Taylor chce rozwieść się z Lar-
rym Fortenskym. Tak przynajmniej twierdzą hollywo-
odzcy plotkarze. Ile w tym prawdy, nie wiadomo, ale
Taylor ma już na swoim koncie kilka rozwodów. Na ra-
zie jednak nic nie wskazuje na to, żeby rzeczywiście za-
mierzała rozstać się z potężnym Larrym, który towarzy-
szył jej również na otwarciu wystawy miniatur Carole i
Barry'ego Kaye. Elizabeth Taylor wygłosiła mowę po-
witalną do 350 gości, a potem z zachwytem oglądała
eksponaty. Najbardziej przypadły jej do gustu miniatura
Chateau de Fontainebleau oraz mały złoty pociąg wio-
zący diamenty i rubiny. Amerykańska prasa doniosła
też, że Taylor niedawno została po raz dziesiąty babcią.
| WSI
DUET
Takie zdjęcie to dziś
rzadkość, bo Marlon
_ Brando unika
fotoreporterów. Uległ
jednak namowom
swojego przyjaciela,
Francisa Forda Coppoli,
i gra razem z Johnnym
Deppem w tragikomedii
*Don Juan DeMarco
_ and the Centerfold".
o której już w "Filmie"
pisaliśmy. Z okazji ich
spotkania przed kamerą
_ amerykańska prasa
chętnie cytuje słowa
Coppoli, producenta
_ filmu: Marlon Brando
lohnny Depp
1 to wspaniały net,
bo tworzą go najwybit-
tiejsi aktorzy -
swoich pokoleń.
Tylko poczucie humoru
uratowało mi
znała Sharon S
niedawno była na
załamania nerwowego. 1
wytrzymała ciężaru popu-
larności i ciągłego zaintere-
jej osobą. Do tego
listów
ie wysy-
Liza Minnelli odwiedziła niedawno Rosję, da-
chodzić z domu. Potrzebna
była pomoc psychoanality-
ka i specjalna terapia. Dziś
Sharon znowu jest w for-
mie, a nawet robi zakupy w
supermarkecie w towarzy-
stwie 2 K9 jednego ochro-
aangażowała się
w pomoc dzieciom
cjalnej troski. Pieniądze
_ przypadło Annie i Zbi-
| gniewowi Religom.
]
dla nich zbierała pod Zas
ia w swojej posia-
w Beverly Hills, na
t, Faye Duna-
way, Leonarda Di Caprio
oraz swojego brata, Micha-
ry zagrał u jej boku
niewielką rolę w westernie
*The Quick and the Dead”.
Para roku
Magdalena Zawadzka i
Gustaw Holoubek zostali
wybrani parą roku przez
miesięcznik *Pani”. Na
naszym zdjęciu pozują ra-
zem z trzecią parą roku,
Edytą Gepperd i Piotrem
Lorenzem. Drugie miejsce
Sharon Stone
i jej brat, Michael JNĘ
|pór Bonnie Tomon l Br
|$ygma/Fr |,723
Obiad z brodą
Nie pomogło przebranie.
Luke Perry, chcąc SPOKOJNIE
ć lunch w londyń
Hollywood”,
przed-
Założył znoszony płaszcz,
przykleił sztuczną brodę, a
'zapeczkę base|
nisko na oczy. Na nic to
się nie zdało. Został rozpo-
ny i otoczony przez gości
i. Potrzebna była
Luke Perry z brodą twielbicielami
Fot. Richard Young/East News Rex b
jąc serię koncertów i zwiedzając zabytki. Jednak jej naj-
większe zainteresowanie wywołała nie kolekcja obrazów | M
szkoły holenderskiej w Ermitażu, ale parada starych czoł-
gów z II wojny światowej. Zachwycona dzielnie saluto-
wała, ale i tak nie pozwolono jej przejecha
Wiadomo, tajemnica wojskowa.
śliczna córeczka, którą na-
zwali Michalir
się czołgiem
wym rodzicom gratulujemy!
Fot. Waune Słambler/Sygma/Free
Ma 25 lat
z najlepiej opłacanych
modelek
amerykańskich. Rozgłos
przyniosły jej nie tylko
sukcesy na wybiegu,
ale także romans
z Warrenem Beatty
i bardzo burzliwy
związek z Axlem Rose
z *Guns'N'Roses”.
Dziś Stephanie
woli życie rodzinne
u boku 47--letniego
milionera Petera Branta,
który zajmuje się
głównie grą w polo
i kolekcjonowaniem
antyków.
Niedawno Stephanie
została matką
po raz drugi.
Jej 5-letniemu synkowi,
Dylanowi przybył
braciszek, który został
ochrzczony
na cześć taty —
Peter Junior.
Gćrard Depardieu obejmuje Vanessę Paradis czysto
służbowo. Razem grają w dramacie obyczajowym *Eli-
sa” Jean Becker. Vanessa jest w nim zbuntowaną nasto-
latką, Depardieu j jej ojcem. Zdjęcia do filmu powstaw ły
a ę filmowy ch
gwiazd zupełnie nie zrobiło wrażenia. Natomiast chętnie
zabierali Gćrarda Depardieu na wspólny połów ryb.
Vanessa Paradis i Górard Depardiu
Fot, Bruna Juminer/Sygma/Free
Bał się zostać gwiazdorem.
Uważał się
za zbyt spokojnego
na erotyczno-alkoholowe
szaleństwa.
Wydawało się, że poznał sekret wiecznej mło-
dości. Nie liczono mu lat. Przed dwoma laty pod-
czas uroczystości wręczania Oscarów, miliony wi-
dzów zobaczyły, że starość jednak dopadła Grego-
ry Pecka. Był wzruszająco nieporadny, gdy odczy-
tywał jeden z werdyktów Akademii Filmowej, Ri-
chard Gere powiedział następnego
dnia: "Publiczność mogła się przeko-
nać, że ekranowi herosi są zwykłymi
ludźmi. Nie potrafią zatrzymać czasu”,
Twarz emanująca szlachetnością, smu-
kła sylwetka, nienaganne maniery.
*Najprzystojniejszy mężczyzna
Ameryki” jak nazywano go przez
dziesiątki lat nie zdobył Hollywoodu
pierwszym bojem. David O. Selznik
zobaczywszy go pod raz pierwszy pra-
wie parsknął śmiechem: "To ma być
kandydat na amanta. On się przecież
boi własnego cienia”. Gregory, syn
aptekarza z La Jolla w Kalifornii, miał
już za sobą występy teatralne, ale na
planie filmowym czuł się niepewnie i
nie potrafił ukryć swego zagubienia.
Był wówczas chudy jak szczapa, krę-
pował go własny wygląd, zwłaszcza
wystające kości policzkowe. Mimo
niezbyt udanych zdjęć próbnych za-
grał jednak w propagandowym filmie
Jacquesa Tournera *Days of Glory”
Dni chwały, 1944/ radzieckiego par-
tyzanta, Trwała wojna, Gregory zwol-
niony z powodu kłopotów z kręgosłu-
pem ze służby wojskowej, zmagał się
z kompleksem cywila, który bawi się
w przebieranki przed kamerą, gdy jego
koledzy przelewają krew. Wojna nie-
bawem się skończyła, a on mimo wahań zdecydo-
wał się na aktorską karierę.
W pamięci widzów zapisał się jako liryczny
amant i obrońca pokrzywdzonych. Jego ekrano-
wy wizerunek odwoływał się do amerykańskiego
kultu urody i siły, lecz różnił wyraźnie od filmo-
wych mitów Gary Coopera, Burta Lancastera,
Johna Wayne'a czy — z drugiej strony — Jamesa
Deana. Jego bohaterowie nie byli neurotycznymi
buntownikami uwikłanymi w wewnętrzne
sprzeczności ani typowymi twardzielami. Potrafi-
li być odważni i bezkompromisowi, ale z pozycji
— rzec by można dzisiaj — inteligenckich. Jego de-
likatni, nie pozbawieni autoironicznego wdzięku
amanci przeobrażali się często w stanowczych, a
jednocześnie dystyngowanych obrońców zasad.
Sztandarowym filmem dla tego wizerunku jest
"Biały kanion” Williama Wylera /1957/ Bohater
Pecka, Jankes szukający na Zachodzie żony, łą-
czył ogładę człowieka wykształconego z nie-
złomnym charakterem, co pozwoliło mu wycho-
dzić z godnością z licznych opresji.
*Od razu dostrzegłem coś arystokratycznego
w jego ruchach, sposobie mówienia i myślenia.
Towarzyszyło temu wewnętrzne ciepło i poczu-
64
cie humoru” — mówił Robert Mulligan, reżyser
filmu *Zabić drozda” /1963/. Nagrodzona Osca-
rem rola adwokata broniącego Murzyna oskarżo-
nego o gwałt dobrze oddaje aktorski styl Pecka.
Pozbawiony kreacyjnego wyrafinowania, oparty
na sugestywnej prostocie i sile osobowości.
Evergreenem cenionym zwłaszcza przez żeńską
publiczność są oczywiście "Rzymskie wakacje”
Williama Wylera /1953/, odwrócona wersja bajki
o Kopciuszku. Historia miłości początkującego
dziennikarza i księżniczki, zachowała lirycz-
no-komediowy wdzięk, jaki trudno znależć w
dzisiejszych filmach.
Peck potrafił dbać o własne interesy, stąd jego
"słabość" do dużych, pełnych rozmachu przedsię-
wzięć. Wszak pierwszym filmem, który przyniósł
mu wielki rozgłos, był wysokobudżetowy we-
stern "Pojedynek w słońcu” /1946/, gdzie zagrał
rolę niegodziwca prowadzącego grę o kobietę i
pieniądze. Krytyka gwałtownie zaatakowała
utwór Kinga Vidora, zarzucając mu nieznośny
melodramatyzm, ale Peck i jego partnerka, Jenni-
fer Jones, nie schodzili z okładek tygodników.
Równie kiczowatym przebojem były "Śniegi Ki-
limandżaro” /1952/ Henry Kinga według noweli
Ernesta Hemingwaya, jednak widzowie wycho-
dzili z kin zachwyceni parą Gregory Peck — Ava
Gardner i malowniczymi afrykańskimi pejzaża-
mi. W latach 60. Peck zagrał w dwóch superpro-
dukcjach Jacka Lee Thompsona: "Działach Na-
warony” /1961/ i *Złocie MacKenny” /1969/.
*Trudno ukryć, że niewiele tam było do grania.
Chodziło o gwiazdorską oprawę sensacyjnych
wydarzeń na ekranie” — powiedział niedawno.
Kilka razy Peck próbował odejść od wizerunku
wrażliwego amanta i pogromcy zła. Trudno mu
jednak było wyzwolić się z pułapki warunków ze-
wnętrznych i wymagań producentów i publiczno-
Fot. Doc. Pele/Stills
NIEŚMIERTELNI: GREGORY PECK
ści. A przecież grając sporadycznie ludzi bałansu-
jących między dobrem a złem, czy wręcz "czarne
charaktery”, osiągał świetne rezultaty. Bodaj naj-
lepszą, najbogatszą psychologicznie kreację stwo-
rzył w *Rewolwerowcu” /1950/ Henry Kinga,
grając tytułowego bohatera, który szuka szansy
wewnętrznej odnowy, ale nie może się wydostać z
zaklętego kręgu przemocy. Film zrobił finansową
klapę i dopiero po latach wszedł do kanonu we-
sternowej klasyki. Zaskoczeni producenci Foxa
szukali przyczyn klęski, Niektóre z ich interpreta-
cji brzmiały anegdotycznie. Uznano na przykład,
że zaszkodziły filmowi... wąsy Gregory Pecka, z
którymi po raz pierwszy pojawił się
wówczas na ekranie. Zmiana wyglądu
nie wynikała z kaprysu aktora, ale tro-
ski o realia, Stare fotografie dowodziły
niezbicie, że noszenie zarostu było na
Dzikim Zachodzie niemalże rytuałem.
*"Zaangażowaliśmy znanego przystoj-
niaka Pecka, a nie wąsatego smutasa,
Jego wąsy kosztowały nas miliony do-
larów” — mówił z rozżaleniem jeden z
producentów.
W dwadzieścia lat później widzo-
wie nie zaakceptowali innego Świetne-
go występu Pecka nie przystającego
do ich wyobrażeń i oczekiwań. W po-
staci byłego przestępcy z "Odstrzału”
Henry Hathawaya /1971/ szlachetne
pobudki, tęsknota do dobra przemi:
szane były z sadystyczną brutalnością,
Z konsternacją przyjęto także jego
zgodę na zagranie... dr Mengele w
*Chłopcach z Brazylii” Franklina J.
Schaffnera /1978/. Po premierze nie
zabrakło wszakże gratulacji.
W przeciwieństwie do wielu innych
hollywoodzkich znakomitości Peck
szczerze wspomina swoje potknięcia i
błędy. Jest bardzo niezadowolony ze
swej roli w *Moby Dicku” /1956/ Johna
Hustona. W rozmowie z dziennikarzem
NBC mówił: Jako chłopiec zachwyca-
łem się tą powieścią. Gdy przyszło mi
grać, czułem się jak karykatura kapita-
na Ahaba, Zupełnie nie mogłem się do-
gadać z Hustonem. Oglądając siebie na
ekranie chciałem się zapaść pod ziemię.
Najbardziej żałuję, iż odrzucił propozy-
cję zagrania w "Samo południe” Freda Zinneman-
była dla niego współpraca z Alfredem Hitchcoc-
kiem, który obsadził go w "Urzeczonej” /1945/ i
*Akcie oskarżenia” /1947/. Byłem wówczas dość
infantylnym trzydziestolatkiem. Nie w pełni zdawa-
łem sobie sprawę, z jakim mistrzem pracuję. Hitch
zobaczył u mnie ten rodzaj instynktu aktorskiego,
jaki mu odpowiadał, ale trzeba było czegoś więcej
z mojej strony i nie zostałem jego aktorem. Dzięki
wielu późniejszym rolom Gregory Peck stał się
gwiazdą, choć bardzo się tego bał. "Pojęcie gwia-
zdora kojarzyło się z kimś, kto nie rozstawał się z
butelką, nie kontrolował swego życia osobistego i
robił wszystko, by zniechęcić otoczenie. Ja byłem
za spokojny na takie szaleństwa”. Atakowano go
wprawdzie za zerwanie pierwszego małżeństwa
ale drugi związek z francuską dziennikarką Victo-
rią Pasini stawiany jest za wzór.
Dziś filmy z Gregory Peckiem budzą nostal-
gię, ale i żal. Pokazują talent uwikłany w holly-
woodzkie zależności.
KRZYSZTOF DEMIDOWICZ
achwyca się nią Robert De Ni-
ro. Glenn Close chce wystąpić
z nią w jednym filmie. Zagrała
u Martina Scorsese'a i Woody
Allena. Ma 21 lat i bardzo nie
lubi, kiedy nazywa się ją gwiazdą. Gwia-
zdorstwo mnie nie interesuje. Nie ono stano-
wi istotę aktorstwa. Aktorstwo polega bo-
wiem na tworzeniu piękna, które przetrwa.
Nie lubi amerykańskich superprodukcji.
Rzadko chodzi do kina, wybierając raczej fil-
my europejskie. Największe wrażenie zrobiło
na niej "Ostatnie tango w Paryżu” Bernardo
aby zagrać w jego re-
make'u, najchętniej pod kierunkiem europej-
skiego reżysera. Jednocześnie zastrzega się,
że nie znosi pornografii. Chciałabym nau-
czyć się robić bomby, żeby wysadzać kina
porno.
Unika hollywoodzkiego zgiełku. Źle się
czuje w blasku fleszów i w centrum zaintere-
sowania. Ale plotkarska pi nie dawała jej
spokoju w związku z jej romansem z Bradem
Pittem. Poznali się 1989 na planie telewizyj.
nego filmu *Too Young To Die?" Roberta
Markovitza. Juliette grała nastoletnią narko-
mankę, której grozi kara Śmierci za zamordo-
wanie swego kochanka. Brad był handlarzem
narkotyków. Szykując się do swych ról ra-
zem obejrzeli "Narkomanów” Jerry'ego
Schatzberga, potem wybrali się na przejażdź
kę samochodową. Tak zaczął się ich romans,
który zakończył się w ubiegłym roku. Brad
zmienił moje życie. Był taki zorganizowany i
pedantyczny, bardzo dojrzały. Ogromnie mi
to imponowało jako osobie niezorganiz
nej i pod wieloma względami dziecinnej.
uczyłam się dla niego nawet gotować
JULIETTE
LEWIS
czątku, przez dwa tygodnie codziennie robi-
łam dla niego z półfabrykatów ku.
żem i duszonymi warzywami. Najpierw był
zachwycony, ale w końcu nie w) nał i za-
pytał: "kochanie, czy nie mogłabyś się nau-
gotować czegoś jeszcze?”.
Jest córką aktora Geoffreya Lewisa i gra-
ficzki Glenis Batley. Na świat przyszła 21
czerwca 1973 w rodzinnym domu. Poród
odbierał ojciec. Kiedy miała dwa lata, jej ro-
CZ)
PORTRET NA ŻYCZENIE
dzice rozwiedli się i Juliette
zamieszkała z ojcem. To
właśnie on zaraził ją ak-
torskim bakcylem. Nie
kończyła żadnych kursów
gry, nie próbowała nawet szczęścia w
szkolnych przedstawieniach. Za naj-
lepszą szkołę aktorską uważa swoje
zabawy z młodszą siostrą. Mieszka-
ła z nią i matką przez trzy lata w
Clearwater na Florydzie. Mając 12
lat Juliette zadebiutowała rolą córki
z rozbitej rodziny w telewizyjnym
miniserialu *Homefires". Przez ko-
lejne dwa lata nie opu
wizji, pojawiając się w serialach *I
Married Dora”, *A Family for Joe” i
*Cudownych latach”. Na dużym
ekranie mignęła w niewielkim epi-
zodzie u boku Chevy Chase'a w *W
krzywym zwierciadle. Witaj św.
Mikołaju”. Rzuciła szkołę, wypro-
wadziła się od ojca i w wieku 14 lat
zagwarantowała sobie prawnie peł-
ną niezależność od rodziców. Lu-
dzie doszukują się w tym sensacji, a
to było naturalne posunięcie, żeby
rozpocząć nowy etap życia.
Przełomem w jej karierze okazała
się rola Danielle Bowden w *Przy-
lądku Strachu” Martina Scorsese'a
stolatki w równym stop-
niu przerażonej, co i zafascynowa-
nej psychopatycznym Maxem Cody
lw tej roli Robert De Niro/. To właśnie spe-
cjalnie dla niej Martin Scorsese dodał do sce-
nariusza słynną dziś scenę rozmowy Danielle
i Maxa na opustoszałej szkolnej scenie.
*Przylądek Strachu” przyniósł Juliette nomi-
nację do Oscara i Złotego Globu oraz propo-
zycję zagrania w *Mężach i żonach” Woody
Allena /1992/. Potem były role w *W upalną,
letnią noc” Craiga Bolotina, "Kalifornii" Do-
minica Seny i *Romeo Is Bleeding” Petera
Fot. Greg/Gorman/Gamma
Medaka. Niezapomnianą, pełną li
ciepła kreację stworzyła w "Co gryzie Gil-
berta Grape” Lasse Halstróma, jednej z naj-
bardziej wzruszających historii miłosnych
ostatnich lat. Na premierę czekają *Natural
Born Killers” Olivera Stone'a według scena-
riusza Quentina Tarantino, zapowiadani jako
*Bonnie i Clyde lat 90.7. Nie szukam sławy,
ale ról, które na długo zapadną ludziom w
pamięć — powtarza.
LUDZIE 65 EEEE
MAGAZYN
Marian Opania pięknie rzeźbi, Marta Klubowicz
pisze wiersze, Piotr Pawłowski robi wspaniałe meble,
a Bogusław Linda historię ma w jednym palcu.
Aktorzy, gdy tylko nadarzy si
im wolna chwila,
malują, piszą, kucharzą, kolekcjonują, prowadzą
interesy, profesjonalnie uprawiają sport,
zwiedzają świat. Słowem, zaczynają inne życie...
MISTRZOWIE IGŁY
Artur Barciś do maszyny do szycia
usiadł z konieczności. Pochodził z
niebogatej rodziny, więc nie miał pie-
niędzy na modne w swoim czasie
*szwedy” czy koszule w łączki. Moż-
na było jednak wówczas tanio kupić
materiały. Pierwsze *ciuchy” Artur
uszył pod kontrolą mamy, z czasem
coraz bardziej wymyślne i artystyczne
projekty wykonywał sam. Już w li-
ceum potrafił szyć spodnie, koszule, dzisiaj
szyje przede wszystkim suknie i robi swetry.
Szycie bardzo szybko przestało być dla niego
wyłącznie koniecznością /sobie niczego już nie
je/, a stało się wielką przyjemnością i frajdą.
orównuje je do malowania obrazów, ty-
le że przy wykorzystaniu innych materiałów.
Każda rzecz, która wychodzi spod jego maszy-
ny, musi być zgodna z gustami plastycznymi ak-
tora, a Artur Barciś lubi malarstwo abstrakcyjne.
W jego kreacjach chodzi naturalnie jego żo-
na, do domu uszył wspaniały patchwork. Orygi-
nalnego prezentu w postaci szałowego swetra
czy sukni może też spodziewać się bliska kole-
żanka, która zaprosi aktora na imieniny. Zabie-
gany artysta nie ma czasu na chodzenie po skle-
pach, wówczas zazwyczaj siada do maszyny i
przez noc wyczarowuje niecodzienny fatałaszek.
Rzeczy szyte przez Artura Barcisia są wysoko
cenione: jedna z obdarowanych przez niego ko-
leżanek już 4 lata trzyma sweter w folii i zakłada
go wyłącznie na specjalne okazje, traktując ubiór
jak relikwię /sweter nazywa się "Ornat"V/.
Tylko raz umiejętności krawieckie okazały się
Arturowi Barcisiowi przydatne w zawodzie akto-
ra. Przygotowując monodram muzyczny "Gra",
sam uszył sobie kostiumy do przedstawienia.
Kilkakrotnie proponowano mu przygotowa-
nie kolekcji. On nie szyje jednak na zapas
['wszystko idzie zaraz do ludzi, jeszcze cie-
płe”/, a na zrobienie nowych kilkudziesięciu
strojów nie ma czasu. Poza wszystkim chyba
po prostu nie chce. Na rozmowę o swojej po-
zazawodowej pasji Artur Barciś zgodził się
niechętnie, bo, jak powiada, "nie chce sobie
*na ciuchach” robić nazwiska”.
Czy Adrianna Biedrzyńska wygląda na
*udomowioną” kobietę? Ależ skąd! — już sły-
szę, a jednak nią jest. Specyfika zawodu nie
pozwala mi na codzienne "domowanie", może
dlatego z taką radością po dłuższym pobycie
gdzieś w Polsce lub w Europie wpadam do do-
mu i robię na drutach, haftuję serwetki, podu-
szki i inne drobiazgi.
Aktorki to zdolne krawcowe. Ewa Wi-
śniewska i Dorota Kamińska same szyją sobie
66
ŻYCIE
ŻYCIU
wszystkie kreacje, a Barbara Wrzesińska nie
tylko szyje, ale i pięknie haftuje.
ZŁOTE RĄCZKI
Zdolności praktyczne aktorów bywają zdu-
miewające. Emilian Kamiński zbudował dla
siebie i swojej rodziny dom.
Potrzeba jest najlepszą nauczycielką. Kiedy
aktor postanowił zbudować dom, niewiele po-
trafił. Dziś umie murować, zna się na stolarce,
poradzi sobie z urządzeniami elektrycznymi, a
nawet hydraulicznymi. Z podobnym entuzja-
zmem zajmuje się ogrodem, a w planach ma
budowę kolejnego domu na swoim kawałku
ziemi w Józefowie.
Zdolności techniczno-rzemieślnicze posia-
da również Wojciech Pokora, do tej pory wy-
korzystuje je przede wszystkim przy budowie
domku na wsi. Czyni to z wielką przyjemno-
ścią, podkreślając często, że jest to jedyna
sprawa, której oddaje się bez reszty. Czasem
dodaje nieco przekornie: Chyba powinienem
był wybrać inny zawód. W mojej rodzinie
wszak mam samych inżynierów.
A propos inżynierów. Andrzej Kopiczyński
jest człowiekiem kompetentnym w branży bu-
dowlanej nie tylko jako inż. Karwowski. Aktor
w swoim domu sam wykonał półki, szafki,
układał boazerie. Najdumniejszy jest jednak z
łodzi, budowaniu których poświęcił kilka lat.
Praca aktora nie pozwalała mu korzystać z
nich więcej niż dwa tygodnie w roku, więc w
końcu postanowił je sprzedać. Zwłaszcza że
po ukończeniu dzieła przestawało go ono pa-
sjonować. Za uzyskane pieniądze kupił stary
fiński domek i znowu jest bardzo zajętym
człowiekiem. Andrzej Kopiczyński przyznał
się, że dom i praca przy nim daje mu osobliwe
poczucie niezależności. Kiedy zostałem wła-
ścicielem tego skrawka ziemi, rozejrzałem się,
czy nikt nie patrzy i ucałowałem moją ziemię.
Myślę, że w każdym z nas tkwi atawistyczna
chęć posiadania kawałka własnego miejsca.
*Złotą rączką” jest również Doróta Kamiń-
ska. W swoim nowym domu radzi sobie bez me-
chanika, zna się nawet na urządzeniach elek-
trycznych. Widocznie ma to w genach... Gdy nie
mogła znaleźć nikogo do restaurowania starych
ram do obrazów, nauczyła się odnawiać je sama.
ARTYŚCI DO KWADRATU
Od praktycznych półek Andrzeja Kopiczyń-
skiego poprzez wspaniałe meble Piotra Paw-
łowskiego już tylko krok do czysto artystycz-
nych poczynań naszych aktorów. Niektórzy z
nich legitymują się nawet kierunkowym wy-
kształceniem teoretycznym.
Krzysztof Litwin jest absolwentem Liceum
Drzewiarskiego, zakopiańskiej Szkoły Kenara,
krakowskiego Liceum Plastycznego i Wydziału
Grafiki Akademii Sztuk
Pięknych. Kiedyś w srebrze,
dzisiaj w mosiądzu robi ażu-
rowe medaliony i wisiorki.
Ponadto ilustruje książki dla
dzieci, programy i plakaty
teatralne, maluje miniatury.
Piękne obrazy malują
również Stefan Szmidt i Ignacy Machowski,
pierwsze wystawy ma już za sobą także Tade-
usz Huk.
Marian Opania swoje rzeźbienie w drewnie
traktuje z właściwą dla siebie pokorą jako *"nie-
szkodliwe hobby”. Mówi o tym z wielką
skromnością, a nawet z niechęcią, jak gdyby
nie doceniając piękna przedmiotów, które wy-
chodzą spod jego dłuta. Jest jednak bardzo do
nich przywiązany. Na aukcji prac artystów na
rzecz Skolimowa sprzedano wyrzeźbiony przez
Opanię krucyfiks /postać ukrzyżowanego
Chrystusa jest jednym z jego ulubionych moty-
wów w pracy twórczej/. Nadal nie może o tym
mówić bez emocji. Podczas aukcji przeżyłem
straszliwe katusze. Miałem wielką ochotę kupić
sobie mój krucyfiks. Ledwie się opanowałem,
bo przecież nie wypadało, zaś pomysł, żeby do
licytacji podstawić żonę zbyt późno przyszedł
mi do głowy. Przepadło — wspomina z żalem.
Artystycznie jest również uzdolniona Beata
Tyszkiewicz. Swego czasu przygotowała ko-
lekcję pięknych ptaków, których próżno szu-
kać w atlasach. Zrobione z delikatnych koro-
nek, zrodzone z wyobraźni zadziwiają delikat-
nością i finezją. Większość trafiła do przyja-
ciół albo na charytatywne akcje, Beata Ty-
szkiewicz rozstawała się z nimi bez większego
żalu, ciesząc się z samej pracy nad nimi.
LITERACI
Niektórzy aktorzy to postaci wręcz renesan-
sowe, objawiają swoje talenty w kilku dziedzi-
nach. Wspomniany już Marian Opania nie tylko
rzeźbi, ale również pisze wiersze i piosenki.
Wiersze i fraszki pisze też Tadeusz Huk. Oby-
dwaj nigdy nie mieli jednak śmiałości opubliko-
wać swojej poezji. Swoje wiersze wydała nato-
miast Marta Klubowicz — za swój debiutancki
tomik *Wyznanie” została w 1987 roku nagro-
dzona. Klubowicz nie lubi mówić o swojej pasji
poetyckiej: Nie jestem ciekawostką przyrodni-
czą, jak piszą o mnie dziennikarze — wykrzykuje
wojowniczo. — Aktorstwo i poezja? Ja to w so-
bie rozdzielam. Po chwili dodaje nieco spokoj-
niej: W aktorstwie umiem na pstryknięcie w)
i zagrać cokolwiek. W pisaniu jestem posłu-
sznym słuchaczem wewnętrznych impulsów. Pi-
sanie wierszy to *wytworna" przyjemność.
Marta Klubowicz pisze w domu, w pociągu,
parę wierszy napisała w teatrze, w garderobie.
Nigdy jednak teatru nie dotyczyły.
Niedawno jako autorka zadebiutowała Joanna
Żółkowska. Pisze tak jak gra — spontanicznie,
szczerze. Pisze o domu, rodzinnych Siedlcach,
koleżankach z podwórka, sąsiadkach, mężczy-
znach jej życia, ale przede wszystkim o sobie.
Jej książka "Układanka” to coś pomiędzy prozą
a poezją. Urzeka poetyckim klimatem, ciepłem i
serdecznym stosunkiem do opisywanego świata
oraz prostą formą, o którą przecież najtrudniej...
SZTUCZNA DZIURKA
CZYLI SPORT
Wbrew pozorom, aktorstwo to ciężka fi-
zyczna praca, tężyzna i zdrowe ciało są wręcz
nieodzowne, by sprostać profesji. Jan Englert
swego czasu wyczynowo uprawiał kilka dys-
cyplin: piłkę nożną, siatkówkę, lekkoatletykę.
Prócz tego boksował, pływał i grał w koszy-
kówkę. Dziś z pasją kibicuje tym konkuren-
cjom, grywając samemu jedynie /i to ostroż-
nie!/ na koniach. Sport — mówi — to moja
prawdziwa namiętność.
Ewa Wiśniewska to zapalona brydżystka,
Magdalenę Wójcik w wolny dzień najłatwiej
spotkać nad wodą. Tylko cicho sza. Ryby nie
lubią hałasu!
Pasją Andrzeja Strzeleckiego jest nato-
miast golf, który pochłania go prawie tak sa-
mo jak teatr /gra od dwóch
lat/. Z kijami golfowymi pra-
wie nigdy się nie rozstaje.
Komplet na wszelki wypadek
trzyma w teatrze. W wolnych
chwilach ćwiczy na koryta-
rzu, wyjmuje wtedy z kiesze-
ni sztuczną dziurkę. W klapie
nosi zawsze miniaturkę kija
golfowego. Golf daje mi rze-
telne, prawdziwe emocje —
mówi Strzelecki z przekona-
niem.
Niektórzy z aktorów swoje
umiejętności w jakiejś dzie-
dzinie sportowej sprawdzają
mierząc się z innymi. Marek
iał w
samochodowych wyścigach
rajdowych, a Sylwia Wysoc-
ka trenuje pięciobój nowt
sny. W szermierce
jest
podobno nie do pokonania!
KOLEKCJONERZY
Czego to aktorzy nie zbie-
rają? Hanka Bielicka ma im-
ponującą kolekcję kapeluszy,
Olgierd Łukaszewicz zbiera
monety, a Wiesław Michni-
stare aparaty foto-
Pietraszaków jest przepiękna kolekcja obra-
zów.
PODRÓŻE
Magdalena Zawadzka zwiedziła już całą
Europę, Skandynawię, USA, Kanadę, Austra-
lię, Syrię, Nepal, Liban. Podobnym obieży-
światem jest Jan Kociniak, na którym najwięk-
sze wrażenie zrobiła jednak Norwegia. Ka-
zimierz Kaczor od lat wszystkie wakacje spę-
dza żeglując po dalekich wodach, towarzyszył
nawet Toniemu Halikowi w jednej z jego dale-
komorskich podróży.
MNIAM, MNIAM
Aktorzy są wyjątkowymi smakoszami, sa-
mi również bardzo chętnie gotują. Wojciech
Pszoniak wydał nawet książkę ze swoimi
przepisami, do Michała Bajora każdy chce się
wcisnąć na jakieś przyjęcie, by spróbować je-
go specjałów, a Krzysztof Litwin /czło-
wiek-orkiestra w tym materiale/ wszystkie
pieniądze wydaje albo na przyprawy, albo na
książki kulinarne /może się pochwalić egzem-
plarzami XIX-wiecznymi/. Jego kuchnia
pachnie przyprawami, ziołami i tajemni i
mieszankami, które nadają potrawom nić
mniany smak i aromat. Krzysztof nie zajmuje
się kuchnią dla samego jedzenia, lubi przygo-
dziej przypomina alchemika zaint
go wynikiem swych doświadczeń, niż
dziwego kucharza.
1 tak dalej, i tak dalej... O umiejętnościach
pozaaktorskich naszych gwiazd można by mó-
wić godzinami. Okazuje się, że ich "hobbi-
styczny” dorobek jest równie imponujący jak
zawodowy. Może dlatego wielu aktorów z ta-
kim spokojem przyjmuje niełatwy okres w
polskim kinie. Dla nich na filmie świat się nie
kończy.
EWA
SOBIECKA-AWDZIEJCZYK
Zdjęcia:
PIOTR ZAGÓROWSKI
GIEŁDA
na wykresie
Aniśmy się spostrzegli, a młodzież aktorska
powinna już zwracać się do niego per Mistrzu.
Nie grywa zbyt często głównych ról, ale należy
do aktorów, na których pojawienie się publicz-
ność czeka. Marek Kondrat porusza się swobo-
dnie wśród wszystkich gatunków i konwencji.
Łączy kulturę aktorską "przejętą” od poprzednich
pokoleń z bardzo nowoczesnym pojmowaniem
tego zawodu. Bez aury kapłaństwa, bez złudzeń o
posłannictwie. Zawód traktuje poważnie, ale sa-
mego siebie często — ironicznie. Zdrowym dy-
stansem do własnych osiągnięć wyróżnia się na
tle środowiska. Zaczynał "z wysoka”, później
różnie mu się wiodło, lecz pomimo zmiennych
koniunktur zdobył pozycję osobowości aktor-
skiej.
1975 *Zaklęte rewiry” reż. Janusz Ma-
jewski. Debiut, jaki można sobie wymarzyć. De-
biut "dorosły", bo z kamerą filmową oswojony
był od szkoły podstawowej, Był idealnym od-
twórcą roli młodego prowincjusza, który wkracza
w zamknięty, zhierarchizowany świat i musi
przyjąć panujące w nim reguły albo je odrzucić.
Jego Roman Bożyczko pnie się w górę za cenę
moralnych kompromisów, ale są granice, których
nie chce przekroczyć. Marzenia wiejskiego chło-
paka, chwile poniżenia, pokusy kariery, oportuni-
styczne wahania i finałowy gest człowieka, który
nie zatracił wewnętrznej wolności i poczucia ho-
noru. Wszystko to pokazał Kondrat z wyjątkową
u młodego aktora subtelnością i sugestywnością.
1976 "Smuga cienia” reż. Andrzej
Wajda. Główna rola, która mogła być trampoliną
do wielkiej kariery, a stała się złym wspomnie-
niem nie wykorzystanej szansy. Postać oficera
marynarki, który musi przejść przez próbę cha-
rakteru i moralności, zagrał Kondrat oszczędnie i
bardzo konsekwentnie, ale z powodu scenariu-
szowych niedostatków nie zgłębił wewnętrznego
dramatu bohatera.
1975 1976
EEEE 63 MAGAZYN
1977 1978 1979 1980 1981
1977 = 80. Sporo udanych występów
na scenie Teatru Dramatycznego i w telewizji,
jednak w kinie nie był to najszczęśliwszy okres.
Nieduże i nie zawsze udane role: w "Sprawie
Gorgonowej” Janusza Majewskiego, "Pokoju
z widokiem na morze” Janusza Zaorskiego,
*Lekcji martwego języka” Majewskiego. Po
roli działacza młodzieżowego w filmie Zaorskie-
go aktor sam zarzucał sobie schematyzm.
19 *Dziecinne pytania” reż. Janusz
Zaorski, "Człowiek z żelaza” Andrzej Waj-
da, "Dreszcze” Wojciech Marczewski. Różnej
wagi role, wszystkie zagrane po mistrzowsku z
idealnym wyczuciem psychologicznych niuan-
sów. Najciekawszą postacią jest stalinowski wy-
chowawca z *Dreszczy”. To wprawdzie tylko
drugoplanowa rola, lecz Kondrat potrafił uczynić
z niej małe studium fanatyzmu. Jego bohater to
postać równie groźna, co żałosna. Ofiara wielkie-
go oszustwa i własnych kompleksów.
1983 "Pastorale heroica” reż. Henryk
Bielski. Występ w tym filmie mógł sobie Marek
Kondrat darować. Udowodnił swą niezależność
od środowiskowych opinii — udział w "profilo-
wym” filmie w drugim roku stanu wojennego był
ryzykownym krokiem, ale o satysfakcji artystycz-
nej trudno mówić. Kondrat niewiele mógł uczy-
nić. Postać księdza, który
rzowi "kościuszkowcowi” uwikłanemu w życio-
wy dramat, pozbawiona była wewnętrznej siły.
1984 *Dom wariatów” reż. Marek Ko-
.. Koncert aktorski tercetu Tadeusz Łomnic-
ki — Marek Kondrat — Bohdana Majda w gorz-
kim, karykaturalnym obrazie rozpadu więzi ro-
dzinnych. Syn odwiedzający rodziców po dłuż-
szym niewidzeniu z powrotem staje się tni-
kiem koszmarnej familijnej codzienności. Ojciec
drepczący bez sensu między sypialnią a kuchnią,
matka obsesyjnie poprawiająca bibeloty. Syn ide-
alnie pasuje do tego rytuału mechanicznych czyn-
Dziecinne pytania
A
1982 1983 1984
Ś 0 NJ
kS
1985 1986 1987 1988
ności i wzajemnie zadawanych udręk. Groteska
wymaga równocześnie fant: iznej dyscy-
pliny, ale dla Kondrata, wszechstronnego prze-
cież aktora teatralnego, nie stanowiło to proble-
mu.
1985 "C.K. Dezerterzy” reż. Janusz
Majewski. Krytyka grymasiła po tym filmie, ale
publicz pragniona polskiej komedii waliła
do kin drzwiami i oknami. Marek Kondrat zagrał
tu jedną ze swych najbardziej ulubionych ról fil-
mowych. Znaliśmy jego brawurowe popisy ko-
mediowe z teatru i telewizji, lecz w kinie nie miał
wcześniej takich szans. Jako szeregowiec Ka-
niowski, spryciarz nad spryciarze, urodzony ka-
walarz prowadzący prywatną wojnę z austro-wę-
gierskim wojskowym drylem, był uosobieniem
*polskiej przedsiębiorczości” i szelmowskiego
wdzięku. Bawił nas z *hi owskim” polotem,
co było o tyle trudne, że Sejdzie, twórcy literac-
kiego pierwowzoru, brakuje jednak sporo do au-
tora "Przygód dobrego wojaka Szwejka”.
1987 "Weryfikacja" reż. Mirosław
Gronowski. Kondrat nie ukrywał rozczarowania
ekranowym efektem, dalekim od pierwotnych
wyobrażeń. Zgodził się zagrać wyrzuconego z
pracy dziennikarza licząc na to, że film odważnie
i wnikliwie dotknie problemów czasu stanu wo-
jennego. Opowieść o dylematach moralnych tam-
tego okresu rozmyła się jednak w banale i nijako-
ści. Sylwetkom bohaterów i sytuacjom zabrakło
prawdy i dramatyzmu.
1992 "Psy" reż. Władysław Pasikowski.
Przełom lat 80. i 90. przyniósł Kondratowi intere-
sujące role teatralne i telewizyjne, jednak kino
zdawało się tego nie dostrzegać. I nagle zupełnie
niespodziewanie, subtelny i pastelowy zazwyczaj
Marek Kondrat, zaskoczył nas rolą ubeka, faceta
inteligentnego i cynicznego. Świadomego swego
uwikłania w zło, ale zdesperowanego, przekona-
nego, że nie ma już odwrotu. Przeobrażenie z
funkcjonariusza SB w gangstera jest dla niego
naturalnym wyborem. Kondrat ustrzegł się w
grze wszelkich moralnych sugestii. Jego Olo nie
jest płaską, karykaturą nikczemności. To postać
odpychająca, ale prawdziwa w swoich motywa-
cjach i reakcjach.
A
Ż
B
1990 1991
1989 1992
Druga
młodość
Zadziwiające bywają
meandry aktorskich
karier. Często jedna
rola na długie lata
decyduje o powodzeniu
albo niełasce.
Czasem ta pierwsza,
młodzieńcza sława
skazuje na ciągłą
walkę ze stereotypem.
Dlatego tak cenimy
aktorów, którzy
pomimo czasem
słabszej passy
czy zawodowego
bezruchu potrafią
zachować energię
i świeżość.
I "powrócić —
odmienieni, bogatsi.
Fot. Renata Pajchel
siebie nowe obsza!
/m wyczuciem
wybiera filmowe role /”Sauna",
«Zwolnieni z życia”/.
JANUSZ GAJOS
Popularność, którą przyniosła mu
rola Janka Kosa /”Czterej pancer-
ni i pies”/ okazała się pułapką.
Reżyserzy zaczęli traktować go
dość pobłażliwie. Spróbował za-
walczyć "sposobem" przyjmując
role kabaretowe, komediowe, byle
jak najdalej uciec od Janka, bo jak
mówił *nie po to został aktorem,
żeby zagrać jedną rolę”. Przeł
mem okazał się występ w *Waha-
dełku” Filipa Bajona, gdzie po raz
pierwszy dostrzeżono innego Ga-
josa. Nie bez znaczenia była tu
zmiana figury i wyglądu aktora.
Dzięki serii znakomitych ról
f'Przesłuchanie”, *Ucieczka z ki-
na Wolność”, "Dekalog", "Biały"/
Janusz Gajos znowu jest na szczy-
cie sławy. Ale już bez obawy o
Ikowani
FRANCISZEK PIECZKA
Olśniewający debiut kinowy w
*Żywocie Mateusza” Witolda Le-
szczyńskiego. Pojawił się aktor
obdarzony wyjątkową wrażliwo-
Ścią i siłą dramatyczną. Zachwyto-
wi wytrawnych kinomanów towa-
rzyszyła popularność wśród mło-
dzieży dzięki zabawnej roli Gustli-
ka w *Czterech pancernych i
psie”. Pieczka ugruntował pozycję
rolami charyzmatycznych bohate-
rów plebejskich /Haratyk w *Słoń-
ce wschodzi raz na dzień”, Siersza
w "Perle w koronie”, Tag w "Au-
sterii'” Kawalerowicza. Ich dopeł-
nieniem były występy w *Chudym
i innych”, *Weselu' i *Ziemi obie-
canej”. Problemem Pieczki stał się
w pewnym momencie brak intere-
sujących scenariuszy. Przyjął spo-
ro ról niewiele wnoszących do je-
go aktorskiej biografii. Odrodził
się dzięki spotkaniu z Janem Jaku-
bem Kolskim. Kreacja w "Jańciu
Wodniku” jest symbolicznym na-
wiązaniem do ról pełnych poezji,
do postaci niezwykłych, naznaczo-
nych innością.
"Rozmowa z człowiekiem”
BOŻENA ADAMEK
Debiutowała rewelacyjną rolą Ju-
ii w telewizyjnym spektaklu *Ro-
mea i Julii”, Zagrała wiele ról fil-
mowych, ale dopiero rola matki w
"Rozmowie z człowiekiem z sza-
fy” przypomniała o jej talencie
dramatycznym.
JERZY STUHR
Dzięki telewizyjnym "*Spotka-
niom z balladą” stał się idolem
młodzieży. Był *wodzirejem” ge-
nialnym, imponował siłą komicz-
ną, poczuciem humoru i fantazją.
Kino odkryło jego możliwości w
„.”Wodzireju'” Feliksa Falka. Bra-
wurowo, ostro zagrana rola karie-
rowicza z epoki *późnego Gier-
ka” przyciągnęła do kin tłumy, bo
był w niej kawał prawdy o rze-
czywistości. Skalę talentu Stuhra
dobrze oddaje zestawienie tej roli
z postacią filmowca-amatora z
filmu Krzysztofa Kieślowskiego.
W "Amatorze" bardzo subtelnymi
środkami nakreślił portret skrom-
nego, cichego prowincjusza, który
dzięki filmowej pasji z przytło-
czonego codziennością poczciwca
przeobraża się w człowieka
odważnego, nie godzącego się na
oszustwa i manipulacje systemu.
W następnych latach kino wyko-
rzystało głównie jego komediowe
możliwości. Będąc gwiazdą Tea-
tru Starego nie miał szczęścia do
dobrych scenariuszy, np. jego
świetna gra nie uratowała *Oby-
watela Piszczyka” Andrzeja Kot-
kowskiego. Ostatnio błysnął
świetną formą w *Uprowadzeniu
Agaty” i *Białym”. Oby była to
zapowiedź większej aktywności
filmowej.
ANNA DYMNA.
Kino przez lata widziało w niej
jedynie śliczną pannę o promien-
nym, naiwnym spojrzeniu. Taka
była m.in. w sadze o Kargulu i
Pawlaku czy *Znachorze”. Saty-
sfakcje artystyczne znajdowała na
deskach krakowskiego Teatru Sta-
rego. Jej wizerunek zmieniały po-
woli spektakle teatru TV, ale w
pełni wymknęła się stereotypowi
dopiero dzięki macierzyństwu.
Nareszcie dostrzeżono w niej doj-
rzałą, doświadczoną kobietę, któ-
ra stworzona jest do ról drama-
tycznych, pełnych napięcia /ostat-
nio — "Palec boży” Caldwella w
TV; i *Tylko strach” Barbary
Sass-Zdort/,
"Tylko strach”
MARIAN OPANIA
Pierwszy duży sukces odniósł w
*Skoku" Kazimierza Kutza, gdzie
przykuwał uwagę swobodą i pro-
stotą. Jego talent dostrzegło jury
nagrody im. Zb. Cybulskiego. Po-
tem było m.in. "Ocalenie", "Perła
w koronie”, wreszcie buntownik =
Tadek w *Palcu bożym”. Rola,
którą za każdym razem ogląda się
z przejęciem. Większość widzów
pamięta go jednak z "Człowieka z
żelaza”, gdzie zagrał reżimowego
dziennikarza Winkla. Człowieka
uwikłanego w zło, ale próbujące-
go zmagać się z własnym oportu-
nizmem. Na długo pozostaje w
pamięci niepewne spojrzenie bo-
hatera. Od kilku lat trwa świetna
passa Mariana Opani. Siwiutki,
chociaż nadal swoiście chłopięcy,
znowu gra Świetne role w teatrze,
telewizji i w filmie /”"Moskwa
Pietruszki”, *Kubuś Fatalista”,
*Pajęczarki”/. Marzy, by zagrać
kogoś naprawdę ciekawego w
Szekspirze, Gogolu czy Molierze.
My też.
Człowiek z..
MAGAZYN 69 EEEE
Jarek /Jan Englert/ otwiera okno przedziału,
wychyla się. Na peronach Dworca Centralnego
kilkunastu policjantów. Bohater bez namysłu
wyskakuje przez okno. Przeskakuje tory, w tu-
nelu pojawiają się sylwetki ścigających. Nagle
w ścianie tunelu wolno otwiera się klapa, taka
jak przy zsypach na śmieci. — Właź! — rozlega
się głos. Za chwilę ścigany stanie przed "kró-
lem” bezdomnych z Dworca Centralnego /Ma-
riusz Benoit/. To sceny kluczowe dla rozwoju
akcji *Szczura” realizowanego przez Jana
Łomnickiego. Jarek to postać typowa dla na-
szych wczesnokapitalistycznych czasów. Typ
biznesmena-hazardzisty, dla którego walka o
pieniądze to sposób na życie. Jarek jest człowie-
kiem z temperamentem, *gra” ostro, wpada w
tarapaty. Uciekając przed wierzycielami, policją,
UOP-em i czeczeńską mafią, trafia do podziem-
nego świata ludzkiej nędzy.
Szykulska,
Mariusz Benoit, Elżbieta Ciperka
. 4
Temat narzuciła współczesność — mówi reży-
ser filmu, Jan Łomnicki. Kipiąca od afer i dra-
matów, krzycząca nagłówkami gazet. Czas
podejrzanych karier politycznych i finansowyc
W konwencji kina akcji chcen zeć serio
potraktowany obraz rzecz) ości, która nas
otacza.
To pana debiut w roli współscenarzysty —
zwracam się do Jana Englerta /drugim jest Jan
Łomnicki/. Oficjalny, ale przyznaję się do po-
nad 50% udziału w scenariuszach dwóch in-
nych filmów, których tytułów nie ujawnię.
Wbrew różnym tropom "Szczur" nie jest konty-
nuacją "Wielkiej wsypy”. Zachowanie imion
głównych bohaterów jest czysto umowne. Nie
Dla Jana Łomnickiego liczy si
nie tylko ciało, ale i dusza...
oznacza bezpośrednich związków między tymi
dwiema historiami. Fabuła jest kombinacją ży-
ciowego konkretu i fantazji. Wydarzenia i sytua-
cje odwołujące się do powszechnie znanych fak-
tów, ułożone zostały w opowieść o przewrotnej
puencie. Zdradzi iście nie mogę. Czy-
telników i robimy film "dla lu-
dzi”, mamy nadzieję — atrakcyjny jako dyna-
miczne, pełne zt eń widowisko, a jednocze-
śnie interesujący w opisie mechanizmów znacz-
nie trwalszych niż tworzone przez nie kariery.
Agnieszkę Różańską, Ryszarda Pietruskiego,
Tomasza Sapryka, Michała Pawlickiego, Zbi-
gniewa Buczkowskiego, Marka Frąckowiaka,
Januarego Brunova. Autorem zdjęć jest Bogdan
Stachurski. Film powstaje w Studiu filmowym
*Kadr" przy udziale TVP. k.d.
Jan Łomnicki
daje
bardzo precyzyjne
wskazówki
Jarek (Jan Englert)
na Dworcu Centralnym
trochę się gubi...
Kolorowa
pustka
Nie milknące zachwyty nad tryptykiem
Krzysztofa Kieślowskiego dziwnie kontra-
stują z powściągliwością samego reżysera —
uporczywie powtarzającego, że nie czuje się
artystą tylko rzemieślnikiem, że kręcił filmy,
bo musiał z czegoś żyć itd. Głupstwem było-
by traktowanie tych oświadczeń jako świa-
dectwa fałszywej skromności, krygowania
się przed wielbiącym tłumem. Kieślowski
dobrze wie, co robi pisząc, iż jego pokolenie
nie potrafiło zastąpić Bergmana, Felliniego
czy Wajdy. To nie sztuczna poza ani prowo-
kacyjna deklamacja, ale brutalnie szczere
stwierdzenie faktu, którego krytycy filmowi
zdają się nie zauważać. Równie brutalnie
określił *Podwójne życie Weroniki” Andrzej
Żuławski: "lukier, za który co najwyżej moż-
na dostawać nagrody na festiwalach”. Warto
się nad tym zastanowić. Cóż ma wspólnego
Kieślowski, autor "Amatora" czy "Spokoju"
z Kieślowskim — triumfatorem z Cannes,
Wenecji i Berlina, świętującym swe "Wero-
niki” i *Niebieskie”? Czy więcej niż Holland
— autorka "Aktorów prowincjonalnych” z re-
żyserką "Tajemniczego ogrodu”? Bo chyba
nie mniej, skoro znawcy kina prześcigają si
w szczebiotaniu o Kieślowskim jako "najwy-
Kieślowski
robi kino wyglądające
dokładnie tak,
jak powinno
wyglądać
kino ambitne,
głębokie, artystyczne.
Czy jest nim
w istocie i czy można
jeszcze odróżnić
istotę od pozoru?
bitniejszym filmowcu europejskim ostatnich
lat”? Kto ma rację — bijący się w piersi autor
«Niebieskiego” i wypełniony żółcią Żuław-
ski czy zachwyceni jurorzy i posłuszna ich
werdyktom rozentuzjazmowana publiczność?
Krzysztof Kieślowski
"Niebieski"
Fot, Piotr Jaxa
Gwiżdżący czajnik, słuchawka telefonu,
kubek pełen kawy — te poczciwe przedmioty
pod uważnym spojrzeniem kamery przeista-
czają się nagle w uniwersalne znaki naszej
codzienności, symbole powszedniego "krzą-
tactwa”, a więc tego sposobu bytowania, któ-
ry dotyczy bezpośrednio każdego z nas, jest
nam najbliższy i mówi o nas najwięcej.
Krzysztof Kieślowski wiedział o tym już w
latach siedemdziesiątych, gdy przyglądając
się życiowej szamotaninie swych bohaterów,
starannie dokumentował scenę, na której roz-
grywały się ich dramaty: ciasne M-2 ze ślepą
kuchnią, wypełnione paździerzowymi meblo-
ściankami. Także później, w *Dekalogu"
przedmioty nie były tylko tłem dla opowia-
danych zdarzeń, ale uczestniczyły w nich na
równi z ludźmi. Kieślowski — rasowy doku-
mentalista — potrafił tak fotografować rzeczy,
by mówiły nam o postaciach, które wśród
nich żyją — prawdę, jakiej nie sposób wyrazić
słowami. A ludzie? To przypadek sprawił, że
właśnie ich kamera wyłowiła z tłumu, że
właśnie oni stali się bohaterami filmu. W ten
sposób reżyser daje nam istotny sygnał: mó-
wię o każdym z was, a więc najważniejszych
problemach, próbuję pokazać, kim jest
współczesny, przeciętny człowiek — jakiś ro-
botnik z małego miasteczka, jakiś student,
mieszkańcy jakiegoś warszawskiego osiedla.
Fabuła staje się tutaj tylko pretekstem, przy-
nętą przyciągającą uwagę widza, zmuszającą
nas niby-dokumentalnym prawdopodobień-
stwem do identyfikacji z bohaterami i ich ży-
ciem, którego zakręty i przypadki prowadzą
niepostrzeżenie do pytań ważnych, uniwer-
salnych. A jednocześnie ani retorycznych,
ani akademickich, bo przełożonych na kon-
kretne i nasycone emocjami obrazy. I to wła-
śnie było największym osiągnięciem Kie-
ślowskiego — pokazanie naszej dookolnej,
codziennej rzeczywistości jako sfery nieu-
stannych wyborów, których głębokiego, filo-
zoficznego sensu wprawdzie zazwyczaj nie
dociekamy , ale — ten sens
istnieje.
W *Trzech kolorach” po-
zornie nic się nie zmieniło. Z
namaszczeniem filmowane
przedmioty, ostentacyjne lek-
ceważenie fabularności akcji,
starannie wyeksponowana
ścieżka muzyczna i wzniosła
intelektualnie rama konstruk-
cyjna — wszystko świadczy o
tym, że trylogia Kieślowskie-
go to utwory artystycznie wy-
sublimowane i niosące po-
ważne myślowe przesłanie.
Pytanie wprost o treść tego
przesłania wydaje się nietak-
towne — wszak to, że mówi
się o czymś ważnym, wynika
niezbicie już z samego sposo-
bu mówienia. Kieślowski
tworzy klimaty. Rozsiewa
symbole, którymi zajmą się
później cierpliwi interpretato-
rzy. Kieślowski robi kino wy-
glądające dokładnie tak, jak
powinno wyglądać kino am-
bitne, głębokie, artystyczne.
Czy jest nim w istocie i czy
można jeszcze odróżnić istotę
od pozoru? Kieślowskiemu
potrzebna była naiwna świe-
żość, czystość dziewczęcej
duszy. Irćne Jacob spisała się
jak widać znakomicie, skoro
wciąż słyszy się zachwyty
nad jej duchowym dziewic-
twem. Ale ja jej nie wierzę.
To dziewictwo i ta czystość
są jak z reklamy dziewictwa i
czystości. Tak właśnie po-
winna wyglądać naiwna i do-
bra dziewica. Ból Binoche z
*Niebieskiego” - taki sam.
Jak z reklamy bólu, to znaczy
taki, którego fotogeniczność
stanowi wystarczającą rację
jego istnienia w filmie — jest samoistną war-
tością estetyczną. To samo dzieje się z muzy-
ką i zdjęciami w *Trzech kolorach” i
*Podwójnym życiu Weroniki”, nierozerwal-
nie związanym z cyklem, bo w najczystszej
postaci krystalizującym zjawiska, o których
mówimy. Autonomiczność muzyki i fotogra-
fii w ostatnich filmach Kieślowskiego zosta-
ła posunięta tak daleko, że sprawiedliwe wy-
daje się ich określenie mianem "kina opera-
torsko-muzycznego”. Ktoś mógłby z oburze-
niem udowadniać, powołując się na zapew-
nienia twórców scenariusza, że zarówno
świeżość Jacob, ból Binoche, jak muzyka
Preisnera czy zdjęcia Idziaka — wszystko
podporządkowane jest przewodniej idei cy-
klu, a więc reinterpretacji haseł rewolucji
francuskiej, a w przypadku *Weroniki” — no-
wego odczytania platońskiego mitu o Andro-
gyne. Zdumiewające jednak jak niewiele
można o tych filmach powiedzieć ponad to,
co oznajmili na konferencjach prasowych sa-
mi twórcy. Krytycy międlą wciąż frazesy o
"dwóch połówkach” /Weronika/, niemocy
wolności /Niebieski/, niemocy równości
/Biały/ i zaskakującym braterstwie /Czerwo-
ny/. Jeszcze tylko kilka skojarzeń bujających
w obłokach /np. kolor czerwony to krew, a
krew to życie — zupełnie jak na plakietkach
PCK/ i już. Koniec inwencji. Czy to przypa-
dek? A może o tych filmach nie wolno mó-
wić — nie da się przecież ogarnąć w anali-
tycznym wywodzie pięknych obrazów i ich
klimatu budowanego światłem i muzyką.
Czy nie lepiej zatem uciąć dyskusję nad
*Trzema kolorami” frazesem o kinie poetyc-
kim i... dać sobie spokój. Moim zdaniem nie.
Dotykamy tu bowiem głównego problemu,
przed jakim stanęli dziś filmowi artyści.
Bohaterami "Trzech kolorów” są rozbitko-
wie z promu płynącego do Anglii — z tłumu
wyłonił ich przypadek, a więc są jednymi z
nas, mieszkańcami Europy. W jakim jednak
stopniu ich losy dotyczą nas samych — czy
rzeczywiście tak mogłoby wyglądać życie
trzech przypadkowo spotkanych osób? Praw-
dziwa codzienność jest zbyt nudna, żeby ją
filmować. Nie znaczy to, że nie ma w niej
wstrząsających dramatów, ale tego Kieślow-
ski nie chciał pokazywać. Wolał wymyślać
wypadki samochodowe słynnych muzyków,
oszałamiające kariery prostaczkowatych im-
potentów, szczęśliwe zbiegi okoliczności i
niespodziewane katastrofy. Kieślowski nie
szukał już dokumentalnej prawdy o świecie,
chciał tylko uprawdopodobnić fikcję, tak by
lepiej udawała rzeczywistość. Portret psy-
chologiczny bohaterki *Czerwonego”, od
którego film się zaczyna, to ostrzegawcza ta-
blica ustawiona przez Kieślowskiego: Uwa-
ga! Nie opowiadam akcji, nudzę i mam do te-
go prawo, bo kręcę film artystyczny. Takich
tablic w "Trzech kolorach” jest mnóstwo:
Uwaga!, ta scena jest mądra. Uwaga, ta jest
wzruszająca i pełna szlachetnej prostoty. Je-
Śli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to natych-
miast zostaną rozwiane odpowiednią muzyką
i bogactwem kadrów. Dzisiaj Kieślowski
udaje, że pokazuje rzeczywistość i udaje, że
mówi o niej coś istotnego. I właśnie dlatego
kina są pełne. Zapełniła je widownia maso-
wa, ale chcąca uchodzić za inteligentną i
wrażliwą. Ta widownia nie chce myśleć, wo-
li namiastkę myślenia — piękną i kolorową.
Nie ma w tym nic złego, ważne jednak, by o
tym pamiętać, zwłaszcza gdy używa się ta-
kich słów jak "sztuka”, "artyzm" czy "wybit-
ne dzieło”.
Pytanie, które mnie męczy za sprawą
*Trzech kolorów” — czy można dziś kręcić
filmy opisujące pustkę i pustotę współcze-
sności, które jednocześnie same nie byłyby
puste? Albo inaczej: czy da się mówić o
śmierci Boga językiem Ewangelii nie popa-
dając jednocześnie w żałosną sprzeczność?
Odstręczające kiczowatym patosem zakoń-
czenie "Niebieskiego”, w którym dźwięczą
słowa Pawłowego "Hymnu o miłości” — jest
smutną odpowiedzią na to pytanie: nie.
MATEUSZ WERNER
MAGAZYN 73 EEEE
|
|
Dzięki dotowanym przez rozmaite organizacje
i rządy współprodukcjom europejskim
powstają filmy wytęsknione przede wszystkim
przez reżyserów i producentów.
W mniejszym stopniu przez widzów.
Jan Olszewski w artykule "Syf czy grypa”
(FILM 6/94) pociągnął za ogon świętą krowę
lat 90. — kino europejskie. /dee fixe producen-
tów i reżyserów między Wisłą a Atlantykiem,
sfrustrowanych brakiem powodzenia u wi-
dzów. Olszewski analizuje ideę kina europej-
skiego sformułowaną przez Davida Puttnama:
europejskie kino powinno skupiać się na tym,
co Europejczyków łączy i stronić od akcentów
narodowych. Jednak takie kino, podkreśla Jan
Olszewski, sprowadza się do czegoś w rodzaju
kina amerykańskiego bis. I proponuje rozpa-
trzenie alternatywy: może właśnie różnice?
Odrębności? Syf czy grypa?
Marzenia o filmie europejskim ucieleśniły
się w wielu konkretnych inicjatywach (Euroi-
mages), za którymi stoją spore fundusze euro-
ich współprodukcji. Idea szlachetna, jed-
nak obarczona pierworodnym grzechem: dzię-
ki niej nie powstają filmy oczekiwane przez
widzów, tylko wytęsknione przez producen-
tów i reżyserów.
Dzięki tym funduszom mogą produkować
filmy Norwegia, Dania, Portugalia, Szwajcaria,
gdzie ludności mało — a także Polska, gdzie
wprawdzie ludzi więcej, ale do kin chodzą oni
rzadko, a na polskie filmy prawie wcale.
W krajach, które wymieniłem, z Polską
włącznie, istnienie tych funduszów wypacza
rozwój lokalnych firm producenckich. Wyko-
rzystując istnienie niekomercyjnego wsparcia
finansowego ze strony organizacji europej-
skich, rządów lub fundacji z udziałem budże-
tów państw, biedni jak myszy kościelne "pro-
ducenci”, czy raczej organizatorzy europej-
skich współprodukcji, cały wysiłek kierują na
"załatwienie" funduszy i umarzalnych lub
bardzo tanich kredytów. Gdy im się to uda — z
dumą głoszą, że oto powstaje film *europej-
ski”. A dla widzów fakt, że takie filmy po-
wstają we współprodukcji nie ma najmniej-
szego znaczenia.
Na jednym z seminariów poświęconych te-
mu tematowi przedstawiciel Danii opowiadał
o tym, jak wyglądała realizacja współprodu-
kowanego przez pięć krajów skandynawskich
filmu — w zasadzie duńskiego — *Drengene fra
St. Petri” (Chłopcy z Sankt-Petri) Sorena
Kragh-Jacobsena. Ekranizacja lubianej po-
wieści duńskiej uzyskała wsparcie z fundu-
szów "Roku Współprodukcji Nordyckiej”,
dzięki któremu w latach 1991-92 powstało
pięć filmów.
Był to produkcyjny koszmar. Z wyjątkiem
Islandii każdy z krajów wymagał, aby jego
pieniądze wydawane były na miejscu. Trzeba
więc było przerzucać ekipę z kopenhaskiego
atelier do Finlandii, aby sfilmować jedną scenę
rozgrywającą się w lesie, który spokojnie so-
bie szumiał za płotem wytwómi pod Sztokhol-
mem, gdzie realizowano kilka scen ateliero-
wych, mogących równie dobrze, a na pewno
taniej, powstać w Kopenhadze. Całą księgo-
777 74 MAGAZYN
|
Weozżenie
drzewa
do lasu
mb
"Biały". Wszędzie, gdzie był pokazywany miał trzy razy
mniej widzów, niż "Niebieski".
wość prowadzono równolegle w pięciu walu-
tach, z codziennym korygowaniem przeliczni-
ków. W ostatnim tygodniu prac produkowano
głównie kopie raportów dla współproducen-
tów: 6000 stron. W końcu 70% wkładu Fundu-
szu Nordyckiego pochłonęły koszty organizo-
wania współprodukcji. Przy wielkim sukcesie
kasowym w Danii (265.000 widzów), *Chłop-
cy...” okazali się fiaskiem w kinach Szwecji
(3.500 widzów); w pozostałych trzech krajach
mieli łącznie 31 tys. widzów.
Ciekawe wnioski nasuwają rezultaty kaso-
we naszej największej współprodukcji ostat-
nich lat, trylogii Krzysztofa Kieślowskiego
*Trzy kolory”. Ogólnie biorąc był to znaczący
sukces.
Trylogia, czy raczej trzy niezależne filmy
połączone tytułem i metafizycznymi odwoła-
niami do symboliki francuskiej flagi, absorbo-
wały prasę i widzów przez ponad rok. *Niebie-
ski” gościł na paryskich ekranach jeszcze w
czerwcu 1994, po 40 tygodniach od premiery,
z 380 tys. widzów plasując się wśród hitów ro-
ku. "Niebieski" był także hitem we Włoszech
(2.04 mln $), w Hiszpanii (580 tys. widzów),
w Niemczech, w Wielkiej Brytanii. Na wą-
skim rynku amerykańskich kin zebrał ponad
1.600.000 dolarów.
Kiedy to piszę, odbyła się — poza Polską —
tylko jedna premiera *Czerwonego" — we
Włoszech, gdzie wyniki uzyskał podobne do
*Niebieskiego”. Natomiast "Biały" miał we
Francji widownię trzykrotnie mniejszą niż
*Niebieski”. Prawdę mówiąc i tej *porażki”
mogłoby pozazdrościć
Kieślowskiemu 90
procent francuskich
reżyserów. Ale we
wszystkich krajach, w
których był wyświe-
tlany, "Biały" groma-
dził widownię trzy-
krotnie mniejszą niż
*Niebieski”. Jest w
tym wyraźna wska-
zówka.
Widzowie wolą fil-
my, na których piętno
współprodukcji odbija
się najmniej wyraźnie!
W kilku polskich re-
cenzjach *Czerwone-
że
to film...”paryń Pa-
ryż na wzgórzach i
nad wielkim jezio-
rem?! To nie tylko
nieuwaga. *Czerwo-
ny” jest filmem fran-
cuskim z ducha, z eg-
zystencjalnego zamy-
ślenia nad ludzkim lo-
sem, tak jak *Niebie-
ski” był filmem fran-
cuskim przez karte-
zjańską precyzję filo-
zoficznego wywodu.
Natomiast "Biały" był
hybrydą. Polskie roz-
mazanie na francu-
skim tle wypadło rów-
nie nieprzekonująco,
co Zbigniew Zama-
chowski z rozpiętym rozporkiem buczący na
grzebieniu w paryskim metrze. W paryskim
metrze zarabiają na życie grą na instrumentach
doskonali fachowcy, a takie miejsce wcale nie-
mało kosztuje...
"Biały" to efekt europejskich czarów-ma-
rów współprodukcyjnych podczas gdy "Nie-
bieski” i *Czerwony” są efektem normalnej
współprodukcji komercyjnej. Istniała ona za-
wsze, najsilniej na linii Francja-Włochy, bądź
w trójkącie Francja-Włochy-Niemcy. Nikt na
to w latach 60. czy 70. uwagi nie zwracał, nikt
się "europejskością” nie delektował, natomiast
widzowie walili do kin, na francuski film z
Belmondo (FR-IT-RFN), na Felliniego
(IT-FR-RFN), na Schłóndorfa (REN-IT-FR).
Tamto kino realnie konkurowało z amerykań-
skim, w każdym razie na rynku europejskim,
bez obowiązkowych "kwot", bez antyamery-
kańskich okrzyków, bez marnotrawienia pie-
niędzy podatników. Może więc zamiast snuć
*europejskie” plany, należałoby wykorzystać
doświadczenia ówczesnych producentów, póki
jeszcze żyją?
OSKAR SOBAŃSKI
UBEZPIECZENIA
GDZIEKOLWIEK JESTEŚ
©
OSOZ
a
Z okazji polskiej premiery "Czerwonego" odwiedził nasz kraj producent
francuski Marin Karmitz. Udzielił wywiadu, w którym mówił o inwazji
filmu amerykańskiego w Europie - i o tym, że należy bronić kina europejskiego,
m.in. także francuskiego. Wypowiedział wiele słusznych uwag. Szkoda jednak,
że dziennikarze polscy nie zadali mu podstawowego pytania: Panie Karmitz,
czego pan chce bronić — francuskich pieniędzy czy francuskich wartości?
Takie pytanie wymagałoby oczywiście ko-
mentarza. Bo pieniądze także są wartością, stano-
wią przecież równoważnik skumulowanej pracy
ludzkiej. I nie można mieć za złe producentom
francuskim, że walczą o to, by ten ekwiwalent
francuskiej pracy pozostał we Francji. Zatem nie
byłoby w tym nic niestosownego, gdyby Karmitz
odpowiedział: tak, bronię francuskich pieniędzy.
A jednak przyznajmy: właściwie bardzo byśmy
chcieli, by francuscy czy europejscy producenci
bronili przede wszystkim wartości duchowych.
W tym miejscu pojawiają się jednak wątpliwo-
ści. Czy francuskie filmy istotnie zawierają to, co
można nazwać francuskimi wartościami ducho-
wymi? Czy kino w ogóle po to istnieje, by zajmo-
wać się wartościami duchowymi? I wreszcie: co.
to właściwie jest — wartość francuska? Żyjemy w
czasach wzmożonej międzynarodowej wymiany,
fabuły filmowe są dziś jak produkty przemysło-
we: wymyślone w jednym kraju — zostają natych-
miast skopiowane w innym. Istnieją wprawdzie
patenty ochronne, istnieje copyright, ale od cze-
góż wykupywanie licencji? Amerykanie coraz
częściej realizują własne wersje filmów francu-
skich, dzisiaj amerykański remake pojawia się
zaledwie w trzy lata po pierwotnej wersji francu-
skiej. Powie ktoś: wiadomo, Amerykanie żerują
na Europie. Ale przecież to oddziaływanie wcale
nie jest jednostronne! W czerwcu odbył się w
warszawskim kinie "Muranów" Festiwal Filmów.
Francuskich, zorganizowany przez francuską am-
basadę, Instytut Francuski i Fundację Sztuki Fil-
mowej. Pokazano dwanaście tytułów, wyboru do-
konali sami organizatorzy, I oto w tym zestawie.
były dwa filmy powstałe wyraźnie pod wpływem
kina amerykańskiego. "Czuły cel” /Cible emou-
vante/ był komedią sensacyjną, nawiązującą do
amerykańskiego kina gangsterskiego. W wypad-
ku filmu *Kiedy miałem pięć lat, to się zabiłem”
/Quand j'avais cinq ans, je m'ai tuć/ inspirdcja
amerykańska jest jeszcze bardziej oczywista,
chodzi tu o ekranizację powieści amerykańskiego
autora, zachowującą wiele cech literackiego ory-
ginału /przede wszystkim atmosferę psychiczne-
go okrucieństwa/. Dodajmy do tego fakt, że film.
*Smoking/No Smoking” oparty jest na sztuce
Anglika Ayckbourne'a, a wniosek nasunie się
sam: jedna czwarta owego francuskiego superze-
stawu była z inspiracji — po polsku: z ducha —
niefrancuska.
Czy więc powinniśmy zastanawiać się nad
tym, jakich wartości chce bronić Karmitz? I czy
w ogóle powinniśmy doszukiwać się w kinie
francuskim wartości specyficznie francuskich?
Odpowiedź wydaje się oczywista: nie, nie po-
winniśmy. A jednak byłaby to odpowiedź błęd-
na. Ci, którzy uczęszczali na przegląd w *Mura-
nowie”, byli w swych wypowiedziach zgodni:
oto filmy, które właściwie poza Francją nie mo-
głyby powstać. Filmy mające w sobie francu-
skie "coś".
Co? Wszelkie ogólnikowe wyjaśnienia /kino
francuskie jest kinem autorskim/ niewiele wyja-
śniają. Trzeba porównać kilka filmów festiwalo-
wych i znaleźć to, co je łączy.
76
Tytuł pierwszy; "Czy trzeba
kochać Matyldę?” /Faut-il aimer
Mathilde?/. Zaczyna się od wese-
la w dzielnicy robotniczej. Styl
prawie dokumentalny: uliczny
przemarsz z prefektury do blo-
ków mieszkalnych, orkiestra, bła-
zenady. Poznajemy krewnych
panny młodej, kamera przez jakiś
czas nie potrafi się zdecydować,
kto tu najbardziej zasługuje na
uwagę. Decyzja, że powinna to
być siostra, wydaje się w pierw-
szej chwili niezbyt trafna, siostra
ma życie nieciekawe, jest tkaczką
w fabryce włókienniczej, teść re-
montuje dla niej stary samochód,
męża jakoś nie widać, dzieci są
irytujące. Ciągle nowe szczególy
bez wyraźnego uzasadnienia.
Stopniowo jednak okazuje się, że
każdy z nich czemuś służy, nawet
teść-mechanik; kochał się w sy-
nowej, ona się na to godziła,
czym doprowadzała męża do fu-
rii. Ale gdy męża wreszcie widzi-
my, przyznajemy Matyldzie ra-
cję: jest irytująco nijaki /w tej epizodycznej roli
świetny Jacques Bonnaffć, pamiętny z podobnej
roli w "Carmen" Godarda/. Ostatecznie partne-
rem opuszczonej przez męża Matyldy staje się
nielegalny imigrant z Hiszpanii, spośród miej.
scowych konkurentów nikt się nie nadaje, Film
złożony z drobin przekształca się w syntetyczny
obraz świata proletariackiego, w którym ludzie
prowadzą nieciekawe życie /praca-telewizor-po-
tańcówka w dyskotece — kłótnie z sąsiadami/ — i
marzą o szczęściu.
Film drugi: *Kuchnia i uzależnienia” /Cuisine
et dćpendances/. W mieszczańskim domu odby-
wa się przyjęcie, gospodarze zaprosili znanego
dziennikarza, dawnego kolegę ze studiów; poza
tym mają być także dwaj szwagrowie. Znakomi-
tość się spóźnia, więc sytuacja od pierwszej
chwili staje się napięta /spóźnia się — znaczy że
lekceważy!?/. Główny trick polega tu na tym, że
kamera nie opuszcza kuchni, a już w żadnym
wypadku nie zagląda do salonu, gdzie przyjęcie
się odbywa. Uczestnicy raz po raz wychodzą
stamtąd i komentują.
Itrzeci film: *Susły” /Les Marmottes/. Reżyser
Elie Choura Qui zaczynał jako asystent Leloucha i
pozostał wierny jego stylowi. Pokazuje liczną ro-
dzinę, która wyjeżdża zimą w góry. Film stanowi
mieszaninę nowej fali i filmu reklamowego. No-
wej fali — bo są tu ciągi obrazów ć la cinóma-vć-
ritó, Kamera zachłannie obserwuje świat, wciska
się, gdzie tylko może, włazi za ludźmi do windy,
podgląda ich podczas przyjęć rodzinnych, nawet
wtedy, gdy wypiją nieco za dużo. Więc wścib-
skość i natarczywość, pochwała realizmu. Rzecz
tylko w tym, że ten świat tak zachłannie podglą-
dany jest od początku do końca fałszywy. Jest
uszminkowany jak świat *commercials”, gdzie
wszystkie kobiety są piękne, koszule nigdy się nie
brudzą, piwo lejące się do kufli daje dokładnie ty-
le piany, ile trzeba etc. W tym filmie nawet nie-
wiemy mąż /Andrć Dussolier/ jest łajdakiem tak
uroczym, że podświadomie oczekujemy hasła re-
klamowego /Zdradzasz żonę? Używaj dezodoran-
tu *Old Spice”, a uzyskasz przebaczenie!/.
Trzy filmy, w jakimś sensie podobne: chodzi o
analizę środowiskową, w wypadku filmu drugie- *
go itrzeciego przedmiotem badań jest właściwie
ta sama klasa społeczna. Oto podobieństwo. A
różnice? Właściwie jest tylko jedna: zastosowano
odmienną formułę stylistyczną, odmienną optykę.
Odnosimy wrażenie, że reżyserzy w pierwszej
kolejności wybierali punkt widzenia, że do niego
dostosowywali fabułę. Wybór optyki z góry na-
rzucał pewne rezultaty, pewne wnioski społecz-
no-obyczajowe, reżyserzy świetnie zdawali sobie
z tego sprawę. Więc "Matylda": świat jako gę-
stwina szczegółów, przez którą trudno się prze-
bić. Wyraźna sugestia, że reżyser, który respektu-
je zewnętrzny obraz tego świata, może nie odkryć
jego wewnętrznej logiki. Ale pewnie taka jest ce-
cha tego świata: mało logiki, mało sensu.
«Kuchnia i uzależnienia” jest filmem mniej
wyrafinowanym, bardziej populistycznym. Ciągi
przyczynowo-skutkowe są wyraźne, prawda
psychologiczna o postaciach ukryta niezbyt sta-
rannie. Robi się to wszystko po to, by uzyskać
obraz życia francuskich *yuppies”, widziany z
perspektywy kuchni, w.sensie dosłownym i zara-
zem przenośnym: po wyjściu z salonu ludzie
uwalniają się od pozy, stają się prawdziwi. Czy-
taj; ci wielcy stają się mali — i odwrotnie. Więc
tradycja francuskiego kina populistycznego: jeśli
Renoir, to ten ze *Złotej karocy”.
Wreszcie "Susły": Chouraqui pokazuje nam
ludzi, którzy są trochę za eleganccy, za bogaci,
trochę za bardzo *na luzie”. Nie ma w tym świe-
cie tragedii, cierpienia, klęski, jest tylko poczu-
cie "niepełnego sukcesu”, jako kontrast do "suk-
cesu pełnego”, który winien być normą. Zatem
świat fikcyjny. Ale czy ta fikcja nie staje się co-
raz bardziej naszą rzeczywistością? Skoro nieu-
stannie słyszymy, że sukces jest obowiązkiem,
skoro wszędzie obowiązuje pełny *cheese"
lwszyscy się uśmiechają/, skoro musimy zacho-
wywać się jak reklamowe kukły — czy nasze dra-
maty nie stają się dramatem kukieł? *Susły”, mi-
mo irytującej sztuczności, zawierają trafną dia-
gnozę społeczną.
Wniosek: Francuzi zdają sobie sprawę, że
szukanie prawdy o świecie nie musi polegać na
wymyślaniu nowych fabuł, równie dobre rezulta-
ty daje odkrywanie nowej optyki, Ta metoda by-
wa krytykowana. Słyszy się zarzuty, że Francuzi
"zastępują prawdę — błyskotliwością, pasję po-
znawczą — dążeniem do zabawy, Tak istotnie by-
wa, ale tak wcale być nie musi. O czym przeko-
nały nas dwa najciekawsze filmy festiwalu.
Pierwszy: *Smoking/No Smoking” Alaina Re-
snais, Oto formalizm w stanie czystym, zarazem
kino autorskie, bo Resnais zawsze lubił gmerać w
tworzywie filmowym. Tutaj wszystko jest awan-
gardą na odwrót. Francuski reżyser bierze na war-
sztat sztukę teatralną Anglika, pi-
sarza modnego i popularnego, ale
i trochę eksperymentatora, ponie-
waż swe sztuki opiera na zasadzie
akcji równoległej. Ayckbourne
opowiada o kilku ludziach uwikła-
nych w jakieś banalne sytuacje — i
przedstawia różne warianty tych
samych wydarzeń: najpierw to, co
dzieje się w salonie, potem to, co
przed domem etc. Tak pomyślana
sztuka musiałaby trwać kilkana-
ście godzin — i trwa! Lecz Resnais
przejmuje ten wzorzec literacki i
poddaje dalszej obróbce. Zaczyna
film od prostej sytuacji — i propo-
nuje nieskończoną liczbę różnych
*ciągów dalszych”. Przykład
pierwszy z brzegu: w jednym wy-
padku żona mówi do męża
"chodźmy do domu”, w drugim
*jeśli chcesz to zostań, ja wracam
do domu”. Szczegół bez znacze-
nia, ale dalszy bieg wypadków
jest w obydwu wariantach zupeł-
nie inny. Do tego dochodzą je-
szcze eksperymenty z obsadą ak-
torską. W filmie występuje dzie-
więć osób, w tę dziewiątkę wciela
się dwoje aktorów — Sabine Azć-
ma i Pierre Arditi.
I rzeczywiście jest w tym
wszystkim zabawa, ale jest także
jakaś diagnoza na temat współcze-
snego świata. Skoro drobne szcze-
góły wywołują fundamentalne
zmiany w biegu wydarzeń — znaczy to, że wszyst-
ko jest możliwe. Sytuacje i wypadki zależą nie od
ludzkich zamiarów i postanowień, lecz od przy-
padku. Ten sam człowiek raz okazuje się bohate-
rem, innym razem — błaznem; znaczy to, że jest w
równym stopniu bohaterem, co błaznem, że od
przypadku zależy, która cecha weźmie górę. Bo-
haterowie "*Smoking/No Smoking” są istotami
bez właściwości, o ich mentalności decydują pozy
i maski, Oczywiście, mówienie prawdy o naszym
świecie w ten właśnie sposób może się wydać ry-
zykowne. Czy przesłanie filmu zostaje odczytane?
Czy wywód nie jest zbyt trudny? Ale obawy są
chyba zbędne. Pokaz *Smoking/No Smoking” stał
się sensacją Warszawy, kino było oblegane.
Z ducha eksperymentu zrodził się także drugi
film, będący sensacją festiwalu: "Joanna Dziewi-
ca” /Jeanne la Pucelle/ Jacquesa Rivette'a. Tyle
tylko, że tutaj eksperyment dotyczy czegoś inne-
go. Chodzi o postać Joanny D'Arc: jak ją poka-
zać, by wydała się taka, jaka była w rzeczywisto-
ści, czyli fascynująca? Bo przecież musiała być!
Pomyślmy: 17-letnia dziewczyna ze wsi porywa
żołnierzy francuskich do wałki — i powoduje, że
ci żołnierze pokonują okupantów dotychczas nie-
zwyciężonych. Dziewczyna zmieniła bieg histo-
rii. Jak to zrobiła? Dlaczego ludzie jej wierzyli?
Rivette dokonuje złożonej operacji. Do głów-
nej roli angażuje aktorkę o współczesnej urodzie,
współczesnym sposobie bycia: Sandrine Bonnai-
re. Być może historyczna Joanna fascynowała lu-
dzi trochę na podobnej zasadzie, na jakiej dziś fa-
scynuje gwiazda ekranu. Ale ludzie XV wieku
byli jednak inni, żyli w innym świecie, trzeba by-
ło tę inność pokazać. Do tego dochodziła dalsza
trudność: podstawowym źródłem wiedzy o Joan-
nie są dziś protokoły z jej przesłuchań. A więc
dostępna prawda o tej postaci zawarta jest przede
wszystkim w słowach, nie w obrazach.
Końcowy efekt ekranowy można oceniać róż-
nie. Uwaga widza, przypadkowo zasłyszana: wy-
szedłem z tego filmu, bo nie lubię filmowanego
teatru. Uwaga słuszna o tyle, że w filmie istotnie
wiele się mówi. Problem wszelako w czym in-
nym; czy te słowa istnieją same dla siebie, czy
też są częścią składową pewnej konstrukcji arty-
stycznej?
Joanna mówi, ponieważ chce przekonać na-
stępcę tronu i jego otoczenie. Ciągnie następcę do
Reims, za wszelką cenę, bo tylko tam król Francji
może być koronowany. Zmusza go do koronacji,
bo tylko wtedy Francja będzie miała prawowitego
władcę. Zgodnie z zasadą legitymizmu, dopiero
kró|--pomazaniec Boży gwarantował państwo su-
werenne. Oczywiście, król musiał być z prawowi-
tej dynastii, ale to tylko warunek wstępny. Ważne
było, że król pomazany przez następcę Chrystusa
lub jego przedstawiciela stawał się władcą nie-
kwestionowanym i nietykalnym. A to dlatego, że
w ostatecznym rozrachunku tylko Bóg rozstrzyga,
<o jest dobre, a co złe, co zgodne z prawem, a co
bezprawne. Ten pogląd, dla ludzi średniowiecza
zupełnie oczywisty, opierał się na przekonaniu o
wszechobecności Boga w ich życiu. Bóg był
wszędzie, Bóg kierował wszystkim — w tym sen-
sie, że ludzie przeżywający jakieś wątpliwości
zwracali się po radę właśnie do Niego.
Czy tę obecność Boga czujemy w filmie? Nie,
po stokroć nie. Czujemy pustkę, którą Bóg po so-
bie zostawił. Oto właśnie paradoks tego filmu:
wszyscy tu mówią o Bogu, powołują się na Boga,
spotykamy duchownych służących Bogu — ale
większość ludzi postępuje tak, jakby Boga wcale
nie było. Sugestia może nie wypowiedziana do-
słownie, ale stale obecna: Bóg nas opuścił, stąd
nasze nieszczęścia. Trudno się dziwić: początek
XV wieku to czasy wojny domowej we Francji,
czasy krwawych porachunków: następca tronu
morduje księcia z rodziny Bourbonów, w odpo-
wiedzi cała Burgundia popiera angielskich oku-
pantów. Jakże Bóg mógłby spoglądać na to wszy-
stko bez gniewu? Ludzie opuszczeni przez Boga
są jak pies opuszczony przez swego pana: bezra-
dni i rozbiegani — nie wiedzą, w którą stronę się
zwrócić. Jest w filmie długa, wstrząsająca se-
kwencja: Joanna i jej towarzysze podróży wędru-
ją przez zimowy krajobraz, potem nocują w opu-
szczonej stodole. Krajobraz jest pusty niby Zie-
mia Jałowa, nie ma drzew ani roślinności, nawet
śnieg szybko tu umiera. Potem scena w stodole:
towarzysze Joanny chcieliby się z nią przespać.
Gdy ona kwituje ich próby wybuchem śmiechu,
oni przepraszają. Potem zaczynają się niespokoj-
nie wiercić, słyszą głosy, boją się rozbójników.
Joanna jest zniecierpliwiona: śpijcie, tej nocy nic
się nie wydarzy! Ich histeryczne zmiany nastro-
jów, gwałtowne przejścia od agresji do zawsty-
dzenia — wszystko to bierze się z niepewności.
Żyją w pustce, Bóg ich opuścił, szukają motywa-
cji, gdzie się tylko da, każdy pretekst jest dobry.
Zupełna bezwolność.
Odmienność Joanny bierze się stąd, że ona
swego pana nie zgubiła. Wie, co ma robić, więc
MAGAZYN 77 EEEE
nie pozwala na to, by sprawy drugorzędne wpły-
wały na jej postępowanie. Jeżeli wierzy, jeżeli
wie — to dlaczego przegrywa? To najważniejsze
przesłanie tego filmu: pustka i jałowość są zaraź-
liwe. Świat króla, świat dostojników przyzwycza-
ił się do życia bez Boga, Joanna przebywa w ich
otoczeniu, ulega ich wpływom, choć nie zdaje so-
bie z tego sprawy. Zaczyna działać wedle ziem-
skiej logiki.
Iteraz pytanie najważniejsze: czy to wszystko
się w filmie ujawnia? Czy czujemy pustkę, którą
nieobecny Bóg po sobie zostawił? Cóż, można
mieć wątpliwości, Rivette nie jest wybitnym styli-
stą. Może ten film powinien zostać zrealizowany
przez Bressona. Ale Bressona nie ma, Rivette jest,
jaki jest. I najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego,
co chce nam przekazać, Czujemy kontrast między
szczerą twarzą Sandrine'a Bonnaire'a a twarzami
jej partnerów. Ona śmieje się często, jest auten-
tyczna nawet wtedy, gdy zostaje ranna i ulega pa-
roksyzmowi histerycznego strachu. Za to następca
tronu ma twarz intryganta, który nikomu nie ufa.
A świat, w którym tu żyją ludzie, jest spłowiały.
Panuje szarość zmieszana z brudnym brązem, in-
ne kolory zniknęły, może dlatego, że nigdy nie
Świeci słońce. Właściwie jest tylko jedna scena,
gdzie kolory odzyskują intensywność: scena koro-
nacji. Biel staje się bielą, czerwień czerwienią,
błękit błękitem. Potem koronacja się kończy, do-
radcy króla zaczynają wymieniać półgębkiem
zgryżliwe uwagi — i wszystko na powrót płowieje.
Powtórzmy: trzeba odrobiny wysiłku i dobrej
woli, by to wszystko z filmu wyczytać. Ale wysi-
łek się opłaci. Rivette odtwarza historię, ale ma
także coś do powiedzenia nam, ludziom XX wie-
ku. Do kogo jesteśmy bardziej podobni: do roze-
śmianej Sandrine Bonnaire czy do Andrć Marco-
na, który gra następcę tronu? Rivette dokonał ge-
nialnego wyboru, takie twarze widzimy dziś
wszędzie — w parlamencie, rządzie, w telewizji.
Może takie twarze mnożą się najszybciej w świe-
cie pustym i bezwolnym.
Wszystko, co tu napisano, może się wydać
czytelnikowi bez sensu. Film opowiada fabułę,
powinien to robić tak, aby była najlepiej zrozu-
miała. Więc jest tylko jeden sposób: ten dobry.
Szukanie wariantów = to tym samym szukanie
sposobów złych. Do tego się przyzwyczailiśmy.
Do tego przyzwyczaił nas repertuar naszych kin.
Ale my przecież mieliśmy doradzać Marinowi
Karmitzowi, jakich wartości winien bronić! Wy-
chodzi na to, że wartością specyficznie francuską
jest świadomość formy. Przekonanie, że każdą hi-
storię można opowiedzieć w różny sposób, że za
każdym razem będzie to inna historia.
Cechą kultury francuskiej jest prymat estetyki
nad etyką, ten pogląd wypowiadany był wielo-
krotnie, także przez krytyków filmowych. W ro-
ku 1957 polski miesięcznik *Twórczość” wydał
numer specjalny, poświęcony kulturze francu-
skiej. Artykuł o kinematografii napisał Andrć Ba-
zin. Długi tekst kończył się następująco: "Zbyt
podziwiam film włoski, japoński i amerykański,
aby wyżej od nich stawiać film francuski, co w
każdym razie nie przystoi francuskiemu krytyko-
wi. Ale jeśli filmy innych krajów wyprzedzają
film francuski wieloma zaletami, których nam
brak, to uważam, że film francuski jest może naj-
pełniejszym świadectwem estetycznej godności
filmu”. Jak widać, nic się od tamtych czasów nie
zmieniło, może tylko film japoński i włoski nieco
podupadły.
78
JAN OLSZEWSKI
Kto przeszedł przez Sundance,
ten jest już innym człowiekiem
uBandyta” w Ameryce
Wyjdę na nieskromnego, ale to nie moja wina —
Pan Redaktor kazał mi napisać sprawozdanie.
Grzech pychy zaczynam od przypomnienia: mój
scenariusz "Bandyta" został wyróżniony w USA
nagrodą *Hartley-Merrill Prize”, której celem i za-
daniem jest promowanie wschodnioeuropejskiego
scenariopisarstwa. Czi nagrody była wizyta w
. Tam - dw y. Udział w laborato-
cenarzystów w instytucie filmowym
Sundance Roberta Redforda i ceremonia w Gildii
Pisarzy Amerykańskich. Wlazłem w paszczę lwa
świadom jej mi: ej siły, choć przyjacie!
kraju klepali mnie na pociechę po
zdrętwiałych strachem plecach.
Sundance jest turystyczną do-
liną w Utah, w Górach Skali-
tych. Własność Redford: mą
— najlepszy śnieg w Stanach, la-
tem - najlepsze warsztaty filmo-
we dla młodych, ale z
wanych już amerykańskich fil-
mowców. Najpierw magiel dla
reżyserów, potem dla scenarzy-
stów. Kuźnia talentów pod okiem
najlepszych speców, których gro-
madzi tu prestiż i fundacja Red-
forda, zrzeszająca największych
gigantów Hollywoodu. Od o
ni Zanuck czy Robin Williams, po najwię
dia z Disneyem i Twentieth Century Fox włącznie.
Bywał tu przed śmiercią Woldo Salt /m.in. "Nocny
kowboj”/ - patron amerykańskiej dramaturgii fil-
mowej. W tym roku przewodził oskarowiec Frank
Pierson /"Pieskie popołudnie”/ — szef Writers Gu-
ild of America. Pierson zasiadał w jury, które
przyznało mi nagrodę. Byli też Arthur Penn i Alan
Pakula. Sundance, to swego rodzaju Mekka,
przedsionek sławy, otoczony dwudziestopię.
cioletnią legendą. Na piętnaście miejsc dla scena-
rzy stów startuje rocznie kilkanaście tysięcy te-
. Przez niecały tydzień na rypty i my
zostaliśmy poddani wiwisekcji dokonanej przez
najwybitniejszyc amerykańskich filmo-
wych pisarzy. Czas jest krótki, ale tak intensywny
y, że skryba ze swoim skromnym dzie-
łem wyczołguje się z tego indiańsko-narciar-
sko-filmowego uroczyska co prawda na czwora-
kach, ale już jako inny człowiek. "Bandyta" i ja
dczyliśmy tego na własnej skórz
Drobny przyczynek do grzechu pychy: mój sce-
nariusz został uznany za najlepszy
laboratorium. Chwalono fachow.
skiej”
tam fantastyczną sławę. Może to zbytni optymizm,
nie współgrający z naszym krajowym narzeka-
niem, ale na każdym kroku natykałem się na kom-
nas do walki. I nie była to
W Sundance nie ma kurtuazji. Jest
sami bardzo bolesna. Wśród tej hol-
nki wyczuwa się olbrzymie
oczekiwanie na świeżą porcję nie znanych jej te-
matów, spraw i doświadczeń płynących z naszej
części świata. Według opinii tych ludzi Polacy i
polskie kino są do spełnienia owych oczekiwań
najbardziej przygotowani intelektualnie i technicz-
nie. "Nie zmarnujcie swojej szansy” powtarzano
mi wielekroć.
Czym jest ambasadorowanie filmem, przekona-
łem się w Los Angeles w Gildii Pisarzy Amery-
kańskich, gdzie wręczano mi nagrodę. Tu może
ale tamto zdanie jeszcze
raz usłyszałem z wielu Ważnych Ust: *Nie zmar-
nujcie swojej kaz szansy”,
SZARY HARASIMOWICZ
Tak właśnie wygląda słynny przedsinek do sławy
ysoka, szczupła, blond włosy gładko
upięte a la Sharon Stone. Niedawno
podczas charytatywnego balu na Zamku Kró-
im z udziałem międzynarodowej arysto-
uznano ją za... rosyjską księżniczkę. Z
patriotycznym zapałem wyjaśniła pomyłkę.
Tegoroczna maturzystka, Joanna Janikow:
jest zwyciężczynią konkursu *Piękne dzi
ny na ekrany” zorganizowanego przez
"FILM" i Agencję aktorsk: sa”, W ciągu
ostatnich kilku miesięcy miała okazję otrzeć
się o wielki filmowy świat. Trafiła już nawet
na ekran. Zagrała niemy epizodzik w filmie
*Top Dog” z Chuckiem Norrisem w roli
głównej. W lutym wybiera się znów do Los
Angeles. Otrzymała propozycję udziału w na-
stępnym filmie braci Norrisów. Tym razem
będzie to nieduża, ale "tekstowa” rola.
*Na brak wrażeń nie mogłam ostatnio na-
rzekać. Wyjazdy do Hollywood i Cannes,
bankiety, przy, cia z udziałem gwiazd. Je-
stem tym nieco oszołomiona”. Przed ponad
dwoma laty przeczytała ogłoszenie o naszym
konkursie. Od *zawsze” marzyła o tym, by
zostać aktorką. Występowała często w szkol-
nych i licealnych przedstawieniach. Te zain-
teresowania pojawiły się w sposób naturalny.
Joanna jest córką aktorki Magdy Celówny.
*Po wygraniu konkursu czułam się s
Śliwa. To była moja pierwsza tego rod
próba w życiu. Nie bardzo zdawałam s
sprawę, co to zwycięstwo może oznacz:
Od mamy usłyszałam, bym sobie zbyt wiele
nie obiecywała, bo jest to jedynie okazja, by
zostać zauważoną, a to, jak ten sprzyjający
moment wykorzystam, zależy już tylko ode
mnie. Czekając na filmową szansę, postano-
wiłam spróbować sił jako modelka. Po ukoń-
czeniu szkoły dla modelek pracuję dla dwóch
agencji: "Butowtt" i "Pulsar". Wcześniej, w
nagrodę za zwycięstwo w konkursie, po raz
pierwszy wyjechałam do Hollywood, W cza-
sie tygodniowego pobytu opiekowała się
mną pani Małgorzata Komornicka, właś
cielka "Passy", Zwiedziłam hale zdjęciowe
wytwórni Universal. Przespacerowałam się
go, gdzie są
bie
chodnikiem koło Teatru Chiń:
Z Zalmanem
Kingiem
odciśnięte Ślady dłoni i stóp sław Hollywoo-
du. Byłam na przyjęciu u hrabiostwa Ty-
szkiewiczów, miałam spotkanie z panią Cza-
derską Hayek, która we wspaniałej rezyden-
cji *Belvedere” prowadzi nieformalny ośro-
dek polskiej kultury”. W maju tego roku Jo-
anna miała okazję kroczyć po wyłożonych
czerwonym dywanem schodach Pałacu Festi-
walowego w Cannes. "Czułam się przez
chwilę jak gwiazda. Było to przed „proje! ją
*Psów 2” alaz
pięcioma Ioiez nkami dzięki agencji "Pul-
sar”, która podczas festiwalu zorganizowała
nam sesję zdjęciową w plenerze. Chłonęłam
wszystko, co działo się wokół, byłam oczaro-
ą festiwalową. Na-
sza sesja zdjęciowa na plaży zamieniła się w
pokaz oglądany prze kuset widzów. Naj-
większą jednak atrakcją były dwa przyjęcia,
na które została zaproszona nasza grupa.
Ozdobą pier ego był John Travolta. Nie
mogłam uwierzyć, że stoję obok gwiazdora,
a za chwilę już z nim rozmawiam. Drugie
przyjęcie uświetnili: Bruce Willis i Dolph
Lundgren. Bardzo cenną dla mnie pamiątką
są wspólne zdj z trójką hollywoodzkich
sław. Jeszcze nie ochłonęłam z wrażeń, gdy
w tydzień po powrocie zostałam zaproszona
— dzięki firmie dystrybucyjnej NVC - do Los
Angeles na doroczne przyjęcie urządzane
przez wytwórnię Warner
Bros. i na plan filmu *Top
Dog”, którego gwiazdą jest
Chuck Norris. I znów każde-
go dnia działo się coś nie-
zwykłego dla mnie. Pozna-
łam osobiście Emmę Sams,
odtwórczynię roli Fallon w
ciągle opłakiwanej u nas
*Dynastii alman King, re-
żyser "Dzikiej orchidei”,
producent "Dziewięć i pół
tygodnia” zaprosił mnie do
swego domu na kolację zor-
ganizowaną przez przyjaciół.
Wspomniał o projekcie pol-
sko-amerykańskiego filmu i
Z Emmą Sams
zasugerował, że być może znalazłaby się w
nim rola dla mnie. Najbardziej ekscytował
mnie oczywiście wyjazd na plan filmowy. Po
raz pierwszy miałam możliwość przyjrzeć się
powstawaniu filmu. Przedstawiono mnie
Chuckowi Norrisowi, który okazał się czło-
wiekiem pełnym wdzięku, naturalnym i bez-
pośrednim. Ale największe przeżycie dopiero
mnie czekało. Reżyser Aaron Norris, brat
Chucka, zaproponował, bym zagrała niemy
epizod w pełnej napięcia scenie ucieczki
przywódcy mafijnego przed policją.
Wszyscy pytają mnie, czy nie ulegam na-
iwnemu złudzeniu, że skoro okazano mi pew-
ne zainteresowanie, to mam przed sobą — na
wyciągnięcie ręki — następne propozycje i ka-
rierę. Oczywiście, że nie, ale kontakt ze świa-
tem, o którym dotychi Jedynie czytałam
uruchomił moją wyobraźnię. Trudno o inną
reakcję, gdy ma się dziewiętnaście lat. Bar-
dzo chcę być aktorką i nie odrzu ms, ja-
kie się pojawiają, ale staram się zachować
zdrowy rozsądek. Wiem, że nie mam żadnego
aktorskiego przygotowania poza domowymi
lekcjami mamy. Zamierzam zdawać do war-
szawskiej PWST. Moim pomysłem na życie
nie jest *wygrywanie” urody. Nie zaliczam
się do dziewczyn zakochanych w sobie, prze-
konanych, że miły wygląd to przepustka do
łatwego życia”.
Z Księciem i Księżną Kentu
; Sq różni.
Święte potwory,
despoci albo ludzie cisi
i pozornie ulegli.
Często, by spełnić
swą wizję, są gotowi
na wszystko.
Reżyserzy na planie.
Oto garść anegdot
i opowieści o tym,
jak pracowali i pracują
słynni "twórcy snów”.
FRANCIS FORD COPPOLA
Naprawdę ojcowski. I nie jest to wcale oj-
czulek w mafijnym stylu. Jego osobowość nie
kryje raczej przykrych niespodzianek. Na pla-
nie bardzo konsekwentny, ale nigdy nie popada
we wściekłość czy histerię. Pobłażliwy i traktu-
jący narowy aktorów /np. Gary Oldmana w
*Draculi"/ ze spokojnym dystansem. Twierdzi,
że jest tak łagodny, bo w dzieciństwie oglądał
pasjami klasyczne hollywoodzkie musicale,
gdzie świat był prosty, pogodny i zwykle rado-
sny. Pasjonat techniki, potrafi spędzić długie
godziny na rozmowach o nowinkach z różnego
rodzaju specjalistami: operatorami, dżwiękow-
cami, ludźmi zajmującymi się efektami specjal-
nymi. Jednak nie popada w przesadę i zaprasza
chętnie członków ekipy na całkiem prywatne
pogawędki urozmaicone degustacją win z wła-
snej winnicy. Coppola zasłynął z aforyzmu,
który świadczył o tym, że jego łagodność obe-
zwładnia nawet "aktorskie bestie”. "Jak się pra-
cowało z Marlonem Brando w *Czasie Apoka-
lipsy”? Jak z każdym innym utalentowanym ak-
torem. Spokojnie i sensownie.
JEAN-LUC GODARD
*Papież nowej fali”, autor *Do utraty tchu”
nie jest łatwy we współpracy. Mało zwraca
uwagi na aktorów, chyba że jest z nimi za-
przyjaźniony. Na pytania z serii "jak grać”
udziela opryskliwych odpowiedzi lub impro-
wizuje dziwaczne etiudy. Niektórzy mówią,
80
że w gruncie rzeczy jest nie wyżytym akto-
rem, zapatrzonym w siebie i swoje koncepcje
megalomanem. W odpowiedzi na najprostsze
pytanie potrafi uruchomić potok szokującej
erudycji, sypiąc niezbyt jasnymi cytatami i
sprzecznymi wewnętrznie aforyzmami. I nikt
nie ma wtedy pewności, czy to kpina czy inte-
lektualna celebracja. Ideałem Godarda jest
forsowanie swoich absolutnie autorskich kon-
cepcji, więc wtrąca się do pracy dźwiękow-
ców, operatorów, często praktycznie ich za-
stępując. Bywa wybuchowy, ale równie nagle,
jak wybucha, uspokaja się. Nie znosi gwiazd
- przynajmniej gwiazdy tak twierdzą. Gdy
kręcił "Imię: Carmen” /1983/ Isabelle Adjani
uciekła przez niego z planu. Zastąpiła ją Ma-
ruschka Detmers. Sam Godard mówi, że jego
filmy nie mają na celu zaspokajania aktor-
skiego ego i że dużo lepiej mu się pracuje z
aktorami mającymi z jednej strony doświad-
czenie teatralne, z drugiej skłonnymi do im-
prowizacji — takimi jak Isabelle Huppert, któ-
rą bardzo chwalił.
WERNER HERZOG
Chętnie porównuje się do wielkich nie-
mieckich poetów, zwłaszcza romantycznych.
Podczas kręcenia filmów popadał w rodzaj ci-
chego szaleństwa. Jest nieugięcie konse-
kwentny, cichy i spokojny, chociaż lubi się
otaczać ludźmi, którzy balansują na pogranni-
czu normy psychicznej, jak Klaus Kinski. Do-
chodziło pomiędzy nimi do ciągłych starć.
Najsłynniejsze miało miejsce podczas realiza-
cji "Aguirre — gniew boży” /1972/. Ostatnią
szansą zrealizowania kluczowej sceny w
dżungli zaczął sabotować Kinski, który wpadł
we wściekłość i przez kilka godzin obrzucał
Herzoga najbardziej poniżającymi obelgami.
Reżyser znosił to bez słowa. Czas upływał,
słońce zachodziło. Przerażeni indiańscy traga-
rze żądali powrotu, potem zaczęli uciekać. Na
pytanie, czym są tak przestraszeni, ich przy-
wódca odpowiedział Herzogowi: Nie tym
krzykaczem. Tobą, bo milczysz. W końcu He-
Akira Kurosawa
Fot. H. Yamaguchi/Sygma/Free
rzog przestał milczeć. Wyrwał jednemu z tra-
garzy karabin, podbiegł do Kinskiego i wy-
krzyczał "Zaczniesz natychmiast grać albo cię
zastrzelę!”. Kinsky nagle przerwał potok swo-
jej wymowy i zaczął grać.
ALFRED HITCHCOCK
Jest autorem słynnego, dosadnego powie-
dzenia: Aktorzy to bydło, które według wielu
wprowadzał z entuzjazmem w życie. Potrafił
snuć długie, brutalne wywody na temat — deli-
Alfred Hitchcock
Fot. John T. Barr/Gamma
katnie mówiąc — niedostatków uzdolnień war-
sztatu gwiazd, które w jego filmach występo-
wały. Zapytany kiedyś o cel robienia swoich
filmów *mistrz napięcia” odpowiedział: Chcę,
aby widz cierpiał. Niektórzy byli skłonni
że "Hitch” lubił, by cierpieli ci,
którzy robili z nim filmy. Zwłaszcza aktorki.
On sam jednak energicznie zaprzeczał takim
zarzutom. Po prostu aktorek nie można pu-
szczać samopas — twierdził. — Ich choroba to
brak odrobiny samokrytycyzmu. A tego wła-
Śnie wymagam. Nie muszą być perfekcyjne.
Rozumieją to Teresa Wright, Ingrid Bergman
czy Joan Fontain i
Hitchcock uwielbiał j sp:
we kawały. Słynął z tego, że drzemał na więk-
szości uroczystych przyjęć, ale zdarzało mu
się drzemać i na planie filmowym. Jego kpiny
miewały sadystyczny podtekst. Melanie Grif-
fith, która towarzyszyła matce, Tippi Hedren,
na planie "Ptaków" /1963/ podarował w pre-
zencie trumienkę z laleczką, która miała twarz
jej matki. Johnowi Hodiakowi, który bardzo
emocjonował się, że gra w filmie Hitchcocka
*Łódź ratunkowa” /1944/ pierwszą dużą rolę
wyprorokował: Nie masz się czym przejmo-
wać. Myślisz może, że od tego filmu zależy
twoja przyszłość. Pewnego razu aktor Peter
Lorre zrobił mistrzowi żart: zainstalował w je-
go mieszkaniu klatki z kilkudziesięcioma ha-
łaśliwymi kanarkami. W odwecie Hitchcock,
gdy Lorre płynął do Europy kręcić film, prze-
syłał mu co godzinę telegraficznie informacje
o stanie zdrowia ptaszków. Lorre wiele nie
pospał.
"=
AKIRA KUROSAWA
Człowiek, który w swoich filmach dał tak
przenikliwy i krytyczny obraz świata japoń-
skiego feudalizmu, na planie filmowym sam
przemieniał się w kogoś na kształt dumnego i
nie znoszącego sprzeciwu samuraja. Z jednej
strony cierpiał na depresję, podejmował próby
samobójcze, gdy jednak zaczynał dowodzić
swoją filmową armią, przechodził zdumiewa-
jącą przemianę. Wyprostowany, w białych rę-
kawiczkach ze słabego starca przemieniał się
CISI,
w gniewnego władcę żądającego bezwzględ-
nego posłuszeństwa i nie wahającego się be-
sztać na oczach całej ekipy swoich gwiazdo-
rów. Właśnie takie zachowanie było powodem
rozstania się z Toshiro Mifune, który zagrał w
wielu filmach mistrza. Mifune w pewnym mo-
mencie przestał respektować dyktatorski styl
Kurosawy. Ten nie mógł tego znieść, chociaż
owo artystyczne rozstanie wspominał zawsze
w wywiadach z mieszaniną pretensji, rozcza-
rowania i żalu. Bardziej odporny na styl bycia
i pracy Kurosawy okazał się Tatsuyia Nakadai,
który zagrał w *Sobowtórze” /1979/ i *Ranie”
11985/ i musiał wysłuchać wielu brutalnych
uwag pod swoim adresem.
SAM PECKINPAH
Twórca "Dzikiej bandy” był jednym z naj-
bardziej niepokornych twórców w dziejach
Hollywoodu, zmorą producentów. Natomiast
dla swoich współpracowników był najlepszym
kumplem i jeśli się do kogoś przekonał, nie
omieszkał wychwalać go przy każdej okazji.
Przyjaźń musiała być przypieczętowana udzia-
łem w legendarnych popijawach w przerwach
zdjęć. Tak do *bandy Peckinpaha” wkupił się
William Holden, który zagrał w 1969 roku w
«Dzikiej bandzie” zamiast przewidzianego Lee
Marvina. Marvin włączył się już nawet w pra-
ce nad scenariuszem i zdążył spędzić kilka su-
to zakrapianych weekendów w towarzystwie
Peckinpaha. Ale po zastanowieniu zrezygno-
wał z roli — pomysł filmu wydał mu się zbyt
podobny do *Zawodowców”. Peckinpah nie
mógł mu tego darować. Wolał zagrać w tym
kosztownym gównie — "Pomaluj swój wóz”
twierdził z mściwą satysfakcją. Holden nie był
jego wymarzonym aktorem, ale gdy okazało
się, że ma mocniejszą głowę od mistrza,
współpraca ułożyła się Świetnie. Trzeba zre-
sztą przyznać, że dla dobra filmu Peckinpah
gotów był na konflikt z najwierniejszymi
współpracownikami. Kompozytor Jerry Fiel-
ding odpowiedzialny za muzykę w wielu fil-
mach twórcy *Nędznych psów”, był wściekły,
gdy okazało się, że większa część ilustracji
muzycznej w westernie *Pat Garrett i Billy
Kid” /1973/ będzie pochodzić od Boba Dyla-
na. A Peckinpah, który w ogóle muzyki Dyla-
na nie znał, przekonał się do jego talentu po
kilkugodzinnym przesłuchaniu w pokoju hote-
lowym, gdzie Dylan zaprezentował mu swoje
utwory. Twardziel Peckinpah po ich wysłucha-
niu ponoć popłakał się ze wzruszenia. Wobec
producentów reżyser potrafił być podstępny i
bezwzględny. Znana jest historia zastraszenia
młodego pracownika wytwórni wysłanego po
to, by kontrolował poczynania Peckinpaha na
planie "Dajcie mi głowę Alfredo Garcii”
11974/. Meksykańscy przyjaciele reżysera od
kieliszka w obecności tegoż asystenta propo-
nowali "ostateczne rozwiązanie” tej kłopotli-
wej sprawy. Wystarczyło zadzwonić do ojca
jednego z nich — wpływowego meksykańskie-
go generała, który przysłałby natychmiast lu-
dzi odpowiednich do *tej roboty”. Przerażony
młody człowiek zażądał natychmiastowego
odesłania do Stanów. Podczas kręcenia "Żela-
znego krzyża” /1976/, gdy Peckinpah przekro-
czył limity budżetu, a niemiecki współprodu-
cent chciał wymóc na nim zmiany w scenariu-
szu, Peckinpah skutecznie sabotował produk-
cję, wymawiając się złamaną nogą. W końcu
postawił na swoim — uniknął ingerencji w sce-
nariuszu wybielających Wehrmacht i uzyskał
pieniądze na dokończenie filmu.
OLIVER STONE
Twórca "Plutonu" i *JEK” należy do reży-
serów, którzy wymagają od swojej ekipy od-
dania i entuzjazmu, osobistego zaangażowa-
nia i poparcia dla swoich koncepcji. W tym
celu snuje pełne autobiograficznych wątków,
emocjonalne opowieści na temat dlaczego
chcę zrobić ten film. Aktorom i innym człon-
kom ekipy podsuwa odpowiednie lektury oraz
wymaga uważnego, krytycznego czytania sce-
nariusza. Ma jednak swoje wady. Jest uczulo-
ny na gwiazdorstwo, a zwłaszcza na kobie-
ty-gwiazdy. Gdy dostrzeże choćby nieśmiałe
próby nacisku na rozbudowywanie i *pogłę-
bianie” ról, potrafi być bezlitosny. W rezulta-
cie umie z zimną krwią i z mściwą satysfakcją
wykreślać smakowite sceny, o których aktorki
marzyły, by je zagrać, I głuchy jest wtedy na
wszelkie błagania i argumenty.
RAOUL WALSH
Reżyser wielu klasycznych filmów gang-
sterskich /”Biały żar”, "Burzliwe lata dwu-
dzieste”/ i westernów /"Ścigany”, "Dwaj z
Texasu"/. Był uwielbiany przez aktorów i eki-
py, które z nim pracowały. Był znakomitym
kompanem, znał wiele anegdot, którymi zre-
sztą błyszczał głównie prywatnie. Podczas
kręcenia sprawiał wrażenie niezbyt uważnego
gościa na planie. Często nadzór nad realizacją
wielu scen powierzał swoim niezbyt doświad-
czonym asystentom. Sam traktował swoje
obowiązki — wydawałoby się — nonszalancko.
Po całonocnych imprezach zjawiał się na pla-
nie ćmiąc nieodłączne cygaro i kontrolując
przede wszystkim rytm filmu. Najczęstszymi
jego uwagami były: Dlaczego tak się mało
dzieje? Nie można by tej sceny nakręcić szyb-
ciej? No, szybciej, szybciej! Gdy współpra-
cownicy zwracali mu nieśmiało uwagę, że tak
jest w scenariuszu mruczał niezadowolony:
No, to wyrzućmy tę scenę! To nudne. | ponoć
często to właśnie robił. Wbrew tym wszyst-
kim wydawałoby się niebezpiecznym zabie-
gom jego filmy oprócz dynamicznej akcji i
wielu popisowych scen widowiskowych za-
wierały z reguły dobrze przemyślaną fabułę,
bywało, że pełną psychologicznych niuansów.
FURIACI
ORSON WELLES
Sprawiał wrażenie człowieka bardziej cele-
brującego swój geniusz i nieprzeciętną osobo-
wość niż interesującego się pracą nad filmem.
Legenda o tym, że jego kolejnych dzieł nie
pozwalali mu dokończyć złośliwi i małostko-
wi producenci była ochoczo przez Wellesa
podtrzymywana. Tym bardziej, że twórca
*Obywatela Kane” słynął z nagłych zniknięć.
Gdy pojawiały się trudności albo odczuwał
nudę, po prostu wyjeżdżał cichcem, by poja-
wić się w jakimś niespodziewanym miejscu i
udzielać wywiadów o swym ciężkim losie i
następnych ambitnych projektach. Mówi się
nie bez racji, że jego fascynacja techniką
szkodziła filmom, które stworzył. Rzeczywi-
ście — "Dama z Szanghaju” czy *Intruz” a na-
wet "Dotknięcie zła” wydają się filmami zrea-
lizowanymi dla kilku brawurowych scen. Przy
tym wszystkim Welles był jednak uwielbiany.
Potrafił bowiem tchnąć w ekipę poczucie, że
uczestniczy w czymś wielkim. Był przy tym
niezrównanym biesiadnikiem i gawędziarzem,
sypiąc jak z rękawa prawdziwymi, zmyślony-
mi anegdotami i celującym w aforystycznej,
błyskotliwej konwersacji.
JÓZEF ROGOZIŃKI
MAGAZYN 81 EEEE
Szły na Zachód osadniczki
Nie tylko mężczyźni
zdobywali Dziki Zachód
estern zawsze kojarzył się z mężczy-
zną. Groźni rewolwerowcy, dziarscy
kowboje, tajemniczy jeźdźcy znikąd i
okrutni bandyci od lat zapełniają filmowy Dziki
Zachód, nieodłącznie kojarząc się nam z jego le-
gendą. A kobiety? Dla nich western rezerwował
drugi plan, spychając je zazwyczaj do roli wier-
nej towarzyszki przygód kowboja lub zdradziec-
kiej piękności, przez którą niejeden rewolwero-
wiec napytał sobie biedy. Pokazując kobiety we-
stern upraszczał sobie zadanie, posługując się
gotowymi stereotypami. Przez ekran przewijały
się więc upadłe dziewczyny o złotych sercach
/jak ognia wystrzegano się słowa prostytutka” /,
naiwne córki duchownych, uległe żony farme-
rów. Gwałcone przez Indian /tak naprawdę In-
dianie, zwłaszcza z północnych stanów, wcale
nie byli tak skorzy do gwałcenia białych kobiet,
poniewierane przez bandytów, z pokorą znosiły
swój los i czekały na swoich mężczyzn. Rzadko
kiedy pozwalano im stać się równorzędnymi
partnerkami mężczyzn i pierwszoplanowymi bo-
haterkami. A prze nie tylko mężczyźni zdo-
bywali Dziki Zachód i tworzyli jego legendę.
Kiedy w latach 40. ubiegłego stulecia ruszyła
pierwsza fala osadnictwa na południowy za-
chód USA, początkowo niewiele kobiet zdecy-
dowało się na tak uciążliwą wyprawę. W 1841,
w jednej z największych wypraw, wzięła udział
tylko jedna kobieta. Trzy lata potem, w podróż
z Missouri do Ziemi Obiecanej w Kalifornii,
wybrały się tylko dwie. Ale już w 1848 kobiety
stanowiły jedną dzie: osadników, a z roku
na rok ich liczba na Dzikim Zachodzie stale ro-
sła. Dzielnie znosiły trudy podróży trwającej
niekiedy przez kilkanaście miesięcy, przez wy-
lońcem prerię, występujące z brzegów
kie tereny. Nosiły męskie buty z
cholewami i półdługie spodnie spięte pod kola-
nami, przykryte z wierzchu długimi, obszerny-
mi spódnicami. Twarz osłaniały kapeluszami z
szerokim rondem bądź czepkami. Żadnych eks-
trawaganckich ozdób ani jedwabnych sukien.
Wymagały tego nie tylko względy praktyczne,
ale także tzw. moralność. Inaczej uznano by je
za kobiety lekkich obyczajów, których zresztą
na Dzikim Zachodzie nie brakowało, a które
były tu inaczej traktowane niż w wielkich mia-
stach. Panienki z saloonów i burdeli /najwięk-
sza nawet dziura miała przynajmniej jeden/ cie-
szyły się specjalnym szacunkiem wśród kowbo-
jów i traktowane były często jak *zastępcze”
żony. Ale to nie losy osadniczek i prostytutek
poruszały wyobraźnię im współczesnych, choć
nie brak wśród nich było partnerek sławnych
rewolwerowców, jak choćby Kate Elder, zwana
Kasią-Wielki Nos, która była związana z Doc
Hollidayem.
Dziki Zachód ma również swoje kobiece le-
gendy, o czym kino rzadko pamięta. Najwięk-
szą z nich jest Calamity Jane. Naprawdę nazy-
wała się Martha Jane Burke lub Cannary i uro-
dziła się najprawdopodobniej w 1852, choć nikt
nie wie, gdzie. Do piękności nie należała, ale
zdobyła sobie serce jednego z najsłynniejszych
rewolwerowców, Dzikiego Billa Hickoka.
Ubierała się jak mężczyzna, klęła jak szewc,
bez przerwy żuła tytoń /którym spluwała na su-
kienki aktorek z objazdowych teatrzyków/ i
82
miała upodobanie do najgorszych spelun. Lepiej
było z nią nie zadzierać, bo znakomicie władała
bronią, z którą nigdy się nie rozstawała. Kiedyś
wygrała 50 dolarów, wystrzeliwując dziurę w
kapeluszu zawieszonym na drugim krańcu salo-
onu. Szukała złota w Dakocie, była wojskowym
zwiadowcą i konwojentem dyliżansów. Podob-
no na kilka z nich także napadła, ale każdy pro-
ces sądowy kończył się jej uniewinnieniem z
braku dowodów. Słynęła również z miękkiego
serca. Kiedy w Deadwood w Dakocie, gdzie
miała saloon, wybuchła epidemia czarnej ospy,
Calamity Jane zajęła się pielęgnacją chorych.
Widywano ją z wieloma kowbojami i zabijaka-
mi /z jednym z nich doczekała się córki/, ale na-
prawdę zakochana była podobno tylko raz, w
Billym Hickoku. Kiedy Hickok został zastrzelo-
i
ny w sierpniu 1876 przez Jacka McCalla, Cala-
mity Jane popadła w depresję i rozpiła się.
Umarła 27 lat później, prawdopodobnie na czar-
ną ospę. Pamiętający o jej poświęceniu,
wdzięczni mieszkańcy Deadwood pochowali ją
lzgodnie z jej życzeniem/ obok Hickoka i posta-
wili pomnik. Calamity Jane dość często poja-
wiała się w westernach, zazwyczaj jednak na
drugim planie. Grały ją m.in. Frances Farmer
['Badlands of Dakota” Alfreda Greena/, Jane
Russell /”The Paleface” Normana Z. McLeoda/,
Doris Day /musical *Calamity Jane” Davida
Butlera/ i Jane Alexander w telewizyjnym fil-
mie o Calamity Jane Jamesa Goldstone'a.
Najlepszym strzelcem wśród kobiet była
Phoebe Anne Oakley Mozee /1860-1926/, zna-
na powszechnie jako Annie Oakley. Znakomi-
cie strzelała do celu już jako dziewięciolatka,
mając 15 lat zakasowała w sztuce strzeleckiej
ówczesnego mistrza Ameryki, Franka Butlera.
Przez 17 lat była gwiazdą rewii Buffalo Billa, z
którą objechała pół świata. O jej strzeleckich
zdolnościach krążyły legendy. Kiedyś zestrzeli-
ła 943 z 1000 rzucanych w powietrze szklanych
kul posługując się karabinem kaliber 22. W cza-
sie pobytu w Berlinie w 1912, na życzenie cesa-
rza Wilhelma II, zestrzeliła popiół z cygara,
które trzymał w ustach. Choć jest jedną z naj-
sławniejszych postaci z mitologii Dzikiego Za-
chodu, bywała na nim tylko z rewią Buffalo
Billa. Na ekranie wcieliły się w nią m.in. Bar-
bara Stanwyck /'Annie Oakley” George'a Ste-
sa/, Geraldine Chaplin /"Buffalo Bill i In-
" Roberta Altmana/ i Jamie Lee Curtis
['Annie Oakley” Michaela Lindsaya Hoggw.
Nie brakło na Dzikim Zachodzie i ko-
biet-szulerek. Najgroźniejszą rywalką karciane-
go geniusza, Doca Hollidaya, była tzw. Poker
Alice czyli Pokerowa Alicja. Naprawdę nazy-
wała się Alicja Tubbs, pochodziła z Anglii i
kartami zainteresowała się po śmierci męża,
który zginął w katastrofie górniczej. Poker stał
się jej źródłem utrzymania, a doszła w nim do
takiej wprawy, że przez pewien czas nie miała
sobie równych. Podczas gry nie rozstawała się z
cygarem. Na starość zajęła się filantropią.
Zmarła mając 79 lat i została pochowana w
Sturgis, niedaleko Deadwood. Kino, o dziwo, o
Poker Alice prawie nie pamięta. Kilka lat temu
na małym ekranie zagrała ją Elizabeth Taylor w
filmie Arthura Allana Seidelmana.
Najgorszą sławą cieszyła się Belle Starr,
zwana również Montana Belle. Urodzona w
1848 jako Myra Belle Shirley, w czasie wojny
secesyjnej zorganizowała partyzancki oddział
kobiecy, na czele którego walczyła z wojskami
Południa. Po wojnie napadała na dyliżanse ze
swoimi, wyjętymi spod prawa kochankami,
m.in. Colem Youngerem, z którym uprawiała
bandycki proceder w Teksasie i Jimem Ree-
dem. Kiedy Reed został zabity, zorganizowała
własną bandę w Oklahomie. Potem związała się
z Czerokezem Samem Starr, od którego zapo-
życzyła nazwisko. Razem kradli konie i w 1883
zostali złapani przez Isaaca Parkera, słynącego
z tego, że powiesił ponad 80 osób. Belle Starr
uniknęła stryczka. Skazana na rok więzienia,
uciekła. Zginęła w 1889 od kuli w plecy z rąk
nieznanego strzelca. Na ekranie Belle Starr po-
jawia się rzadziej od Calamity Jane, a zagrały ją
m.in. Jane Russell /”Montana Belle” Allana
Dwanu/ i Elizabeth Montgomery /”Belle Starr”
Johna Alonzo/ lec!
Ebert Studio; il. W. Świerzy
| OOMIM O 16. GAGHO
"KOLOR
KINO KOLOR ZE
REKLAMA ' PROMOCJA
MFM Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27, 3p., tel. 27 7281, tel/fax 27 68 14
żne. Dobre i wredne.
Uczynne i złośliwe.
Ale bez względu na charakter,
łatwego życia na ekranie nie mają.
Moda na duchy w kinie trwa, tyle że du-
chów na ekranie nie trzeba się zazwyczaj
bać. Oczywiście, to żadna nowość. Już
duch z Canterville, bohater kilkakrotnie
przenoszonego na ekran opowiadania
Oscara Wilde'a, bardziej bawił niż mroził
krew w żyłach swoimi próbami przestra-
szenia dwójki niesfornych nastolatków.
Konwencjonalne metody straszenia nie
skutkowały, urwisy nie tylko się nie bały,
ale z ducha sobie żartowały. Cóż za brak
szacunku! Choć Wilde umarł wkrótce po-
tem, jak bracia Lumićre zaprosili na pierw-
szy pokaz filmowy i o potędze kina nawet
nie śnił, w swoim dowcipnym opowiada-
niu proroczo nakreślił stosunek dzi.
go świata, a zwłaszcza kina, do duchów.
Duchy straszą w horrorach, ale tam ma-
ją silną konkurencję w osobach wampirów
i wilkołaków. Królują więc w gatunkach
raczej dla siebie nietypowych. Duch jako
postać na przykład komediowa? Czemu
nie. Zderzenie świata materialnego i nie-
materialnego może stać się niewyczerpa-
nym źródłem humoru, jak choćby w z lek-
ka makabrycznym "Soku z żuka” Tima
Burtona.
Spokojna egzystencja małżeń-
stwa duchów, mieszkających po
śmierci w swoim starym domu,
jest zagrożona przez pojawienie
się nowych, żywych lokatorów.
Żywi z duchami żyć z początku
nie potrafią, bo niewiele w nich
pokory wobec zjawisk nadprzyro-
dzonych i próby zrozumienia tego, co
odbiega od tzw. normy. Chcą wszystko
zmieniać. Wszystko przeliczają na pienią-
dze. Są dla duchów prawdziwym zagroże-
niem. W filmie Burtona to nie ludzie boją
się duchów, ale duchy ludzi. Zupełnie jak
u Wilde'a.
Duchy pojawiają się więc na Ziemi ra-
czej na krótko i z konkretną misją do wy-
pełnienia. Bywa, że tak jak duch grany
przez Patricka Swayze w "Uwierz w du-
cha” Jerry'ego Zukera szukają swojego
mordercy. Nie po to, żeby się zemścić /bo
tym zajmują się duchy w horrorach/, lecz
po to, by dociec przyczyn, dla których zo-
stali zabici, a także, by chronić przed mor-
dercą ukochaną osobę. Czasami chodzi o
dokończenie lub zrobienie czegoś, na co za
życia zabrakło im czasu lub odwagi. Wy-
FE.
równać rachunki. Naprawić krzywd$=8,
taki rodzaj drugiej szansy. Misją może też
być i pomoc ukochanej osobie w naucze-
niu się życia bez tych, którzy teraz należą
do grona duchów. W *Truly, Deeply, Ma-
dly” Anthony'ego Minghelli ingerencja
ducha /Alan Rickman/ jest niezbędna po
to, by jego przyjaciółka /Juliet Stevenson/
odważyła się spróbować raz jeszcze szczę-
ścia w miłości. W *Pocałuj mnie na do wi-
dzenia” Roberta Mullligana mąż /James
Caan/ wraca tylko po to, żeby odbrązowić
swój wizerunek w oczach żony /Sally
Field/ i tym samym uwolnić ją od poczucia
winy z powodu ponownego ożenku.
Połączeniem ekranowych doli i niedoli
duchów jest komedia "Serce i dusze”. Du-
chy są cztery: dwie kobiety i dwaj męż-
czyźni. Są skazani na siebie i wspólne dzia-
łanie, bo dwadzieścia kilka lat temu znaleź-
„ wać i dzięki niemu do-
li się w nieodpowiednim
miejscu i czasie. Wsiedli,
jako jedyni pasażerowie,
do autobusu, który spadł z
wiaduktu. W tej samej
chwili, kiedy Harrison
Winslow, Penny Washing-
ton, Sheila i Melo rozsta-
wali się z życiem, w samo-
chodzie, przez który doszło
do wypadku, kobieta rodzi
syna. To właśnie nad jego
losami przyjdzie im czu-
kończą to, na co w życiu
materialnym zabrakło im
czasu. Melo, za życia
drobny oszust i złodziej,
raz jeszcze dokona włama-
nia. Tym razem jednak w
szczytnym celu. Kiedyś,
wykorzystując naiwność
pewnego chłopca, zabrał
mu bezcenne znaczki po-
cztowe i sprzedał je za gro-
sze. Musi więc zwrócić je
prawowitemu właścicielo-
wi, który przez Mela kle-
pie biedę. Winslow obda-
rzony był wspaniałym głosem, ale nigdy
nie starczyło mu odwagi, żeby wystąpić na
scenie. Musi więc pokonać nieśmiałość i
stanąć przed kilkutysię: publicznością.
Odśpiewa hymn amerykański z takim tem-
peramentem, że porwie za sobą tłum i do-
piero tym zasłuży na pojawienie się wy-
słannika niebios. Penny musi sprawdzić, co
stało się z trójką dzieci, które osierociła.
Najważniejsze jednak zadanie stoi przed
"Serce i Dusze”: Robert Downey jr.
Sheilą, za życia zwykłą kelnerką, która tuż
przed śmiercią pokłóciła się ze swoim na-
rzeczonym. To właśnie ona nauczy Thoma-
sa tego, co w życiu najważniejsze: miłości i
smaku poświęcenia dla ukochanej osoby.
Duchów nie trzeba więc się bać. Du-
chom można zaufać. A najważniejsze, od
duchów sporo można się nauczyć. Przynaj-
mniej w kinie.
EWELINA KRUK
MAGAZYN 85 EEEE
BYLI W KINIE
MARTA LIPIŃSKA, aktorka
Widziałam ostatnio dwa filmy i oby-
dwa szalenie mi się podobały, Tu ze
smutkiem muszę powiedzieć, że wspa-
niały film Altmana *Na skróty” wy-
świetlany był przy prawie pustej wi-
downi. A ja biegnąc do kina bałam się,
że nie dostanę biletów! Przyznam, że
MACIEJ ŁĘTOWSKI,
Chciałbym opowiedzieć o dwóch zu-
pełnie różnych filmach, które niedawno
widziałem. Jeden z nich to *Firma'
tunku, który lubię. Akcja rozgrywa się w
realiach, które są mi bliskie, w świecie
biznesu i polityki, gdzie grają układy
sprzecznych interesów, rywalizacji, za-
wiści i, jak zawsze, walczą ze sobą dobro
i zło. Bohaterem jest młody człowiek,
zderzony z rzeczywistością wielkiej,
skomplikowanej firmy, nastawionej na
osiąganie niegodziwych celów. Kupiony
mnie to lekko przeraziło, bo film jest
świetny. Mimo że trwał trzy godziny,
ani przez sekundę się nie nudziłam. To
znakomita obserwacja życia, ludzi, cha-
rakterów, a poza tym mistrzostwo reali-
zacji, bo film jest doskonale zrobiony i
wspaniale grany. Chwilami miałam na-
wet wrażenie, że to nie gra tylko życie
podpatrywane ukrytą kamerą. Jedno-
cześnie układa się to w dojrzałą arty-
styczną wypowiedź.
Drugi film oglądałam z kasety. Była
to ekranizacja powieści Steinbecka
*Myszy i ludzie” ze znakomitą rolą
Malkovicha. Z przyjemnością podpa-
trywałam, jak on w każdym szczególe
*zrobił” tę rolę. Poza tym bardzo kiedyś
lubiłam tę książkę Steinbecka. Film był
równie wzruszający, jak jej lektura.
dziennikar
przez firmę, zaczyna się orientować, że
jest wykorzystany instrumentalnie przez
jej dyrektorów. Rozpoczyna walkę o
prawdę, a zarazem o swoje interesy —
chce wyjść z twarzą z całej tej historii.
Jest tu wszystko, co niezbędne w tego
rodzaju filmie — amerykańskie tempo,
doskonale oddany świat władzy ekono-
micznej, powiązań i zależności oraz zna-
komite aktorstwo.
Drugi film, który zrobił na mnie wra-
żenie, to "Piękna i Bestia”, Byłem na
nim z dziećmi i odniosłem wrażenie, że
bawiły nas zupełnie różne rzeczy, Jak
bestia umierała, płakaliśmy wszyscy, ni
tomiast to, czego one oczywiście nie by-
ły w stanie odebrać, to wspaniałe pasti-
sze, na przykład francuska rewia, w któ-
rej aktorami są nakrycia stołowe. Niektó-
re pomysły wykraczają już poza granice
filmu rysunkowego. Do tego dochodzi
bardzo nowoczesna animacja, zupełnie
już odchodząca od tej klasycznej, disne-
yowskiej.
ANNA PIWKOWSKA, poetka
Już dość dawno temu byłam w kinie
na *Podwójnym życiu Weroniki”
Krzysztofa Kieślowskiego. Od tego
czasu widziałam wiele filmów, kilka
nawet wybitnych. Ale ta szczególna
magia kina, metafizyczna nitka wiążą-
ca mnie, siedzącą na ciemnej widowni,
ze światem obrazów, dźwięków, uczuć.
wyczarowywanym na ekranie, pojawia
się rzadko. Czar zaczął działać w
*Podwójnym życiu Weroniki” i nawet
późniejsze obejrzenie "Trzech kolo-
rów”, filmów pod wieloma względami
doskonalszych od tamtego, nie przy-
ćmiło tego szczególnego wrażenia,
otarcia się o "czar kina”, dotknięcia
nienazywalnego.
'W tym filmie nieważna jest opowie-
dziana anegdota, dwa warianty życia w
pewnym sensie tej samej osoby. Nie
najważniejsza jest także scena widowi-
ska lalkowego, gdzie opowiedziany
jest wariant trzeci. Nieistotne jest także
to, że film odwołuje się do najprost-
szych wrażeń, że w warstwie fabular-
nej ociera się prawie o banał. Nie o to
też chodzi, że właśnie banalna anegdo-
ta opowiedziana przez mistrza formy,
czasami najskuteczniej wzrusza, poru-
sza struny, które wydają nieprzewidy-
walne dźwięł
W *Podwójnym życiu Weroniki”
najistotniejsza jest tajemnica, ta sama
tajemnica, która jest w poezji, malar-
stwie, w muzyce, o którą ocieramy si
w życiu, która tkwi w każdym czło!
ku i która powoduje, że drugi człowiek
wydaje nam się niepowtarzalny, że tak
boleśnie pragniemy dotknąć tajemnicy,
którą w sobie nosi.
Kiedy Weronika na proste z pozoru
pytanie Alexandra: Jaka jeste: wy-
sypuje na łóżko zawartość swojej torby
i odpowiada: taka, uchyla nam rąbka
tajemnicy, Nie tylko Weronika jest ta-
jemnicą, świat dla Weroniki jest także
tajemnicą. Widziany przez witrażć
szklaną kulkę, w której odbija się słoń-
ce, szkło powiększające, szybę, lustro,
nabiera niezwykłej kondensacji, szcze-
gólnego wyrazu i również dopuszcza
Weronikę do tajemnicy.
Kilkakrotnie pojawiający się w fil-
mie widok kościoła na skale, za każ
dym razem jest czymś innym, widzi
nym przez pryzmat czegoś innego.
Przez szybę w oknie pociągu, przez
kulkę, na fotografii, w grafice. Weroni-
ka nawleka na materialną nitkę szklane
paciorki niewidzialnego, a przynaj-
mniej przezroczystego, w których mo-
że odbić się wszystko. Tajemnica życia
sprowadzona do szklanej kulki. I od-
wrotnie, świat widziany jako kryształo-
wa kula, w której można zobaczyć rze-
czy nieprzewidywalne, najbardziej nie-
prawdopodobne i te zupełnie zwykłe.
Zebrała: ANNA WASIAK
W Łagowie palmy nie rosną
| i nie szkodzi
O'lgwej: Wanda Rudkowska,
Beałe-Mirkowskg, Agnieszka
Wagner, Marzenna Wiśniewska
EŃ.
PENCZ
Wagner £ £ !
Grzegorz
Królikiewicz
i Waldemar
Chołodowski
Marek Frąckowiak
Happening "Niech żyje kino!”
Piotr Szulkin podczas wywiadu telewizyjnego przed kinem "Świteż" w Łagowie
Andrzej Werner, Grażyna
Trela z córką Natalią
Jolanta
Fajkowska
i Bogdan
Z prawej Grażyna
Błęcka - Kolska
MAGAZYN 37 EEEE
Zdjęcia: WIESŁAW ADAMIK
Ofiarni idealiści czy cynicy
bez zasad? Te dwa skrajne
stereotypy to ramy
w których amer:
kino po
'kańskie
azuje środowisko
dziennikarzy. Najnowsze
przykłady to hity ubiegłego
sezonu: ** The Paper”
(Gazeta) Rona Howarda
i *Kocham kłopoty”.
OBOJĘTNY Z ZAWODU
Zdesperowana dziewczyna skazanego na
śmierć mordercy wyskakuje przez okno, Bez-
władna leży na betonie. Z góry, z okien gma-
chu sądu patrzą na nią śledzący rozprawę
dziennikarze. "Jeszcze się rusza!” — ktoś
krzyczy podekscytowany i po chwili horda
reporterów biegnie do telefonów. Ranna
dziewczyna leży i czeka na pomoc.
To scena jednego z najgłośniejszych ame-
rykańskich filmów o dziennikarskiej profesji
— *Piętaszki” /1940/ Howarda Hawksa. Film
ten był drugą z kolei ekranizacją sztuki "Stro-
na tytułowa” Bena Hechta i Charlesa MacAr-
thura, sztuki-wzorca, czterokrotnie /1931,
1940, 1974, 1988/ przenoszonej z sukcesem
na ekran. Wspomniana sytuacja jest szokują-
ca, ale taki właśnie obraz dziennikarzy był
powielany w rozlicznych wariantach bardzo
często. Z reguły jednak podkreślano przy
okazji, że znieczulenie bohaterów na ludzkie
tragedie nie jest pełne, stanowi formę samoo-
"Wszyscy ludzie prezydenta”: Robert Redford i Dustin Hoffman
nia wyłącznie na powierzchni zjawisk, co
zresztą bywa wymuszane charakterem me-
diów, gdzie ważna jest owa strona tytułowa,
szokujący news, a mniej liczy się ludzka treść
kryjąca się za dramatycznymi wydarzeniami.
W kolejnych wersjach *Strony tytułowej” po-
jawia się jednak moment *przebudzenia”. Su-
_ geruje się, że opozycja wobec wymagań sze-
fów, dociekliwość większa niż wymagana, to
Fot, KAPA
DZIENNIKARZ
POD PRESJ/
brony psychicznej,
koniecznej przy
uprawianiu tego za-
wodu. Bo głównym
zadaniem reportera
jest opisywać, a nie
angażować się w to,
co opisuje i przeka-
zuje. Gdy jednak
sytuacja staje się
naprawdę bardzo
dramatyczna,
dziennikarz rezy-
gnuje przeważnie z
roli bezstronnego
arbitra. Tym bar-
ność jako jedna z
zasad dziennikar-
skiej profesji jest
sto do zatrzymywa-
dziej że ta bezstron-
dosyć podejrzana.
Sprowadza się czę-
«
cechy dziennikarza-profesjonalisty. Tak więc
układ, w jakim działają media, nie jest do cna
amoralny, Można go zmienić, przekształcić.
Potrzeba tylko zdecydowania, swoistego bo-
haterstwa, znajomości mechanizmów obowią-
zujących w tym układzie i pewnej dawki wy-
rachowania.
Później — zwłaszcza w latach 70. i 80. - to
*przebudzenie” dziennikarza nabiera odmien-
nego charakteru. Wiąże się to z poddaniem w
wątpliwość przekonania, że prasa i telewizja
są organizmami elastycznymi, że pod presją
utalentowanych i uczciwych ludzi są zdolne
do pozytywnych przekształceń. Górę bierze
przypuszczenie, że środki przekazu niejako
ze swej natury, albo też za sprawą przedsta-
wionego dość ogólnikowo spisku czy zmowy,
są naznaczone obojętnością, a nawet złem.
Dlatego fanatyczne trwanie w ich służbie jest
- przyczyną pogłębiającej się frustracji ludzi z
_ nimi związanych.
W *Pod ostrzałem” /1983/ Rogera Spooti-
swoode'a mamy klasyczny przykład tego ty-
u myślenia. Fotoreporter /Nick Nolte/ z na-
_. łogową pasją poluje na efektowne kadry — in-
ne się nie liczą. Charakterystyczny jest prolog
__ filmu: dramatyczne wydarzenia są fałszowa-
ne w wystudiowanych, dynamicznych stop-
- klatkach. Krwawy chaos musi być przede
wszystkim krzykliwy i widowiskowy — bar-
dziej niż w rzeczywistości — niekoniecznie
zaś musi być zrozumiały. Jakie jest wyjście z
tej sytuacji? Wątpliwe. Rezygnacja z bez-
stronności w ukazywaniu skomplikowanych
politycznych konfliktów, ideowa deklaracja,
Joanna Casidy i Nick Nolte
trochę w duchu marksi-
stowska. Tylko czy aby
nie jest to następna pu-
łapka?
CHAOS
W GŁOWIE
Dziennikarz bywa
więc postacią bardzo in-
teresującą, bo poddaną
różnorakim presjom,
zmuszoną do dokonywa-
nia trudnych wyborów.
W słynnym filmie Billy
Wildera "As atutowy”
11951/ Chuck Tatum
IKirk Douglas/, niegdyś
reporter — gwiazda, przebywa w zapadłej
dziurze w Nowym Meksyku. Myśli tylko o
jednym — o powrocie na szczyt. Okazja się
nadarza: w jednej z okolicznych grot skal-
nych zostaje uwięziony poszukiwacz indiań-
skich pamiątek. Można byłoby go uwolnić w
ciągu 24 godzin, ale Tatum posługując się
przekupstwem sprawia, że akcja ratunkowa
trwa aż tydzień. I staje się narodowym wido-
wiskiem: wielkim, żenującym karnawałem,
którego rozmiary w końcu przerażają samego
Tatuma. Dziennikarz staje się tu niemal sługą
diabła, obnaża sam w
sobie i w innych lu-
dziach to, co najgor-
sze. Nawet Śmierć nie
jest dla niego wyba-
wieniem ani odkupie-
niem. A jednak Ta-
tum nie jest potwo-
rem budzącym tylko
zgrozę. Budzi także
sympatię i zrozumie-
nie. Dlaczego? Bo
podobnie jak postaci
dziennikarzy i w in-
nych filmach pokaza-
ny jest jako ofiara nie
tylko własnych ambi-
cji, ale i charakteru
swojej pracy. Dzien-
nikarze bombardowa-
ni przez dziesiątki,
setki dramatycznych
informacji, zmuszani
do podejmowania na-
tychmiastowych de-
cyzji, są psycholo-
gicznie w sytuacji o
wiele gorszej niż ci,
którzy z mediów tyl-
ko korzystają. Nieja-
ko cierpią i odczuwa-
ją za nas. To jakby
współcześni męczen-
nicy, dla których cha-
os świata odzwiercie-
dla się w chaosie
skrajnie nasilonych,
sprzecznych sygna-
łów. Bywa, że dzien-
nikarze nie są w sta-
nie tych sygnałów
uporządkować, a
przecież muszą to
*Pod ostrzałem”:
zrobić. Dlatego często balansują na granicy
paranoi, nie kontrolowanej psychopatii lub
też zupełnego znieczulenia. Bardzo trafnie
ukazał ten stan ciała i umysłu Oliver Stone w
*Salvadorze" /1986/. Richard Boyle /James
Woods/ to człowiek, któremu wydawało się,
że posiadł klucz do zrozumienia chaosu. To
dziecko lat 60., kiedy odpowiedzi bywały
proste, rewolucyjnie czytelne: Ameryka jest
zła, imperialistyczna, trzeba walczyć o lepszy
świat, świat mgławicowych ideałów, wolnej
miłości i dostępnych narkotyków. Ale ten
rzekomo uporządkowany światopogląd oka-
zał się mrzonką, Prywatne i zawodowe życie
Boyle'a legło w gruzach, dawne ideały też.
Cóż pozostaje? Stare amerykańskie marzenie
o odbiciu się od dna, o pracy jako upajającym
narkotyku, a nie misji. Lecz rzeczywistość
"The Pape.
z lewej Michi 8
okazuje się jeszcze raz okrutna, uczy Boyle'a
pokory. Wojnę domową w Salwadorze Stone
z wielką jak na niego konsekwencją ukazał
jako pasmo niepojętych — częściowo dla sa-
mych jej uczestników — wydarzeń. Tu trzeba
nie gotowych dziennikarskich formułek, ale
próby ostrożnej i przenikliwej analizy, której
końcowym stwierdzeniem musi być zwykłe,
ludzkie przerażone "nie rozumiem”, Boyle
szamocze się więc, bo nie chce się poddać,
nie chce przyznać się do swojej bezsilności. I
w swoim maniakalnym, ryzykanckim uporze
poszukiwania okruchów prawdy, budzi naszą
sympatię. Podobnie jest zresztą chociażby z
bohaterami filmu *Telepasja” /1988/ Jamesa
L. Brooksa, pozornie ustabilizowanymi *yup-
pie”, którzy, wydawałoby się, wiedzą, czego
chcą. Czy rzeczywiście? Okazuje się w koń-
cu, że są pełni wahań i słabości.
Oczywiście w amerykańskim kinie — nie-
kiedy wbrew logice, czasem zaś zgodnie z
rzeczywistością /”Wszyscy ludzie prezyden-
ta” Alana J. Pakuli, 1976/ — w finale triumfu-
je patetyczna tonacja. Dziennikarze zdają mo-
ralny test na szóstkę. Często na szóstkę z nie-
wielkim plusem. Ważniejsze jest chyba jed-
nak coś innego: najlepsze filmy nie pokazują
dziennikarzy w sposób zdecydowanie jedno-
znaczny, jako uosobienie dobra albo zła. Po-
kazują po prostu ludzi, którzy bywają szaka-
lami i bywają rycerzami. I chyba dlatego z
filmowymi dziennikarzami tak łatwo można
się utożsamiać.
TOMASZ JOPKIEWICZ
MAGAZYN 89 EM
ną na HITY z filmowej płyty
Yabba
Dabba Doo
Tylko te trzy słowa mogły rozpoczynać
soundtrack z filmu *The Flintstones”, pre-
zentujący muzykę słuchaną i wykonywaną
w Bedrock. Na ra-
zie największą ka-
rierę zrobiła pio-
senka "/Meet/ The
Flintstones”, będą-
ca swobodną prze-
róbką czołówki se-
rialu, podpisanej
przez Williama
Hannę, Josepha
Barberę i Hoyta
Curtina, a wyko-
nywana przez grupę BC - 52's/ *jaskinio-
wa” nazwa formacji B — 52's/, Sam Barbera
bywał podobno na planie, podglądając, jak
animowane fantazje przemieniają się w fa-
bularny konkret. Jednak muzyka, która to-
warzyszy filmowi, nie ma nic wspólnego z
tym, co może przypadać do gustu starszemu
panu. Młodszym widzom spodoba się nie
tylko szalejąca na ekranie Kate Pierson w
kusej *skórce”, ale także różnorodność w
doborze pozostałych wykonawców. Rozpię-
tość niewiarygodna: od acid-jazzowego
brzmienia Stereo MC's, do nowej wersji
*Anarchy in the U.K.” z pierwszego singla
Sex Pistols, w wykonaniu Green Jelly. Zna-
lazło się nawet miejsce dla muzycznych pa-
rodii znanego żartownisia — Al Yarkovica,
tym razem "biorącego na warsztat "dwa
przeboje — *Under the Bridge” i *Give It
Away”, połączone w jedną całość — *Be-
drock Anthem”. Prehistoryczne szaleństwo
pojawia się też w tytule piosenki Shakespe-
are's Sister and The Holly Ghost, udanego
połączenia reggae z charyzmatycznym gło-
sem Siobhan Fahey, obecnej muzy Davida
A. Stewarta, współzałożyciela Eurythmics,
Siobhan nie ma jeszcze pozycji na rynku
muzycznym równej Annie Lennox, ale jeśli
Stewart nadal będzie poświęcał jej tyle cza-
su /napisał tekst i był producentem nagra-
nia/, to wszystko jest możliwe.
Na swoim filmowym koncie Stewart ma
niezbyt udaną współpracę z reżyserem Mi-
chaelem Redfordem przy *1984” wg. Geor-
ge'a Orwella i nieoczekiwany, wielki suk-
ces albumu z muzyką do "Lily Was Here”,
gdzie w głównej roli wystąpił saksofon
Candy Dulfer. Teraz
możemy sięgnąć po je-
go kolejny soundtrack,
*The Ref” /polski tytuł
"Nieoczekiwany roz-
jemca”/. Temat mu-
zyczny otwierający
film zaczyna się nie-
spodziewanie od sym-
fonicznego brzmienia
orkiestry z towarzy-
szeniem stylowej wokalizy, po czym prze-
chodzi w taneczny, współczesny rytm, z de-
likatnym wejściem gitar. Inny przyciągający
uwagę utwór *Welcome to the Sub-
urbs” jest doskonałym wspomnie-
niem Eurythmics, tylko głos wokali-
stki uświadamia, że to już nie czasy
Annie. Kompozytor specjalnym
utworem uczcił perfekcję aktorki
grającej Caroline i tak pojawiła się
jak z sennego marzenia, rozkołysana
*Suite Judy Davis”, bliska w nastroju
utworom Angelo Badalamentiego.
Płyta dowodzi, dlaczego David A.
Stewart zarzucany jest ciągle nowymi
propozycjami i dlaczego jest tak bardzo ce-
niony przez swoje środowisko, Komuś takie-
mu nie odmawia się nawet nagrywania chór-
ków, o czym świadczył kiedyś udział Chris-
sie Hynde na płycie Borisa Griebienszcziko-
wa, wypro-
dukowanej
przez Ste-
warta,
Liderkę
grupy The
Pretenders
przy po -
mnieć mo-
żemy sobie
dzięki ścież
ce dźwięko-
wej z filmu *With Honors”, gdzie wraz z ze-
społem wykonuje piosenkę Boba Dylana
*Forever Young”. Film o młodych ludziach,
z młodymi odtwórcami /pomijam Joe Pe-
sciego/ musiał pochwalić się uznanymi na-
zwiskami muzyków. *Smuci” Duran-Duran,
*grzmi” The Cult, a w przewodnim temacie
popisuje się Madonna. Jak się okazuje, spo-
tkanie *W łóżku z Madonną” było dla reży-
serskiej drogi Aleka Keshishiana bardzo
szczęśliwe. Dla tych, którzy lubią niespo-
dzianki, piosenkę "Blue Skies” Irvinga Ber-
lina zaśpiewa jeszcze Lyle Lovett i może to
ona sprawi, że przestaniemy się dziwić ży-
ciowym wyborom Julii Roberts.
KRZYSZTOF DUŻYŃSKI
P.S. W warszawskich sklepach muzycz-
nych panuje atmosfera senno-wakacyjna.
Wśród polskich soundtracków
nadal zainteresowaniem cieszą
się *Psy 2. Ostatnia krew” i jak
na razie niewiele osób zwróciło
uwagę na płytę z muzyką do
*Jańcia Wodnika”. Wśród zagra-
nicznych składanek nieźle wypa-
dają "Reality Bites” i "The Flint-
stones” chociaż uwagę przyciąga-
ją też "The Lion King” i *The
Wolf”.
Życie pośmiertne
psa Szarika
Tyle jest wokół jubileuszy! Człowiek, gdyby
miał zdrowie i siły, to po prostu musiałby święto-
wać non-stop i bez przerwy. Przy okazji okrągłej
rocznicy można też sobie podumać o znikomości
wszelkich spraw ludzkich. Weźmy pierwszy jubi-
leusz z brzegu. Oto trzydzieści lat temu ukazało
się pierwsze wydanie książki pod dyskretnie
dwuznacznym tytułem — *Czterej pancerni i
ies”. Parę lat później nakręcono pierwszą serię
go serialu telewizyjnego. Innymi słowy,
ci lat temu pies Szarik wkroczył, czy ra-
skoczył, do naszej zbiorowej świadomości.
wskoczył razem ze swoimi koleżkami.
SZCZI — nie znoszę "Czterech pan-
cernych”. Kiedy o nich myślę, to tylko źle. Uwa-
żam, że "Pancerni" to film po prostu podły i
świński. Był to, jak pamiętamy, serial przezna-
czony dla dzieci, istot zupełnie bezbronnych wo-
bec kłamstwa i manipulacji. Miał nauczyć dzieci,
kogo mają kochać, a kogo nie. To, co jego twórcy
mieli do przekazania młodemu pokoleniu Pola-
ków, daje się streścić w dwu zdaniach. "Po
pierwsze — macie się słuchać Rosjan, zawsze i w
każdej sytuacji. Po drugie — macie nienawidzić
cy — se-
z blisko
ćwierówiecze. Ledwie się kończył, już t
znów go wznawiała. Obecny był wszęt
autor zakładał w tele! luby pancernych. Heł-
mofon stał się wśród przedstawicieli niektórych
subkultur dziecięcych wymarzonym okryciem
głowy. Powstała operetka o Szariku i jego zało-
dze. Przed tym nie było ucieczki! Nikt nie mógł
odsapnąć,
aby telewizja nie przypomniała mu o
bez pomocy doskonałych ludzi ra-
ich są niczym. Co roku mogliśmy oglądać
sceny narad si icznych, w trakcie których ro-
syjski sierżant tłumaczył polskiemu pułkowniko-
wi, co ma robić/!/, Co roku dowiadywaliśmy się,
że naprawdę kochać można tylko sowieta. Janek
przedkładał Marusię nad Lidkę. /Lidka natomiast
co roku szła za Gruzina!/. Polacy są, niczym
dzieci, przedmiotem życzliwej opieki Rosjan,
ciągle się od sowietów czegoś uczą, czegoś do-
wiadują — w szpitalu, na przykład, Polak jest fel-
czerem, lekarzem oczywiście jest radziecki
człowiek o wyglądzie profesora. Ponieważ Rosja-
nie są ludźmi lepszymi od reszty, to żeby Pola-
kom nie było smutno, wskazuje się w "Pancer-
nych” naród zdecydowanie od nich gorszy. Są to
cy. "Chłopaki — ich trzeba tępić jak plu-
skwy!” — mówi o Niemcach jeden z bohaterów
filmu. Tak to wyglądało. I taki film miał ukształ-
tować poglądy młodych Polaków na świat. Co
najmniej kilkanaście roczników zostało wycho-
wanych na przygodach załogi Rudego. I co z tego
zostało po latach?
Dziś możemy to jasno powiedzieć — nic nie
zostało. Takie było obrzydlistwo wredne i do-
słownie na nic się nie przydało. Dziś liczni ab-
solwenci klubów pancernych ze śpiewem na
ustach emigrują do Niemiec i zostają się za
Niemców. Natomiast Rosjan mają powiedzmy, w
a i gorszej kategorii. O
Gruzinach szkoda g: Żadna polska dziewczy-
na nie marzy o wspólnym dżigitowaniu w dale-
kim stepie. Żadna!
Można to chyba nazwać artystyczną porażką.
WOJCIECH TOMCZYK
Może jeszcze ktoś pamięta film z serii Ja-
mesa Bonda z 1967 roku pod tytułem "Żyjesz
tylko dwa razy”, w którym agent Jej Królew-
skiej Mości we wcieleniu Seana Connery,
zmartwychwstał po śmierci. Od tego czasu
Bond pięciokrotnie przebił stawkę nieśmier-
telności. Po szykownym Irlandczyku, w roli
tej występowali: George Lazenby, Roger Mo-
ore, Timothy Dalton, a wkrótce rozpocznie
się produkcja kolejnych przygód niezmordo-
wanego szpiega również z Irlandczykiem w
roli głównej, Pierce Brosnanem /wystąpił
ostatnio jako narzeczony Sally Field w *Pani
Doubtfire”/. Wśród kandydatów do misji
agenta 007 byli rozważani rozmaici gwiazdo-
rzy. Hugh Grant odpadł jako mięczak, Liam
Neeson okazał się za chłodny i nawet Mel
Gibson nie nadawał się do tej roli, chociaż
jest jeszcze bardziej męski niż Sharon Stone,
również brana pod uwagę przez producenta.
Na postaci Jamesa Bonda najsilniej odcisnęła
się jednak osobowość Seana Connery, cho-
tryb życia: pije, pali i nigdy nie słyszał o tzw.
bezpiecznym seksie. Cechy te wryły się w pa-
mięć publiczności i prawie nikt nie zauważył,
że np. Roger Moore podczas siedmiu swoich
filmów ani razu nie zapalił papierosa, ani nie
wypił kieliszka wódki czy martini. Dopiero na
życzenie Timothy Daltona nasz bohater znowu
zaczął palić.
Dziennik "The New York Times” martwi
się, czy James Bond nie jest już postacią
przebrzmiałą. Ameryka została opętana przez
tzw. political correctness, stanowiącą mie-
szankę feminizmu, współczucia dla upośle-
dzonych oraz miłości do natury i higieny. W
tej sytuacji agent 007 stał się bardzo niesłu-
szny ideologicznie: nie ma on żadnych wąt-
pliwości, że mężczyzna jest panem stworze-
nia, a życie należy prowadzić według wska-
zań honoru i dla przyjemności. Jest artysto-
kratycznym Europejczykiem w każdym calu,
który zupełnie nie pasuje do plebejski
haterów amerykańskiego kina akcji.
Agent 007 nie ma żadnych wątpliwości,
że mężczyzna jest panem stworzenia,
a życie należy prowadzić według wskazań
honoru i dla przyjemności.
ciaż był on dopiero trzeci w kolejności brany
pod uwagę do zagrania tej roli, po Davidzie
Nivenie i Cary Grancie.
Jesienią rusza produkcja *Goldeneye”,
osiemnastego filmu Bonda, który wejdzie na
ekrany wiosną przyszłego roku. Nowy agent
007 będzie operował w świecie po upadku
Związku Radzieckiego, gdzie rządy są zdo-
minowane przez gangi i mafie. Akcja dzieje
się w St. Petersburgu, na Karaibach i w połu-
dniowej Francji. Autorem scenariusza jest
Michael France, który ostatnio napisał *Na
krawędzi” dla Sylvestra Stallone, zaś reżyse-
ruje Martin Campbell, znany m.in. z filmu
*Bez wyjścia”.
Przygody Jamesa Bonda przyniosły dotąd
ponad dwa miliardy dolarów wpływów kaso-
wych i wytwórnia MGM/UA uważa, że popeł-
niłaby głupstwo nie wznawiając najpopular-
niejszej serii w historii kina. Pierwszy film tej
serii pt. "Dr. No” stanowił małą rewolucję kul-
turalną, dając początek kinu dla przerośniętych
chłopców, czyli kinu akcji łączącemu seks,
przemoc, intrygę kryminalną i popisy techno-
logii na usługach bohatera, który nigdy nie
przegrywa. Postać agenta stworzył pisarz po-
wieści szpiegowskich, Ian Fleming. Jego bo-
hater-to produkt elitarnych szkół angielskich:
wykształcony, odważny i ze złośliwym niekie-
dy poczuciem humoru. Jest nie tylko kobiecia-
rzem, ale również dżentelmenem w dawnym
stylu, czyli prowadzącym bardzo niezdrowy
Gust publiczności spadł dzisiaj do poziomu
rynsztoka, do kina w Ameryce chodzą dzisiaj
głównie młodzi mężczyźni w wieku
od 16 do 24 lat, a dla tej publicz-
ności James Bond może być za
elegancki. Potrafi on przystą-
pić do walki w smokingu, a
po wygranej bezzwłocznie
pójść na wytworne przyjęcie,
prawie nigdy też nie krwa-
wił. Tymczasem dzisi
walki w kinie bardz
pominają rzeźnię niż klub bry-
dżowy. Minęła również epoka nie-
złomnych nadludzi. Dzisiejsi bohatero-
wie mają skazy i głębokie urazy psy-
chiczne, jak Danny Glover w *Zabój-
czej broni” czy Clint Eastwood w
*Bez przebaczenia”, są więc bliżsi
zwykłym ludziom. Natomiast Ja- Ą
mes Bond jest postacią z papie-
rowej mitologii, która w dodat-
ku w ostatnich filmach nabrała
cech własnej karykatury.
Wątpliwe również, czy na pu-
bliczności zrobi wrażenie samo-
chód Aston Martin, nawet wypo-
sażony w urządzenia laserowe i
zabójcze pióro wieczne agenta Jej
Królewskiej Mości, po Batmobi-
lu Nicholsona i panzerfaustach
Schwarzeneggera. Przeciwko
Carey Lowell
i Timothy Dalton
szpiegowi-dżentelmenowi gra również cała
fala filmów szpiegowskich w najbliższych
miesiącach. 15 lipca wszedł na ekrany "True
Lies” z niezłomnym Arnoldem w roli głów-
nej, wkrótce pojawi się też Harrison Ford jako
Jack Ryan w "Clear and Present Danger”. Co
gorsza Miramax planuje własną serię szpie-
gowską z żeńskim odpowiednikiem agenta
007 o imieniu Modesty Blaise.
Czy 18 film Jamesa Bonda będzie więc
ostatnim? Tytuł *Goldeneye” pochodzi od
imienia domu Iana Fleminga na Jamajce, a
także kryptonimu operacji, którą autor prowa-
dził podczas II wojny światowej jako członek
Służby Wywiadowczej Marynarki Jego Kró-
lewskiej Mości. W tamtych czasach być kró-
lem Anglii to było coś, gdy dzisiaj rodzina
królewska jest poniewierana w brukowcach
zaś z imperium brytyjskiego została ledwie
pestka. Ten sam los może spotkać najwier-
iejszego sługę Jej Królewskiej Mości.
KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI
ę
=
Q
<
o)
LLI
Ń
[24
Q
1
z
GARSONIERA
WTOREK, 9 VIII, 22.00, II
Najlepszy dowód, że nazywanie
Billy Wildera "cynikiem” było wiel-
ką przesadą. Ten film to ostry i prze-
nikliwy obraz "wyścigu szczurów”,
opow o jego niszczących skut-
kach, ale nie skażona żadnymi ideo-
logicznymi uproszczeniami. Pierw-
Sza część filmu, rozgrywająca się w
gmachu wielkiej korporacji ubezpie-
czeniowej, jest zabawna, ale i dość
przerażająca. Wilder nie popadając
ani przez chwilę w patetyczny, ka-
znodziejski ton, unikając zbyt wyra-
zistych wizualnych symboli kreśli
obraz świata absurdalnego, świata, w
którym człowiek roztapia się w tłu-
mie, praca jest zmechanizowana, li-
czy się siła i spryt. W tym świecie
gładkich kłamstw, półprawd i po-
chlebstw obraca się niejaki C.C. Ba-
xter /Jack Lemmon/, pnący się po
kolejnych szczeblach kariery dzięki
dyskretnej garsonierze, którą udo-
stępnia swojemu szefowi. Zasługą
Lemmona jest to, że ten więcej niż
dwuznaczny osobnik, który poddał
się obrzydliwym zasadom gry, od
początku nie budzi antypatii. Baxter
jest zresztą jednym z wielu. Czuje-
my, że znajduje sobie usprawiedli-
wienia — każdy s , by osiągnąć
sukces jest dobry, byle był skutecz-
ny. Ale Baxter nie jest małą kanalią.
Przede wszystkim dlatego, że kocha.
Zresztą łatwo go zrozumieć. Panna
Kubelik, trochę naiwna, trochę zroz-
paczona i zagubiona windziarka,
wprost domaga się opieki.
To jedna z najlepszych ról
Shirley MacLaine - ta
dziewczyna po prostu bu-
dzi lepsze instynkty.
Baxter i Kubelik zmie-
niają się, gdy odkrywają,
że zdolni są do rezygnacji z
ścigu, że mogą się
pokochać. A więc naiw-
ność, hollywoodzkie sche-
maty, łzawy "happy end”?
Wilder starannie skrywa
zułość wobec swych bo-
haterów, dlatego w nią wierzymy.
Tu nie ma fałszywych tonów. Za-
kończenie owej historii jest niemal
podniosłe, ale i lekko ironiczne. Czy
i Kubelik uda się rzeczy-
od morderczego wyści-
gu, , znaleźć na to w sobie siły? Być
może to tylko chwilowe wyzwole-
nie. Ale już dla takich *być może”
warto żyć. I robić filmy. /rw/
The Apartment, USA, 1960,
125' R: Billy Wilder. W: Jack Lem-
mon, Shirley MacLaine, Fred Mac-
Murray, Ray Walston, Jack Kru-
schen, Eddie Adams.
Shirley MacLaine i Jack Lemmon]
JUNIOR BONNER
PONIEDZIAŁEK, 22 VIII, 23.30, I
Opowieść o cichym końcu pewnej
tradycji i pewnego sposobu życia. Ty-
tułowy Junior Bonner /Steve McQue-
en/ to — jak go nazywa brat — *mote-
lowy kowboj”, mistrz rodeo już nieco
zbyt stary na rodeo. Jego determina-
, by być prawdziwym mężczyzi
w świecie, który nie potrzebuje takich
jak on, jest dramatem. Sam Peckinpah
f'Dzika banda”/ uniknął jednak histe-
rii czy zbytniego sentymentalizmu.
Opowiedział o chwili ważnej w dzie-
jach Ameryki. O końcu Ameryki dy-
namicznego, czasem naiwnego indy-
widualizmu i wiary w suk
ostatecznym końcu Ameryki pionie-
rów. Ich miejsce zajmują stateczni bi-
znesmeni, ludzie, którzy chcą zapo-
mnieć o swoim dziedzictwie. To nie
wróży nic dobrego — napomina Pec-
kinpah, wielki wróg cywilizacji pr:
mysłowej, w której nie ma mi
na honor i uczucia. Wszystko to jest
delikatnie, ale dobitnie zasugerowane.
Wielką siłą tego filmu jest wyciszony
ton i brak zacietrzewie! Nawet
człowiek "nowych cz.
lloe Don Baker/, nie budzi negatyw-
nych odczuć. Rodzina Bonnerów
pomimo ostrych konfliktów — che
szcze być rodziną. Dlatego Curly na-
pije się z Juniorem piwa, dla-
tego Junior wykona swój koń-
cowy gest. Ale już nadchodzi
era telewizji, a piękny krajo-
az będą szpecić *westerno-
ałasy i domki dla eme-
rytów. Tradycja staje się to-
warem — chodliwym, ale wy-
zbytym treści. Zan ziemi
obiecanej będzie Ziemia
Hot-Doga. Obietnica Nowe-
go Raju nie spełniła się. Dla-
tego Junior Bonner pozostanii
Ą lialiśmy się z Kirka Dou-
glasa konającego w "Ostatnim kow-
boju”? McQueen-Bonner ma tru-
dniejszy los - on _ przeżył.
jl
Junior Bonner. USA, 1972,
103'. R: Sam Peckinpah. W: Steve
McQueen, Robert Preston, Ida Lupi-
no, Ben Johnson, Joe Don Baker,
Barbara Leigh, Mary Murphy, Dub
Taylor.
STRZAŁY
SOBOTA, 20 VIII, 22.00, II
Porównywanie tego filmu do
dzieł Kafki było przesadą, ale z
pewnością *Strzały” to jeden z naj-
bardziej niepokojących westernów,
jakie kiedykolwiek powstały. Jest
to historia pościgu przez pustyni
pościgu, który wydaje się nie mieć
celu i końca.
Film Hellmana unika pretensjo-
nalności dzięki dręczącemu rytmo-
wi montażu i świetnemu wykorz;
staniu scenerii Utah. A także dzięki
aktorstwu. Warren Oates i Jack Ni-
cholson przewodzą stawce, ale i
pozostali wykonawcy dostosowali
się świetnie do stylu filmu. Emocje
bohaterów i gra aktorów są ski
wane *do wewnątrz”. Nie ma tu
mowy o żadnej grupowej solidar-
ności, ważny jest jeden motyw:
przetrwania. Bohaterowie walczą
rozpaczliwie - być może z wymy-
ślonym zagrożeniem — by przeżyć.
Ta bliska rezygnacji walka ma cha-
rakter absurdalnego rytuału pełnego
dziwacznych gestów. Śmierć, choć
wydaje się groteskowa, jest tu kon-
kretna. Ba, jest naprawdę faktem
ostatecznym, co w więk:
sternów nie jest tak
że nikt nie powsta-
nie, by "przeżyć następną przygo-
dę”. Bo to nie jest świat przygód.
Przesadna stylizacja i filozoficzne
pretensje z reguły nie służyły ga-
tunkowi.
Film Hellmana jest jednak wy-
jątkiem. Nie kokietuje swoją
odmiennością. Po prostu jest inny.
To studium wszechogari ącego
lęku, które można rozumieć bardzo
różnie. Nic ono nie traci przez to ze
swej niepokojącej siły.
Iejł
The Shooting. USA, 1966, 81'.
R: Monte Hellman. W: Jack Ni-
cholson, Warren Oates, Millie
Perkins, Will Hutchins.
W KRĘGU ZŁA
NIEDZIELA, 21 VIII, 23.05, I
Zachwyty przeplatały się z pre-
tensjami o wtórność i "napuszony in-
fantylizm”. Kinu Jean-Pierre'a Mel-
ville'a jedni zarzucal
fekcję i chłód, inni zaś
zme!
entuzja-
pisali o nim jako o "czystej
Komu dziś przyznać rację?
*W_ kręgu zła” wykorzystuje je-
den z żelaznych schematów kina
gangstersko-kryminalnego. Melville
sam twierdził, że wzorem dla niego
była "Asfaltowa dżungla” Johna Hu-
stona, którą uważał za arcydzieło.
Film Melville'a to opowieść o *wiel-
kim skoku” trzech zawodowców.
Skoku udanym, który jednak musi
mieć tragiczny koniec. "W kręgu
zła” ciągle fascynuje. Techniczna
perfekcja filmu widoczna jest w każ-
92
dym wypieszczonym kadrze i staran-
nie wyreżyserowanej ścieżce dźwię-
kowej, gdzie ważny jest każdy od-
głos i każda pauza. Przy całk
konstrukcyjnej konsekwenc.
sprawia bowiem wrażenie wielkiej
gry pozorów. Świat nocnego Par,
i małomównych gangsterów przypo-
za tą manifestacyjną sztucznością
kryją się — paradoksalnie — wielkie
emocje i sympatia dla bohaterów,
którzy działają jakby kierowani nie-
widzialną siłą, bo przez działanie
chcą usprawiedliwić swe istnienie i
nadać mu sens. Pod maską *twar-
dych facetów” w gruncie rzeczy kry-
ją swoją słabość i przerażenie. Ale
wątki psychologiczne, choć boleśnie
prawdziwe, /np. motyw przeżywają-
wstrząsającej kreacji Bourvila/ nie
zdominowały jednak filmu. Obsesyj-
na symetria "W kręgu zła”, powraca-
jące jak refren obrazy podobnych sy-
tuacji i miejsc są tak projekcją "pej-
zażu wewnętrznego” bohaterów, jak
i labiryntem budowanym dla oszoło-
mienia i ku satysfakcji wi-
dzów.
*W kręgu zła” i inne
filmy Melville'a przypomi-
nają trochę powieści Graha-
me'a Greene'a. Jest w nich
przeczucie istnienia innego
świata i innego porządku,
ponadludzkiego. Z tym, że
u Greene'a z reguły obe-
cny jest motyw nadziei na
wybawienie. U Melville'a
jest tylko śmierć jako wiel-
ka i być może ostateczna ta-
jemnica./dt/
le cercle rouge. Francja-Wło-
chy, 1970. 120' R: Jean-Pierre
Molkile. W: Alain Delon, Andrć
Bourvil, Yves Montand, Gian Ma-
ria Volontó, Fracpis Perrier, An-
dr Eykan, Pierre Collet, Paul
Craucnet.
Alain Delon
"ROBERT sos CHARLES KYRA ELISABETH TOM | i ALFRE
DOWNEY,JR. GRODIN * SEDGWICK "SHUE SIZEMORE PAYMER, WOODARK
"Szansa... . „4 J i
na'drugie życie. |
s -SZĘZĘŚCIE |.
w czy, przekleństio?fe"
* Jak
wywinąć Się
ŚW. Piotrowi? |
|
|
4 -aiai "94
; iś ra |
home video I SRE -
ZKWYŁKSY PITUKEŚ posen a KLPHAWIN/STAMPCOE CNTEKTANNMENT krrniie ZAKO "HAY AND SOUS” = WAKE SKA z LAK smd DAK PASKA Kicia GRLGORY M
4511 NCHOLAŚ AMON "ezexJONN UNO »e%%5K/LHACL WNTKIKS, Hit „z (RIJ-ESTH ALBERT my JAKE$ JACK **5GRLGONY KASE w KIK HANS wo-GAENT KADOOCK 05.5. WILSON 5 BRENT LTU? MISON mo RA, HANSEN © LAIK LU
NANCY KOBERIS wo SŁAŃ DANIE **e RON MIEKUO [i JANASA Pol © CE MY SYS RL AGH PISKA k
Nowa lista Bestsellerów Video
I lipca 1994 - 30 lipca 1994
1. Na linii ognia /In the Line of Fire/ m
2. Psy 2 NVC
3. Kevin sam w Nowym Jorku
/Home Alone/ Imperial
4. Sommersby Warner
5. Wykonać rek /Death Warrant Warner
6. Prawo podziemia
/Backstreet Justice/ Vision
4 DIE jorączka /Blue Heat/ MI
Żywy cel JRaw Target/ Arbvision
5. kand ka podróż
/Road kil) Magic Picture
10. Śmiertelny wirus /Jericho Fever/ m
11. Pozostań na tej fali /Stay Tuned/ Warner
12. Omen /The Omen/ Imperial/Fox
13. Gra o A /Power play/ Warner
14. Marylin i Bobby Mwi
15. Bogowie muszą być szaleni
/Gods Must Be Crazy/ DG
Listę zestawiliśmy na podstawie danych nadesłanych przez
najważniejsze polskie hurtownie video: MIG /Warszawa/, Si-
Iver /Warszawa/, Oświata /Katowice/, Videx /Poznań/, A-2
[Łodź/, Javi /Wrocław/, Video-Jack /Kraków/, Gudell /Byd-
goszcz/, Maxim /Rzeszów/, Studio c.d. /Warszawa/, AiT /Wro-
cławi.
BOGOWIE E MUSZĄ
BYĆ SZALENI
Komedia, 109”
Aż trudno uwierzyć, ale chyba
tylko ze względu na kraj produk:
cji /RPA/ i kolor skóry reżysera
/białył, zarzucono temu filmowi
"agresywny
rego życie zmienia się wraz z wy
rzuconą z samolotu butelką co-
ca-coli /którą biorą za znak bo-
gów jest przede wszystkim celną
i dotkliwą satyrą na cały świat
Świat, który
zmierza ku szaleństwu nawet o
tym nie wiedząc. Pogoń za złud-
nymi wartościami materialnymi,
różne formy nienawiści i przemo-
cy są w tym filmie bardzo zabaw.
ne, a jednocześnie tym bardziej
przerażające. Natomiast prostacz-
kowie z dżungli mogą może bu-
dzić rozbawienie, a
oni znają swoje miejsce w świe-
cie, co daje im poczucie sensu i
pewności. Na szczęście wszystkie
te morały przyjmują formę bra
wurowego widowiska, umiejętnie
ego do tradycji sla-
psticku. Nie uświadczymy tu ka-
znodziejskiego tonu ani preten-
sjonalnego namaszczenia. Efekty
komiczne wzmacnia dodatkowo
ironiczny komentarz spoza ka-
dru./rw/
The Gods Must Be Crazy. RPA,
1980. R: Jamie Uys. W: Xao,
Marius Weyers, Sandra Prin-
sloo, Nie de Jager, Louw Ver-
wey. DG.
94
PRAWDZIWY ROMANS
Sensacyjny, 90"
Quentina Tarantino zabawy w ki-
no ciąg dalszy. Co prawda do
"Prawdziwego romansu” napisał
tylko scenariusz, ale Tony Scott
przeniósł go na ekran z zachowa-
niem "tarantinowskiego" duch;
Jest to historia romansu sprze-
dawcy komiksów Clarence'a i
call-girl Alabamy. Poznają się w
kinie, zakochują i jeszcze tego sa-
mego dnia biorą ślub. Sprawy
komplikują się dopiero wtedy.
kiedy Clarence kradnie walizkę
pełną narkotyków należącą do
mafii. Zakochani podążają z łu-
pem do Kalifornii, a za nimi pę-
dzą płatni mordercy. Tarantino i
Scott bawią się cytując najsłyn-
niejsze filmy drogi /od "Bonnie i
Clyde” Arthura Penna po "Dziką
namiętność” Jonathana Dem-
ą konwencje i
gwałtownie przechodzą od tonu
poważnego do totalnego żartu.
Przemoc, jak to w filmach Taran-
i bardzo re:
listycznie, ale nie o zaszokowanie
widza tym razem chodziło. Ten
film to tylko krwawa baśń, w któ-
rej rzeczywistość odbija się jakby
w krzywym zwierciadle. Stąd w
scenach gwałtu sporo czarnego
humoru, a w tytułowym romansie
za grosz miłości.
lec/
True Romance. USA, 1993. R:
ter, Patricia Arquette, Dennis
Hopper, Gary Oldman, Brad
Pitt. Top Video.
FILM MIESIĄCA
BEZSENNOŚĆ W SEATTLE
Uwierzyć w przeznacze-
nie? Nora Ephron w nie
wierzy. W swoich scena-
riuszach zawsze tę wiarę
objawia, sprowadzając
przeznaczenie właściwie
do jednego: miłości. Miło-
Ści tej prawdziwej i ro-
mantycznej. Przeznaczeni
byli sobie Sally i Harry z
*Kiedy Harry spotkał Sal-
ly” filmu, który Rob Rei-
ner nakręcił według jej
scenariusza. Przeznączeni
są sobie Annie i Sam z
*Bezsenności w Seattle”,
drugiej reżyserskiej próby
Ephron. Choć bohaterowie
mieszkają na dwóch róż
nych krańcach Ameryki i z
początku nawet nie wiedzą
o swoim istnieniu, miłość
OLIVER!
Musical, 146"
Obsypany Oscarami /zdobył icl
w 1968 roku aż 6, w tym za
serię i najleps: li
już po premierze s padł
Jednego z najwybitniejsz
sh reżyserów Carola Rec:
a niepokojącego klimatu i
suje mroczny i
nędzny Londyn i równie mroczne
namiętności zwłaszcza w drama-
tycznym finale, czuje się w swo-
im żywiole. Reszta jest już tylko
więcej niż poprawnym, ale na
pewno nie wybitnym musicalem,
zrealizowanym potoczyście, lecz
bez zbytniej fantazji. Ron Moody
w roli Fagina zasłużył być może
na Oscara, ale gdy wspomni się
kreację Aleca Guinnessa z wersji
Davida Leana, kreacja Moo-
dy'ego blednie. By uniknąć
oskarżeń o antysemityzm, które
spotkały Leana i Guinnessa, Fa-
gin został pozbawiony cech ż
dowskich, co zubożyło rolę.
Główny cel — kasowy sukces z0-
stał jednak osiągnięty.
lrwl
Oliver! Wielka Brytania, 1969.
R: Carol Reed. W: Ron Moody,
Mark Lester, Shani Wallis, Oli-
ver Reed, Jack Wild. ITI.
w końcu zatriumfuje. Bu-
dujące, prawda?
Zaczyna się od przypad-
ku. Annie i Sam słuchają
w radiu tego samego
talk-show, nadawanego
dla cierpiących na bezsen-
ność, w którym każdy mo-
że wyspowiadać się ze
swoich problemów na
uszach całej nie śpiącej
Ameryki, a psycholog
udzieli mu konwencjonal-
nych porad. Sam jest uta-
lentowanym architektem,
który próbuje zacząć żyć
normalnie po śmierci żo-
ny. Przychodzi mu to z
trudem, jego ośmioletni
syn bardzo się tym martwi,
więc namawia ojca, żeby
zadzwonił do radia. Annie
BLUES TAJNIAKÓW
Komedia sensacyjna, 95'
Dom wariatów. CIA, FBI, han-
dlarze bronić
szpiegów. A wszystko kręci
wokół pewnej sympatycznej ro-
dziny. Jane i Jeff Blue byli kiedyś
szpiegami. Dziś marzy im się
spokojne, zwyczajne życie z ich
dzieckiem. Nic z tego. Raz je-
zcze będą musieli wkroczyć do
akcji, walcząc z międzynarodo-
wym gangiem handlarzy bronią.
dowodzonych przez agentkę wy-
wiadu zza Żelaznej Kurtyny, nie-
ków” odwołuje
sophisticated comedy” z ciągły-
mi pojedynkami słownymi toczo-
nymi przez parę głównych boha-
terów. Jane, grana z autoironicz:
nym wdziękiem przez Kathleen
Turner, góruje nad mężem spry-
tem i inteligencją. Jeff z szel-
mowskim uśmiechem Dennisa
Quaida, wychodzi z założenia, że
mężczyzna sprawdza się przede
wszystkim w działaniu. Aktorski
duet znakomity, ale nie w pełni
wykorzystany. Niekiedy ta kome
dia przyjmuje formułę kina akej
w której Herbert Ross, komedio-
wy weteran, nie zawsze potrafił
się odnaleźć.
Undercover Blues. USA, 1993.
R: Herbert Ross. W: Dennis
Quaid, Kathleen Turner, Stan-
ley Tucci, Larry Miller, Fiona
Shaw. Warner.
jest młodą, energiczną
dziennikarką, której wyda-
je się, że ułożyła sobie ż;
cie uczuciowe u boku
sympatycznego, ale nud-
nego i wiecznie na coś
uczulonego fajtłapy. Kiedy
jednak pewnej nocy usły-
szy w radiu opowieść Sa-
ma, jej uporządkowany
Światek zachwieje się
mocno w posadach, a An-
nie ruszy na drugi koniec
Ameryki. Co nią kieruje?
Impuls serca, pragnienie
przeżycia "prawdziwej mi-
łości”. Dzięki radiowym
opowieściom Sama Annie
przestanie już wystarczać
perspektywa "małżeństwa
z rozsądku” z wiecznym
alergikiem. Obudzi się w
Chwilami subtelny pa
Hitchcocka /rafny zwła
li chodzi o zabawne przedr:
nianie plastycznych koncepcj
mistrza/ miesza się jednak z cha-
rakterystyczną dla Mela Brooksa
burleskową błazenadą, Peryp
łynnego psychiatry, doktora Ri
charda H. Thorndyke'a /Brooks
przypominają klasyczne Hitch-
cockowskie fabuły, a z
Wątpliwości budzą natomiast
przesadnie przerysowane postaci
nego i seria dowcipów aż nadto
dosadnych, jak chociażby SE-
Ale
taki właśnie jest Mel Brooks, któ-
ry miał zawsze w sobie coś z roz-
chichotanego sztubaka, cieszące-
go się szczególnie wtedy, gdy uda
mu się zrobić naprawdę nie-
smaczny kawał. Brooksowi po-
mogli tym razem świetni charak-
terystyczni aktorzy. Madeline
Kahn parodiująca Grace Kelly
czy Cloris Leachman w roli de-
monicznej siostry Diesel poz!
lają zapomnieć, że sam Mel Bro-
oks braki aktorskiego warsztatu
nadrabia — jak zwykle ze zmien-
nym powodzeniem — nieco nużą-
cą aktorską szarżą i tupetem.
lit/
High Anxiety. USA, 1977. R:
Mel Brooks. W: Mel Brooks,
Madeline Kahn, Cloris Leach-
man, Harvey Korman, Dick
Van Patten, Imperial.
CHODZĄCE SŁOŃCE
Sensacyjny, 129"
Luksusowa zal girl zostaje
zgwałcona i zamordowana. Spra-
wa jest o tyle delikatna, że jej
klientami byli amerykańscy poli-
tycy i japońscy biznesmeni robią-
cy interesy w USA. Do śledztwa
zostają przydzieleni dwaj detek-
tywi z Los Angeles. Ich wzajem-
ny stosunek jest równie ważny,
co prowadzone przez nich docho-
dzenie. ący dobrze ob;
Japończyków, intelektualista
John Connor /rola specjalnie na-
pisana dla Seana Connery/ jest
opanowany i zamknięty w sobie.
Jego impulsywny i gwałtowny
partner jest dokładnym przeci-
wieństwem Connora. Różnice
między nimi zaznaczają się na
każdym kroku, spięcie jest nieu-
niknione. Kolejny więc film o po-
licjantach, rozegrany w podobnej
konwencji: początkowe animozje
ustępują zrozumieniu i męskiej
solidarności. W powieści Michae.
la Crichtona, według której po-
wstał scenariusz, chodziło 0 coś
jeszcze. Mniejszość japońska w
USA uznała ją za rasistowską. Z
obawy więc przed protestami i na
fali polityki correctness, więk-
szość antyjapońskich akcentów
została złagodzona albo wykre-
ślona. W efel iększym ra
sistą okazuje się Amerykanin pol-
skiego pochodzenia z werwą za-
grany przez Harveya Keitela.
Jec/
Rising Sun. USA, 1993. R: Phil-
lip Kaufman. W: Sean Conne-
ry, Wesley Snipes, Harvcy Kci-
tel, Ray Wise, Mako. Imperial.
ZOSTAŃ NA TEJ FALI
Komedia, 85
Roy nie potrafi obejść się bez te
lewizora. Byłby chory, gdyby ct
noc nie przyjął stałej porcji tel
wizyjnych wzruszeń i emo
Przeskakując bez zastanowienia
ż kanału na kanał, chciwie chło-
nąc każdą minutę przekazu na-
wet nie zauważa, że ot
od rodziny. Ma więc za swoje.
Pewnej nocy odwiedzi go Lucy-
fer i zabierze prosto do telew.
zyjnego piekła, gdzie łatwo moż-
na stracić głowę naprawdę w se-
rialu o francuskiej rewolucji lub
zginąć od kuli w westernie. Stra-
sznie i śmiesznie zarazem. Stra-
sznie, bo absurdalny niekiedy
humor kryje ważkie ostrzeżenie.
Takich, jak Roy jest wielu. Z mi-
skami pop-cornu na kolanach
codziennie siedzą godzinami
przed telewizyjnym ekranem,
pozwalając żeby ekranowa fikcja
zawładnęła ich życiem. Śmie-
sznie, bo "Zostań na fali” to
przede wszystkim komedia z
udanymi parodiami popularnych
filmów i programów, ze "Świa-
ne'a” i "Przystankiem
Ja czele.
lec/
Stay Tuned. k
ter Hyams. W: John Ritter,
Pam Dawber, Jeffrey Jones,
Eugene Levy. Warner.
VIDEO
niej potrzeba odnalezienia
w życiu romantyzmu.
Pytanie, czy na roman-
tyzm jest jeszcze miejsce
w naszym, tak skonkrety-
zowanym świecie? Nora
Ephron wyznaje pogląd, że
oduczyliśmy się mówić
szczerze o uczuciach. Mu-
simy tej szczerości nau-
czyć się od nowa. Annie i
Sam, jak kilka lat temu
Sally i Harry, z początku
wolą udawać zatwardzia-
łych realistów w sferze po-
glądów na miłość. Porywy
serca uważają za coś prze-
starzałego. Zdrowsze wy-
nionego scenarzysty i pisar:
adapiacją jego własnej powi
Klimatem *
przypomini
Johna Irvinga. MARY tu podobną
kolekcję ekscentrycznych typów i
paradę sytuacji przypominających
senne majaczenie. Lecz jeśli już
zaakceptujemy natrętną, w stylu
*nowej fali” swobodę narracj
główny temat rysuje się wyrazi-
ście. Chodzi tu mianowicie 0 tę-
sknotę za przyjmującym tu
wprawdzie absurdalną postać mi
skim kodeksem honorowym,
ry nadawałby jakąś
sensownemu życiu. Konfrontacja
pomiędzy dwoma przewodnikami
turystów łowiących ryby w ci-
chym zakątku Florydy jest nieu-
nikniona. Obaj ci outsiderzy in-
stynktownie tęsknią za czasami,
gdy "mężczyźni mogli być męż-
cho Inie
a fascy-
viat westemowych boha-
terów/ są ukazane jako anachro-
niczne i bezsensowne, ale cóż z
tego — to przecież jedyne warto-
ściowe amerykańskie idee — suge-
ruje reżyser.
Icjl
92 in the Shade. USA, 1975. R:
Thomas McGuane. W: Peter
Fonda, Warren Oates, Margot
Kidder, Burgess Meredith,
Harry Dean Stanton. NVC.
daje im się tzw. racjonalne
podejście. A więc rozsą-
dek kontra uczucie. U
Ephron rozsądek nie ma
szans w starciu z miłością.
To krzepiący pogląd, ale
naiwny i staroświecki, jak
naiwna i z lekka staro-
świecka jest "Bezsenność
w Seattle” /inspiracją był
dla niej klasyk melodra-
matu, *An Affair to Re-
member” Leo MeCareya/.
Jednak tęsknota za roman-
tyzmem musi być w nas
bardzo silna, skoro wierz;
my, że Annie i Sam s
PODNIEBNA KRUCJATA
Komedia, 100*
Krzyżowcy, Saraceni i ufoludki
w jednym filmie. Nieprawdopo-
dobne? A jednak. Początek jak w
klasycznym /no, prawie/ filmie
kostiumowym. Zaślubiny sir Ro-
gera, nerwowego półgłówka z
lodowato dumną lady Katherine
przerywa pojawienie się wysłan-
nika z Jerozolimy, który wzywa
do przyłączenia się do krucjaty
Mimo zakazów niedoszłej żon,
sir Roger z niekłamaną radością
szykuje się do drogi. Lady Ka-
therine, z głębi kochającego ser-
y mu więc wszystkiego
najgorszego. W chwilę potem na
zamkowym dziedzińcu ląduje
niezidentyfikowany obiekt
jacy... Dalej
podobnym stylu akira i grote-
Ski, gdzie każdą najdramatycz.
niejszą nawet sytuację wieńczy
żart. Humor na różnym pozio-
mie, od najmniej wybrednego,
po bardziej wyrafinowany. Ufo-
ludki i średniowiec:
wstrząsając posadami Anglii i
Jerozolimy, tworzą nadzwyczaj
malowniczą grupę. Sukces w
głównej mierze jest zasługą lite-
rackiego pierwowzoru, powieści
Poula Andersona, mistrza litera-
tury science fiction.
lec/
High Crusade. USA-Niemcy,
1994. R: Klaus Knoesel, Holger
Neuhauser. W: John Rhys-Da-
vis, Rick Overton, Ray Cokes,
Patric Brynner, Debbie Lee
Carrington. Muvi.
*-
%kk%*%% — zobacz koniecznie!
kk kkk — znakomity
*%k* — bardzo dobry
*%%k — dobry
%% — średni
na własną odpowiedzialność
szczycie Empire State Bu-
ilding, na randce zaaranżo-
wanej przez syna Sama, i
nie zastanawiamy się, co z
nimi będzie potem, kiedy
czar przygody pryśnie. W
końcu to tylko bajka. I
Ephron kończy ją tam,
gdzie kończy się da
bajka o królewiczu, który
szukał swojej królewny.
ELŻBIETA CIAPARA
Sleepless in Seattle.
USA, 1993. R: Nora Eph-
ron. W: Tom Hanks,
Meg Ryan, Bill Pullman,
Ross Malinger, Rob Rei-
ner. ITI.
PUCHACZ I KOTKA
Komedia, 96"
Dobrana z nich para. Felix /Geor-
al/ pracuje w księgarni,
ale woli myśleć o sobie jako o
genialnym pisarzu, który po pro-
tu nie może się przebić. Doris
[Barbra Streisand/ jest prostytut-
ką, która uważa siebie za model-
kę i aktorkę. Felix to intelektuali-
sta, Doris skończyła edukację na
poziomie podstawówki. Pewnej
nocy wdziera się do mieszkania
Felixa, który zadenuncjował ją
jako call-girl przed właścicielem
kamienicy i żąda noclegu. Prote-
sty na nic się nie zdają, Doris sta-
wia na swoim, a przy okazji pa-
kuje Felixa w niel
komedia Herberta Rossa,
adaptacją popularnej sztuki Billa
Manhoffa, zachowała sceniczną
konstrukcję, składając się z
trzech aktów /czy jak określił to
jeden z angielskich krytyków:
trzech sypialń, b k
mu w sypialniach się rozg,
Akcji w niej niewiele, wszystko
opiera się na błyskotliwych dialo-
gach, słownych utarczkach i zj
dliwych niekiedy żartach. Taki
scenariusz potrzebował aktor-
skich znakomitości. George Sea-
gal i Barbra Streisand stanęli na
wysokości zadania: zagrali jedne
z najlepszych ról w swoim dorob-
ku, tworząc duet w stylu Kathari-
ne Hepbum i Spencera Tracy.
The Owl and the Pussycat. R:
Herbert Ross. W: George Sea-
gal, Barbra Streisand, Robert
Klein, Allen Garfield, Roz Kel-
1y, 1970. ITI.
95
DYR DYŃ a |
Znowu jesteśmy wredni i złośliwi.
Będziemy demaskować legendy kina
ich własnymi słowami. Oto, co mają
wielcy ekranu do powiedzenia
na przeróżne tematy.
O SŁAWIE
Sława mnie peszy. Nie rozu-
miem tego całego zamieszania
wokół mojej osoby. Amerykanie
wiedzą więcej o mnie niż o face-
cie, który rządzi tym krajem.
Bruce Willis
Dennis Hopper
Kiedy jest się sławnym, nie
można nic ukryć. A jeżeli zosta-
nie się o coś oskarżony, wyrok
orzekający winę zapada jeszcze
przed rozpoczęciem rozprawy.
Kirstie Alley
Sława jest jak narkotyk. Nig-
dy nie jest się usatysfakcjono-
wanym: im jesteś bardziej popu-
larny, tym bardziej marzysz o je-
szcze większej sławie. Aż pew-
nego dnia odkrywasz, że z po-
wodu sławy straciłeś kontrolę
nad własnym życiem. Ale wtedy
jest już za późno.
Sylvester Stallone
Lubię towarzystwo kobiet, bo
mnie nie wkurzają.
Tom Cruise
96
Piękna kobieta nawet, jeżeli
jest głupia, nadal jest interesująca.
Oliver Stone
W moim wieku dochodzi się
do wniosku, że najlepsze kobiety
to te po 40-tce. Są bardziej inte-
resujące.
Clint Eastwood
O KONKURENCI
Kiedy oglądam filmy z Kevinem
Costnerem, umieram z nudów.
Mickey Rourke
Madonna jest jak papier toale-
towy. Jest wszędzie, na okładce
każdego pisma. To obniża war-
EWIE: Oliver Stone
Nie znam żadnej kobiety, któ-
ra wyglądałaby korzystnie o szó-
stej rano. Poza Michelle Pfeiffer.
Kirstie Alley
O SOBIE
Jestem kretynem. Nic na to nie
poradzę. Tak to już jest, jedni są
mądrzy, inni głupi.
Keanu Reeves
Jestem trochę szalony. Niena-
widziłem moich rodziców. I by-
łem o krok od zostania seryjnym
mordercą.
Dennis Hopper
Potrafię być piękna i potrafię
być brzydka.
Juliette Lewis
Mam na swoim punkcie obse-
sję. Myślę o sobie bez przerwy. I
mogę godzinami przeglądać się
w lustrze.
Dustin Hoffman
Jestem wysoka, piękna i uta-
lentowana. Niektórych wkurza,
że gra przychodzi mi z taką ła-
twością. A ja po prostu jestem
inteligentna.
Sean Young
Jestem genialna, czyż nie?
Meryl Streep
Powinienem był odbyć służbę
w wojsku. Wojsko zrobiłoby ze
mnie prawdziwego mężczyznę, a
nie komedianta paradującego w
przebraniu.
Gary Oldman
Nazywają mnie feministką
uwięzioną w ciele bogini.
Geena Davis
O PRZEMO
Jestem przeciwnikiem prze-
mocy. Zostałem zmuszony do
grania w tego typu filmach. Przy-
jechałem do Ameryki mając zły
akcent, więc pokazałem mój tors
i nogi.
Jean-Claude Van Damme
Każdy, kto używa broni, za-
sługuje na karę śmierci.
Sylvester Stallone
O ŚMIERCI
Cóż to będzie za ulga. Żad-
nych więcej wywiadów.
Katharine Hepburn
Nie chciałbym umrzeć we
śnie. Chciałbym zostać zastrzeló-
ny przez policję, która wzięłaby
mnie za przestępcę. Albo coś je-
szcze bardziej dramatycznego:
ratuję dziecko z płomieni, budy-
nek wali się na mnie w chwili,
gdy oddaję dziecko strażakowi.
Charlie Sheen
O SCENACH
MIŁOSNYCH
Przygotowania do takiej sceny
trwają tak długo, tak dużo wysił-
ku wkładają w to, żeby zakryć
pryszcze na twoim tyłku, że kie-
dy wreszcie kręcisz scenę, jesteś
zupełnie otępiały.
Brad Pitt
JAK
ZGUMY |
Nie tylko
Robert De Niro |
może zmieniać
swoją wagę |
zależnie od granej roli.
Hollywood chudnie
i tyje na zawołanie.
Kto? W czym? O ile?
Michael Chiklis
*Wired” Larry'ego Peerce'a
przytył 16 kg
Kevin Costner
*Doskonały świat”
astwooda
Willem Dafoe
*Triumph of the Spirit”
Roberta M.Younga
schudł 9 kg
Robert De Niro
*Raging Bull”
Martina Scorsese'a
przytył 25 kg
Robert De Niro
*«Nietykalni"
Briana De Palmy
przytył 20 kg
Vincent D'Onofrio
*Full Metal Jacket”
Stanleya Kubricka
przytył 31 kg
Harvey Fierstein
*Torch Song Trilogy”
Paula Bogarta
Ben Kingsley
*Gandhi"
Richarda Attenborough
schudł 9 kg
Shirley MacLaine
*Madame Sousatzka”
Johna Schlesingera
przytyła 13 kg
Gary Oldman
*Sid and Nancy”
Alexa Coxa
schudł 13 kg
(Tom Hanks
Kurt Russell
*Elvis"
Johna Carpentera
przytył 15 kg
Dennis Quaid
*Everybody's All-American"
Taylora Hackforda
schudł 28 kg przytył 18 kg
Tom Hanks Bruce s
*Filadelfia" *Ostatni skaut”
Jonathana Demme'a Tony'ego Scotta
schudł 17 kg przytył 8 kg.
Wojciech Malajkat Rys. Tomasz Be
Nie tylko grają i reżyserują,
ale także malują, rzeźbią i komponują.
W numerze piszemy o polskich aktorach,
którzy odkryli w sobie jeszcze jedno powołanie,
więc w *Dyrdymałach”,
dla odmiany, o zagranicznych.
MALUJĄ RZEŹBIĄ
Cher
Jean-Paul Belmondo Anthony Quinn
David Bowie
Tim Burton
Barbara Carrera
Tony Curtis
Peter Falk
Peter Greenaway
Gene Hackman
Katharine Hepburn
Jeroen Krabbe
Akira Kurosawa
Anthony Quinn
Robert Redford
Sylvester Stallone
Peter Ustinov
Michelle Pfeiffer
Sylvester Stallone
PISZĄ
Inie tylko autobiografie/
Brigitte Bardot
Dirk Bogarde
Joan Collins
Kirk Douglas
Anthony Quinn
FOTOGRAFUJĄ
Jeff Bridges
Gina Lollobrigida
KOMPONUJĄ
albo nieźle grają
John Carpenter
Johnny Depp
Clint Eastwood
Richard Gere
Eddie Murphy
Gary Oldman
Madeleine Stowe
John Travolta
Bruce Willis
MAGAZYN 97 EEEE
Dlaczego do Polski sprowadzane są so-
undtracki tylko na kompaktach lub kasetach
audio, a nie ma płyt analogowych? dopytuje
się Ania A. ze Szczecina. Przyczyna jest
prosta, na Świecie produkuje się coraz mniej
czarnych krążków. Zwyciężył kompakt. W
sklepach muzycznych czasami zdarzają się
jeszcze płyty analogowe, są też soundtracki,
ale jest ich coraz mniej i są to stare tytuły.
Nowości tylko na kompaktach.
Ralph Fiennes poszedł w zapomnienie.
Jesteśmy chyba świadkami narodzin nowej
gwiazdy. Po telewizyjnej emisji miniserialu
*Harem" zostaliśmy zasypani listami od je-
go entuzjastek, w których powtarzało się
jedno nazwisko: Amt Malik, Dla wszystkich
wielbicielek Malika, m.in. D.W. ze Szcze
na, Izabelli K. z Poznania, Krychy z woj.
katowickiego, Katarzyny P. z Zabrza, Karo-
liny Z, z Siemianowic Śl. i Anny Z. z woj.
warszawskiego, dziś garść informacji. Art
Malik ma 41 lat, urodził się w Pakistanie i
dorastał w Anglii. Jako kierunek studiów
wybrał biznes i zarządzanie, ale występy na
studenckiej scenie zaraziły go pasją do ak-
torstwa, Grał w Bristol Vie i Old Vic, był
też członkiem Royal Shakespeare Company.
Pierwszą rolą ekranową, która zwróciła na
iego uwagę, był Hari Kumar w
lejnot w koronie”. Zagrał też niewielkie
role w "Podróży do Indii” Davida Leana
11984/ i "Living Daylights” Johna Glena
11985/. Znamy go z "Miasta radości” Rolan-
da Joffć /1992/, "Roku komety” Petera Ya-
tesa /1992/ i "Przeklętej wyspy” Stephena
Wallace'a /1993/. Ostatnio zagrał u boku
Amolda Schwarzeneggera w "True Lies" Ja-
mesa Camerona, Mawia o sobie: "Uważam
się za aklora metodycznego. Bohater, które-
g0 gram, musi zawładnąć moimi myślami
do tego stopnia, że wiem o nim wszystko,
znam najmroczniejsze szczegóły jego du-
szy”. Amt Malik mieszka na stałe w Anglii z
żoną i dwoma córkami.
BŁAŻEJ K. z Poznania. "Judgment Ni-
ght” Stephena Hopkinsa wydało na kasetach
w czerwcu "ITI". Polski tytuł "Sądna noc”.
Główne role grają Emilio Estevcz. Cuba Go-
oding Jr., Denis Leary, Stephen Dorff i Jere-
my Piven.
MONIKA F. z Krakowa. Zdjęcie Erica
Schwciga zamieściliśmy w numerze gru-
dniowym z ubiegłego roku, były też infor-
macje na temat tego sympatycznego aktora.
Syn Indianki i Eskimosa, został zaadopio-
wany przez kanadyjsko-niemieckie małżeń-
stwo. Ma 27 lat i 189 cm wzrostu. W ubie-
głym roku został uznany przez czytelniczki
amerykańskiego magazynu "People" za jed-
nego z najprzystojniejszych mężczyzn Świa-
1a. Po roli Uncasa w "Ostatnim Mohikani-
rolę u boku Teda Dansona w "Pontiac Mo-
on”, ponieważ producenci chcieli żeby ob-
ciął swoje piękne włosy. "Nigdy i za nie w
świecie ich nie zetnę” oświadczył stanow-
czym głosem.
ANNA Z. z woj. warszawskiego. Pytań
sporo, dziś więc odpowiemy tylko na kilka z
nich. George Fenton skomponował muzykę
m.in, do "Towarzystwa wilków”, "Nie jeste-
śmy aniołami” i *Zjaw” Neila Jordana, "Jak
w zegarku” Christophera Morahana, "84
Charing Cross Road” Davida Jonesa, "Ślicz-
notki z Memphis” Michaela Catona-Jonesa,
"Białego pałacu” Luisa Mandoki, "Fisher
Kinga” Terry'ego Gilliama, "Diagnozy zbro-
dni” Phila Joanou, "Dnia świstaka” Harolda
Ramisa, *Cienistej doliny” Richarda Atten-
borough i *China Moon” Kevina Reynoldsa.
Był nominowany do Oscara za muzykę do
*Niebezpiecznych związków” Stephena Fre-
arsa, "Gandhiego" i"Cry Freedom" Richar-
da Attenborough. Amanda Plummer zbiera
pochwały nie tylko za role ekranowe, ale jest
także cenioną aktorką teatralną, kilkakrotnie
nominowaną do nagrody Tony. Na scenie.
zadebiutowała w 1981 w "A Taste of Ho-
ney” /Smak miodu i z miejsca zdobyła swo-
ją pierwszą nominację do Tony'ego. Samą
nagrodę dostała rok później za rolę w
"Agnes of God”. W swoim dorobku scenicz-
nym ma również główne role w "Szklanej
menażerii” i *Pigmalionie", Także na po-
czątku lat 80. zaczęła regularnie pojawiać się
na dużym ekranie, grając m.in. w Cattle An-
nie and the Little Britches /1980/, Świat we-
dług Garpa /1982/, Daniel /1983/, Hotel New
Hampshire /1984/, Made In Heaven /1987/,
Joe Versus the Volcano /1990/, Fisher King
11991/, Freejack /1992/, Needful Things
11993/, I Married Axe Murder /1993/, a
ostatnio Pulp Fiction /1994/. Jej najnowsze
filmy to "Nostradamus" /rola Katarzyny Me-
jskić z Erikiem Stoltz.
U.L. z Warszawy. Zacznijmy od filmo-
grafii Johna Schlesingera /pozostałe obiecu-
jemy wkrótce/: Rodzaj miłości /1962/, Billy
kłamca /1963/, Darling /1965/, Z dala od
zgiełku /1967/, Nocny kowboj /1969/, Sun-
day, Bloody Sunday /1970/, Visions of Ei-
ght /1973/, Dzień szarańczy /1975/, Mara-
tończyk /1976/, Jankesi /1979/, Honky Tonk
Freeway /1981/, Sokół i koka /1985/, Wy-
znawcy zła /1987/, Madame Sousatzka
[1988/, Wzgórza Pacyfiku /1990/, The Inno-
cent /1993/.
ARTUR G. z woj. gdańskiego. Absolut-
nie wszystkiego o Valerii Golino nie wie
nikt poza samą Valerią, ale służymy garścią
informacji. Neapolitanka z domieszką krwi
greckiej /ze strony matki. W wieku 14 lat
zaczęła karierę modelki. W 1984 zadebiuto-
wała na ekranie w "Scherzo" Liny Wertmiil-
ler, po którym zagrała m.in. w "Figlio mio
infinitamente caro” Valentino Orsiniego
11985/ i *Paura e amore” Margarethe von
Trotty /1988/. Za rolę w *Storia d'amor
Francesco Mascllego dostała nagrodę na fe-
stiwalu w Wenecji w 1986. Amerykański
ctap jej kariery otworzyła komedia "Big Top
Pee-Wee” Randala Kleisera /1988/. Podbiła
serca publiczności w scenie pocałunku z
chorym na autyzm Raymondem /Dustin
Hoffman/ w "Rain Manie” Barry'ego Levin-
sona. Widzieliśmy ją również w obu czę-
ściach "Hot Shols” Jima Abrahamsa.
AGNIESZKA S. z woj. lubelskiego.
Cary Elwes urodził się w Londynie, dzieciń-
stwo spędził w Hiszpanii, a aktorstwo stu-
diował w Nowym Jorku. Zadebiutował w
Anglii w "Another Country" Marka Kanie-
ski /1984/, po "Lady Jane" Trevora Nunna
11985/ wyjechał do Stanów. Sukcesem oka-
zała się rola Westleya w "Narzeczonej księ-
cia” Roba Reinera /1987/. Zagrał również w
"Glory" Edwarda Zwicka /1989/, "Szybki
ica” Tony'ego Scotta /1990/,
Jima Abrahamsa /1991/, "Dra-
cula” Francisa Forda Coppoli /1992/, a
ostatnio "Robin Hood. Faceci w rajtuzach”
Mela Brooksa /1993/..
RAFAŁ K. z Lublina. Wspólne filmy
Sydneya Pollacka i Roberta Redforda? Pro-
szę bardzo. Nakręcili ich w sumie 7: This
Property Is Condemned /1966/, Jeremiah
Johnson /1972/, Tacy byliśmy /1973/, Trzy
dni Kondora /1975/, The Electric Horseman
11979/, Pożegnanie z Afryką /1985/ i Hava-
na /1990/.
PIOTR D. z Zamościa, Muzyka do fil-
mów "Biały" " st do-
stępna na kompaktach. Nie słyszeliśmy o
kasetach z dialogami z filmów. Niektóre z
nich są czasami wykorzystywane na płytach
z. filmowymi soundtrackami. Przykładem
płyta "Reservoir Dogs”.
ALEK K. z Katowic. Na ścieżce dźwię-
kowej "Nagiej broni 33 i 1/3" znalazły się
piosenki w wykonaniu Huey Lewisa and the
News /Hip To Be Square/, Bee Gees /Stay-
in” Alive/, Johnny'ego Mathisa /Misty/,
Jerry'ego Lee Lewisa /Great Balls of Fire/,
Pia Zadory /This Could Be The Start of So-
mething/ i Petera Segala /The Food Songy.
MAGDALENA L. z Warszawy. Tak
dawno nie było próśb o daty urodzin, że już
czuliśmy się nieswojo. Tym chętniej s
niamy prośbę: Daniel Day-Lewis -
29.04.1957, Liam Neeson — 7.06.1952, Rut-
ger Hauer — 23.01.1944.
Możesz do nich napisać
DREW BARRYMORE
c/o Inter Talent
131 South Rodeo Drive, 300
Beverly Hills
CA 90212 USA
WOJCIECH MALAJKAT
Teatr "Studio"
pl. Defilad
/PKiN/
00-110 Warszawa
Ps
EDDIE MURPHY
clo Paramount |
Gulf and Western Plaza
New York
NY 10023 USA
Nie możemy odpowiadać za ewentualną zmianę agencji przez adresata i nie gwarantujemy, niestety, odpowiedzi.
KEANU REEVES
cło CAA 9830
Wilshire Blvd.
Beverly Hills
CA 90210
USA
FILM
p.o. redaktora naczelnego, sekretarz
redakcji: Lech Kurpiewski
Zespół: Elżbieta Ciapara, Krzysztof
Demidowicz, Tomasz Jopkiewicz,
Krystyna Michalska, Jan Olszewski.
Stale współpracuj.
Krzysztof Kłopotowski (Nowy Jork),
Andrzej Kołodyński, Elżbieta
Królikowska-Avis (Londyn), Andrzej
Kucharczyk (Graffiti-INFO), Zuzanna
Łapicka-Olbrychska, Maria Oleksiewicz,
Joanna Orzechowska (Paryż), Oskar Sobański,
Wojciech Tomczyk, Krzysztof Wellman,
Andrzej Werner, Mateusz Werner,
Dobrochna Badora-Zawadzka (opracowanie
graficzne), Joanna Mościcka (red. techniczna).
Dział reklamy: Wiesław Nowak tel/fax 45-39-08
Wydawca: FILM S.A.
Prezes zarządu: Leopold Stefański
Adres redakcji i wydawcy:
ul. Puławska 61, 02-595 Warszawa
tel. 45-53-25 (red.nacz.), 45-39-08
(sekr. red.), 45-40-41 w. 112 fax 45-46-51
Prenumeratę przyjmują oddziały RUCH.
Przygotowanie: Protea-Graf
Druk: Seregni s.p.a. Milano
Przedstawiciel w USA: Krzysztof Kamyszew:
The Society for Polish Arts. 1112 North
Milwaukee Ave. Chicago, Illinois 60622, USA.
Redakcja nie odpowiada za treść reklam
PL ISSN 0137-463X
vik Gilboa (Hollywood),
© SPONSOR MISTRZOSTW ŚWIATA USA 1994 „24% mą
39m
LM iu
WIKUŚA
*MożE WSZYS
R
Ń
© FANTASTYKA £ Zombie Sputnik Corporation
Bom in the USA.
LUCKIES
AN AMERICAN ORIGINAL
FILTERS
KING SIZE BOX
Lucky Strike. Nic więcej.
Palenie albo zdrowie: wybór należy do Ciebie. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej.